..taki temat poruszyła ostatnio w rozmowie moja sąsiadka. Spotkałyśmy rano na spacerze z psami. Sąsiadka, lat ok. 55-60 :), bardzo sympatyczna, ma 2 dzieci. Córka ma już 2 dzieci, a młodszy syn, tuż po 30tce jeszcze się 'nie ustatkował'. I to z nim zaczęła temat, a ze mną kontynuowała :)
No i właśnie. Jak to jest z ilością dzieci w rodzinie?
Ja zawsze chciałam mieć dwoje. Sama mam i brata i siostrę, były i są dni, kiedy się kłócimy, a są dni kiedy się kochamy. Ale teraz, jak już jesteśmy wszyscy dorośli to raczej nie ma już kłótni (bo nie mieszkamy razem, więc i powodów do sprzeczek mało), częściej sobie pomagamy i się wspieramy. Nie wyobrażam sobie być jedynaczką. Z kim bym się wymieniała ciuchami? Z kim bym chodziła na imprezy? Kto by mnie krył przed rodzicami? Kto by mi pomagał sprzątać dom? itp itd... Mogłabym tak jeszcze dłuuugo wyliczać!
Kiedyś myślałam, że najlepsza przerwa między dziećmi to 2 lata. Teraz, gdy do drugich urodzin Polisławy coraz blizej, nie wyobrażam sobie żebym była w ciąży i za moment miała rodzić. Nie wyobrażam sobie, jakbym sobie poradziła z dwójką tak małych dzieci, które - OBOJE- wymagają opieki i pomocy. Teraz myślę sobie, że lepsza pora na drugie dziecko będzie wtedy, kiedy Pola będzie bardziej samodzielna tzn. będzie sama jadła, sama się ubierze, pójdzie do łazienki zrobić siusiu itp. Teraz, kiedy dopiero uczy się operować łyżką i widelcem, kiedy - choć bardzo chce - to nie potrafi założyć sobie skarpetek, czy butów, a ubranie koszulki kończy się często założeniem jej na oczy i wołaniem o ratunek, bo nic nie widać ;) Poza tym, co tu ukrywać, nasza aktualna sytuacja finansowa nie jest na tyle stabilna i 'bezpieczna', żebyśmy mogli sobie swobodnie pozwolić na drugie dziecko.. Może za rok..W rozmowie sąsiadka stwierdziła, że kiedyś było inaczej. A dlaczego? Ano dlatego, że kobiety nie miały takiej możliwości 'sterowania' , nie było antykoncepcji, w ciążę tak naprawdę się 'wpadało' i tyle. I nie ważne, jaki kto miał status społeczny, czy finansowy. Nie ważne, że w sklepach na półce był tylko ocet i nie było Pampersów. Nasi rodzice jakoś sobie radzili i to nawet z trójką dzieci! No właśnie. Więc gdzie leży pies pogrzebany? Ano chyba w tym, że teraz ma się inne wymagania i oczekiwania. Wiadomo, że dla dziecka chce się wszystkiego co najlepsze. Kiedyś tym czymś była pomarańcza, którą ktoś przywiózł z 'zagranicy'. Teraz to 'najlepsze' to przedszkole, w którym dzieci uczą się kilku języków, mają zajęcia z kilku dyscyplin sportu, tańca, malarstwa i Bóg wie czego. Kiedyś wystarczyło zwykłe przedszkole, za parę groszy w miesiącu. Teraz - płaci się słono nawet do kilku tysięcy. Kiedyś do zabawy wystarczyła guma, w którą się skakało na ulicy. Teraz - playstation i zabawki za kilkaset złotych. Pamiętam jak mając kilka lat zajadałam się rabarbarem z cukrem. Teraz dzieci zajadają się frytkami z McDonalda. Rabarbar był z ogródka. Za darmo. Frytki - parę złotych mniej u mamy/taty w porftelu...
I wiecie co? Tęsknię trochę za tymi czasami beztroski. Bez tego dzisiejszego szpanu. Bez tylu rzeczy, które 'trzeba mieć', bo jak nie masz to Cię w szkole wyśmieją...
Każda z nas chce dla swojego dziecka jak najlepiej. Wiadomo. Szkoda tylko, że teraz to 'najlepiej' oznacza zupełnie coś innego niż kiedyś i KOSZTUJE ze 100 razy więcej! :)
Każda z nas chce dla swojego dziecka jak najlepiej. Wiadomo. Szkoda tylko, że teraz to 'najlepiej' oznacza zupełnie coś innego niż kiedyś i KOSZTUJE ze 100 razy więcej! :)