Suwaczek

Suwaczek z babyboom.pl

piątek, 6 maja 2011

WRZESIEŃ 2O1O

5 WRZEŚNIA
Chwilę nie pisałam, ale trochę się u nas działo.. Ale po kolei..

Na początku tygodnia pojechaliśmy do teściowej mojej siostry po łóżeczko dla Poli. Jeszcze jak byłam w ciąży to siostra powiedziała, że da nam swój wózek (po jej 5 letnim synku) - miała naprawdę super czterokołowca firmy Mutsy, w moim ulubionym, czerwonym kolorze i w dobrym stanie. A wiadomo, wózek to chyba największy wydatek przy dziecku, więc fajnie, że nam odpadł. Rozmawiałam kiedyś też z siostrą, że jedziemy oglądać łóżeczka dla dzieci. Ona na to, że po co, przecież ona ma po synku to nam da.. No dobra, to tym tematem też się nie interesowaliśmy. Zwłaszcza, że siostra miała 2 łóżeczka - jedno stare, po naszym bracie, który teraz ma 19 lat(!) i drugie nowe, które kupiła dla synka. To nowe stało u nich w domu, a to starsze było u teściów na okazję, gdy mały nocował u dziadków. Siostra nie ma piwnicy, więc wszystkie większe rzeczy wywozi do teściów. Tak też było z wózkiem i łóżeczkiem. No i co się okazało? Że siostra swoje łóżeczko z domu wyrzuciła, a u teściów w piwnicy stało to stare, jeszcze po moim bracie... A więc po dwójce dzieci, z materacem takim z gąbki, całym w pajęczynach... Trochę się z M. wkurzyliśmy, bo siostra sama tego łóżka nie chciała i dla dziecka kupiła sobie nowe, a nam chciała wcisnąć stare... Gdybyśmy o tym wiedzieli, to już dawno kupilibyśmy dla Poli nowe, w końcu to żaden wydatek - no chyba, że się kupuje jakieś na wypasie.. A tak to musieliśmy na tempo coś kombinować. Ja się tematem łóżka i materaca nie interesowałam, bo siostra mówiła że wszystko ma i że jest ok.. Chyba dawno do piwnicy teściów nie zaglądała... :/ Na szczęście koleżanka poratowała mnie szybką instrukcją gdzie można kupić dobry materac i co w tym przypadku oznacza 'dobry'. A po łóżeczko pojechaliśmy standardowo do Ikei i kupiliśmy dla małej takie białe:


A do tego materac lateksowo-kokosowy firmy Hevea. Niestety nie udał się nasz plan, aby Pola spała od początku tygodniu w nowym łóżeczku, bo materac zamawialiśmy przez Internet i przyszedł dopiero w piątek. Ale trudno.. Najważniejsze, że zamiana koszyczka na nowe, WIĘKSZE łóżeczko bardzo się Poli spodobała. Bałam się trochę, czy nie będzie płaczu, bo wcześniej koszyczek stał koło łóżka, po mojej stronie, a łóżeczko musiało stanąć w zupełnie innej części naszej sypialni. Ale Pola zaakceptowała je bardzo szybko. W końcu mogła spokojnie położyć się 'na jezuska' - czyli z szeroko rozłożonymi ramionami. No, a jak zobaczył nad swoim łóżeczkiem grającą karuzelę z kolorowymi zwierzątkami to już w ogóle pojawił się wielki uśmiech na twarzy :) Śmialiśmy się, bo próbowała machać łapkami, tak jak to robi leżąc na macie i dosięgnąć tych zwierzątek, a że są dużo wyżej nad jej głową niż te, które wiszą na macie, to trochę się wkurzała, że macha macha i nic :)

Nie tylko Pola się cieszy ze swojego łóżeczka - ja również. Zobaczymy jak to będzie dalej, ale póki co, w te 2 noce które przespała w nowym miejscu budziła się tylko 2 razy na nocne karmienie, a nie 3 jak to było do tej pory. Być może przypadek, a być może tak już będzie.. Czas pokaże..

W 'słowniku' Poli pojawiły się też nowe słówka, a mianowicie: " khhhh" oraz "gnieeeee" ..

W tym tygodniu próbowaliśmy też zamknąć organizacyjnie temat chrzcin. Chcieliśmy się przejść po Rynku w poszukiwaniu jakiejś restauracji, gdzie zmieśclibyśmy się przy 1 stoliku w 15 osób, gdzie wjechałyby 2 wózki i żeby było w miarę kameralnie. No i żebyśmy nie wydali majątku.. Niestety pogoda nas nie rozpieściła i prawie cały czas lało.. Poszukiwania więc musieliśmy zrobić w Internecie, co trochę czasu też pochłonęło. Najważniejsze, że się udało i jesteśmy teraz na etapie dogrywania menu z managerką restauracji. Fajnie, bo udało nam się znaleźć ją blisko kościoła, w którym Pola będzie miała chrzest, więc nawet jak będzie padało to nie będzie problemu.

