Suwaczek

Suwaczek z babyboom.pl

czwartek, 5 maja 2011

LIPIEC 2O1O R.

2 LIPCA
Dziś mija tydzień od porodu. Czuję się już dużo lepiej niż na początku tygodnia. Za radą lekarzy, 'wietrze' swoje krocze - chodzę w domu w koszuli nocnej do karmienia, która jest przewiewna i bardzo wygodna i bez majtek. Jak mała chce cyca, to rozpinam guziki i nie muszę nic z siebie ściągać. Jest tak gorąco, że najlepiej chodziłabym na golasa, ale położna środowiskowa, która nas odwiedza odradzała strój topless w obawie przed zawianiem piersi.

Odkąd 'wietrze' krocze to rzeczywiście szybciej się goi. Dziś już mogę usiąść całym tyłkiem na krześle, a nie tylko jednym półdupkiem. Lepiej mi się już chodzi, schyla i ogólnie lepiej już funkcjonuje. Ale 2 pierwsze dni w domu były kryzysowe. Cieszę się, że poprawa następuje tak szybko, bo i humor mi wraca.

Mała jest grzeczna, kwęka tylko jak ma mokro albo jest głodna. Trochę ją wczoraj przegrzaliśmy. Bałam się, że ją zawieje od okna i ubrałam ją w body z długim rękawem i półśpiochy. Jest tak gorąco, że w każdym pokoju mamy uchylone okno, a położna radziła je zamykać jak będę karmić i jak malutka będzie przebywać w tym pomieszczeniu. Ale przy tych upałach to dziś powiedziała, że spokojnie można ją zostawić w samym body z krótkim rękawkiem i koniecznie ubrać skarpetki. I zakryć pieluszką. Jak zdjęliśmy jej spodenki i mogła wierzgać swoimi gołymi nóżkami to od razu jej się humor poprawił :)

Wracając jeszcze do sprawy krocza - też się bałam nacięcia z racji tego, że naczytałam się, że ma się później problemy z siadaniem, sikaniem i chodzeniem. Co wieczór ćwiczyłam przez 15 minut, aby się 'rozciągnąć' między nogami, jednak jak widać to nie pomogło. Trudno. Najważniejsze, że dziś, czyli tydzień po porodzie jest już naprawdę DUŻO lepiej. Bo początek tygodnia był kryzysowy. Zdarzyło mi się ze 2 razy popłakać po cichu, jak wstawałam z łóżka i szew tak bardzo ciągnął, że łzy same cisnęły się do oczu. Albo po prostu z tej bezsilności - chciałam zrobić obiad, posprzątać w kuchni po śniadaniu, a tu po kilku minutach stania musiałam się położyć, bo w głowie mi się zaczynało kręcić.

Jutro mają do nas przyjechać teściowie z Warszawy. A co zastanawiające, również siostra M., która NIGDY nas nie odwiedziła też chce przyjechać i to ze swoim miesięcznym synkiem! Jak dla mnie to jest to trochę chory pomysł. Chcą przyjechać na cały dzień. Wypada, żeby mój tata z bratem się pojawili - żeby dziadkowie mogli wypić zdrowie za Polę, czyli będziemy mieli dom pełen ludzi.. Ja co prawda czuję się lepiej, ale muszę sobie w ciągu dnia trochę poleżeć, poza tym na pewno obiadu robić dla 10 osób nie będę - ledwo udaje mi się zrobić obiad dla nas dwoje. Zresztą ja i tak niewiele rzeczy mogę jeść, więc tym bardziej robienie obiadu osobno dla siebie, osobno dla gości nie wchodzi w rachubę. A zjeść coś trzeba będzie i gości jakoś 'ugościć'.. Przydałoby się też, żeby M. nie tylko zajmował się swoimi rodzicami, ale też trochę mi pomógł przy małej. Dlatego też powiedziałam M., żeby odwiedziny swojej wspaniałej siostry przełożył na inny termin. Dziwię się jej wogóle, że z takim małym dzieckiem chce przyjechać do nas - 3 godziny w pociągu w jedną stronę i 3 godziny w drugą, to jak dla mnie za dużo atrakcji dla takiego małego bączka jak na jeden dzień? Zwłaszcza, że nie przyjeżdża tu na żadną wielką uroczystość w stylu ślub, czy chrzciny.
A poza wszystkim to nie wiem jak nasza malutka zniesie taki natłok nowych twarzy na raz.. Jak nam wpadnie w spazmy (jak córka koleżanki) to będziemy mieć nieźle...

Odpowiadając na komentarz jednej z Was w sprawie znieczulenia - nie płaciłam za nie. Płaciliśmy tylko za poród rodzinny (300zł), ale że chodziliśmy do Szkoły Rodzenia przy szpitalu to mieliśmy zniżkę 50%. Dopłacaliśmy też do opcji pokoju 2-osobowego z łazienką (120 zł/dobę), w którym przez 2 dni i tak byłam sama. W standardzie pacjentki leżą w salach 4-osobowych bez łazienki.

