Suwaczek

Suwaczek z babyboom.pl

czwartek, 29 marca 2012

Jak to jest z ilością dzieci w rodzinie, a jak było kiedyś..

..taki temat poruszyła ostatnio w rozmowie moja sąsiadka. Spotkałyśmy rano na spacerze z psami. Sąsiadka, lat ok. 55-60 :), bardzo sympatyczna, ma 2 dzieci. Córka ma już 2 dzieci, a młodszy syn, tuż po 30tce jeszcze się 'nie ustatkował'. I to z nim zaczęła temat, a ze mną kontynuowała :)
No i właśnie. Jak to jest z ilością dzieci w rodzinie?
Ja zawsze chciałam mieć dwoje. Sama mam i brata i siostrę, były i są dni, kiedy się kłócimy, a są dni kiedy się kochamy. Ale teraz, jak już jesteśmy wszyscy dorośli to raczej nie ma już kłótni (bo nie mieszkamy razem, więc i powodów do sprzeczek mało), częściej sobie pomagamy i się wspieramy. Nie wyobrażam sobie być jedynaczką. Z kim bym się wymieniała ciuchami? Z kim bym chodziła na imprezy? Kto by mnie krył przed rodzicami? Kto by mi pomagał sprzątać dom? itp itd... Mogłabym tak jeszcze dłuuugo wyliczać!
Kiedyś myślałam, że najlepsza przerwa między dziećmi to 2 lata. Teraz, gdy do drugich urodzin Polisławy coraz blizej, nie wyobrażam sobie żebym była w ciąży i za moment miała rodzić. Nie wyobrażam sobie, jakbym sobie poradziła z dwójką tak małych dzieci, które - OBOJE- wymagają opieki i pomocy. Teraz myślę sobie, że lepsza pora na drugie dziecko będzie wtedy, kiedy Pola będzie bardziej samodzielna tzn. będzie sama jadła, sama się ubierze, pójdzie do łazienki zrobić siusiu itp. Teraz, kiedy dopiero uczy się operować łyżką i widelcem, kiedy - choć bardzo chce - to nie potrafi założyć sobie skarpetek, czy butów, a ubranie koszulki kończy się często założeniem jej na oczy i wołaniem o ratunek, bo nic nie widać ;) Poza tym, co tu ukrywać, nasza aktualna sytuacja finansowa nie jest na tyle stabilna i 'bezpieczna', żebyśmy mogli sobie swobodnie pozwolić na drugie dziecko.. Może za rok..
W rozmowie sąsiadka stwierdziła, że kiedyś było inaczej. A dlaczego? Ano dlatego, że kobiety nie miały takiej możliwości 'sterowania' , nie było antykoncepcji, w ciążę tak naprawdę się 'wpadało' i tyle. I nie ważne, jaki kto miał status społeczny, czy finansowy. Nie ważne, że w sklepach na półce był tylko ocet i nie było Pampersów. Nasi rodzice jakoś sobie radzili i to nawet z trójką dzieci! No właśnie. Więc gdzie leży pies pogrzebany? Ano chyba w tym, że teraz ma się inne wymagania i oczekiwania. Wiadomo, że dla dziecka chce się wszystkiego co najlepsze. Kiedyś tym czymś była pomarańcza, którą ktoś przywiózł z 'zagranicy'. Teraz to 'najlepsze' to przedszkole, w którym dzieci uczą się kilku języków, mają zajęcia z kilku dyscyplin sportu, tańca, malarstwa i Bóg wie czego. Kiedyś wystarczyło zwykłe przedszkole, za parę groszy w miesiącu. Teraz - płaci się słono nawet do kilku tysięcy. Kiedyś do zabawy wystarczyła guma, w którą się skakało na ulicy. Teraz - playstation i zabawki za kilkaset złotych. Pamiętam jak mając kilka lat zajadałam się rabarbarem z cukrem. Teraz dzieci zajadają się frytkami z McDonalda. Rabarbar był z ogródka. Za darmo. Frytki - parę złotych mniej u mamy/taty w porftelu...

I wiecie co? Tęsknię trochę za tymi czasami beztroski. Bez tego dzisiejszego szpanu. Bez tylu rzeczy, które 'trzeba mieć', bo jak nie masz to Cię w szkole wyśmieją...

Każda z nas chce dla swojego dziecka jak najlepiej. Wiadomo. Szkoda tylko, że teraz to 'najlepiej' oznacza zupełnie coś innego niż kiedyś i KOSZTUJE ze 100 razy więcej! :)

sobota, 24 marca 2012

Jajko w roli głównej

Nie mogę nadziwić się w jakim tempie się teraz rozwija nasze dziecko! Ile nowych 'słówek' wypowiada każdego dnia! Do tej pory rozwijała się całkiem ok, nie mieliśmy ani my, ani lekarze żadnych obiekcji. Ale to co się dzieje ostatnio powoduje, że mam codziennie szczękę do ziemi i oczy jak 5 złotych :)

Powtarza po nas dosłownie wszystko! Wychodzę rano z psem na spacer i informuję, że 'Idę z psem', co Polisława kwituje "Mami. Z psem'. Jej ulubionym słowem i daniem jest ostatnio jajko. Nie ważne w jakiej postaci, czy to omletu, jajecznicy, czy może na twardo. Na pytanie: "Co chcesz na śniadanko?" najczęściej słyszymy: "Mlje" czyli mleko, do którego Pola się przekonała jakieś 2 tygodnie temu (a nie piła go chyba z pół roku jak nie więcej, za to na kaszki teraz patrzeć nie może :) albo owe 'Jajo' lub 'Jajko'.
Dziś kąpiemy się i mówię do niej 'A teraz umyjemy plecki', a Pola na to: "I jajka' :)) Więc jak widzicie, jaja mocno jej w głowie siedzą :)

Ciepło się zrobiło, więc wolny czas jaki nam zostaje po pracy i weekendy staramy się spędzać z małą aktywnie. Choć w zasadzie owe 'aktywnie' dotyczy głównie jej. Bo Pola zakochała się w placach zabaw i nic, tylko w głowie jej 'huś' = chuśtawka albo 'siup' = zjeżdżalnia. Nasza rola w tym wypadku ogranicza się do noszenia jej picia, mokrych chusteczek do wytarcia rąk, ewentualnej wałówki oraz pilnowania, aby sobie nóg nie połamała, ktoś jej albo ona komuś nie zrobiła przykrości.

I dziś przeżyłam mały szok! Nasza Polisława sama wdrapała się po drabince na zjeżdżalnię! Jeszcze nie dawno nawet zjeżdżać sama nie umiała, a teraz proszę! Biegała po placu zabaw, po torze przeszkód, pod, nad barierkami, kierowała drewnianym autem, kurcze, a jeszcze nie dawno na plac zabaw przyjeżdżaliśmy wózkiem po to, żeby popatrzyła co ją czeka w przyszłości... A teraz mamy tę 'przyszłość' :))

Cieszę się bardzo, że mamy córcię, a nie synka. Przynajmniej ma mi kto pomagać w pracach domowych - zawsze jak wieszam pranie, to Pola musi też dostać coś do powieszenia. Jak je zbieram - Pola zbiera ze mną. Jak odkurzam, mała też musi kawałek podłogi 'sontać' :)
Czasem ta jej pomoc kończy się wielkim bałaganem - w końcu jak mama wyjmuje jeden garnek, to przecież Pola może wyjąć trzy, a do tego patelnią, tak? :) Jak mama myje sobie buzię tonikiem, kremuje ręce, czesze włosy - wszystko to trzeba powtórzyć! Dobrze, że udało nam się wytłumaczyć jej, że brodę i wąsy golą sobie tylko tatusiowie, bo już też się do tego przymierzała! :)
Jednym słowem - czuję, że wkraczamy w wesoły okres :)

poniedziałek, 19 marca 2012

Bunt 2latka?

Hm, chyba weszliśmy w ciężki okres i bunt 2-latki.. Pola staje się konkretną dziewczynką, wie czego chce i umie to wyrazić - pokaże albo powie. I tu zaczyna się problem - jak nie dostaje tego, co chce np. mojego portfela, śrubokręta itp itd to albo:
a) rzuca się na podłogę, co czasem niestety kończy się guzem, bo np uderza przez przypadek głową o coś za sobą albo o coś na podłodze - ścianę, klocek itp.
b) łapie co znajdzie pod ręką i rzuca tym gdzie popadnie - tym sposobem dostałam kiedyś ciężkim klockiem w czoło, bo znalazłam się na linii 'rzutu' ;) I tym razem guza miałam ja...
c) jak ktoś jest obok niej, to wali w tego kogoś ręką - często oznacza to 'plaskacza' w twarz...

Reagowanie i mówienie wtedy, że 'tak się nie robi/ to nie ładnie/ tak nie wolno/ mama z tatą tak nie robią/ itp" - kompletnie nie działa. Chowanie zabawek, którymi rzuciła - nie wzrusza jej. Chyba najbardziej działa na nią po prostu odwrócenie się na pięcie w drugą stronę i 'nie interesowanie się' dzieckiem. Ale nie wiem, czy to dobra metoda w sensie psychologicznym?

Czy Wasze dzieci też się tak zachowują/ zachowywały? Co robiłyście?

Wiem, że Pola rośnie, rozwija się, jest coraz bardziej ciekawa świata i nie wie, że niektóre z rzeczy, które by chciała dotknąć niestety nie nadają się na zabawki albo mogą przyczynić się do nieszczęścia. Że kubek z gorącą kawą nie jest napojem dla niej. Że nóż którym tata kroi chleb nie jest dobrą zabawką i to, że tata go używa, nie znaczy, że i Pola może..

Krótko mówiąc, zdarzają się ciężkie momenty :)
Ale są też i te słodziutkie, w których pękam z dumy, że jestem mamą tak wspaniałej istotki i kiedy to moje serducho jest rozmiękczane jak czekoladka na słońcu :) Kiedy mała rano nachyla się nade mną i daje całuska komentując go 'niam niam' , kiedy spojrzy na mnie tymi swoimi oczkami kotka ze Shreka i powie 'Mamiiiiii', kiedy w ramach podziękowania uśmiechnie się słodko i pokiwa główką jak aniołek w BożoNarodzeniowej szopce, kiedy łapie mnie swoją małą rączką za moją dużą, prowadzi mnie do kuchni, pokazuje szafkę w której jest to, co chce i próbuje po swojemu wyrazić swoje 'chęci i smaki' :) Oj, takich momentów jest tyle, że mogłabym wymieniać do rana.. Pola jest naprawdę kochaną córcią! :) I jak dla każdej mamy - tak jak i dla mnie moje dziecko jest najśliczniejsze, super zdolne i super mądre!

poniedziałek, 12 marca 2012

Huja i pajaj

Od tygodnia nasza córcia nas przedrzeźnia! "Idź umyj rączki" mówię do niej. A ona na to: "Idź". Ja do psa: "Siad!", mała 'Sia!" i tak dalej i tak dalej :) Rozgaduje nam się na całego!
Pojechaliśmy na weekend do teściów. Tam spotkaliśmy się z siostrą M. i jej synkiem, starszym o miesiąc od naszego Bączka. Kuzyn Poli nie wiele mówi, głównie mama, tata i 'ooo, nie!" :) Siostra M. z podziwem obserwowała Polcię głośno wyrażającą swoje chęci, a na koniec powiedziała, że zazdrości nam, że już możemy się z małą dogadać. No jasne, że możemy! Mamy w końcu już spory słownik:

huja - hulajnoga
jojej - rower
mlje - mleczko
pajan - banan
mani - marcin (imię taty)
śjo - sroczka

o ciociach, babciach, bułach i miau nie wspominając!

Babcia stwierdziła, że Pola lepiej mówi bo jest dziewczynką. Być może. Ale mi się wydaje, że powodów może być kilka. My do naszej małej naprawdę dużo mówimy. Jak idę gdzieś coś zrobić sama albo z nią to głośno to komentuję. Dużo czytamy jej bajek, często te same po naście razy, co powoduje, że Słonia Trąbalskiego, czy Kotka-Psotka wyrecytuje na baczność w środku nocy. Aktualnie na topie jest u nas 'Pan Jarząbek" Ludwika Kerna. Bajek w tv małej nie puszczamy. Uważam, że na to ma jeszcze czas, a teraz nie wiele z nich zrozumie. Zwłaszcza, że wkroczyła w etap o którym kiedyś pisała Sabina, mama Poli. Zobaczył Bączek ostatnio kilka kostek mydła w gazecie dla dzieci w stylu 'Mamo to ja' i prawie z płaczem w oczach próbował wymóc na mnie, aby to mydło jej dać :) Tłumaczyłam, że to zdjęcie, że z gazetki nie da się nic 'wziąźć'. Oj, lament był ogromny!
Jedyny moment kiedy mała ogląda, a w zasadzie zerka na tv to czas kolacji, kiedy my jemy i kątem ucha słuchamy wiadomości. Wiadomości się skończą, pokazują się reklamy i jak przypadkiem pojawi się w nich jakieś zwierzątko albo piłka to mała od razu wlepia oczy w szklany ekran. Na szczęście reklama się kończy, zainteresowanie tv też :)

A od teściów wróciłam chora :( U nich zawsze jest zimno, bo w 1 pokoju palą papierosy, w drugim jest non stop otwarte okno, co powoduje, że w mieszkaniu jest po prostu chłodno. Ja z kolei jestem zmarzluchem i chyba mnie przewiało :( Katar, gardło, łupie w kościach, oj starość nie radość .. ;)



wtorek, 6 marca 2012

Pierwsza poważna 'choroba'

Nasza mała królewna jak do tej pory to okaz zdrowia! Ze 2 razy przytrafił jej się katar i kaszel, za każdym razem obyło się bez szpitali, antybiotyków i mordęgi. Dziecko oprócz cieknącego noska i kaszlu nie wykazywało oznak choroby - nie marudziło, bawiło się jak zawsze, zachowywało się jak zawsze, jadło jak zawsze. Aż do wczoraj! Pola wstała rano i zaczęła pokazywać mniej więcej trochę poniżej gardła, a powyżej klatki piersiowej że ją 'boli'. Do tego zaczęła pokasływać. Myśleliśmy, że to efekt spotkania i zabawy dzień wcześniej w kawiarni z małym, kaszlącym dzieckiem.. Ledwo się ubrałam, to Polcia zasiadła na moich kolanach, przytuliła się i ani drgnęła! Siedziałyśmy tak dobre kilka minut, głaskałam ją po główce i po pleckach, a ona bidulka tak siedziała jak nie ona. Bez gadania, wiercenia się.. No nie to dziecko! Potem się położyłyśmy na łóżku i to samo -leżała bez ruchu. Jak przyszła pani Małgosia, to mała wstała i - chlusnęła herbatką, którą wcześniej wypiła :/ Potem zwymiotowała jeszcze kilka razy, płacząc i nie wiedząc co się dzieje.. Pojechaliśmy szybko do lekarza, przyjęli nas na szczęście bez kolejki, lekarka ją zbadała i powiedziała, że to infekcja żołądka. Mała dostała kropelki, syrop na wszelki wypadek i wróciliśmy do domu. Cały dzień przeleżała w łóżku, nic nie jadła, tylko piła (na szczęście), przytulała się i mamy z oczu nie spuszczała.
Dziś dziecko wróciło! :) Wstało uśmiechnięte, zjadło śniadanko, zburzyło wieżę z klocków, z psa chciało sobie zrobić konika na biegunach do husiania i rodzice mogli odetchnąć!
Oby jak najmniej takich przygód!

Co było powodem 'zatrucia' - nie wiemy.

czwartek, 1 marca 2012

Mała dama

No i znowu narobiłam sobie zaległości w pisaniu.. A każdy dzień przynosi teraz coś nowego :)

Przede wszystkim Pola nauczyła się swojego imienia - choć co prawda bardziej brzmi to jak 'Poja', ale lepsze to niż 'Pupa' :) Coraz lepiej nam się komunikuje: 'pu' to puzzle, 'bzium' to nasza nowa zabawa zaczerpnięta prosto z zajęć, na które chodzimy. Polega na posadzeniu małej na kocyku i ciągnięciu owego kocyka po całym mieszkaniu. Do tego dochodzą prawie codziennie jakieś nowe słówka: dzidzia, dziadzia, baja (bajka), czi (to po prostu 'nakaz' czytania bajeczki). Do tego nauczyła się wołać 'si', choć póki co w większości wypadków woła już po fakcie, ale i tak nie jest źle. Najważniejsze, że wie co owe 'si si' znaczy, bo łapie się wtedy wymownie za swoje hm - krocze i biegnie do łazienki :)

Do tego doszedł nam poranny koszmarek - ubieranie się! Do tej pory nie było z tym najmniejszych problemów. Ale od paru dni wygląda to tak: wyciągam z komody koszulkę w paseczki - słyszę 'Nie nie', wyciągam kolejną - z wróżką, słyszę to samo 'Nie, nie' , wszystkie bodziaki, koszulki, które nie posiadają nadruku zwierzątka są na 'Nie nie'. . Do tej pory ubieranie się zajmowało nam 2 minuty, teraz czasem i 20! Bo to nie, tamto też nie.. Ech, rośnie nam mała damulka..

:)