M. się przez tą pogodę przeziębił. A chłop chory oznacza MASAKRĘ! Na szczęście M. rzadko choruje, bo inaczej doszłoby w naszej rodzinie do morderstwa. Jak mnie głowa boli, to biorę Ibuprom (teraz musiałam go zamienić na Paracetamol) i 'idę dalej' - czyli robię to, co miałam w planie, czyli np. sprzątam, jadę na zakupy, robię obiad.. Jednym słowem funkcjonuje normalnie, bo życie mnie do tego niejako zmusza. Odkąd mamy Polę, to dodatkowo muszę jeszcze ją nakarmić, zmienić jej pampersa, wyprasować jej ciuszki... Nie ważne, czy czuję się dobrze, czy źle. M. bolało gardło i miał lekki katar i snuł się po mieszkaniu jakby zaraz miał zejść z tego świata. A w sobotę to już miarka się przebrała! Poprosił mnie rano, żebym mu zrobiła rosół - może lepiej się poczuje. Ok, poszłam na zakupy i między karmieniem Poli, sprzątaniem w kuchni, a praniem ugotowałam rosołek. M. w między czasie siedział przy kompie i tworzył swoje cv, bo zmienia pracę. Na kwęk Poli oznajmiający, że się obudziła albo że ma mokro nie reagował. Całe przedpołudnie zajmowałam się małą, bo przecież on jest chory i jeszcze dziecko zarazi.. Do tego prosił mnie, żebym mu napisała list motywacyjny - proszę bardzo. W południe musiałam jednak wyskoczyć pilnie do pracy i zostawiłam Polę pod opieką taty. Wracam po 2 godzinach, a tu M. siedzi na kanapie i tępo gapi się w tv machając przy tym bezwiednie dziecku grzechotką przed nosem.. Pytam się, czy jadł obiad - odburkuje że nie, bo zajmuje się dzieckiem. Nalałam więc nam zupę, ale niestety Pola była chyba już śpiąca i zaczęła marudzić. Udało mi się zjeść parę łyżek i musiałam się nią zająć.. W tym czasie M. spokojnie konsumował swój obiad. Zjadł i siadł przed tv jakby nie widząc, że ja nie zjadłam. Myślałam, że mnie zmieni przy Poli, ale gdzie tam. Tv ważniejsza.. O jak się wkurzyłam!! Zabrałam dziecko, trzasnęłam drzwiami i pojechałyśmy na spacer. Musiałam odreagować.. Katar i ból gardła odjęły chyba M. zdolności życia w rodzinie i rozum! Szkoda gadać.. Spacer trochę mi pomógł, bo emocje lekko opadły, trochę sobie też pomyślałam i doszłam do wniosku, że cóż - M. czasem, na szczęście bardzo rzadko zachowuje się jak jego ojciec. Czyli że on jako mąż i głowa rodziny nie ma w domu żadnych obowiązków, bo mąż jest od utrzymywania rodziny, a żona od dbania o dom i od wychowywania dzieci. Szkoda tylko, że w tej teorii zapomina się, że żona też pracuje i też pieniądze do domu przynosi. A czasy, kiedy kobiety rzeczywiście siedziały w domu i nie pracowały, a rodzinę utrzymywał tylko mąż już dawno minęły!!

A ja zostawiłam go na 2 godziny z dzieckiem i sobie pojechałam... Ech.. Wieczorem sama wykąpałam małą, bo nie chciałam się prosić o pomoc. Łaski nikt mi nie będzie robił.. Położyłam malutką spać, a z tej złości i całej sytuacji zrobiło mi się mega smutno.. Pola jest naprawdę kochanym dzieckiem, bardzo mało płacze, można ją już zostawić na dłuższą chwilę samą na macie - macha sobie rączkami i gaworzy do zwierzątek nad głową, potrafi też leżeć sobie na leżaczku i obserwować co się dzieje w pokoju, ale trzeba też się nią jakiś czas zająć - porozmawiać z nią, wziąść ją na ręce i przytulić, pokazać jej kolorowe okładki książek na półce, drzewa za oknami, pobawić się z nią w jakikolwiek sposób, nawet w 'a ku ku!'.. A M. tak jak na początku chętnie do niej gadał i ją przewijał, tak w miarę upływu czasu chyba coraz mniej mu się to podoba.. :/

Ale wieczorem już oboje nie wytrzymaliśmy tej atmosfery i musieliśmy sobie wyjaśnić co komu na sercu leży.. M. powiedział, że w jego odczuciu wcale się mniej małą nie zajmuje, może ostatnio - ale to dlatego, że nie chce jej zarazić.. Że jego krzywa mina nie wynikała z żadnego 'focha', tylko jego złego samopoczucia z powodu bólu gardła i że przecież jak go o coś proszę, to zawsze mi pomaga, a że czasem ja nic nie mówię, tylko liczę na to, że on się domyśli, a potem się wkurzam, że on czegoś nie zrobił - to nie jego wina, bo on jest tylko facetem, a faceci są mało domyślni.. :) Ech.. Najważniejsze, że atmosfera się oczyściła.. Bo oboje nie lubimy się na siebie dąsać.. A teraz dodatkowo mamy Polę - a dziecko wyczuwa takie nastroje i nie dobrze by było, gdyby jeszcze mała nam zaczęła popłakiwać..

Oj, resztę chyba dopiszę jutro, bo Pola się obudziła :)
---

10 WRZEŚNIA
M. od 1szego września nie pracuje i siedzi ze mną w domu. Wydawać by się mogło, że w związku z tym będę mieć więcej czasu, bo druga osoba w domu to zawsze jakaś pomoc i odciążenie. A tymczasem, mam wrażenie, że tego czasu mam dużo mniej! Przede wszystkim, wstajemy trochę później niż zazwyczaj - jak M. chodził do pracy to już o 8 byliśmy na nogach. Teraz ja wstaję o 9, a M. sobie jeszcze dosypia :) Potem śniadanie, ubieranie, spacerowanie, robienie obiadu i nie wiadomo kiedy wybija 16ta.. Do tego prawie codziennie gdzieś jeździmy albo ktoś nas odwiedza i jakoś tak w szybkim tempie doszliśmy do 10 września..