---

5 LIPCA
Dziś mija nam pierwszy tydzień w domku. Ja czuję się już o NIEBO lepiej. Mogę normalnie siedzieć, wstawać z kanapy, mam dużo więcej siły i nie potrzebuje już tyle odpoczywać w pozycji leżącej. Choć nie powiem, sen w ciągu dnia mi się zdarza, ale to głównie po to, żeby nadrobić nocne wstawanie. A z tym nocnym wstawaniem jest różnie. Pola dziś budziła się w nocy co 2 godziny na cyca. Wczoraj obudziła się tylko 3 razy, a przedwczoraj spała pięknie od 22:30 do 3:30, a potem do 6:30. Raz pociągnie więcej z cyca - i wtedy dłużej śpi, a raz pociągnie przez 5 minut i zasypia. A potem budzi się za półtorej godziny głodna i znowu muszę otwierać swoją mleczarnię :) Ale muszę powiedzieć, że generalnie je ładnie, nie ma problemów ze ssaniem (a wiem, że niektóre dzieciaczki mają), ja na razie mam dużo pokarmu, więc mała ma co jeść i jakoś nam to idzie. Czasem Pola jak pociągnie za dużo to jej się uleje albo się zakrztusi. Wczoraj tak się zakrztusiła, że ją na chwilę przytkało, a mi serce zamarło i prawie dostałam zawału, ale jak ją poklepałam po pleckach to zaraz złapała oddech, a ja razem z nią.
Mamy tylko problem z odbijaniem po jedzeniu, bo nie zawsze jej się odbije i wtedy nie śpi, tylko kwęka sobie w łóżeczku, nie chce spać i najlepiej, żeby ją trzymać wtedy na rękach. A do tego przyzwyczajać jej nie chce, bo jak będzie ważyć 8 kg to mi chyba ręce uschną od noszenia takiego klocuszka :)
Próbujemy ją kłaść wtedy na brzuszku, ale taka pozycja jej raczej nie pasuje. Więc się czasem męczymy przez godzinkę, aż w końcu uśnie sama albo jej się w końcu odbije i mała się uspokaja.
Mamy też inny problem z Polą, a mianowicie potówki. Od tych upałów pojawiły się jej małe, czerwone krosteczki na szyji i zgięciach łokcia. Była u nas dziś położna środowiskowa po raz kolejny i mówiła, że powinno jej to zniknąć i żeby pilnować ją, aby się nie przegrzała. Na szczęście upały trochę odpuściły, więc mam nadzieję, że potówki szybko znikną.

A chwaliłam się już, że kikutek nam pięknie odpadł tydzień po porodzie? :)

W sobotę odwiedzili nas teściowie. Przyjechali pociągiem o 11, M. po nich pojechał na dworzec i myślałam, że zaraz do nas dojadą. Akurat mała się obudziła jak M. wyjechał po rodziców, dałam jej cyca i - pojawił się problem z odbijaniem. Nosiłam ją 'na ramieniu', kładłam na brzuszku - nic nie pomagała, mała popłakiwała, pokwękiwała.. Czekałam aż M. wróci, bo jemu jakoś udaje się z małą 'beknąć'. A tu telefon - że rodzice M. chcą jeszcze iść do galerii na zakupy coś kupić nam dla małej! Jakby nie mogli tego zrobić wcześniej! Koniec końców, przyjechali do domu półtorej godziny później, ja lekko wykończona kwękaniem małej i noszeniem jej na ramieniu miałam trochę dość. Byłam głodna, a nie miałam nawet jak zrobić sobie kanapki. Na szczęście udało mi się małą położyć do spania. Ale jak tylko sobie stęknęła przez sen, to teściowa ją od razu wzięła na ręce, kazała sobie zrobić sesję zdjęciową z małą, Pola się wybudziła, na co z kolei ja jęknęłam, bo walczyłam z nią półtorej godziny nie po to, żeby znowu powtarzać wszystko od nowa! Mała się trochę rozdarła, dziadek to skomentował 'Zobaczyła obcą starą babę przed oczami to zaczęła płakać' - cóż za wyszukany dowcip na temat własnej żony :) No i cóż - trzeba było małą przystawić do cyca znowu, przewinąć i wziąść ją na 'odbicie' czego podjęła się teściowa. No i obowiązkowo trzeba było powtórzyć sesję zdjęciową. Dziadek małej w ogóle nie wziął na ręce, nawet się za bardzo nią nie zainteresował, popatrzył z daleka i ograniczył się do komentowania sytuacji z kanapy. Trochę to przykre, zwłaszcza, że na naszym weselu ledwo zatańczyliśmy z M. swój pierwszy taniec, jak teściu porwał mnie do tańca i powiedział, że teraz to on czeka na wnuki! A powiedział to takim tonem, jakby naszym obowiązkiem zaraz po ślubie było spłodzenie drużyny piłkarskiej i jakby to było coś, co nie podlega żadnej dyskusji.

W każdym bądź razie teściowie posiedzieli u nas niecałe 3 godziny, z czego połowę czasu mała przespała, a potem M. zabrał ich na obiad razem z moim tatą do restauracji. Bo ja powiedziałam, że gotować dla tylu osób nie będę. Sobie zrobię makaron z białym serem, zupa mi została z dnia wcześniejszego, więc ja sobie poradzę. A dziadki niech idą opijać wnuczkę. I tak opijali Polę, że M. wrócił do domu wieczorem - odstawił po drodze rodziców na dworzec i zjawił się u mnie na 20tą. Trochę byłam zła, bo praktycznie cały dzień siedziałam sama z małą. Ale wiem, że spotkanie dziadków i opicie wnuczki musiało mieć miejsce. Tylko zastanawiam się gdzie tutaj jest sprawiedliwość- my kobiety przez 9 miesięcy lepiej lub gorzej znosimy ciążę, wiele rzeczy nam wtedy nie wolno, potem męczymy się przy porodzie, męczymy się po porodzie, a faceci co? Bzykną nas, potem ewentualnie przez 9 miesięcy muszą znosić nasze humorki, jeśli którejś hormony buzują, przy porodzie co najwyżej trzymają nas za ramię, bo ręki dać nie chcą w obawie przed zgnieceniem, a jak jest już po wszystkim - to idą się upić z kumplami :) A my co? A my co najwyżej możemy mlekiem uczcić swoje męki porodowe i przyjście na świat naszego bąbelka :)
---

8 LIPCA
Pierwszy tydzień w domu był koszmarny dla mnie, za to mała była jak aniołek. Drugi tydzień - ja wróciłam do sił, za to mała 'się zepsuła'. Pół dnia potrafi nie spać, tylko sobie pokwękuje w łóżeczku albo zaczyna koncertowo głośno płakać. Najpierw myślałam, że może zjadłam coś nie odpowiedniego. Tym 'czymś' miały być naleśniki, które dzień wcześniej M. mi usmażył, ale bez tłuszczu i na patelni teflonowej, więc małej nie powinno nic być. Na drugi dzień historia się powtórzyła, ale popołudniu. Ale tym razem byłam pewna, że dzień wcześniej nie jadłam nic takiego co by małej mogło zaszkodzić. Jak przystawiam ją do cyca, to pociumka sobie chwilę, po czym zaczyna nagle płakać wypluwając cyca z buzi po to, żeby za ułamek sekundy szukać go i zacząć ponownie ssać. I tak kilka razy. Nie mam pomysłu, dlaczego tak robi. Myślałam, że może nie mam mleka - ale sprawdzałam i leci. No to może potrzebuje sobie w między czasie odbić? Niestety to też nie to. Tym sposobem mała je po maks. 10 minut i za godzinę, półtorej jest znowu głodna. W między czasie śpi po 15-20 minut. A ja ledwo mogę w między czasie zrobić sobie kanapkę i herbatę.
Pola na cycu mogłaby wisieć cały dzień. Tak było właśnie wczoraj. A potem przy kąpieli rozbieram ją, patrzę, a ona ma brzuch jak balon! Chyba z tego wszystkiego się przejadła :/ Po kąpieli wrzask, na który nic nie pomagało. Ani próba odbicia, ani noszenie na rękach, ani leżenie na brzuszku, masowanie, bujanie w koszyczku - nic. Z tej bezsilności miałam już łzy w oczach.. Zostało nam już naprawdę tylko jedno - smoczek. Do tej pory nie dawaliśmy go małej, nie było takiej potrzeby. Poza tym w szpitalu odradzają smoczki. Ale co zrobić jak już nic nie działa, a człowiek chciałby ulżyć dziecku i sam odsapnąć? Nie byłam pewna, czy Pola wogóle będzie chciała i czy będzie umiała obchodzić się ze smoczkiem? Czy go nie wypluje? Ale obawy okazały się bezpodstawne, a mała jak przyssała się do smoka, to w 3 minuty grzecznie zasnęła. A ja mogłam otrzeć łzy i odetchnąć na łóżku..
Jak już mała zapadła w głęboki sen, to smoczek jej wyjęliśmy. Boże, jak to dobrze, że ktoś wymyślił to cudo!
Jutro przychodzi do nas położna, może ona znajdzie powód, dla którego mała płacze przy cycku i czemu nie może bidulka pospać dłużej?..

Dziś jest już trochę lepiej, przed południem pospała ładnie, potem wzięliśmy ją na pierwszy spacer, na którym pilnie obserwowała co się dzieje na około, a potem poszła ładnie spać. Ale jak wróciliśmy do domu, to M. stwierdził, że trzeba ją przełożyć z wózka do koszyczka i rozebrać i jak się można domyśleć, mała się obudziła i już było po spaniu. Na szczęście M. położył ją sobie na kolanach i małej u taty było tak dobrze, że tylko minki strzelała do niego i leżała grzecznie przez pól godziny. A ja w tym czasie mogłam skończyć obiad i nastawić pranie.

Z innych, rodzicielskich ciekawostek, to możemy się już pochwalić obsikaniem i że tak się brzydko wyrażę - obsraniem nas przez Polę :) Obsikany został tata przy kąpieli, za to ja, a raczej moje nogi zostały upaćkane kupką od pasa do ziemi przy przewijaniu. Ledwo wyjęłam jej mokrego pampersa spod dupki, a tu wystrzeliła na mnie 'musztarda' jak z armaty :) Tak mnie córa urządziła! :)
---

11 LIPCA
Tym razem będzie o wszystkim po trochu :)

Zacznę od naszej małej. Troszkę się jej poprawiło. Położna podpowiedziała nam, że mała może tak nudzić przez upały i żeby podawać jej między karmieniem herbatkę HIPP'a z kopru włoskiego. Przy okazji pomoże jej troszkę na brzuszek, jeśli rzeczywiście ją męczy. Herbatka okazała się antidotum na jej histerie i płacz! :) Myślałam, że skoro mleko I fazy ma zaspokajać w pierwszej kolejności pragnienie dziecka, to wystarczy to Poli do zaspokojenia pragnienia, ale okazało się, że herbatka robi to o niebo lepiej.

Poza tym z Polą zaliczamy pierwsze spacerki. Niestety przez te upały nie ma co z nią wychodzić przed 17tą, bo w słońcu można się usmażyć. Więc za długie nasze spacery nie są póki co, ale mała się dotlenia i zawsze na spacerku zasypia ładnie i potem mamy chwilę spokoju :)

W szpitalu naszą Polę ocenili na 54 cm. Miałam dla niej przygotowane pajacyki na 56 cm. Jak jej ubrałam to okazało się, że rękawki są ciut za długie, za to nogawki - za krótkie. Jak mała wyprostowała nogi, to musiała zadzierać paluszki.
W piątek Polcia skończyła 2 tygodnie. Widzę, że urosła, buźka jej się zaokrągliła i pomału robi się z niej chyba mały pulpecik :) To, że rośnie widzę już po ubrankach. O ile body na 56cm są na nią dobre, to już śpioszki z H&M na 62cm są takie akurat, żeby nie powiedzieć że za małe! Rośnie nam Poli jak na drożdżach :) Dobrze, że nie kupowałam jej za dużo ubranek na 56cm, bo pewnie nie zdążyłaby ich założyć. Przy tych upałach ubieramy ją tylko w body z krótkim rękawkiem albo takie bez rękawków, reszta ubranek leży w szafce i czeka na inna pogodę. A ciuszków mała ma trochę - w piątek odwiedziła nas koleżanka, która przyniosła Poli prześliczną sukieneczkę na lato i taki 'sznurek' do zawieszenia w wózku z dyndającymi pluszaczkami.
Potem odwiedziła nas sąsiadka - i też przyniosła nam śliczniutkie, kolorowe sukieneczki z H&M dla Poli. Oj, będzie z tej naszej córci modnisia, choć niestety jako mała kobietka na razie nie lubi się ubierać.
Za to nasza mała królewna bardzo lubi robić kupkę do nowego pampersa. Do takiego posikanego to nie, ale jak tylko mama go wymieni na świeżego i suchego, to zdarza się, że ledwo go założę, a tu .. niespodzianka! :)
Póki co ubieramy jej Pampersy 1, czyli te dla dzieci 2-5 kg. M. pojechał ostatnio po nową paczkę, bo się kończyła i przez pomyłkę wziął rozmiar 2, czyli dla bobasków 3-6 kg. Są trochę dłuższe i mają lepsze zapięcie, ale jeszcze pare dni temu były na Polę za duże. Ale wczoraj zauważyłam, że 'jedynki' ją strasznie obcierają po bokach - to chyba wina krótkiego zapięcia i tego, że nasza Polcia cały czas rośnie. Założyłam jej więc 'dwójki' i chyba są dla niej lepsze. Dobrze, że 'jedynek' zostało nam już tylko pare sztuk..

Ja z kolei od paru dni mam problem pod tytułem "co jeść?". Wiadomo, że jak się karmi, to wiele produktów jest zakazanych. Do tego jak Pola zaczęła popłakiwać, to zaczęłam się zastanawiać, czy aby czegoś nie zjadłam co spowodowało by u niej ból brzuszka. Ale z drugiej strony, nie będę przecież jadła chleba z masłem i piła tylko wody, bo jak to napisała jedna dziewczyna na forum www.babyboom.pl - 'kobieta karmiąca nie krowa, z trawy i wody mleka nie wyprodukuje' :) Zaczęłam więc pomału poszerzać swój jadłospis. Na początku jadłam jasne pieczywo z białym serem, wędliną, pasztetem, jajkiem na twardo lub tuńczykiem. Sera żółtego prawie w ogóle nie jem, bo podobno jest za tłusty. Co do tuńczyka to położna powiedziała, żebym na razie nie jadła nic z puszek, ale tuńczyka dostałam już w szpitalu, a poza tym podobno powinnam jeść 2 x w tygodniu ryby.. Tuńczyka więc zjadłam, małej nic nie było, więc stwierdziłam, że 'może być'. Z zup jadłam rosół, krupnik, koperkową, pomidorową (z lekką obawą, bo podobno pomidory mogą uczulać) i barszcz czerwony. Na drugie danie: makaron z białym serem i cukrem, ryż z jabłkami, ziemniaczki z koperkiem lub pierś z kurczaka pieczona w folii w piekarniku. W piątek stwierdziłam jednak, że muszę sobie jakoś urozmaicić menu, bo nudno na talerzu i zjadłam łososia pieczonego w folii w piekarniku i brokuły. Co do brokułów to położna je odradzała, ale w szpitalu dostałam raz zupę brokułową, a poza tym doczytałam gdzieś, że zawierają dużo żelaza, a żelazo jest potrzebne matkom karmiącym. Zjadłam, małej nic nie było, więc zakładam, że mogę je jeść. Spróbowałam też szpinaku. Odwiedziliśmy ostatnio mojego tatę z Polą i na stół wjechał makaron ze szpinakiem (który zresztą też zawiera dużo żelaza). Ani mi, ani Poli potem nic nie było, więc zakładam, że szpinak jest ok.

Ja to zresztą mam od tygodnia problem, ponieważ jestem NON STOP głodna! Mogłabym nie wychodzić z kuchni - mam taką gastrofazę, że sama jestem w szoku! :) Staram się pilnować i nie objadać, ale nie jest to łatwe.. Dobrze, że czekolada i inne słodkości są zabronione, bo jakbym mogła je jeść, to bym pewnie nigdy nie wróciła do wagi sprzed ciąży, a tak to zostało mi do zrzucenia jeszcze 4,5 kg. Po porodzie moja waga spadła o 7 kg, a w całej ciąży przytyłam 15. Nie jest źle, choć mój sflaczały brzuch wygląda okropnie! Smaruje go balsamem i czekam aż minie 6ty tydzień połogu i będę mogła zacząć chodzić na fitness i przywrócić swojemu ciału jako taką formę. Bo na razie to: brzuch sflaczały, pośladki obwisłe, no i wielkie cycki :)
---

13 LIPCA
Odwiedziłyśmy wczoraj przychodnię i panią doktor. Mała całą drogę (czyli 15 minut) przespała w wózku, a jak ją pani doktor oglądała i badała to była bardzo grzeczna, choć ją trzeba było wybudzić. Została zważona i okazało się, że nasza kluseczka waży już 4,060kg - czyli przytyła jakieś 800 g przez 2 tygodnie! :) Co do jej krostek na buzi to okazało się, że Pola ma trądzik niemowlęcy.. Mamy przemywać buzię rumiankiem i obserwować. Bidulka, ma całą buźkę w czerwone krosteczki. A dziś rano wyszły jej jeszcze na brodzie i pod bródką. Myślę, że głównym winowajcą tej sytuacji jest ten straszny upał, który ja ledwo znoszę i pocę się jak prosiaczek, a co dopiero taka mała kruszynka jak Pola, która nawet przekręcić się nie może jak się spoci leżąc na boczku. Może tylko wierzgać nóżkami i machać nóżkami, żeby sobie zrobić mały wiaterek :) Jak śpi na boczku, to potem ten policzek na którym leżała jest cały czerwony i z dużą liczbą nowych, czerwonych potówek!

Wzięłam się na sposób i teraz wychodzę z nią na spacer rano, tak koło 8. Mała i tak się budzi o 7 na cycka, więc akurat ją nakarmię, ubiorę się i możemy wychodzić. Bierzemy jeszcze psa na siku i idziemy się przejść. O tej porze jest jeszcze w miarę przyjemnie, choć słońce już jest wysoko. Ale jest dużo cienia i jest spokojnie. Psa i tak trzeba z rana wysikać, więc łączymy przyjemne z pożytecznym. W mieszkaniu mamy trochę gorąco, więc z chęcią wychodzi się na świeże powietrze i ten poranny wiaterek :)

Wczoraj wieczorem zabraliśmy Polę w ramach akcji 'Poznajemy świat' na zakupy do hipermarketu. W naszej lodówce były już tylko jajka i światło, trzeba więc było ją zaopatrzyć. Z małą nie było problemu, bo przespała całą wycieczkę. Za to ze mną był mały problem.. Po zakupach jak M. zapinał fotelik z małą w aucie, to ja postanowiłam też się do czegoś przydać i wpakowałam stelaż wózka do bagażnika. Przeliczyłam się jednak trochę, bo stelaż okazał się ciężki, a ja jednak jestem dopiero 2 tygodnie po porodzie... Jak wróciliśmy do domu to dostałam małego krwawienia, a w nocy pobolewało mnie trochę podbrzusze :/ Dziś rano czułam się już okej, jednak po wczorajszej akcji M. zabronił mi dźwigać i podnosić cokolwiek oprócz Poli aż skończy się połóg, czyli jeszcze przez 4 tygodnie..

A nasza Polcia bardzo polubiła smoczek. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Są różne szkoły. W szpitalu kategorycznie smoczków zabraniali używać. Ale co zrobić, jak bobas płacze w niebogłosy i nic na niego nie działa, jedynie smoczek-uspokajacz? Pola jak dostała smoka po raz pierwszy i z nim zasnęła, tak się z nim zakolegowała. I teraz jak jest przewinięta, nakarmiona, napojona, a kwęka w niebogłosy, kopie nóżkami i jest niespokojna to wiem, że domaga się smoka - dostaje go i w sekundę, no może 2, zasypia. Ciężko jej go potem wyciągnąć z buzi, ale jakoś się udaje. Czasem od razu, czasem za entym podejściem. Ale nie wiem, co bym zrobiła gdyby smoczka nie było. Dziś np od godziny 9 do prawie 11 nasza królewna nie spała. Był cyc, była herbatka, była kupa, była próba położenia jej w koszyczku, żeby mama mogła sobie zrobić coś do picia i umyć zęby. Niestety Pola nie chciała z mamą współpracować. Za to jak dostała smoka, to od razu jej się oczka zamknęły :)

Zauważyłam też, że Pola pomału wydobywa z siebie coraz to nowe dźwięki. I robi potem śmieszne minki, bo chyba sama się dziwi co to za dźwięki wyszły z jej gardziołka :) Fajne minki robi też jak przymierza się do kupki- usta zwija w dzióbek, oczkami się mocno wpatruje we mnie albo w jakiś punkt przed sobą, robi się czerwona jak buraczek i za chwilę słychać, że coś wylądowało w pampersie hihi
No i oczywiście najlepiej jak to jest nowy, świeżutki pampersik, taki co ledwo mama zdążyła założyć na pupinkę :) Oj, mamy trochę zabawy z tym naszym małym szkrabkiem :)
---

19 LIPCA
W końcówce ciąży czas mi się niemiłosiernie dłużył.. Miałam wrażenie, że tydzień trwa tyle co miesiąc.. A teraz? Teraz nie wiem kiedy mija kolejny dzień :) Czas przyspieszył i gna z taką prędkością, że momentami nie nadążam. Oczywiście większość czasu zajmuje mi Pola - trzeba ją nakarmić, przewinąć, czasem jak nie chce spać to siedzę z nią na kanapie i sobie z nią gadam tzn. ja prowadzę monolog, a ona kwituje moje wypowiedzi różnymi minkami albo wielkim zieeeewem. Czasem sobie kwęka w koszyczku i trzeba ją pobujać, żeby zasnęła. Wychodzimy na spacerki, które też trochę czasu zajmują, a poza tym? Poza tym też muszę coś zjeść, więc jak mała śpi to robię szybko obiad, odkurzam, nastawiam pranie, wieszam pranie, prasuje jej ciuszki i pieluszki, ścieram kurze, podlewam kwiatki - jednym słowem staram się ogarnąć jakoś nasze mieszkanko. Najgorzej jest z kurzem - mieszkamy blisko ulicy i co z tego, że rano pościeram półki jak popołudniu już wszystko jest zakurzone, bo okna mamy cały czas uchylone i niestety, ale kurzy się z zewnątrz. Nawet fakt, że mieszkamy na 6 piętrze nas nie ratuje. Do tego z naszego psiaka leci sierść - kurcze, mam wrażenie że ona traci swoje futro przez cały rok :/ Nie pomagają żadne witaminy, wystarczy ją pogłaskać i już się zbiera kłaczek. Niby ma krótką sierść, ale co z tego? Więc odkurzacz u nas chodzi co drugi dzień, a czasami nawet codziennie.

Jak mała śpi popołudniu to zdarza mi się zdrzemnąć razem z nią. Odsypiam wtedy choć trochę to nocne wstawanie, a wstaje najczęściej 3 razy. Każde takie nocne karmienie to jakieś pół godziny wyjęte ze snu. Bo oprócz karmienia Polę trzeba też przewinąć, wziąść ją na 'odbicie' - choć nie zawsze w nocy to robię, no i często rano mam problem ze wstaniem.. Więc korzystam z okazji i jak już ogarnę do południa mieszkanie, mała zaśnie,a mi uda się zjeść obiad - to idę sobie podrzemać :)

Polcia nam rośnie jak na drożdżach. Zmierzyłam ją w sobotę metrem krawieckim i wyszło mi, że ma jakieś 59 cm :) Rośnie jej też pomalutku drugi podbródek - ku naszemu średniemu zadowoleniu, bo zapowiada się, że z małej zrobi się mały baleronik :) No cóż, nie będę ukrywać, że apetyt ma po tatusiu i jak się dorwie czasem do cyca to nie chce go puścić, pomimo tego, że się najadła i zdążyła z tym cycem zasnąć ;)
Przemywanie buźki rumiankiem bardzo jej pomogło, ma jeszcze trochę krostek i pojawiają się nowe, ale jest ich nieporównywalnie mniej niż miała. W sobotę pojechała z nami do galerii handlowej, chciałam sobie znaleźć coś na prezent urodzinowy, ale skończyło się na kupieniu dla Polci 2 koszulek, "Książeczki Maleństwa" - w której będziemy zapisywać jej postępy rozwojowe itp. i ciasta na popołudniowe przyjście gości. Mama niestety sobie nic nie wypatrzyła, ani nie kupiła. Pola połowę czasu przespała, a połowę przeleżała grzecznie w wózeczku oglądając wystawy :) A jak wróciliśmy do domu, to dostała cyca i poszła spać i spała prawie 4 godziny! Chyba z nadmiaru wrażeń :)

I tak nam minął kolejny tydzień.. W piątek Pola skończy miesiąc, a ja nawet nie wiem kiedy te wszystkie dni zleciały.. Przestałam kontrolować, który to dzień miesiąca, ograniczam się do informacji jaki to dzień tygodnia.. Ale wcale mi to nie przeszkadza. Cieszę się każdym dniem spędzonym z moją małą księżniczką. Patrzę na nią jak stroi swoje minki, zwija usteczka w dzióbek, ziewa albo wydaje z siebie różne dźwięki, co jakiś czas to nowe - i uśmiech sam pojawia mi się na twarzy. A najpiękniejszy prezent jaki dostałam na urodziny w tym roku to przecudowny uśmiech, taki od ucha do ucha mojej małej Polci :) Na co dzień jak się uśmiecha to tak delikatnie albo najczęściej półgębkiem przez sen. A to był taki 'prawdziwy' uśmiech :)
---

22 LIPCA
No cóż, chyba każdą z nas w końcu to dopada - dopadło już kaczuszkę, Madziulkę i pewnie jeszcze pare osób po drodze. Onet wyciąga jakieś nasze blogowe wpisy 'na wierzch', czyli na główną stronę, a nie mający co robić, zakompleksieni Internauci płci różnej, ale głównie kobiecej komentują złośliwie i zaciekle nasze zwierzenia. Choć nie powiem, pojawiają się też i głosy rozsądku. W moim przypadku padło na stary wpis pt. "Alkohol w ciąży". Pojawiły się głosy na 'absolutnie nie' i 'dlaczego by nie?' oraz 'ty to jesteś stara i z innej bajki' :) Średnio się tymi komentarzami przejęłam, niech każda kobieta będąc w ciąży robi co chce. To jej życie i życie jej dziecka. Ja w ciąży alkoholu nie piłam i nie zamierzam pić, gdybym po raz drugi w ciąży była. Koniec kropka.

A co u nas? Upałów ciąg dalszy, więc i potówek na buźce Poli nie ubywa. Tzn. znikają jedne, ale pojawiają się drugie. Przemywanie rumiankiem trochę pomaga, ale na pewno bardziej pomogłoby gdyby zamiast 35 stopni na termometrze było np. 25.
A co do rumianku: kupiłam ostatnio gazetę "Mam dziecko". Wyczytałam na okładce, że w środku znajdę artykuły m.in. na temat jak dziecku ulżyć w czasie upałów, sposoby na dziecięcy bunt i histerię, więc stwierdziłam, że może się dokształcę? :) I co? I wyczytałam, że dziecku nie powinno się przemywać buźki rumiankiem, bo może uczulić. Od razu przypomniał mi się wykład ze Szkoły Rodzenia, na którym położna mówiła, żeby uważać na bzdury jakie wypisywane są w czasopismach dla mam jak np. to, aby do szpitala wziąść suszarkę do włosów i podsuszać nią krocze po porodzie. A według położnej tego robić absolutnie nie wolno! Krocze trzeba wietrzyć, a nie podsuszać! Nam lekarka zaleciła przemywanie buźki rumiankiem i jest poprawa. Więc nie widzę powodu, dla którego tego robić nie wolno?

A nasza Polcia rośnie sobie zdrowo. Męczy się tylko bidulka w te upały, ale cóż zrobić? Trzeba to jakoś przeczekać. Dużo pije, ostatnio wyduldała 3 butelki swojej herbatki HIPP'a w ciągu 1 dnia. Ja swoją herbatę na laktację piję jedną na parę dni. Po niej mam z reguły problemy w nocy - mleko leje mi się prawie strumieniem. Muszę spać w biustonoszu i wkładkach laktacyjnych, bo inaczej mielibyśmy mleczne łóżko :) A wkładki i tak w nocy muszę zmieniać, bo mi przemakają i przeciekają.

Pola wpadła w rytm i po karmieniu wieczornym po kąpieli, czyli ok. 20:30, 21 śpi do 1, 1:30 w nocy, potem budzi się ok. 3, a potem różnie - czasem co 2 godziny, a czasem prześpi od 3 do 6, 6:30. W nocy biorę ją do łóżka na cycka i zdarza mi się, że sobie razem z nią przy tym cycku usnę :) Niestety, siła wyższa, oczy i głowa same mi lecą. Ale potem jak się już ocknę, to zabieram małą z powrotem do koszyczka i tam już sobie śpi do następnego karmienia.
Najgorzej jest rano, wtedy ledwo ją do cycka przystawię - oczy same mi się zamykają.

Odwiedziliśmy ostatnio sklep z akcesoriami dla dzieci, bo chcieliśmy małej kupić matę edukacyjną. Nie kupowaliśmy jej wcześniej, bo liczyliśmy na to, że jak ktoś ze znajomych będzie chciał nam coś kupić, a nie będzie wiedział co, to mu podsuniemy ten pomysł. Zwłaszcza, że pojawił się kiedyś 'problem' z teściami, którzy chcieli nam coś kupić - już nie pamiętam co (chyba chodziło o łóżeczko) i okazało się, że to już mamy, inną rzecz mamy dostać w spadku itp i M. stwierdził, że może nie kupujmy sami wszystkiego, bo potem jak ktoś będzie chciał coś Poli kupić, to wiedząc że mamy już wszystko, może kupić coś co kompletnie jej się nie przyda/ nie spodoba itp., a my nie potrzebnie sami na wszystko wydamy pieniądze. Ale potem część znajomych, która nas odwiedziła poprzynosiła ciuszki, a reszta na razie milczy :) A że moja babcia, czyli prababcia Polci dała nam pieniążki dla małej i powiedziała, żebyśmy coś jej kupili, no to postanowiliśmy sprezentować córce ową matę. Kurcze, nie wiedziałam, że są one w tak różnych cenach! I że fajna mata może kosztować 299zł! Naoglądaliśmy się, podyskutowaliśmy i w końcu dokonaliśmy wyboru, co wcale łatwe nie było. Cześć od razu odpadła, bo była różowa - kolor zakazany przez M. :) Część wyglądała tandetnie albo miała mało wiszących zabawek albo zabawki były do siebie bardzo podobne, a tu nie o to chodzi. W końcu wybraliśmy taką, która ma wiszące lusterko, piszczącą żyrafkę, piszczącego pieska, plastikowe grzechotki, a do tego gra jakąś muzyczkę (jeszcze nie wiemy jaką, bo nie mamy baterii - kupiliśmy, ale złe :) i jest bardzo kolorowa.
Małej mata się nawet spodobała, zwłaszcza fioletowa żyrafka. Co prawda na razie leżenie na macie pasuje jej tak do góra 5 minut, ale na początek dobre i to. Myślę, że jak już opanuje i zacznie kontrolować ruchy swoich rączek to będzie miała frajdę w 'zaczepianie' wszystkiego co będzie nad nią wisiało i wydawało dźwięki. Na razie jest tylko małym obserwatorem.

Spodobał jej się też leżaczek. W końcu lepsze leżenie w nim niż w koszyku, z którego nic nie widać. Co innego taki leżaczek - buja się (a raczej mama go buja), nad głową dyndają misie - coś się dzieje! :) Niestety leżakować mała może co najwyżej 5 minut, potem jest bunt i trzeba ją zabrać i zająć czymś innym. Ale dobre i 5 minut, przynajmniej mam czas na zrobienie siku/ albo kanapki/ albo umycie zębów :)
---

26 LIPCA
Pierwszy miesiąc życia z Polcią minął nie wiadomo kiedy. Nasza mała urosła sporo - myślę, że jeszcze ze 2 tygodnie w koszyczku poleży, a potem trzeba będzie ją przenieść do łóżeczka. Pola rośnie i poszerza swój wachlarz umiejętności. Kiedyś jak się ją położyło na boczku, tak spała. Teraz jak ją położę na boczku, to ona hop - przekręca się na plecki. Niby nic wielkiego, ale jeszcze nie dawno tego nie potrafiła :) Tak samo jak nie umiała sama przekręcić główki. Nie spała tylko wtedy kiedy jadła, była przewijana albo kąpana. Teraz nie zasypia przy cycu tak często jak kiedyś. Za to po jedzeniu lubi sobie poleżeć (coraz dłużej!) w leżaczku, skąd widać caaały pokój, co robi mama i gdzie jest pies :) A co do psa - bo ten temat chyba mi umknął.
Byliśmy ciekawi jak nasza suczka zareaguje na nowego członka rodziny. Z natury jest bardzo spokojna i boi się dzieci, zwłaszcza pisków małych ludzików, więc nie obawialiśmy się, że się rzuci na małą z zębami. Chcieliśmy dać jej Polę powąchać, zobaczyć kto to co to i jak pachnie i - czekać na jej reakcję. A tu nasza suczka tak naprawdę nie wykazała zbytniego zainteresowania dzieckiem :) Bardziej swoją uwagę skupiła na mnie - przez pierwsze dni chodziła za mną krok w krok, nie za bardzo chciała wychodzić z M. na spacery, a jak Pola zakwękała albo wydała z siebie jakiś dźwięk to nasz brytan wychodził z pokoju hehe jakby się bała tego kwękania :) Teraz już się przyzwyczaiła do nowej sytuacji, nie pilnuje mnie aż tak bardzo i jak widzi, że mała jest pakowana do wózka to podbiega do mnie radośnie, bo już wie że szykuje jej się spacerek :)

Pola zaczyna wydawać też coraz więcej dźwięków - najczęściej wydobywają się z jej usteczek odgłosy zwierzęce: "meee" - jakbyśmy mieli kozę w domu albo coś w stylu "miau" - jakbyśmy mieli kotka :) Oprócz tego w standardzie jest 'Eeee" i "Aaaaa"... A dziś usłyszałam coś w stylu "maaa.."

Myślę, że Pola pomału zorientowała się w rytmie dnia. A trochę się tego obawiałam, bo nastraszyli mnie, że niemowlęta mają często problem z odróżnieniem dnia od nocy i trzeba się namęczyć, żeby je odpowiedni przestawić jeśli im się pomyli dzień z nocą i na odwrót.

Pojawił się u nas za to jeden problem. Zauważyłam, że Pola po wieczornej kąpieli i cycku robi się niespokojna i marudzi. Nie chce zasnąć, zaczyna krzyczeć, żeby nie powiedzieć że wpada w histerię. Na początku myślałam, że może boli ją brzuszek, coś jej nie pasuje - może metka z ubranka ją gryzie? W końcu była nakarmiona, przewinięta - więc o co może jej chodzić? Dopiero wczoraj wyczytałam, że tak mogą reagować dzieci wieczorem, po całym dniu pełnym wrażeń. Hm, mam nadzieję, że Poli to szybko minie, bo szczerze mówiąc te wieczorne histerie na koniec dnia są męczące również dla mnie. Nie mogę patrzeć jak ona tak się męczy i kwęka, a ja nie bardzo mogę jej pomóc. Pomarudzi tak z pół godziny, czasem dłużej. Potem nagle się uspokaja, łapie za smoczka i w 2 minutki zasypia...

Jutro mamy w planach wizytę kontrolną w przychodni, zobaczymy ile nasza mała przybrała na wadze :)
---

28 LIPCA
Uf, moja gastrofaza chwilowo zniknęła :) Od paru dni moje myśli krążą nie tylko wokół jedzenia, a moje ręce nie sięgają co chwilę do lodówki albo po owoce. Tak samo zniknął gdzieś mój wielki apetyt na słodycze. Dzięki Bogu! Co prawda moja waga maleje od porodu cały czas, ale ostatnio jakoś tak zwolniła. Zostało mi jeszcze 2 kg do zgubienia, ale szczerze mówiąc jakoś nie specjalnie się tym martwię. Jeszcze niecałe 2 tygodnie i skończy się mój okres połogu i będę mogła (mam nadzieje) iść na zajęcia fiku-miku, czyli fitness w dowolnym wydaniu i popracować nad swoją wagą i ciałem.
Co do jedzenia, to staram się pomału poszerzać swoje menu o nowe produkty albo dania. Dziś np. wpadłam na pomysł: jajko na twardo w sosie koperkowym + młode ziemniaczki + brokuły (które bardzo lubię i już testowałam, że Poli po nich nic nie jest). Do tego krupnik - no cóż, co do zup to jednak pole manewru jest wciąż ograniczone. Próbowałam już też pierogów z jagodami i na słodko z serem, łososia, dorsza, zupy jarzynowej z pełnym zestawem jarzyn: marchewka, fasolka zielona, brukselka (której nie cierpię), por itp itd. Jak na razie chyba jest ok - Pola nie miała problemów z kupką, nie dostała też wysypki. Wczoraj skusiłam się też na 2 ciasteczka 'pieguski' z kawałkami czekolady i rodzynkami. Leżały na stole i kusiły - opierałam się, ale tak dawno nie jadłam czekolady... :) A ze słodyczy to jadłam tylko biszkopty, lody i kawałek ciasta jogurtowego w swoje urodziny. Niestety na zjedzenie mojej ulubionej Milki z orzechami albo pysznego ciasta, takiego z masą mmmm mniam to muszę jeszcze poczekać..

Byłyśmy wczoraj z Polą w przychodni na wizycie kontrolnej. Nasza myszka waży już 4,560kg i urosła od porodu 2 cm (czyli ja ją źle wymierzyłam parę dni temu, bo mi wyszło 59 :). Pani doktor powiedziała, że ładnie przybiera na wadze i rozwija się prawidłowo i zaprosiła nas za 2 tygodnie na szczepienie. No i właśnie. Tu pojawia się problem i dylemat. Zaszczepić małą możemy szczepionką skojarzoną 5 w 1. Koszt: 100 zł - cena do zaakceptowania, biorąc pod uwagę, że oszczędzamy dziecku ilość wkłuć. Do tego moglibyśmy ją zaszczepić na pneumokoki - koszt 250 zł i dodatkowo na yy uciekło mi na co, w każdym bądź razie trzecia szczepionka kosztuje 270zł. Razem: 620 zł. O ile szczepionka 5 w 1 jest wskazana, to w sprawie dwóch pozostałych lekarze zostawiają decyzję rodzicom. Ważne jest też to, że każda szczepionka podawana jest w 3 dawkach. No i pojawia się pytanie: łącznie na szczepionki rodzice mogą wydać prawie 2 tys.! Wiadomo, że każdy chce dla swojego dziecka jak najlepiej i że zdrowie jest najważniejsze, nie tylko w przypadku naszych pociech, ale i nas samych. Dlaczego więc za ochronę zdrowia musimy płacić i to aż tyle? Gdzie są nasze pieniądze oddawane co miesiąc do ZUS'u? Dlaczego nasza służba zdrowia jest wiecznie kulejąca? Składki się płaci i co z tego się ma? ... Odkąd mam wykupiony abonament w prywatnej 'firmie' medycznej, nie korzystam z państwowej służby zdrowia. Jeśli potrzebuję iść do okulisty/ dermatologa/ innego specjalisty to dzwonię i na drugi dzień mogę się zgłosić na wizytę. Nie muszę czekać miesiąc, dwa na termin. A składki na ZUS i tak płacę, bo muszę. I co jakiś czas zastanawiam się, kiedy coś w naszym pięknym kraju się zmieni na polu zdrowotnym? I boję się, że to nigdy nie nastąpi. Aż strach pomyśleć, że jak człowiek będzie starszy, być może schorowany i nie będzie mu nikt opłacał abonamentu w prywatnej klinice, a jego samego nie będzie na to stać, to zostanie tak naprawdę na łasce i niełasce NFZ'u.. I przyjdzie mu czekać na wizytę do lekarza tygodniami albo wykłócać się w kolejce o swoje miejsce... Przykre to. Ale chyba niestety prawdziwe :/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz