Suwaczek

Suwaczek z babyboom.pl

poniedziałek, 30 stycznia 2012

Słownictwo

Nasza Pola miele ostatnio językiem praktycznie cały dzień :) Czasem ciężko ja zrozumieć, ale generalnie dajemy radę! Kiedyś słowem uniwersalnym było 'ba". W zależności od sytuacji mogło to oznaczać auto, pieska, misia, kwiatek itp itd. Teraz:
  • auto to "auuu",
  • piesek to "uf uf",
  • mama to 'mama' albo 'mami',
  • miś to 'miiii", czasem uda się jej powiedzieć całe słowo 'miś',
  • kotek to 'miauuu',
  • sowa to 'uch uch',
  • wilk to 'uuuuu',
  • piłka to 'piiii',
  • picie to 'piju',
  • choinka to 'ania' (od aniołka na choince :)
  • wszelki śmieć na podłodze to 'bu',
  • posikany pampers to 'ble' :))
  • kąpiel to 'myju myju',
  • 'nije' albo 'nije ma' - co łatwo zrozumieć,
  • dziś pojawiło się też 'kaka' - najpierw wypowiedziane w kierunku specyfiku do mycia mebli(?), a potem w kierunku pluszowej kaczuszki.

Na razie Pola wypowiada głównie pierwsze sylaby różnych słów, ale zapewne już niedługo dołączą do nich kolejne sylaby i będziemy mogli porozmawiać z córcią (prawie) jak równy z równym! :)

A mąż nadal mnie zadziwia! Wstaje do małej rano bez krzywej miny, wręcz z uśmiechem, sam zaproponował spacer w sobotę, w niedzielę wręcz ochoczo przystąpił do robienia drugiego dania - co prawda musiał tylko obrać ziemniaki i usmażyć kotlety, bo reszta była gotowa, ale i tak mnie zaskoczył!

Do tego zaczął poważnie przygotowywać się do wyjazdu na targi do Niemiec. Na początku stycznia zdecydowaliśmy się, że pojedzie on, choć szczerze mówiąc powinnam jechać ja, bo bardziej siedzę w temacie naszego sklepu i chyba jednak lepiej orientuje się w tym, które produkty są praktyczniejsze/ ładniejsze/ funkcjonalne .. Ale jak sobie pomyślałam, że mam zostawić Pole na 4 dni samą z tatą to blady strach mnie obleciał i żal mi się małej zrobiło. No i przyznaję się bez bicia - nie wiem jak JA bym wytrzymała 4 dni bez Poli.. Chyba kiepsko! :)

Poza tym w biznesie i nie tylko niestety sprawdza się często fakt, że mężczyzna jest lepiej postrzegany niż kobieta. Kobietę często się nie traktuje poważnie, wręcz z góry, facet częściej jest w stanie wiele spraw załatwić. Po prostu. Przekonałam się już o tym nie raz.. I nieważne, że facet ma mniejszą wiedzę na dany temat itp itd. No niestety, takie życie :) No więc mężuś nagle zaczął mnie pytać o to, co się najlepiej sprzedaje, zaczął porównywać swój gust z moim w aspekcie produktów z katalogów.. Teraz tylko powstaje pytanie, jak długo ten stan potrwa? Mam nadzieję, że już mu tak zostanie!! :)

piątek, 27 stycznia 2012

...jest poprawa..

Jest poprawa! I o dziwo, mój mąż sam do mnie przyszedł i powiedział, że przemyślał sobie to i owo i rzeczywiście tematem sklepu się nie interesuje, w domu coś tam robi (czyli pozmywa czasem naczynia, nastawi zmywarkę, odkurzy..) , ale faktem jest że z dzieckiem za dużo czasu nie spędza, bo on 'nie wie jak/ nie odczuwa sam z siebie takiej potrzeby (to mnie zabolało najmocniej!), no ale jak trzeba to przecież siądzie z małą i bajkę jej poczyta, czy w jakiś inny sposób się z nią pobawi.. ale on ma przykładów z dzieciństwa w co się można bawić z dzieckiem, bo z nim się nikt nie bawił - ojca nie było, matka głównie na nich krzyczała, starsza siostra go lała (tak swoją drogą to wychodzi z tego niezła patologia... ;).. " Prawda to, ale ja i tak uważam, że dla chcącego nic trudnego. Trzeba tylko użyć trochę wyobraźni i z kartki papieru można wyczarować cuda i wymyślić niezłą rozrywkę..

W każdym bądź razie nagle się okazało, że mąż MOŻE wstać nad ranem do córki. Że może sam z siebie zaproponować zrobienie naleśników na obiad. Czyli - DA SIĘ! Tylko dlaczego do tego potrzebna jest awantura i moje nerwy? To mnie właśnie wkurza! Że jak się na niego nie wydrę, awantury nie zrobię, to ciężko cokolwiek od niego wyegzekwować na dłuższą metę.. Wrr..

No nic, zobaczymy jak długo jego aktualna chęć do czegokolwiek będzie trwać..

A póki co to zapraszam Was do udziału w konkursie na blogu Hafiji:

http://baby-under-construction.blogspot.com/2012/01/wygraj-kubeczek-doidy.html


Nagrody, kubeczki Doidy Cup funduje nasz sklep :)

I jeszcze mi się przypomniało: jak macie Rossmanna koło siebie, to znalazłam w nim ostatnio przy kasie bardzo fajne książeczki-malowanki z naklejkami za grosze! Kupiłam Poli 2 sztuki, choć co prawda na okładce była informacja, że to dla dzieci w wieku 2-3 lata.. Ale w sumie nie wiele jej brakuje do tego wieku (całe 5 miesięcy ;P ), a w środku jest dużo naklejek ze zwierzątkami, więc się długo nie zastanawiałam :))

środa, 25 stycznia 2012

Muszę się wyżalić.. Wybaczcie...

Raz na czas czara się przelewa i po prostu mam wszystkiego dość. Dopada mnie dół i nie mam na nic ochoty. Nic mnie nie cieszy. Na wszystko jestem obojętna. Ja nie wiem, ale czy Wasi faceci też są tacy beznadziejni? Wydawało mi się, że setki przegadanych godzin na temat dziecka i rodziny coś zmieniły w myśleniu i podejściu do życia mojego męża. Jak byłam w ciąży wszystko było super, mała się urodziło - na początku było okej, ale potem.. w zasadzie z małymi wyjątkami to jest coraz gorzej. Moje marzenie o drugim dziecku oddala się w tempie odrzutowca.. Bo jak tu myśleć o drugim dziecku, kiedy mąż nawet przy pierwszym nie za bardzo pomaga? Na głowie mam w tym momencie 2 firmy. Myślałam, że jak uruchomimy coś wspólnie, w sensie ja i M. to będzie raźniej i jakoś obowiązki się rozłożą na dwie osoby. Nic bardziej mylnego! M. siedzi w swoim muzycznym świecie, ja zajmuje się sprawami od kadrowych, przez zamówienia, wprowadzanie produktów do sklepu internetowego, marketingiem, reklamą, kontaktami z księgowym, jedyne czego NIE robię to sprawy graficzne: zrobienie ulotki lub wizytówki. To robi M. wspierany przez kolegę grafika. Cała firma na mojej głowie. Dom - na mojej głowie. Dziecko - tu również na nie wiele mogę liczyć... Codziennie rano do Poli wstaję ja. Nie ważne, czy się wyspałam, czy położyłam się spać wcześniej czy później niż M. Dla niego wstanie o 7 rano do dziecka to wielka kara. Jak go ostatnio obudziłam i poprosiłam, żeby do niej poszedł i wziął ją na nocniczek, to wstał zły jak osa, pomruczał wkurzony pod nosem, do dziecka burczał i jak to usłyszałam, to po prostu mi się żal Poli zrobiło. Bo jaka jej wina w tym, że ojciec leń i śpioch? Jeszcze jak by to była 5 rano to rozumiem, człowiekowi się wtedy najlepiej śpi, za oknem ciemno, do rano jeszcze co najmniej godzina, dwie.. Ale 7 rano to przecież pora kiedy 'normalni' ludzi się budzą do szkoły/ pracy itp! No więc jak panisko ma z wielką łaską i mruczeniem pod nosem iść do uśmiechniętego i wypoczętego dziecka i zepsuć mu humor od rana, to ja wolę wstać i przywitać córcię uśmiechem swoim, a nie krzywą miną taty! I tak od nie-pamiętam-kiedy codziennie rano ja wstaję do małej, robimy siku, gadamy, potem się ubieramy, bawimy, czytamy książeczkę, jemy śniadanko i czekamy na ciocię - panią Małgosię, która przychodzi na 9 rano. Wtedy ja mogę się dopiero wymalować, zjeść śniadanie i zebrać do pracy. Wcześniej nie mam za bardzo na to szans. Tata wstaje czasem o 8, czasem o 8:30. Kieruje się najpierw do łazienki (15minut), potem je śniadanie i ma wszystko w dupie! Nie ważne, że ma dzień wolny i to on mógłby poczytać dziecku bajkę z rana, a ja w tym czasie mogłabym się umalować, zjeść śniadanie i wyjść do pracy nie na 10, czy 11, a na 9! Wieczorem też nie ważne, czy jest w domu, czy w pracy to ja małą kąpie, bo tatuś jest zajęty oglądaniem wiadomości albo serialu "Na wspólnej".. Tak, wiem może trzeba mu powiedzieć, że teraz jest pora na kąpanie dziecka i niech on to zrobi. Oczywiście. Ale wiecie co? Pola ma półtorej roku. Kąpiemy ją o tej samej porze. Więc mówienie komuś CODZIENNIE o tej samej porze co teraz trzeba zrobić jest chyba przegięciem? Skoro tatuś pamięta, że rano musi zjeść śniadanie to powinien też pamiętać o tym, że wieczorem się kąpie dziecko? W normalnej rodzinie, w takiej jaką chciałabym mieć, rodzice dzielą się obowiązkami równo. Jednego dnia mama kąpie/karmi/ przebiera/ itp itd dziecko, drugiego dnia ojciec.. Niestety u nas to tak nie działa! A ja nie lubię się prosić! Zwłaszcza w sytuacji jak kogoś o coś proszę, a on robi minę w stylu "O boże, znowu coś muszę robić!"... Łaski nikt mojemu dziecku robić nie będzie! Dlatego wczoraj już miałam w głowie wielkie hasło "rozwód"! Bo uwierzcie mi, mam już serdecznie dość! Myślałam (o ja naiwna i głupia!!), że skoro mąż wychowywał się bez ojca (był za granicą kilkanaście lat) i wie, że mu ojca brakowało, wie CZEGO mu w dzieciństwie brakowało, to będzie chciał aby jego dziecko miało lepiej! Żeby właśnie JEGO dziecku TEGO nie zabrakło! Niestety, płonne me nadzieje... Ech.. Mój tata jak byłam mała też przebywał długo poza domem. Zawoził mnie i siostrę do szkoły i wracał do domu ok. 19, więc praktycznie na kolację. W tygodniu nie miał więc za dużo czasu dla nas, ale nadrabiał to w weekendy. Zabierał nas na spacery, żeby mama mogła w tym czasie w spokoju zrobić obiad, do kina, cyrku.. Mój mąż niestety nie przepada za spacerowaniem i najlepiej spędza mu się czas z nosem w komputerze! Owszem, jak zarządzę spacer to z nami pojedzie. Ale żeby tak sam, z siebie coś kiedyś zaproponował innego niż oglądanie filmu - to nie bardzo! Ech, jestem taka rozżalona, zdołowana i smutna, najchętniej bym pierdolnęła tym wszystkim, spakowała siebie i Polę i wyjechała jak najdalej stąd. Wyłączyła telefon i odcięła się od świata! Momentami zastanawiam się, czy ślub z moim mężem nie był błędem.. I jednocześnie zdaję sobie sprawę, że sam fakt, że taka myśl się pojawiła w mojej głowie jest już czerwonym światełkiem... że nie najlepiej nasze małżeństwo wygląda w tym momencie..
Wczoraj w ogóle się do M. nie odzywałam. Bo i po co? Po co mam mu po raz kolejny mówić, że mi nie pomaga? Przecież już ten temat wałkowaliśmy kilka razy. I nic to nie dało! Przez tydzień po awanturze było ok, a potem wrócił do swoich zwyczajów. I zawsze tłumaczenie ma jedno: "Wiedziałaś, że jestem leniwy! Ja tego nie zmienię! Taki jestem i już!" Ale wieczorem jak wróciłyśmy z Polą z nowych zajęć to nagle słyszę "Wykąpać ją? Położyć ją spać?" No proszę. Chyba pomyliłam adres! Ale podziękowałam i powiedziałam, że nie potrzebuję pomocy z bożej łaski. Codziennie małą kładę, więc i dziś ją położę, a on niech się zajmie sobą, jak zwykle! Nic nie powiedział. Dopiero wieczorem w łóżku sam zaczął rozmowę "Chcesz mi coś powiedzieć?" Ja:"Nie". On:"No przecież widzę, że chcesz po mnie pojechać." Ja:"Powiedziałam Ci, że nie mam Ci nic do powiedzenia. A cokolwiek bym chciała powiedzieć, to i tak to nic nie zmieni, więc jakakolwiek rozmowa jest bez senu". On: "Bo ja sobie wszystko przemyślałem i stwierdziłem, że masz rację i chcę coś zmienić. Jak ci mogę pomóc? Zamówiłem nawet pizzę na kolację, Twoją ulubioną z rukolą i szynką parmeńską, ale nie chciałaś .." Ile razy ja to już słyszałam?.. To wszystko działa potem przez 2, może 3 tygodnie po czym następuje powrót jego lenistwa i krzywe miny na moje prośby o zrobienie czegokolwiek.
Dziś rano nawet M. zaproponował, że zrobi jajecznicę! No proszę, da się coś ZAPROPONOWAĆ, tak od siebie, z nienacka! Ale ja od wczoraj mam z tego wszystkiego ściśnięty żołądek i nawet mi się jeść nie chce, choć wiem, że jak nie zjem śniadania to potem mam zawroty głowy. Ale ostatnio z tego stresu i przemęczenia i po zjedzeniu śniadania kręci mi się w głowie albo łeb mi pęka przez cały dzień. Ibupromy nie pomagają, organizm chyba domaga się zwolnienia tempa i odpoczynku. Ale jak tu odpocząć jak wracam po pracy do domu, z Polą się bawię, czytamy bajeczki, rysujemy, idziemy się kąpać, spać - na zegarze wybija 21, a ja jeszcze muszę przygotować obiad dla córci na drugi dzień, zebrać pranie, poprasować, coś posprzątać, sprawdzić firmową pocztę i poodpisywać na maile i - nie wiadomo kiedy robi się północ! A mąż albo w pracy wieczorami albo 'zajęty'.
W dupie mam takie życie. Proszenie się o cokolwiek. Wydawało mi się, że spędzenie czasu z dzieckiem powinno być przyjemnością, a nie obowiązkiem. A jak dla kogoś to jest "kara" to sorry.. Nie mam pytań!...

:/

niedziela, 22 stycznia 2012

Cmok cmok - mniam mniam!

Zbierałam się do pisania i zbierałam i tydzień uciekł.. Znowu!! Ten czas tak pędzi.. Jak tak dalej pójdzie to ani się obejrzę, jak będę stara, siwa i pomarszczona!! I będę się bawić nie z Polą, a z wnukami!! Macie jakiś pomysł jak zwolnić czas? :)

Dzień babci i dzień dziadka zleciał! W tym roku z Polcią robiłyśmy laurki :) Farbkami! O ile rysowanie kredkami bardzo jej się podoba, to farby już mniej.. Wymalowałam jej rączkę, żeby odbiła ją na kartce i zupełnie jej to się nie spodobało! Za to malowanie mojej koszulki i ręki - o, to było to! hihi Koniec końców zrobiłyśmy 3 fantazyjne laurki :)

A nasz Bączek ostatnio zrobił się bardzo całuśny. I przytula się już nie tylko do misiów, ale i namiętnie do nas. A jak tylko zobaczy, że się przytulamy do siebie z M. - to podbiega do nas i obejmuje rączkami nasze nogi, moje i M. To jest takie słodkie :)) A jak coś robię i kucam, to podbiega do mnie i przytula się do moich pleców. Strasznie słodka ta nasza Polcia :)

Od jakiegoś czasu budzi się ok. 5, wstaje w łóżeczku i woła nas. Jak do niej przychodzę, to stoi gotowa z poduszką pod pachą, żeby ją zabrać do nas do łóżka. I potem z godzinkę jeszcze śpi z nami. Jak już się wybudzi, to nachyla się nad M. (dlaczego zawsze nad nim?) i daje mu buziaka, po czym sama ocenia słodycz swojego całuska mówiąc 'Mniam mniam!" :) A potem siada między nami i woła 'Piju!" co znaczy, że teraz pora na picie, czyli wodę z soczkiem. Jakiś czas temu zaczęliśmy jej dawać do picia wodę mineralną z sokiem malinowym i teraz już nie da się oszukać. Jak dostaje samą wodę, to biegnie do kuchni i pokazuje na szafkę, na której zawsze stoi sok i domaga się 'dolewki'. W ogóle strasznie mądra się zrobiła ta nasza królewna ostatnio :)
Wieszam pranie - bezbłędnie określa czyje jest dane ubranie, moje czy M. Dobrze wie, co jej wolno, a czego nie. Jak chce zrobić coś na co jej nie pozwalamy, to sama do siebie pod noskiem mówi 'niu niu' :) A jaki ma apetyt! Normalnie je prawie tyle co ja! Ostatnio jadłam kanapkę z pasztetem. Pola oczywiście musiała spróbować co jem. Wcześniej nie jadła pasztetu i jak tylko ugryzła kawałek mojej kolacji, to aż jej się uszy zatrzęsły! Rzuciła się na moją kanapkę i co? I musiałam sobie zrobić nową :) Jak tylko się ściemnia to Pola ciągnie mnie za rączkę do kuchni i pokazuje na szafkę, w której trzymamy psią karmę i mówi 'mniam mniam!'. Po czym puszcza moją rękę, biegnie po miskę psa, przynosi mi ją i ponawia swoją komendę 'Mniam mniam!" :) Nie pozostaje mi więc nic innego jak dać psu jeść dając oczywiście przy okazji małej kilka 'kawałków' psiej karmy. Biega potem po mieszkaniu ściskając ją mocno w rączce, pies ją goni i próbuje dostać się jakoś do jedzenia i Pola ma głupawkę :) Biega, śmieje się, a jak jej coś po drodze upadnie i pies to zje to jest wielce nieszczęśliwa. Na jej nieszczęście, każde takie 'karmienie psa' tak właśnie się kończy :)

Pomału wymieniamy jej też garderobę, bo jak się dużo je, to się i dużo rośnie. Więc pomału zaczęła nam panienka wyrastać z bodziaków! No i niestety również moje plecy, a dokładniej kręgosłup w końcu poczuły ciężar Poli. Niby nie noszę jej na rękach przez cały dzień, ale jednak od czasu do czasu gdzieś ją 'przenoszę' - jak choćby rano z jej łóżeczka do naszego. Z kanapy na podłogę. Z podłogi na krzesełko do karmienia itp. Zresztą same wiecie jak to jest. Nie da się uniknąć w 100% dźwigania malucha..

Poza tym dorasta nam panna i musiałyśmy się pożegnać z zajęciami 'Brykadełkami' (które są przewidziane dla dzieci do 18tego m-ca) i zapisałyśmy się na coś nowego, 'Baju Baju'. To podobno połączenie zajęć rytmicznych i muzycznych oraz zabawa z 'pacynkami'. Do tego trochę angielskiego i voila! Razem z nami przeniosło się 2 innych dzieci, więc Pola będzie mieć towarzystwo. W sumie dobrze się złożyło, bo pani która prowadziła Brykadełka była w ciąży i od stycznia mieliśmy nową 'prowadzącą'. Beznadziejną! Młoda dziewczyna, zupełnie nie mająca podejścia do dzieci. Nie umiała grać na gitarze, fałszowała że hej, śpiewała tak szybko, że nikt za nią nie mógł nadążyć, zresztą równie szybko kończyła wszelkie zabawy. Ledwo dzieci zaczynały się bawić, ta już im odbierała rekwizyty nie bacząc na to, czy dziecko ma ochotę się z tym czymś rozstać czy nie. Wcześniejsza pani wszystko robiła dużo spokojniej, jak widziała, że maluch nie chce oddać jakiegoś rekwizytu to kwitowała to "Ok, oddasz mi to później, prawda?" :) Nowa prawie wyrywała dzieciom zabawki z rąk! Między jedną, a drugą prowadzącą była naprawdę wieeeelka przepaść. Dlatego zapisując się na nowe zajęcia pierwszym naszym pytaniem było: "A kto je będzie prowadził?" :) Ma to być jakaś zupełnie nowa osoba. Zobaczymy we wtorek!
Mam nadzieję, że będzie to coś fajnego, bo po ostatnich 2 zajęciach widziałam, że Pola się już nudzi na Brykadełkach. Schemat zajęć zawsze wyglądał tak samo, zmieniały się tylko zabawy, rekwizyty, dzieci były non stop te same.. Chyba nam obu przyda się odmiana..

Miłego i udanego nowego tygodnia :)

niedziela, 15 stycznia 2012

Polecam :)

Tak sobie pomyślałam, że może podzielę się z Wami moimi spostrzeżeniami i opiniami w temacie produktów dla dzieci jakie ostatnio testowaliśmy z naszym Bączkiem. Może coś z tego Wam się przyda? :)

Zacznę jednak może od produktów dla nas, mam :) Zawsze kupowałam sobie do demakijażu oczu ten produkt:
Mleczek nie lubię, testowałam różne płyny, ale albo zostawiały tłusty filtr na oczach albo niedokładnie zmywały tusz do rzęs. Ostatnio będąc w drogerii wpadł mi w oko ten produkt:


No i od tej pory mam swój nowy number 1! :) Delikatny zapach, nie za tłusty, dokładnie zmywa makijaż, no i dzięki dużej pojemności starcza na dłuuuuugo :)

Jeśli zaś chodzi o naszą małą rozrabiarę to ostatnio kupiliśmy jej płyn do kąpieli o zapachu mandarynki (naprawdę ładnie pachnie!), ten na zdjęciu obok. Do tej pory używaliśmy J&J tego fioletowego (pachnie rewelacyjnie), ale akurat nie było go w sklepie, a nam się właśnie skończył. Pola bardzo lubi bawić się pianą, a tego mandarynkowego wystarczy dać naprawdę kilka kropel, a piany robi się tyle, że
z wanny wychodzi ;) Poza tym Poli bardzo spodobał się dinuś na opakowaniu i teraz za każdym razem jak wpadnie jej w ręce butelka to go całuje, po czym robi 'pa pa' - bo jak byście nie zauważyły, to dinozaur na opakowaniu macha rączką ;)

A teraz z racji otwarcia sklepu, testujemy w domu co chwilę coś nowego. I pomyślałam sobie, że może te informacje którejś z Was się przydadzą, bo będzie stała przed dylematem jaki talerzyk kupić swojemu maluchowi itp?

Najnowszym produktem jaki mamy w domu jest podkładka Tum Tum. Obowiązkowo z pieskiem, jako że jest to ulubione Poli zwierzątko. W ofercie jest jeszcze świnka i żabka. U nas problemem przy stole było to, że czasem zanim łyżka trafiła z miseczki do Polisławy buzi to skapnęło mi coś na stół, a mała zaraz wkładała w to paluchy i rozcierała plamkę na większej powierzchni obrusa. Mieliśmy oczywiście rozłożone podkładki, ale takie zwykłe, z Ikei. Miseczka/ talerzyk się po nich ślizgał, zresztą same w sobie były śliskie. No i wielkościowo trochę większe niż A4, czyli nie duże..

Nasz 'piesek' jest przede wszystkiem OGROMNY! :) Ma ok. 30 x 40 cm, więc chroni spory kawałek stołu przed upapraniem. Poza tym jest zrobiony z takiej jakby grubej pianki, szczerze mówiąc nie wiem d okładnie co to za materiał. Ale ma wielką zaletę- żaden talerzyk/ miseczka się po nim nie ślizga!

Jestem absolutnie zachwycona zarówno praktycznością jak i wzornictwem naszego nowego nabytku! Nasz Bączek również, czego oznaką jest chociażby fakt, że jak tylko podkładkę dostała, to najpierw oczywiście pieska wycałowała, a potem nie rozstawała się z nim do wieczora. Podkładka wędrowała z nią z kuchni do pokoju i spowrotem.. :)

Przyniosłam też Poli do domu kubek Doidy Cup. Jak już pisałam kiedyś, mamy z małą problem jeśli chodzi o picie, bo nie uznaje żadnego niekapka, tylko butelkę. Czasem dajemy jej napić się z normalnego kubka, czy grubszej szklanki, ale nie zawsze chce z tego pić. A że półtorej roczku już dawno skończyła to fajnie by było jakby pożegnała się już z butlą (z której tylko i wyłącznie pije) na koszt bidonu/ kubka/ czegoś 'doroślejszego'. Niestety Doidy choć ładny i pomysłowy też nie zyskał jej akceptacji. Doidy można podać już 4-miesięcznemu dziecku.. Nasza córcia ma 18, więc generalnie mogłaby z niego spokojnie korzystać.. Niestety na razie możemy o tym pomarzyć..

Polisława niedawno stwierdziła, że w sumie fajnie by było jeść samej.. Zaczęła wyrywać mi łyżkę i teraz często ja jej nabieram coś na łyżkę, a ona sama sobie ją pakuje do buźki. Muszę tylko pilnować, żeby jej zawartość nie spadła na stół, czy Polisławy spodenki/koszulkę. Do tej pory jakoś nie za często korzystaliśmy ze śliniaków, ale teraz bez nich nie ma szans! Ponieważ te, które mieliśmy były stare, sprane i rzep w nich nie działał tak jak powinien, w konsekwencji czego co chwilę śliniak lądował małej na kolanach, przyniosłam więc do domu taki, który mieliśmy w sklepie: Skip Hop. Oczywiście w wersji 'piesek' :) Są jeszcze inne zwierzątka do wyboru: pszczółka, sowa, słonik, biedronka, małpka.. Jak to Polisława ma w zwyczaju - najpierw wycałowała 'pieska', a potem bez problemu pozwoliła go sobie założyć, co nie było takie oczywiste, bo wcześniej śliniaki często sobie ściągała i jak chcieliśmy jej go ponownie założyć to był wrzask i wierzganie rękami, aby nam utrudnić życie. Odkąd mamy pieska, problem zniknął! :)
Jestem zachwycona tym, jak łatwo z niego wszystkie schodzi - jeszcze tylko czerwonego barszczu na nim nie było, ale sos pomidorowy, czy masło schodzi błyskawicznie po namoczeniu w wodzie i odrobinie proszku. Wcześniej mieliśmy śliniaki bawełniane i z nimi był prawdziwy koszmar jeśli chodzi o czyszczenie.. Przy skiphopowym, ortalionowym w ogóle nie ma tego problemu! Poza tym po praniu wysycha w 3 minuty.

Hm, na dziś tyle, mała się przebudziła po południowej drzemce i wzywa mamę :)

Do następnego!


wtorek, 10 stycznia 2012

Awaria! :)

Nasza mała, ciekawa świata dziewczynka, chcąca wszystkiego dotknąć osobiście, zmacać, sprawdzić, zrobić to samo co robi mama lub tata, choć nie koniecznie są to czynności odpowiednie dla dziecka - pomimo upomnień, że 'Tego nie wolno dotykać!" dorwała w swoje łapki zawieszkę zapachową do toalety i ją do niej wrzuciła :)

Zaowocowało to zapchaniem się toalety i jej niemożliwością używana przez pół dnia! M. walczył i walczył, pomagał mu w tym Kret, metalowy wieszak na ubrania wygięty specjalnie na tę okoliczność w różne zawijasy, a na koniec zakupiona na prędce sprężyna do przetykania rur...

Koniec końców dziś rano z pewną nieśmiałością i pełnym pęcherzem spuściłam najpierw wodę w toalecie, sprawdziłam czy nas nie zaleje i z ulgą stwierdziłam, że woda spływa prawidłowo! A więc jesteśmy uratowani! :)

I zawieszek więcej w toalecie nie będzie, bo to był już trzeci raz kiedy zaginęły w czeluściach kibelkowych, na szczęście wcześniejsze wypadki nie zablokowały nam toalety tak jak teraz...

Ciekawe co będzie następne w kolejce 'do zepsucia' ... :)

niedziela, 8 stycznia 2012

Postępy rozwojowe i czy taki gadżet Was urzeka?

Ostatni tydzień to chyba u nas kolejny skok rozwojowy. Pola 'poszła' do przodu jak strzała!
Nauczyła się odkręcać i zakręcać kremy, słoiczki, wszelkiej maści pokrywki. W końcu zaczęła naśladować inne zwierzątka niż pies :) Pomimo tego, że oglądając książeczki od dawna naśladowaliśmy odgłosy pokazywanych dziecku zwierząt, to jakoś nie kręciło jej naśladowanie dorosłych i pokazywanie, że krówka robi 'muuuu...', a np. sowa 'huuu huuu huuu'.
A tu nagle oglądając ostatnio książeczkę o kotku psotku, który ucieka przez zagrodę z krówkami, świnkami itp itd Pola nagle wydała z siebie cichutkie 'miaaaaa', potem głośniejsze 'muuuuu', a potem jakiś dziwny dźwięk, który miał być odgłosem świnki :)

Do tego nagle stała się bardzo całuśna. Do tej pory na hasło 'Daj buziaka' dawała do pocałowania czoło albo zamykała oczy i lekko wychylała główkę do przodu. Czasem ten całus trafiał w jej nos, czasem w policzek, a czasem w usteczka. Teraz sama podchodzi do mnie, czy do M. i słodko wystawia dzióbek do całuska :)

Nagle też zachciała jeść sama łyżką. Widelcem już od jakiegoś czasu macha przy jedzeniu. Ma jeszcze problemy z nabijaniem na niego jedzenia, ale operuje widelcem już prawidłowo, tzn. trzyma go pewnie w rączce i pewnie trafia nim do buzi. No chyba, że ma ochotę zdjąć z niego to co nabite i dać psu :)
No więc parę dni temu wyrwała mi łyżeczkę z ręki jak karmiłam ją jogurtem i zaczęła sama wiosłować. Łyżkę złapała prawidłowo (wcześniej też ją czasem łapała, ale różnie - odwrotnie, nie tymi palcami co trzeba, krzywo itp itd.) i naprawdę ładnie nią wiosłowała. Troszkę jej pomogłam przy nabieraniu i podstawiałam pod łyżeczkę rękę, żeby podczas drogi do buzi jej zawartość nie wylądowała na stole i muszę powiedzieć, że ten 'pierwszy raz' zakończył się zjedzeniem całego jogurtu bez wylania ani kropelki na obrus czy podłogę :)

Pola też coraz więcej zaczyna mówić. Na razie powtarza po nas pierwsze sylaby wypowiadanych do niej słów, ale tych sylab z każdym dniem jest coraz więcej.

Poza tym od świąt wózek Poli jest na emeryturze! :) Pola wychodzi na spacery NA NOGACH :) Bez wózka! Spaceruje codziennie z nianią +/- godzinkę, w zależności od pogody. Na zakupy z nami jak jeździ to też wózka nie bierzemy. No generalnie mała ma chyba teraz lepszą kondycję od mamy, która wozi swoje 4 litery do pracy i z powrotem autem, a jej jedyny ruch to spacery z psem i bieganie w pracy to tu, to tam.

No i od drugiego podcinania włosków (na początku grudnia) w końcu coś zaczęło na jej głowie rosnąć! :) Jest więc szansa, że na wakacje jakąś spineczkę wepniemy, bo na kucyka to na pewno jeszcze sporo poczekamy...

A jak jesteśmy przy wózku, to mam do Was pytanie. Odkąd padł pomysł o otwarciu sklepu z akcesoriami dla dzieci, siedzę z nosem w necie i szukam różnych praktycznych i fajnych rzeczy.
Znalazłam ostatnio coś takiego i zastanawiam się, czy to sprowadzać czy nie.. Dla mnie osobiście zbędny gadżet, ale jak się już przekonałam - innym może się to spodobać. Tak było z suszarką na butelki - dla mnie zupełnie zbędny przedmiot w kuchni, a sprzedaje nam się to to prawie jak świeże bułeczki! My nie mieliśmy nigdy więcej niż 2 butelek na raz w domu, bo Pola karmiona była naturalnie. Ale widocznie mamy-niekarmiące mają w domu więcej butelek i takie cuś jest im potrzebne? :)
Wracając do tematu, czy kupiłybyście sobie takie zabezpieczenie do wózka (cena ok. 50zł):


Znalazłam 2 różnych producentów, którzy to robią, więc chyba za granicą są na to chętni? :)



poniedziałek, 2 stycznia 2012

Noworocznie.

Kochane, na początek chciałam Wam pożyczyć Dobrego Roku 2012! Niech będzie nie gorszy niż 2011! :)

U nas Sylwester minął baardzo spokojnie. Poli daliśmy pełen luz, nie kładliśmy jej o zwykłej porze, tylko pozwoliliśmy jej posiedzieć z gośćmi (było ich aż czworo :) i z nami dopóty, dopóki jej oczy same nie opadły, czyli do 22. Ja byłam tak zmęczona, że już o 23 moje oczy też zaczęły mi ciążyć, ale nie wypadało nie dotrwać do północy.. Wytrzymałam więc do 1 i poszłam spać. Niestety siedzenie po nocach przy kompie, nocne prasowania i sprzątania dały znać o sobie i już od popołudnia łeb mi pękał. Wypiłam w sumie 2 kieliszki białego wina, a w Nowym Roku obudziłam się z bólem głowy jakbym co najmniej wypiła tonę wódki!

Nie miałam nawet czasu na chwilę refleksji i wymyślenie postanowień noworocznych.. Dopiero dzisiaj jadąc do pracy zaczęłam o tym myśleć. I postanowiłam trochę zwolnić, zwłaszcza to nocne siedzenie przy kompie zminimalizować. I mniej się wkurzać. Nie spinać się. Nie złościć się na M. tak często. Bo przez te moje spinanie się dużo się ostatnio kłóciliśmy bez sensu. A tak między nami mówiąc to sama zauważyłam, że odkąd jest z nami Pola to mniej czasu mężowi poświęcam, mniej się do niego przytulam, mniej mamy też chwil wspólnie spędzonych np. na kanapie przed tv.. Nawet jak jesteśmy razem popołudniu w domu, to on sobie coś tam robi, czyli siedzi przed kompem, a ja się bawię z Polą w jej pokoju. A nawet jak on siedzi z nami to jego spędzanie czasu właśnie tak wygląda - na siedzeniu. Mała sama sobie wyciąga zabawki i wymyśla zabawy, a tatuś się po prostu patrzy. Ewentualnie coś jej poda. Na moje zwracanie uwagi odpowiada, że on nie ma takiego daru jak ja i nie potrafi wymyślić zabawy tak o. No cóż, wzorca w tej kwestii w domu nie miał, bo wychowywał się bez ojca (który siedział za granicą). Ale kurcze, tu wystarczy mieć trochę wyobraźni i fantazji, a na co dzień raczej M. tego nie brakuje...

No i jeszcze przydałoby mi się w Nowym Roku trochę więcej cierpliwości :) Czasu dla siebie samej.. szczęścia.. o wygranej w totka nie wspominając ;) Albo niech chociaż nasz dziecięcy biznes się rozkręci na tyle, żebyśmy mogli spać spokojnie i funkcjonować jak dawniej.. Jak wtedy, gdy interes prowadzony z siostrą był w fazie rozkwitu, zanim kryzys i konkurencja wyrastająca jak grzyby po deszczu się pojawiła i zabrała nam sporo klientów...

Niech nam córcia rośnie, niech jej włosy rosną bujnie, niech się rozgada, niech poznaje dalej świat, niech się uczy, niech rozwija swoje umiejętności, niech dalej przynosi nam tyle radości co do tej pory albo i więcej :)