Po ostatniej kłótni z M. o której pisałam we wcześniejszym wpisie i rozmowie na temat tego, że ja jestem owszem, matką Poli, ale on jest też jej ojcem, M. zaczął więcej czasu spędzać z naszą super-dziewczynką. Wydaje mi się, że podziałały na niego słowa, że niektóre dziewczyny piszą na blogach, czy forach internetowych. że jedynymi osobami z którymi zostawiłyby swoje dziecko to mąż albo mama.. I że ja też bym chciała kiedyś móc zostawić małą na pół dnia z nim i iść bez stresu, spokojnie do fryzjera, czy kosmetyczki. A nie tak wszystko na tempo i z Pola 'za ścianą', czyli ja siedzę u fryzjera na fotelu, a M. spaceruje z nią po okolicy, żebym zaraz po wyjściu z salonu mogła dać małej cyca..
M. sobie chyba wszystko to przemyślał i na początku tygodniu odciągnęłam sobie mleko (w sumie po raz pierwszy) i poszłam zrobić sobie kolor i podciąć włosy, żebym w niedzielę na chrzcinach nie straszyła ludzi. Pech chciał, że podobno zaraz po moim wyjściu mała wpadła w histerię.. Mama zniknęła jej z pola widzenia i chyba Poli zrobiło się smutno... :) Dopiero jak M. wziął ją na spacer to się uspokoiła - co mnie zupełnie nie dziwi, bo spacery chyba na każde dziecko dobrze działają. Pola z reguły przesypia smacznie całe nasze wycieczki i tym razem było tak samo. Koniec końców - M. stwierdził, że on się do tego nie nadaje i że w najbliższym czasie na pewno z nią nie zostanie, bo on się tak tą sytuacją zestresował i w ogóle, że na razie ma dość... No cóż, nikt nie mówił, że będzie łatwo.. :) Poza tym mi też się czasem zdarzał dzień, że Pola marudziła i musiałam próbować różnych sposobów, aby wybadać o co jej chodzi.. M. chyba myślał, że dziecku wystarczy dać smoczka albo 'zatkać' go herbatką i będzie ok. A tu niestety czasem trzeba zajrzeć w pampersa, czasem pogrzechotać grzechotką, czasem przytulić, a czasem po prostu wziąść na spacer..

Pola póki co ładnie śpi w swoim łóżeczku. Dziś przespała od 20 do 4:30 - prawie całą noc! Za to wczoraj budziła się co 2 godziny zaczynając od 23... Więc noc nocy nie równa. Rośnie nam jak na drożdżach i znowu muszę jej zrobić przetasowanie ubranek w komodzie - te już za małe schować do worka, a wyjąć z niego te, które jeszcze nie dawno były oznaczone jako 'za duże'..

W niedzielę chrzciny... Teściowie mają przyjechać na 2 dni - niedzielę i poniedziałek.. Nie śpią u nas (może i dobrze?), bo stwierdzili, że oni przecież dużo palą i co chwilę musieliby wychodzić na balkon (u nas w domu się nie pali), poza tym swobodniej się będą czuć jak będą sami.. No więc zarezerwowaliśmy im mieszkanie (hotele są u nas bardzo drogie), znaleźliśmy takie nawet blisko Rynku i kościoła. Skorzystaliśmy z tej bazy - może komuś, kiedyś się przyda: www.noce.pl

Zobaczymy, czy weekend minie spokojnie, czy teściowa z czymś nie wypali... Do tego ma przyjechać siostra M. z chłopakiem i ich synkiem, miesiąc starszym od naszej Poli. A siostra M. jest dość dziwną i specyficzną laską, więc już nastawiam się, że będę musiała wysłuchać od niej '100 porad na temat życia z dzieckiem', bo przecież ona ma większe (czytaj: dłuższe o miesiąc) doświadczenie w tej dziedzinie.. A jak usłyszałam od M. o jej poglądzie, że dziecko czasem płacze, tylko dlatego, że to lubi, to mi ręce opadły.. I że trzeba dać się dziecku wypłakać, bo samo się uspokoi... Mi by chyba serce pękło jakbym miała słuchać płaczu dziecka przez godzinę.. Poza tym taka mała istotka nie płacze 'bo lubi', tylko próbuje nam coś przekazać! Dziecko nie płacze tylko dlatego, że jest głodne! Przecież może mu być mokro/ zimno/ za gorąco/ nudno/ może być zmęczone..... Ach.. Mam nadzieję, że jakoś przeżyję ten weekend i że nasza Pola będzie w kościele smacznie spała :)
---

13 WRZEŚNIA
Wczoraj nasza Pola miała swój wielki dzień. A ja wielkiego stresa! Sama nie wiem czemu, ale denerwowałam się bardziej niż przed własnym ślubem.. Czy mała wytrzyma w Kościele tak długo na moich rękach? Czy uda się zrobić tak, aby dostała cyca ok. 11:15-30 dzięki czemu powinna wytrzymać spokojnie godzinę w kościele, czy może wstanie np. o 7 (co jej się często zdarza), a to nam trochę 'rozwali' dzienny plan karmienia, bo kolejne wypadnie ok. 10, a następne ok. 13 - czyli wtedy kiedy będziemy w połowie mszy... Czy teściowie z czymś nie wyskoczą? Czy siostra M. nie zacznie prawić swoich mądrości na temat wychowania dzieci? Czy nie będzie tekstów w stylu: "Za ciepło ubrana/ za lekko ubrana/ O, na pewno jest głodna!/ Źle ją karmisz... itp itd...
Na szczęście oprócz tego, że pociągi którymi przyjechali do nas: ojciec chrzestny z żoną oraz rodzice M. z siostrą, jej chłopakiem i małym synkiem się spóźniły, to wszystko się super udało. Pola wstała ok. 8 rano, dostała cyca i potem do 11 prawie w ogóle nie spała, więc była szansa, że zaśnie w kościele. Potem zasnęła dosłownie na 20 minut, akurat tyle ile potrzebowałam żeby się wymalować, a M. w tym czasie pojechał na dworzec po gości. Z karmieniem udało się tak jak chciałam, czyli Pola dostała cycka po 11, na 12 dotarliśmy do kościoła i podpisaliśmy pod okiem księdza wszystkie dokumenty (chrzestny jest spoza naszego miasta i wcześniej nie mogliśmy tego zrobić) i na 12:30 byliśmy gotowi do chrztu! Pola praktycznie do ceremonii chrztu spała, na sam chrzest się obudziła i trochę pomarudziła, ale potem wpakowaliśmy ją do wózka i zasnęła :) Ksiądz bardzo sprawnie odprawił mszę, jak i zresztą całą ceremonię chrztu - jak zobaczył, że Pola marudzi to się naprawdę streszczał :) A nasza córcia wyglądała jak mała księżniczka - miała białe rajtuzki, białe body z długim rękawem, a na to piękną, białą sukieneczkę, którą dostaliśmy od cioci z Kanady (bratowej taty). Generalnie niezbyt podobają mi się takie baletnicowe wdzianka dla małych dziewczynek, ale ta sukieneczka była wyjątkowo śliczna i taka 'delikatna' :)

Na obiedzie też było całkiem miło. Jak się okazało wybraliśmy bardzo fajne miejsce. Przede wszystkim bardzo blisko kościoła, co było ważne m.in. ze względu na moją babcię, która ma 86 lat i problemy z chodzeniem. Jedzenie było pyszne, obsługa miła, a tort, który przyniosła moja siostra przepyszny! Pola dostała "Biblię dla dzieci" - bardzo fajną, z prostymi, kolorowymi obrazkami, tekstem napisanym prosto i zrozumiale dla dzieci i z dużymi literami. Jak nie jestem zwolenniczką takich rzeczy, bo z reguły te "Biblie dla dzieci" lądują na półce i się do nich nie zagląda, bo tekst napisany jest tak, że małe dziecko nie zrozumie treści, a z kolei duże dziecko sięga już po normalną Biblię.. Tak ta wersja bardzo mi się spodobała i myślę, że jak Pola trochę podrośnie to w ramach wieczornego czytania bajek, będę jej podczytywać Biblię :) Dostała też zabawki i kocyk z kaczuszką i wyhaftowanym imieniem Pola - prezent od siostry M., który bardzo nas zaskoczył - i to pozytywnie! :) Siostra M. ma zupełnie inny gust od nas i to chyba w każdej dziedzinie i nie spodziewaliśmy się od niej czegoś fajnego, a tu proszę - niespodzianka :) Od rodziców M. dostaliśmy krzesełko do karmienia. Tzn. zamówiliśmy sobie je na allegro, a oni nam oddali kasę. W ten sposób prezent dotarł od razu do nas i teściowie nie musieli go targać z Warszawy. Pola dostała też łańcuszek z medalikiem z Matką Bożą i drugi medalik z Aniołkiem :)
A wieczorem rodzice M. przyjechali do nas, gdzie razem z moją rodzinką siedzieliśmy sobie przy winku (hm, niektórzy przy herbatce.. :) i świętowaliśmy. Było nawet miło i obyło się bez mądrości teściowej na temat wychowania dziecka i życia. W ogóle jakoś wyjątkowo teściowie byli mili i nie czepiali się ani mnie, ani M. - co im się zdarzało nie raz. Jak czytałam ostatnio wpis na blogu jednej z Was o tym, że teściowa się we wszystko wtrąca, od karmienia dziecka do jego ubierania to chyba wolę swoją, która się w nic nie wtrąca - bo się niezbyt naszym życiem interesuje, dobrze, żę chociaż wnuczką się zaczęła trochę interesować. I tak jak kiedyś mówiła, że ona się wnukami zajmować nie będzie, ani ich wychowywać, to chyba zdanie zmieniła, bo jak się okazało to synkiem siostry M. zajmuje się dość często (zwłaszcza, że chwilowo nie pracuje), a i coś przebąknęła, że zabrałaby do siebie na parę dni Polę. Ale na to nie ma co liczyć, bo ja swojej córeczki u nich na pewno nie zostawię! Zresztą póki co, nie ma takiej potrzeby..

Ach, nie przypuszczałam, że tak się będę tym dniem stresować i że tak się wzruszę przy chrzcie swojej córeczki. Nie jestem osobą, która chodzi co tydzień do kościoła. Chodzę jak odczuwam taką potrzebę. Uważam, że jak człowiek się chce pomodlić to może to zrobić wszędzie i o każdej porze, a nie tylko w niedzielę o 12. No cóż, faktem jest, że łezka mi się w oku zakręciła, gdy ksiądz polewał główkę Poli wodą i namaszczał jej czółko..

Teściowie zostali do dzisiaj, tj, do poniedziałku u nas. Choć 'u nas' to za dużo powiedziane. Nie spali u nas, tylko w wynajętym apartamencie. Zapraszaliśmy ich dziś do siebie na śniadanie, ale nie dotarli.. No cóż, jeszcze pół roku temu bym się tym wkurzyła, ale teraz mam już na to olewkę. Jeśli zamiast spędzić czas z wnuczką, którą do tej pory widzieli tylko raz (a ma już 2 i pół miesiąca) woleli sobie pospacerować po Rynku - ich sprawa.

A nasza Polcia dostała dziś popołudniu jakiegoś ataku! Spała sobie słodko, po czym się obudziła i wpadła w straszną histerię - biedactwo, płakała wniebogłosy i prężyła się, masowanie brzuszka nie pomagało, 'rowerek' też nie, leżenie na brzuszku też nie.. W pewnym momencie tak się zaczęła zanosić płaczem, że mi samej łzy w oczach stanęły.. :( Bidulka.. W końcu wzięłam ją na ręce 'na tygryska', czyli brzuszkiem do dołu i po chwili przestała płakać.. Ponosiłam ją tak trochę, dostała potem herbatkę na trawienie i jakoś się uspokoiła.. Co jakiś czas troszkę sobie pochlipała, ale generalnie 'sytuacja została opanowana'. Potem wyleżała się dłużej niż normalnie w ciepłej wodzie w wanience i mam nadzieję, że noc nam minie spokojnie.. Zastanawiałam się co jej mogło zaszkodzić - mam 3 typy: zjadłam wczoraj 2 małe ogórki konserwowe na próbę wieczorem, a na obiad w restauracji mieliśmy polędwicę wołową w sosie z 4 serów, więc może ten sos był za ciężki, albo mięso za słabo wypieczone?.. Ech, najważniejsze, że w końcu maleńka się uspokoiła.
---

14 WRZEŚNIA
Naszła mnie taka refleksja po chrzcinach naszej Poli.. Po raz pierwszy miałam okazję zobaczyć swojego.. hm.. jak to będzie? syn szwagierki? czy taka koligacja rodzinna ma jakąś nazwę, czy po prostu powinnam mówić per 'syn szwagierki'? :) W każdym bądź razie po raz pierwszy mogłam zobaczyć małego Olka i chłopaka siostry M. Chłopak zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie - przystojny, kulturalny, cichy, miły koleś, co potwierdza regułę, że przeciwieństwa się przyciągają. Bo siostra M. po mamie jest bardzo głośna, trochę przemądrzała i lubiąca postawić na swoim. A podczas niedzielnego spotkania zaobserwowałam u niej jeszcze jedną cechę, którą odziedziczyła po teściowej - podejście do dzieci: a raczej brak podejścia. Olkiem zajmował się głównie jej chłopak - on go karmił (mały od urodzenia jest na butelce, a jak się potem zapytałam teściowej, dlaczego siostra M. nie karmi małego piersią to usłyszałam: "A po co?" po czym teściowa szybko zmieniła temat mówiąc podniesionym głosem, żeby zagłuszyć ewentualne dalsze pytania i komentarze - to jej stały numer). On małego przewijał, on go nosił na rękach, a siostra ograniczała się do wygłaszania komentarzy w stylu:"Uważaj, bo masz na rękach MOJE dziecko" - brzmiało to tak jakby dziecko nie miało ojca i ona sama się zapłodniła... Smutno mi się zrobiło, bo jednak matka to matka. Podczytuje inne blogi młodych mam i tam z każdego słowa wypływa matczyna miłość i troska o swoje dziecko. Każda pisze o swoim maleństwie pieszczotliwie, z uczuciem ... Żal mi małego Olka.. Przecież dla dziecka to mama powinna być tą ostoją, która przytuli, pogłaszcze po głowie, da buziaka i pocieszy! No cóż, Olek będzie musiał szukać pocieszenia u taty... :/

Przed urodzeniem Poli wiele rozmawiałam z moim mężem jak to będzie jak pojawi się w naszym domu mały człowieczek. Mój mąż ze smutną miną stwierdził, że on na pewno nie będzie dobrym ojcem, bo on nie wie co to znaczy 'być ojcem'. Jego wychowywała tylko mama, bo ojciec był za granicą. Z dalszych opowieści wynikało, że mama skąpiła im - jemu i siostrze matczynych uczuć. Nie było przytulania, chwalenia. Było lanie, polecenia-rozkazy i traktowanie jak w wojsku. Przykra to była rozmowa z M. Po pierwsze dlatego, że jemu ciężko się o tym opowiadało, mi z kolei ciężko się tego słuchało, bo u mnie w domu było zupełnie inaczej - było normalnie. Jak trzeba było to rodzice pochwalili, jak trzeba to dali karę. Parę razy dostałyśmy też z siostrą po tyłach, ale dziś tata tego już nie pamięta :) My za to jak najbardziej hihi Rodzice nie szczędzili nam za to uśmiechu, przytulania i miłości.. I ja tak samo zamierzam traktować swoje dzieci - przede wszystkim sprawiedliwie, z szacunkiem i z miłością.. Jak tak patrzyłam na siostrę M. i jej synka to stwierdziłam, że szwagierka też swoje dziecko będzie traktowała tak, jak ją traktowali rodzice.. Szkoda, że gdy dorosła to nie zauważyła, że to nie do końca jest dobry wzorzec... Leżąc wczoraj wieczorem w łóżku tak sobie pomyślałam, że dzięki Bogu mój mąż niewiele odziedziczył po rodzicach. Zresztą wszyscy nasi znajomi, którzy znają jego i jego rodziców twierdzą, że gdyby nie fakt, że M. jest bardzo podobny do swojej mamy z twarzy, to można by sądzić, że go podmienili w szpitalu :)
---

16 WRZESNIA
Pola jutro skończy 2 miesiące i 3 tygodnie. Fajnie się obserwuje jak taki mały szkrab się rozwija.. Ostatnią umiejętnością Poli jest zaciskanie rączki na różnych rzeczach, głównie materiałach - jak ją biorę do odbicia to zaciska paluszki na pieluszce, w wózku łapie w rączkę kocyk.. Czekam z niecierpliwością kiedy zacznie brać do ręki grzechotki i się nimi bawić (oby ta zabawa nie kończyła się tylko siniakami na głowie :). Umie już wystawiać języczek - robi to zwłaszcza wtedy jak już nie chce cycuszka albo smoczka od butelki. Wtedy językiem wypycha niechciane 'jedzonko' czy 'picie' z buźki i robi takie słodkie minki! W ogóle czasem jak strzeli jakąś minkę, to mam ochotę ją schrupać - taka jest wtedy słodka :)

Pola polubiła w końcu leżenie na brzuszku. Dźwiga już pięknie główkę i potrafi ją dość długo utrzymać. Kiedyś po 5 sekundach leżenia na brzuchu był płacz, a teraz potrafi się w tej pozycji nawet uśmiechać :)

W ciągu dnia śpi coraz mniej, a jej czas aktywności się stopniowo wydłuża. Zdarza się, że po rannym 'śniadanku' o 8, nasza królewna nie śpi do 11. Najlepiej spędza jej się czas na macie. Może na niej leżeć nawet godzinkę! Grunt, żeby muzyczka grała (jak M. słyszy Mozarta to zamyka drzwi od pokoju, bo już mu te dźwięki bokami wychodzą :) i żeby coś się nad głową ruszało. A jak jest to fioletowa żyrafka to już w ogóle jest wielki uśmiech na małej twarzyczce :) Na leżaczku też Pola lubi leżeć, byle nie za długo, bo jej się nudzi. Ulubiona zabawa na leżaczku to pakowanie rączki do ust - nie jednego palca, a najlepiej całej piąstki. Zdarza się, że paluch zawędruje w buźce za daleko i wtedy jest płacz. W pewnym momencie zaczęłam się nawet zastanawiać, czy jej aby zęby nie idą, bo przy tym wkładaniu paluchów do ust strasznie się mała ślini, a poza tym za każdym razem pakuje te paluszki pod podniebienie. Ale zaglądnęłam jej do buźki i żadnych oznak zębów nie znalazłam.

Pola już ładnie wodzi oczkami za grzechotkami. Albo za mamą :) Ma też już swoje ulubione zabawki - niebieską rybkę i czerwonego krabika - pierwsza plastikowa, druga materiałowa. Za to zasady działania przytulanek są jej jeszcze obce - na razie skupia się na tym, co wydaje dźwięki :)

Naszym małym wspólnym sukcesem jest też unormowanie godzin karmienia w nocy. Do tej pory było to różnie. Z reguły Pola spała od 19, 20 do 1, 2, a potem budziła się średnio co 2, 2 i pół godziny na cycka i w ciągu nocy wypadało nam czasem nawet 5 karmień wliczając to wieczorne. Teraz Pola budzi się ok. 1,1:30, potem ok. 4 i rano między 7, a 8. Zdarza się też czasem, że po karmieniu tym o 1:30, mała budzi się np. po godzinie, półtorej. Wtedy daję jej smoczka i idzie ładnie spać, a cycuszka dostaje później. Dzięki temu trochę bardziej się wysypiam i szczerze mówiąc odczuwam to potem na plus w ciągu dnia. Mam więcej energii i jakoś tak 'bardziej mi się chce' :)

Po weekendzie idziemy na kolejne szczepienie. Będzie ważenie i mierzenie - zobaczymy co nam powie pediatra.

---

20 WRZEŚNIA
Spotkałam ostatnio znajomą, z którą dawno się nie widziałam. Po wstępnych pytaniach: "Co u Ciebie słychać?" i 'A u Ciebie co tam?" znajoma na wiadomość, że niedawno zostałam mamą zapytała mnie: "I co? Jesteś TERAZ szczęśliwa?" .. Po urodzeniu Poli to pytania słyszałam co najmniej kilka razy. Zadawały mi je koleżanki, która nie mają dzieci, jak i takie, które już posiadają potomstwo. Za każdym razem miałam wrażenie, że osoba, która o szczęście moje pyta oczekuje odpowiedzi twierdzącej, potwierdzającej fakt, że posiadanie dziecka mnie uszczęśliwiło. W tych pytaniach z reguły był nacisk na TERAZ i SZCZĘŚLIWA, tak jakby jedyną możliwością dla kobiety, aby poczuć ten stan radości było potomstwo. A ja szczęśliwa bywałam i przed urodzeniem Poli! Miałam i mam u swego boku kochającego męża, fajnego, wesołego pieska, mamy fajne mieszkanko, fajną pracę, udawało nam się do tej pory realizować swoje podróżnicze marzenia, które zawsze dostarczały nam masy wrażeń i radości... Pojawienie się Poli dopełniło naszą rodzinkę i z modelu 2 i pół (pół to pies :), staliśmy się rodziną 2+1+1/2 :) Nasza córcia jest zdrowym, grzecznym bobaskiem, który często się śmieje, nie mamy z nią póki co większych problemów - więc i radość z posiadania potomstwa jest u nas obecna każdego dnia. Nie rozumiem tego nacisku na 'szczęście rodzinne wynikające tylko i wyłącznie z posiadania dzieci'. Są ludzie, którzy dzieci nie mają z różnych powodów i też są szczęśliwi! Może gdyby w naszym przypadku było inaczej, gdybyśmy długo się o dziecko starali, aż tu nagle - bach, 2 kreski na teście - może rzeczywiście inaczej bym to 'szczęście' postrzegała. Ale u nas wszystko odbyło się bardzo szybko - pierwsze podejście do robienia dzidziusia i od razu się udało! :) Czy byliśmy szczęśliwi jak zobaczyliśmy wynik testu? Jasne że tak! Czy byliśmy szczęśliwi na wiadomość, że to będzie dziewczynka? Jasne! (tzn. ja bardziej, M. na początku trochę mniej, bo liczył na chłopca - chyba jak każdy facet). I to szczęście było z nami PRZED pojawieniem się Polci!
Więc o co chodzi?..

A ja spotkałam się dziś ze starymi koleżankami z liceum. Nie widziałyśmy się lata! Po szkole średniej drogi się nam rozeszły, każda poszła na inną uczelnię, nowi znajomi, dużo zajęć.. Teraz połączyło nas na nowo posiadanie dzieci :) Bo mamy je mniej więcej w tym samym wieku - Pola jest tu najmłodsza. Fajnie było spotkać się po długim okresie nie widzenia się, poplotkować, no i oczywiście pogadać o tym, jak długo nasze dzieci śpią w nocy, co jedzą, ile ważą, jak ich tatusiowie się nimi zajmują, no i pojawił się temat, który niestety każdą z nas bardzo interesuje i dotyczy - SZUKANIE NIANKI... Jak wiadomo, dobra niania to towar deficytowy. Każda z nas musi taką niańkę mieć, bo w przypadku każdej - babcie jeszcze pracują lub są inne powody, dla których babcia jako niania odpada.. Gdzie szukać, o co pytać potencjalne kandydatki, w jakim powinny być wieku, jakie mieć doświadczenie... Ach, wątków było sporo, zwłaszcza, że dziś rano w "Dzień dobry TVN" SuperNiania dokładnie o tym mówiła! Na szczęście nas ten temat będzie dotyczył dopiero pod koniec roku, zobaczymy jak dziewczynom udadzą się wcześniejsze 'poszukiwanie'...

A nas jutro czeka kolejne szczepienie... Muszę się przygotować do tego psychicznie, bo jak sobie przypomnę smutną minę Poli i płacz przy poprzednim szczepieniu to od razu robi mi się miękko w nogach i mokro w oczach...
---

24 WRZEŚNIA
Cały tydzień mieliśmy piękną, jesienną pogodę - super! :) Spacerowałyśmy z Polą ile się dało. Spotkałam się jeszcze raz z moją koleżanką i jej prawie półroczną córeczką, dziewczynki się dotleniły,a my powymieniałyśmy się poglądami na temat szczepień dzieci, wysypek, pampersów, teściów, naszych mężów i naszego dochodzenia do siebie po porodzie :) Wydawało mi się, że ja wcale nie potrzebuje 'wyjść do ludzi'. Że dobrze mi się 'siedzi w domu' z dzieckiem. Ale dopiero po takim 'babskim spotkaniu' zrozumiałam, że nie tędy droga! Za każdym razem - a spotkałyśmy się w tym tygodniu 2 razy - wracałam do domu uśmiechnięta, pełna energii i sił do sprzątania, gotowania, zajmowania się dzieckiem. Nie wiem, czy to zasługa słońca, naprawdę długiego spaceru, czy wygadania się - faktem jest, że wstąpiły we mnie nowe siły :)

W tym tygodniu odwiedziliśmy też naszych sąsiadów - posiadaczy takiego samego pieska jak my i rodzice półtora-rocznego Olka, więc ten tydzień był dla nas wyjątkowo 'towarzyski'. Z mamą Olka pogadałyśmy trochę o zakupach ciuchowych dla naszych pociech i Aga stwierdziła, że ona małemu już teraz kupuje 'zestaw zimowy' - kurtka, czapka, buty itp - bo potem jak naprawdę zrobi się zimno i ludzie rzucą się do sklepów to szybko wszystko zniknie i nie będzie z czego wybierać. W sumie fakt.. Dlatego też postanowiłam pomału porozglądać się za kombinezonem dla Poli. I tak: zajrzałam do Smyka, H&M, Mothercare, Cocodrillo, nawet do Zary. Kombinezony dla maluchów już są. Ale wybór - kiepski. Dla dziewczynek można kupić biały lub różowy. Dla chłopców standardowo zarezerwowany jest niebieski. Oprócz tego - lipa :/ Fajny model był w H&M, taki w krateczkę szarą, z lekko różowymi mankietami, ale kombinezon był bez 'ortalionowych bucików'. A to oznacza, że dziecku trzeba zawsze założyć jakieś obuwie na stopki, a póki co - Pola tak wierzga nóżkami, że żadne buty nie wytrwały na jej nogach dłużej niż 2 minuty. Więc chyba poczekam jeszcze z kupnem kombinezonu .. Chciałam chociaż kupić Poli jakiś ciepły polarek, ale wszędzie były takie cienkie, a nie o to mi chodziło. A jak już był grubszy - to biały (niepraktyczny) albo różowy - a nie jesteśmy zwolennikiem ubierania dziewczynki tylko i wyłącznie w róż. W końcu zaczęłam przeglądać allegro i znalazłam coś ciepłego i nie różowego :) Jak tylko przesyłka do nas dotrze, to zrobię zdjęcie i się pochwalę moimi 'łowami'.

We wtorek byliśmy z Polą na szczepieniu. Nasza mała córcia od rana miała super humor - gadała od rana! Choć 'gadanie' to za duże słowo - Pola teraz grucha jak gołąbek na parapecie :) Wydobywa ze swojego gardziołka takie ggggrrrrrr i robi przy tym bombelki ze śliny, co jest bardzo zabawne :) Pola przez ostatnie kilka, kilkanaście dni praktycznie nie wydawała żadnych dźwięków, jej 'gadanie' zanikło, a to dlatego, że miała inne zajęcie - odkryła że ma rączki i jak tylko mogła to pakowała je do buźki śliniąc się przy tym okropnie! Miałam nawet obawę, czy to aby nie jest wczesne ząbkowanie, ale doczytałam gdzieś, że u dzieci w tym wieku zaczynają pracować ślinianki i dlatego się ślinią. A z odkryciem rąk u Poli było bardzo zabawnie. Kiedyś patrzę, a tu Pola leży sobie spokojnie na leżaczku i trzyma rękę lekko zgiętą w łokciu i podniesioną do góry, a paluszki złożone w piąstkę. Przekręca pomału łapkę w różne strony i wpatruje się w nią swoimi pięknymi oczkami jak w obraz malowany! :) Potrafiła tak przyglądać się kilka minut. Już nie mogę się doczekać kiedy odkryje swoje stópki i zacznie ładować grubego palucha do buźki - to dopiero musi być rozkoszny widok :)
A wracając do szczepienia - Pola chciała zagadać panią doktor :) Gaworzyła i gruchała sobie przez cały czas z uśmiechem na ustach. Ja ją rozebrałam i asystowałam przy mierzeniu (62cm) i ważeniu (5,900 kg), a jak przyszedł kulminacyjny moment - to kazałam M. stanąć przy dziecku, a ja się usunęłam, żeby nie widzieć tego smutku i bólu w oczach Polci. Tym razem dostała tylko 1 zastrzyk i była naprawdę dzielna! Zapłakała tylko po ukłuciu, a jak ją wzięłam na ręce i przytuliłam to się uspokoiło moje maleństwo, a potem zasnęła szybciutko, ledwo weszliśmy do auta. Po szczepieniu nie miała gorączki, czuła się wręcz wyśmienicie. Po pierwszym szczepieniu 6 tygodni temu spała bardzo długo. Teraz - pospała może pół godzinki i znowu zaczęła swoje gruchanie :) Ach, słodziutka z niej myszka, i taka kochana! :)

Za to ja miałam wczoraj kryzys. Pola popołudniu wpadła w straszną histerię. Nie wiem, może to była kolka? Płakała przez 15 minut strasznie, miała napięty brzuszek i jedynie noszenie jej na brzuszku pomagało. W ostatnich dniach miała tak 3 razy. W 2 pierwszych przypadkach zwaliłam to na fakt, iż to ja zjadłam coś co jej zaszkodziło. Ale wczoraj to już nie wiedziałam o co chodzi, bo dzień wcześniej naprawdę nic takiego nie zjadłam! Pola tak płakała, że ja też się rozpłakałam z tej bezsilności, że nie wiem jak jej pomóc. Do tego byłam sama w domu, bo M. wyjechał na targi muzyczne. Mała wisiała mi na rękach, a tu trzeba jej było przygotować herbatkę.. Jakoś sobie poradziłam i na szczęście po wypiciu HIPP'a na poprawę trawienia Pola się uspokoiła. Ale te 15 minut jej histerii jakoś tak mnie przygnębiło i zdołowało, że położyłam się potem z nią do naszego łóżka. Polcia zasnęła, a mnie napadły myśli, że to wszystko jest takie męczące, że ciągle chodzę i sprzątam, piorę, wieszam pranie, prasuje, zajmuje się psem, domem i dzieckiem, a M. niewiele mi pomaga, o wszystko muszę się prosić..
Ale wieczorem jak wrócił M. i zaczęłam mu się żalić, że wszystko jest na mojej głowie, to zaczął się bronić, że przecież o co go poproszę to zrobi i że nie powinnam go winić o to, że nie domyśla się tego, co ja akurat chcę żeby zrobił, że on jest tylko mężczyzną,a faceci są prości i że jak coś potrzebuję, to wystarczy mu powiedzieć, a on przecież mi pomoże. Tylko muszę mu o tym POWIEDZIEĆ, bo faceci nie są domyślni.. Ech, wiem, ma rację, a ja tylko nie potrzebnie się nad sobą użalam i nie potrzebnie chcę być 'zosią-samosią'. Może to te hormony? Albo te niedospane noce?.. Albo wszystko po trochu?...
---

27 WRZEŚNIA
Nasza Polcia skończyła 3 miesiące :) Już nie jest takim malutkim bobaskiem, które jak się położy - tak będzie leżało bez ruchu. Kiedyś jak ją kładłam do spania na boczku, to w takiej samej pozycji się budziła. Dziś - kładę ją na lewym boczku, przychodzę za jakiś czas sprawdzić czy śpi - a tu mała leży już na pleckach albo na prawym boczku. Od paru dni ćwiczy też 'chwytanie'. Jak podsunie się jej pod rączkę grzechotkę, to jeszcze niemrawo, ale próbuje ją chwycić. Potem następuje chwila przyglądania się "a co to takiego ciekawego mam w rączce", a potem Pola macha rączką z prędkością światła, aż jej zabawka w końcu wypadnie z łapki. A jak ona przy tym kopie! :) Chyba będzie z niej kickboxerka hihi

Z innych umiejętności naszej córeczki należy wymienić coraz częstsze próby przewracania się z plecków na brzuszek. Pola próbuje, próbuje i - o jak się wkurza, że jej nie wychodzi! :) Mamy z niej niezły ubaw :) No i czekamy, kiedy w końcu się przewróci. Kiedyś, jakoś w pierwszym miesiącu jej życia przez przypadek jej się ta trudna sztuka udała. Ale było to zupełnie nie kontrolowane i nieświadome. Czekamy na pierwszy, w pełni kontrolowany OBRÓT :)

Martwi mnie tylko jedno. Już nam się udało przestawić na 2 karmienia nocne, a tu od 3 dni Pola budzi się regularnie co 2 godziny i chce cycka! I tak jest od 20tej, aż do 8-9 rano! I tych karmień wychodzi nawet 5, 6! Tak często cyca dostawała chyba tylko w pierwszym tygodniu swojego życia! Wyczytałam wczoraj w najnowszym numerze gazety "Mam dziecko", że może to oznaczać iż jej zapotrzebowania żywieniowe wzrastają i że powinno się w takiej sytuacji rozszerzyć dietę dziecka. Przy szczepieniu pediatra powiedziała nam, że jak mała skończy 3 miesiące, to możemy jej podawać po łyżeczce soku z marchewki i łyżeczce jabłuszek dziennie. Ale mi się wydaje, że to jednak za wcześnie i chciałabym poczekać, aż Pola skończy 4 miesiące.. Mam naprawdę mętlik w głowie, bo na różnych stronach i forach internetowych są sprzeczne opinie w temacie żywienia maluszków. Jedni mówią, że spokojnie można rozszerzać dietę po 3 miesiącu, inni - że absolutnie jest to za wcześnie, że mały żołądeczek jeszcze nie jest przygotowany na trawienie innych pokarmów niż mleko i trzeba poczekać do końca 17 tygodnia... Zastanawiam się też, czy może to, że Pola się tak budzi w nocy nie wynika z tego, że od jakiś 3-4 dni nie jadłam swoich witamin dla matek karmiących, bo mi się skończyły i jakoś nie było okazji w weekend podjechać do apteki.. ? .. Może rzeczywiście jej teraz tych mikroelementów brakuje? Dlatego jak tylko się teraz obudzi, to zabieram ją na spacer do apteki :) ..
Inna moja koncepcja to fakt, że 'nocny głodek' wynika ze skoku rozwojowego..
A może Wy macie jakieś inne sugestie? Może Wasze dzieciaczki też tak miały?..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz