Suwaczek

Suwaczek z babyboom.pl

niedziela, 31 lipca 2011

"10 najgorszych błędów wychowawczych"

SuperNiania zamieściła na swoim profilu na facebook'u linka do '10 najgorszych błędów wychowawczych", które jak sama oceniła - nie są błędami 'najgorszymi', a 'najczęstszymi'.
Ja też bym ich tak nie określiła - dużo gorsze rzeczy rodzice potrafią robić swoim dzieciom..
A Wy co sądzicie?

http://dzieci.pl/chgid,13514571,title,10-najgorszych-bledow-wychowawczych,fototemat_dzieci.html

A tak przy okazji - jeśli jesteście zalogowane na FB to polecam Wam dołączyć do swojego grona SuperNianię. Co jakiś czas umieszcza na swojej stronie ciekawe artykuły własnego autorstwa na szeroko pojęty temat 'dzieci' oraz 'dzieci-rodzice'. Jest tam i o wychowaniu, i o rodzajach ojcostwa, problemach adaptacyjnych w przedszkolu/żłobku - jednym słowem różne różności. Baardzo ciekawe i przydatne!

sobota, 30 lipca 2011

Pięknie o małżeństwie + edit


Wpadła mi dziś w ręce "Gala" z Szymonem Majewskim i jego żoną na okładce. I jak się można domyśleć w środku był z nimi wywiad. Lubię Szymona, bo pozytywnie z niego zakręcony wariat, ale chyba nie chciałabym mieć takiego szalonego męża :) Myślałam, że wywiad przelecę wzrokiem, tak jak i całą gazetę - ale jak zaczęłam czytać to wciągnęłam się na maksa! Wywiad tyczył się małżeństwa. A dokładnie ICH małżeństwa, z 20-letnim stażem. Do tej pory jestem pod wrażeniem ich wypowiedzi, a Szymon zyskał w moich oczach dodatkowych 100 punktów! :)

O czym mówili? O tym, że w każdym małżeństwie zdarzają się gorsze okresy. Nawet nie dni, ale właśnie okresy. Że niektóre małżeństwa ich nie potrafią przetrwać i się rozwodzą nie potrzebnie. Bo potem okazuje się, że w następnym związku trafia się podobnie.. Oni też taki okres w swoim związku mieli, przetrwali go i ich miłość rozkwitła na nowo! Trzeba dać sobie szansę, czasem warto po prostu odpuścić, bo nie warto się sprzeczać o pierdoły. Jak to mówił Szymon - potem kobiety wprowadzają w życie '3 dni nie odzywania się do męża', a po co to? Lepiej kupić kwiatki, mogą być nawet takie zwykłe polne, powiedzieć po prostu "Sorry" i żyć razem dalej :) Żona Szymona Magda, mówiła, że kiedyś ją wkurzało, że Szymon ciągle czegoś szukał - portfela, telefonu, parasolki itp. Non stop wydzwaniał po taksówkarzach, kolegach, znajomych w poszukiwaniu swoich zgub. Ale w pewnym momencie stwierdziła, że to bez sensu, że on po prostu taki jest, zaakceptowała tę jego wadę, bo zauważyła że on się stara! Czasem warto przymknąć oko na czyjeś wady, zaakceptować je i nie próbować kogoś zmieniać na siłę. Przecież kochamy tego kogoś głównie za jego zalety, prawda? A że nikt nie jest idealny, my same też nie, więc może warto sobie odpuścić raz na czas? ..

I tak sobie o tym czytałam i myślałam, że to idealny artykuł dla mnie. Bo ja i M. to trochę dwie przeciwności. Ja nie lubię się spóźniać, on się prawie nigdy nie spieszy. Ja lubię porządek, on nieład artystyczny. I to są dwie dziedziny, w których najczęściej się ścieramy i kłócimy. Wiem, że są to pierdoły, ale nic nie poradzę na to, że mnie wkurza jego lenistwo i niechęć do sprzątania. Ja wchodzę do kuchni i od razu widzę nie umyte garnki w zlewie, upaćkaną od pomidora deskę do krojenia, okruchy z chleba obok, brudny kubek po herbacie na stole, jakieś papierki, woreczki nie wiadomo po czym i brudny blat kuchenny. M. wchodzi do kuchni i nie widzi nic :) Ja do niego, że mógł posprzątać po śniadaniu, a ten do mnie że chciał, ale był zajęty i może to zrobić za 10 minut. Ja do niego, że teraz to niech się wypcha, bo sama posprzątam. On, żebym się nie czepiała bo zrobi to za chwilę, ja że za chwilę to już tu będzie można w spokoju zrobić sobie kawę i to nawet w czystym kubku itp itd :) I tak sobie myślę, że ja to powinnam chyba sobie brać w takiej chwili głęboki wdech, policzyć do 10 i wrzucić na luz.. Choć wiem, że będzie mi ciężko, bo ja to jestem z tych, co to wolą same wszystko zrobić niż się kogoś prosić o pomoc. Bo wiem, że jak coś zrobię sama, to będzie to zrobione tak jak powinno, choć nie ujmuje innym, że zrobiliby to źle.. Ale chyba powinnam mu odpuścić, bo M. też się stara. . Zresztą i tak w temacie sprzątania bardzo się zmienił odkąd się poznaliśmy. Kiedyś nie robił nic (bo w domu u niego wszystko robiła mama i on miał w głowie obraz małżeństwa taki: mąż ciężko pracuje i w domu odpoczywa, żona też pracuje, a potem wskakuje na drugi etat i zajmuje się domem od sprzątania po gotowanie i pilnowanie dzieci), a teraz i odkurzy jak trzeba i nawet okna umyje!

A nas można w tym momencie traktować tak: jego wadą jest lenistwo, moją lekkie pedanctwo - nikt z nas nie jest ideałam. Ale mamy też mnóstwo wspólnych cech i to chyba dzięki nim jest nam ze sobą dobrze... Teraz tylko muszę sobie wbić do głowy, żebym przestała się tak często czepiać o bałagan i powinniśmy w zgodzie i miłości dożyć setki! :)

Majewscy fajnie wypowiadali się też na temat rodzicielstwa. Czasem zdarza im się polenić dłużej w łóżku w niedzielę i wpada wtedy do ich sypialni córka i pyta: "To nie zjemy dziś śniadania RAZEM?" A ich śniadania trwają i 3 godziny, bo oni nie tylko jedzą, ale też dużo w między czasie rozmawiają..
Kurcze, pomyślałam sobie :"Ale fajnie!" Też bym chciała tak wychować dzieci, żeby chciały spędzać z nami czas, zamiast siedzieć przed tv, grać na playstation, czy siedzieć z kolegami pod trzepakiem.. Tak, wiem, wszystko przed nami.. Mam nadzieję, że podołamy temu wyzwaniu :)

Zresztą przeczytajcie same i dajcie znać jak Wam się podobało :)

http://www.gala.pl/gwiazdy/wywiady/zobacz/artykul/magda-i-szymon-majewscy-malzenstwo-u-nas-jest-coraz-ciekawiej.html


edit: Wiecie co, zasypiałam wczoraj i temat małżeństwa wciąż mi się kręcił po głowie.. Byliśmy wczoraj na ślubie dalszych znajomych i może też dlatego wzięło mnie na rozkminkę małżeńską? To nie był ślub z powodu ciąży, a z miłości.. Fajnie.. Nie często ostatnio o takich słychać.. Na początku miesiąca moja koleżanka, która mieszka w innym mieście również wychodziła za mąż. Mieszka daleko, więc widujemy się rzadko, ale udało nam się spotkać chwilę przed jej ślubem. Przyszła z narzeczonym, który przywitał się tylko ze mną i zostawił nas na kawie, żebyśmy mogły spokojnie poplotkować, a sam poszedł coś załatwiać. Spojrzałam na niego i jakoś tak na pierwszy rzut oka zupełnie do mojej koleżanki mi nie spasował. Pytam się jej o ich związek, bo są ze sobą zaledwie rok, wcześniej miała kilku facetów krócej lub dłużej, ale dopiero z tym się zaręczyła i to bardzo szybko. A ona na to:"No wiesz, on jest dla mnie dobry. W moich wcześniejszych związkach było różnie, z reguły faceci wysysali ze mnie energię albo po prostu jakoś się nie układało. P. jest spokojny, no i dobry dla mnie." Zdziwiło mnie to podkreślenie 'dobry'. I brak argumentów w stylu: "On jest wspaniały! / inteligentny/ dowcipny/ mamy wspólne zainteresowania/ nadajemy na tych samych falach - no cokolwiek co by wskazywało na pokrewieństwo dusz! Na szczęście ze spotkania swojej drugiej połówki jabłka! Na radość i euforię z powodu ślubu! A tu tylko takie spokojnie wypowiedziane słowa: "Jest dla mnie dobry".... Z dalszej części rozmowy wywnioskowałam, że powód może być też inny - moja koleżanka jest w zasadzie ostatnia w swojej rodzinie, która nie ma męża, a nie jest najmłodsza. Siostra i brat już dawno się pożenili, mają dzieci, a moja koleżanka do tej pory wciąż w rubryczce stan cywilny wpisywała 'panna'... Ile kobiet wychodzi za mąż z powodu tego, że mają już 30-parę lat, pragną mieć dzieci, dom i rodzinę i zakładają ją z facetem, który nie do końca jest ich 'wymarzoną połówką jabłka', ale JEST. Jest 'dobry'. Albo 'jest w porządku'. Co z tego, że nie ma między nimi wielkiego uczucia? .. Może kiedyś przyjdzie?..

Pamiętam, kiedyś czytałam w jakiejś babskiej gazecie artykuł o kobietach, które w pewnym momencie swojego życia postanawiały rzucić dotychczasowe życie i zacząć żyć od nowa, tak jak chcą, a nie tak jak 'wypada'. Jedna rzuciła posadę dyrektora banku i wyjechała w Bieszczady, czy Tatry, nie pamiętam, kupiła mały drewniany domek i maluje obrazy, czy coś w tym stylu. I z tego teraz żyje. Uciekła od wyścigu szczurów, mieszka na łonie natury i jest szczęśliwa. Druga rzuciła męża. Dlaczego? Bo stwierdziła, że tak naprawdę to nigdy go prawdziwie nie kochała. Że szkoda jej życia na taki związek. Może gdzieś w świecie czeka na nią jej 'wyśniony książę'? Nie chciała się męczyć i wniosła papiery o rozwód. Przytaczała rozmowę ze swoją mamą, która jak usłyszała o rozwodzie to zapytała się córki: "Bije Cię? - Nie", "A przynosi pieniądze do domu?- przynosi" "To czemu chcesz się rozwieźć?" .. I to jest chyba kwintesencja tematu... Mąż nie bije, wypłatę przynosi, to czego chcieć więcej? ...
Szczęścia?
:)

I chyba o to w związkach chodzi... O radość z bycia razem, o wspólne pasje, rozmowy, magiczną bliskość, czułe objęcia, słodkie buziaki, czasem maślane oczy, wspólny obiad, wspólne zasypianie i tą miękkość w sercu i spokój wynikający z tego, że wiemy, że ktoś na nas w domu czeka, że ktoś się o nas martwi, że ktoś nas kocha. Kocha za to, że jesteśmy takimi jakimi jesteśmy. Kropka.
:)

piątek, 29 lipca 2011

"One Lovely Blog Award"

/Hm, nie wiem czemu mój poprzedni post o wakacjach nie jest dla wszystkich widoczny?../

Pojawiła się kolejna internetowa zabawa 'One Lovely Blog Award' - nominację dostałam od WiewiOOry za co bardzo dziękuję. Zgodnie z zasadami powinnam teraz:

  • umieścić u siebie link do osoby, która mnie nominowała : http://chabazie.blogspot.com/
  • wkleić logo na blogu
  • napisać o sobie 7 rzeczy
  • nominować aż 16 osób i poinformować je o tym pisząc odpowiedni komentarz, co postaram się jeszcze dziś zrobić :)
A tymczasem 7 rzeczy o mnie:

1. Mam dwoje rodzeństwa i jestem 'tą środkową' latoroślą.
2. Kawę pijam tylko z mlekiem, czarnej się nie tknę, fuj ;)
3. Panicznie boję się pająków i brzydzę się wszelkiego robactwa.
4. Kiedyś dużo imprezowałam, ale chyba trochę z tego wyrosłam.. a potem dziecko sprawiło, że wolę posiedzieć sobie wieczorem w domu i odpocząć niż pić piwo, czy drinka w klubie, słuchać muzyki i wywijać tyłkiem :)
5. Hm, moja praca.. To temat w sumie dość prosty, a jednocześnie zawiły. W zasadzie wykonuje pracę związaną z moim wykształceniem (zarządzenie i marketing). Ale chyba nigdy do końca jej nie 'czułam'. Po prostu po śmierci mojej mamy kilka lat temu zapadła rodzinna decyzja o kontynuowaniu prowadzenia jej firmy usługowej przeze mnie i moją siostrę. Szkoda było zamykać coś, co fajnie działało i w co mama włożyła tyle pracy i serca. Tyle, że w chwili obecnej branża ta się bardzo rozrosła, rynek pracy to rynek pracownika i ogólnie mówiąc nie jest lekko. Dlatego od pewnego czasu myślę coraz intensywniej z M. nad rozpoczęciem zupełnie innej działalności. Czuję, że muszę coś zmienić w życiu, zacząć robić coś co mi przyniesie frajdę i satysfakcję, a nie coś co po prostu robię z konieczności.. Nie wiem, czy nasz pomysł będzie trafiony, czy nie, tego się prawie nigdy nie wie.. Zobaczymy..
6. Jestem małą pedantką. Nie biegam w białych rękawiczkach po mieszkaniu sprawdzając, czy w kątach zadomowił się już kurz, ale nie cierpię brudnych skarpetek przy łóżku, brudnej od pasty umywalki, stosu garów w zlewie i wysypujących się z kosza śmieci. I dlatego mój mąż ma ze mną ciężkie życie, bo ma naturę artysty i artystyczngo bałaganu, a mnie to wkurza! :)
7. Czy chwaliłam się już, że na drugie imię mam Telimena, a na bierzmowaniu dostałam dodatkowe dwa: Maria Magdalena i teraz mam w zasadzie 4 imiona? :)

A nominuję Was wszystkie, do których linki mam z boku. Odpowiednie komentarze wstawię na Waszych blogach wieczorem, bo teraz już si chyba nie wyrobię :)

I to by było na tyle :)

środa, 27 lipca 2011

Powakacyjne wspominki

W końcu znalazłam chwilę na internetowanie, więc postaram się zwięźle i krótko (a to może nie być łatwe) opisać nasze wakacje i nadrobić zaległości w czytaniu tego co u Was :)

Ale najpierw o wakacjach słów kilka:
Nie powiem, że nie miałam obaw przed wyjazdem z dzieckiem primo za granicę - gdzie woda w kranie, woda do picia, jedzenie i wszystko inne będzie INNE. A po secundo - jak dziecko zniesie lot samolotem? Mam bowiem w pamięci nasze wakacje sprzed 2 lat, kiedy to przez 2 godziny lotu tuż za nami wył niemiłosiernie mały, na oko półtoraroczny Pawełek. Wył, płakał, jednym słowem koszmar dla rodziców i dla współpasażerów. Inną sprawą jest to, że wydaje mi się, że w tym przypadku rodzice po prostu nie umieli sobie z synkiem poradzić. Leciało z nami wtedy więcej takich małych dzieci, a tylko Pawełek tak źle znosił lot. I tylko Pawełek siedział za nami :)
Na szczęście Pola lot 'w tamtą stronę' zniosła bardzo dobrze. Podczas startu i lądowania dostawała picie w butelce lub smoczka i obyło się bez problemu z uszkami. Poza tym na Waszymi radami kupiliśmy jej nową bajeczkę (o koziołku, ale nie Matołku :) i w ostatniej chwili zestaw gumowych zwierzątek domowych w kiosku pod blokiem za 12,50zł. Zwierzątka były hitem! :) Miejsce obok nas było wolne, więc tak naprawdę mieliśmy 3 miejsca dla siebie i przez dużą część lotu Pola siedziała między nami i bawiła się swoim nowym towarzystwem albo bajeczką. Albo zaczepiała panią podróżującą za nami czarując ją swoim klasycznym uśmiechem. Gorzej było w drugą stronę, bo po pierwsze miejsce obok nas było zajęte, więc Bączek całą drogę musiał siedzieć na moich kolanach, a po drugie lecieliśmy przez Wrocław (organizator chciał oszczędzić sobie pustych przebiegów). Wysadziliśmy tam jednych podróżnych i zabraliśmy na pokład nowych. To wszystko wydłużyło znacznie lot (który i tak był opóźniony na starcie prawie godzinę), no i dochodziło kolejne startowanie i lądowanie.. Zdarzało nam się spędzać w podróży ponad 20 godzin, zmieniać strefy czasowe, wyczekiwać na przesiadkę, ale nie przypominam sobie, żeby jakaś podróż tak mnie zmęczyła jak ten powrót do domu.. Pola była zmęczona i trochę marudziła, do tego te opóźnienia, ech, generalnie jak wróciliśmy do domu popołudniu, to wieczorem wszyscy padliśmy jak muchy zaraz po 20tej :)

Za to sam urlop udał nam się super! Bałam się trochę tego, że wrócimy po powrocie bardziej zmęczeni niż przed, ale wcale tak nie było. Opieką nad córcią 'dzieliliśmy się' tak, aby każde z nas miało w ciągu dnia chwilę dla siebie-na pływanie w basenie, opalanie albo poczytanie książki. Podobnie było przy jedzeniu. I jakoś nam się udało urlop całkiem fajnie spędzić :) Pola była super grzeczna, non stop uśmiechnięta, pałaszowała ogromne porcje wszystkiego - zasmakowała w melonach, białych winogronach i tureckim jedzeniu! A jedzenie było naprawdę wyśmienite! Nie dawaliśmy jej oczywiście wszystkiego, ale jeśli coś nadawało się dla jej małego i delikatnego żołądka to dostawała na spróbowanie. Dań do wyboru było mnóstwo, zwłaszcza na kolację. Z obiadami było różnie, ale jak nie było nic innego niż smażone mięso, frytki, zapiekanki itp to zawsze było spagetti albo inny rodzaj makaronu w sosie pomidorowym, który Pola wcinała aż jej się uszy trzęsły :) Na wszelki wypadek wzięłam ze sobą 2 słoiczki, ale zupełnie nie potrzebnie. Bałam się trochę o wodę do picia, czy ta ich butelkowana nie jest zwykłą kranówą? Czy nie będzie miała po niej problemów żołądkowych? Na szczęście nikt z nas sensacji nie miał, jedynie co to małej po pierwszym dniu wyszło kilka czerwonych kropek na karku i z każdym dniem ich ilość się zwiększała. Po 1 dniu kropeczki przestawały być czerwone, ale pod palcami wyczuwało się je na skórze. Tak jakby Pola miała na całym ciele gęsią skórkę. Ale że wszystko było tam inne - nawet woda, w której ją kąpaliśmy, więc nawet nie próbowałam domyśleć się z czego ta wysypka. Stwierdziłam, że jak wrócimy i po 2, 3 dniach nie zejdzie to pójdziemy do lekarza. Na szczęście dziś zauważyłam, że pomału ta 'wysypka', czy uczulenie się zmniejsza, tak że wszystko jest na dobrej drodze.

Szukając hotelu na wakacje kierowaliśmy się m.in. bliskością i piaszczystością plaży. Chcieliśmy budować zamki z piasku i stawiać z córcią babki. Niestety w praktyce okazało się to zupełnie bez znaczenia. Pola po pierwszym kontakcie z mokrym piaskiem uderzyła w płacz i pokazując na swoją brudną od piasku stópkę wołała: "Baaa!" A jak podpłynęła do nas fala i zmoczyła jej te maleńkie stópki to już lament zrobił się naprawdę ostry :) W kolejnych dniach mogliśmy się przekonać, że również chłodniejsza woda w basenie przed południem nie jest przez Bączka do końca akceptowana. Do brodzika o głębokości 40 cm dawała się 'wrzucić' dopiero po obiedzie jak woda była już dużo cieplejsza :) I tak oto przekonaliśmy się, że nasza Pola to damulka. A ja zupełnie nie wiem po kim taka jest delikatna...

Na terenie hotelu był fajny plac zabaw: 2 chuśtawki, ze 3 zjeżdżalnie i 2 'konstrukcje' do wspinania się, połączone linowym mostem, no jednym słowem niezła zabawa dla trochę starszych dzieci. Raz jak z Polą tam urzędowałyśmy po kolacji, podbiegł do naszego Bączka może 6letni chłopczyk i z okrzykiem: "Malcik! Malcik!" objął Polę i siarczyście ją wycałował. Pola stanęła zaskoczona jak słup soli! A chłopczyk wspiął się na linowy most, przeleciał po wszystkich zjeżdżalniach i ponownie z okrzykiem: "Malcik! Malcik!" przytulił się do Poli i chciał jej dać znowu wielkiego buziaka, ale Bączek tym razem nie dał się zaskoczyć i próbował natręta odepchnąć. Rozumiem, że Pola nie ma zbyt dużo włosów na głowie i można ją wziąść za chłopczyka, ale nie wtedy kiedy ma różową koszulkę na sobie! :)

Było trochę wesoło, leniwie i romantycznie. Ale były i momenty refleksyjne. Patrząc jak inne rodziny spędzają czas rozmawialiśmy trochę na temat relacji dzieci-rodzice. A wszystko zaczęło się od przypadku może 3letniego chłopca, którego tata podczas kolacji stawiał iPada na stole przed oczami dziecka i puszczał małemu bajkę. Po czym siedział gapiąc się w obrus i jedząc spokojnie kolację. A mały wpatrywał się w kolorowy obraz jak zahipnotyzowany i nie wiem, czy nawet coś w między czasie jadł. Tę samą rodzinę spotkaliśmy potem w miasteczku. Rodzice siedzieli w knajpce pijąc piwo, a dziecko znowu przed iPadem i kreskówką.. Przykre to trochę. M. stwierdził, że bardzo by chciał, żeby nasze dziecko (lub dzieci jeśli kiedyś Pola doczeka się rodzeństwa) czuły się na tyle dobrze w naszym towarzystwie, żeby wolały z nami pogadać niż pooglądać bajkę... Hm, kreskówka to mocna konkurencja. Ale będziemy się starać i będziemy walczyć, żeby ją pokonać :)

Na urlopie byliśmy tylko tydzień, ale jak dla mnie to te 7 dni było wystarczające. Bateryjki podładowaliśmy, trochę słonka złapaliśmy, odsapnęliśmy, można wracać do rzeczywistości.

Bączkowi chyba też się podobało. Miała mnóstwo wrażeń! W restauracji namiętnie wszystkich zaczepiała - jak ktoś szedł w kierunku naszego stolika to specjalnie upuszczała na podłogę co miała pod ręką: bajkę, łyżeczkę, chusteczkę, po to aby ktoś jej to podał i ją zauważył. A Bączek wtedy uśmiechał się promiennie marszcząc słodko nosek i od razu zyskiwał swojego kolejnego fana :) A kelnerzy i kelnerki po 2, 3 dniach na jej widok już od progu restauracji wołali: "Oh, my baby!" i całowali ją po rękach :) Pola to się umie urządzić.... :)

No i bym zapomniała! Dziękuję Wiewioorze za nominację, postaram się w najbliższych dniach z niej wywiązać i przekazać nominację dalej.. Muszę tylko przemyśleć co powinnam w związku z tym o sobie napisać :)

wtorek, 26 lipca 2011

Powakacyjnie o Warsztatach z Pampersem



Wróciliśmy z urlopu! Cali, zdrowi, trochę opaleni, o dziwo wypoczęci i z uśmiechem na ustach! A największy uśmiech ma oczywiście Pola, która na widok swoich zabawek, pokoju i psa dostała ataku radości i od wczoraj 'biega' od pokoju do pokoju, przenosi zabawki, gazety i co tylko się da, a radosny uśmiech nie schodzi jej z buzi przez cały czas :) Ale o wakacjach będzie w kolejnym poście, dziś tak jak obiecałam przed wyjazdem będzie o Warsztatach Pampersowych.

O tym, że było fajnie już pisałam :) W pierwszej części warsztatów głos miały: Pani Pediatra, Pani Psycholog i Pani Rehabilitantka.


Pani Pediatra
opowiadała nam o pielęgnacji skóry niemowlęcia. Czy wiedziałyście, że skóra naszych dzieci dopiero w wieku ok. 3 lat w swojej budowie dorównuje naszej skórze? Przez pierwsze 3 lata życia jest dużo cieńsza i nie posiada niektórych warstw, dlatego trzeba o nią tak prawidłowo dbać. 'Dobrze' nie oznacza tu wcale wcierania grubych warstw kremów, bo 'dużo' nie znaczy 'dobrze'. Wszystko z umiarem!


Nie wiem jak Wy, ale ja na początku prałam wszystkie ubranka Poli w Loveli. Potem płyn do płukania tej firmy zamieniłam na konkurencyjnego Jelp'a, bo cena była lepsza, a i zapach o niebo przyjemniejszy! Ale po kilku pierwszych miesiącach wrzucałam czasem Polci ubranka razem z naszymi do pralki. Uczulenia żadnego nie dostała, więc wyszłam z założenia, że jak skończy mi się proszek dla dzieci to będę już prać jej ubranka z naszymi. I co? I dowiedziałam się, że to nie najlepszy pomysł, bo detergenty 'dla dorosłych' mogą zawierać składniki szkodliwe dla skóry niemowlęcia i dlatego ktoś kiedyś wymyślił proszki do prania, mydełka, szampony itp itd dla dzieci! A jako mama, która chce dla swojego dziecka jak najlepiej stwierdziłam, że nie będę narażać małej na niepotrzebne problemy skórne i jak skończy mi się Lovela to jednak kupię kolejny proszek do prania dla maluszków!



Pani Pediatra poruszyła też bardzo ważny temat szczepień. Swoje słowa poparła filmem pokazującym akcje Pampersa i Unicef w Afryce. Pamiętacie naklejki i reklamy telewizyjne mówiące o tym, że kupując 1 paczkę pieluszek Pampers kupujecie 1 szczepionkę na tężec dla czarnoskórych dzieci? O tym właśnie był ten film! Dodam, że nikt nas do szczepień nie nakłaniał, nikt nie mówił "Szczepcie swoje dzieci!" Wszystko było na zasadzie informacyjnej, nie narzucającej się i chyba dlatego było to tak ciekawe.



Z Panią Psycholog ucięliśmy sobie z M. rozmowę w wolnym czasie. Chcieliśmy dowiedzieć się, co zrobić, żeby nasza mała przesypiała noce. Bo nie ukrywam, że wyczekujemy tego od dawna.. A Pola jak się budziła, tak się budzi - 2, 3 razy w ciągu nocy. Podajemy jej wtedy wodę albo herbatę do picia, ale z reguły ok. 2, czy 4 nad ranem picie jej nie wystarcza, trzeba jej dać kaszkę. Kiedyś pediatra w naszej przychodni powiedziała mi, że dzieciom w jej wieku nie potrzebny jest już posiłek nocny i że powinniśmy ją od tego odzwyczaić. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić.. Pani psycholog poradziła nam zrobić tak:
  • za pierwszym razem jak mała się wybudzi i będzie mękolić, przyjść do jej łóżeczka, pogłaskać ją, powiedzieć, że wszystko jest dobrze, że jest noc i trzeba spać, że wszyscy śpią i wyjść na 3 minuty,
  • czas będzie się dłużył niemiłosiernie, więc najlepiej te 3 minuty spędzić na myciu naczyń, rąk, toalety - odgłosy lejącej się wody zagłuszą płacz, czy marudzenie dziecka, bo jak będziemy stać pod drzwiami to nam serce szybko zmięknie i nie wytrwamy tych 3 minut :)
  • po 3 minutach zrobić dokładnie to samo co na początku, czyli pogłaskać dziecko, powiedzieć, że wszystko jest w porządku, że jest noc itp itd. i wyjść tym razem na 5 minut,
  • po 5 minutach mówimy to samo i wychodzimy na 7 minut,
  • Pani Psycholog zapewniła, że z reguły po 3, 4 dniach dziecko przestaje się w nocy budzić :)
Nie próbowaliśmy jeszcze tej metody, bo stwierdziliśmy, że nie będziemy dziecka na wakacjach dodatkowo stresować. Zaczniemy od dziś - o efektach będę pisać na bieżąco.

Druga sprawa, o której rozmawialiśmy to bicie nas po twarzy przez Polę. Gdy coś jej się nie spodoba albo coś się zrobi nie po jej myśli i np. weźmie się ją na ręce to bije nas po twarzy, po oczach. Raz mi się tak zamachnęła na mnie, a raczej mój policzek, że mlasnęło - na szczęście nie było to bolesne i ślad nie został. Mówimy jej, że tak nie wolno, że to boli itp itd, ale nic nie pomaga. Pani psycholog poradziła nam w takiej chwili postawić małą na ziemi, odwrócić się od niej, nie patrzeć w ogóle na nią, a jak będzie 'obłapiać' za nogi - nie reagować. Po minucie siąść obok niej i wytłumaczyć, że to boli, że tak nie wolno robić. Niestety w tym przypadku nie ma reguły - jedne dzieci już po 5 razach rozumieją, że tak nie wolno, innym i 200 razy nie pomoże. Ale trzeba próbować...
Robiliśmy tak na wakacjach, ale jak tylko stawiałam córcię na ziemi, to traciła zainteresowanie moją osobą i szła sobie jak by nigdy nic w inną stronę albo brała sobie jakąś zabawkę do ręki i udawała, że nic się nie stało :)

Z Panią Rehabilitantką mieliśmy dużo ćwiczeń praktycznych. Tzn. inne dziewczyny miały, bo ich dzieci były mniejsze. Pola nie za bardzo dała się w ogóle usidlić. Dzieci leżały sobie na dużych piłkach, które były 'toczone' przez mamy, były masaże antykolkowe brzuszków, ćwiczenia z dotykaniem naprzemiennym lewej rączki i prawej nóżki..

  • Pani zachęcała nas też do zamontowania w domu zwykłej chuśtawki,
  • do zezwolenia tatusiom na męskie zabawy np. podrzucanie dziecka do góry (co jak widzę przyprawia mnie o ciarki na plecach) - to wszystko ma pomóc dzieciom wyrobić sobie wyczucie równowagi i jest potrzebne!
  • Było kładzenie dzieci na kocu i ciągnięcie ich po podłodze,
  • Było położenie dziecka na środku koca (tym razem bohaterką była Pola), złapanie końców przez 2 osoby i zrobienie czegoś na kształt hamaka, po czym Pola była w czymś takim 'bujana' :)
  • Pani Rehabilitantka zachęcała nas też do zrobienia dzieciom w domu toru przeszkód - niech dziecko chodzi po różnym podłożu: dywanie, kocu, poduszkach, twardym, miękkim, co tylko mamy pod ręką.
  • Zróbmy tor przeszkód z zabawek, pudełek itp.
  • Puszczajmy dzieciom bańki, niech je łapią!
  • Dajmy dzieciom do miętoszenia gumowe piłki z kolcami, takie jak do masażu, niech dziecko ćwiczy sobie rączki, poznaje różne faktury tworzyw!
Oj, po takich zajęciach moja głowa była pełna pomysłów na nowe zabawy z Polą, a i Pola mogąc pobawić się takimi piłkami, raczkować w 'tunelu' , łapać bańki - była przeszczęśliwa :)

A wracając jeszcze to wizyty w fabryce Pampersa, to zapomniałam napisać wcześniej o jeszcze jednej ważnej kwestii. Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę z ilu warstwa 'materiałów' robione są pampersy? Każde takie tworzywo jest nawijane na szpulę i potem z tej szpuli maszyna pobiera materiał. Jeśli na tworzywie jest choć minimalna wada, cała szpula (o średnicy na oko 120cm!) wraca do producenta. A co może być wadą? Ano na przykład mała fałdka, która powoduje, że materiał nie jest idealnie gładki. Więc jak widzicie, o pupcie naszych pociech dbają naprawdę poważnie!

Zdarzyło Wam się kupować Pampersy w innym kraju? Mi nie, ale jak zapewniał Pan Janek, pieluszki produkowane do różnych krajów mają różne kolory, wzorki, nawet 'perfumy' - w końcu wszystko dla klienta! To się nazywa fachowość! :)

Oj, na szybko to tyle... :)

poniedziałek, 18 lipca 2011

Weekend z Pampersem

Miniony weekend spędziliśmy w Warszawie na "Warsztatach z marką Pampers". Było wspaniale! :) Zaczynając od super luksusowego hotelu (Hotel Sofitel Victoria) przez bardzo fachowe i inspirujące warsztaty, ciekawą wycieczkę do fabryki Pampersa i na wspaniałym towarzystwie kończąc!
A do tego dostałam jeszcze masaż w pakiecie, który zwieńczył piątkowy, mój urodzinowy dzień :)
Do tej pory byłam święcie przekonana, że Pampersy przyjeżdżają do nas z jakiegoś europejskiego kraju, a tu się okazało, że to MY, POLACY wysyłamy Pampersy do Europy, a nawet do Turcji! W fabryce wszystko jest zmechanizowane i pracuje tam niewielu ludzi. Za to taśm produkcyjnych jest kilkanaście, a materiałów na 1 pampersa - mnóstwo! Po fabryce oprowadzał nas pan Janek, który na moje pytanie: "Ile Pampersów produkuje się na godzinę?" uśmiechnął się i powiedział:"U nas to się przelicza na minuty - 910 pampersów na minutę! A aktualnie testujemy nową linię, która będzie produkowała nieco ponad 1000szt/minutę" O maj gad!!!! Niewiarygodne!!

Na warsztatach z kolei dowiedziałam się kilku ważnych i ciekawych rzeczy, ale o tym wszystkim napiszę w przyszłym tygodniu jak wrócimy z urlopu, dziś tak szybko i w dwóch słowach, bo wciąż żyję weekendem i tym co się działo :) Nasza mała zawodniczka była najstarszym dzieckiem w grupie i jedynym, które chodziło i zaczepiało szelmowskim uśmiechem wszystkich. Była królową restauracji - żaden kelner, czy kelnerka nie przeszli koło nas niezauważeni przez Polę, która czarowała uśmiechem od ucha do ucha hihi A jak nie czarowała to w euforii przestrzeni po prostu biegała między stolikami cała roześmiana, że ma tyle miejsca (na szczęście stolików nie było dużo i były dość duże odległości między nimi), a jak już się zmęczyła, to przechodziła do opcji raczkowania i zasuwała dalej :) W pokoju hotelowym wytrzymywała tylko kilkanaście minut i potem biegła do drzwi, żeby ją wypuścić. Na warsztatach całowała bobaski, rzucała piłkami, łapała bańki - jednym słowem miała taki ubaw, jak jeszcze nigdy przedtem. Naprawdę super było patrzeć na tak roześmiane dziecko, które całym sobą dawało znać, że się cieszy :)

Po powrocie obiecuję napisać dużo więcej, a przede wszystkim podzielić się dobrymi radami od pani rehabilitantki, pani psycholog i pediatry. A żeby nie być gołosłowną to wrzucę też kilka zdjęć. A tymczasem wybaczcie, muszę się skończyć pakować! Buziaki! :)

wtorek, 12 lipca 2011

Wakacyjne problemy kobiet

Będzie trochę chaotycznie, ale mam chwilę przerwy w pracy i stwierdziłam, że ją wykorzystam na blogowanie :)

Pola coraz więcej chodzi. SAMA! :) Ma z tego taką radochę, że zdarza jej się że idzie i sama do siebie się chichra i z tej głupawki traci równowagę i ląduje na pupie :) A jak się skoncentruje to ładnie przejdzie cały pokój w jedną i drugą stronę, bo już nauczyła się robić 'obrót'. Do wakacji jeszcze tydzień, więc może okaże się, że nad morzem mała będzie śmigać już sama, nawet bez pomocy maminej albo tatusiowej ręki? Wakacje.. Strasznie na nie czekam i doczekać się już nie mogę! W przyszły poniedziałek lecimy do Turcji i nie będzie nas tydzień. Wcześniej wyjeżdżamy na weekend do Warszawy, ale nie do teściów, tylko na warsztaty Pampersa! I tu moje pytanie do Was, czy któraś z Was również dostała na nie zaproszenie? Z którą mam szanse się spotkać oko w oko, co? :) Byłoby super! Warsztaty odbywają się w sobotę, ale my przyjeżdżamy w piątek wieczorem i wyjedziemy z Wawy w niedzielę rano. W związku z tym muszę nas spakować już w czwartek, a jak wrócimy w niedzielę to tylko wieczorem dopakujemy ostatnie rzeczy, tak żeby w poniedziałek już na spokojnie ogarnąć mieszkanie przed wyjazdem - kwiatki włożyć do wanny z wodą, żeby nie padły, śmieciuchy wyrzucić, żebyśmy odoru nie zastali w mieszkaniu po powrocie itp. Udało nam się psa ulokować na ten tydzień u mojego taty, choć szczęśliwy z tego powodu nie jest.. Sam ma psa, ale razem z naszą suczką tworzą mieszankę wybuchową, a poza tym już kiedyś tacie trochę drzwi na taras zniszczyły - skacząc i dopominając się o wpuszczenie do domu zarysowały je pazurami. Poza tym nasz pies lata po całym domu i wszędzie go pełno, a razem z nim jego sierści.. Walczę z tą sierścią i staram się szczotkować go codziennie. Jak robiłam tak w maju, to przez chwilę był spokój i psiego futra prawie nie było widać u nas na podłodze. Więc na jakiś czas sobie odpuściłam i to był błąd. Bo teraz znowu psia sierść jest wszędzie! No i od tygodnia znowu na każdym spacerze staram się przynajmniej trochę naszą suczkę wyczesać. Mam jeszcze tydzień czasu, żeby zahamować ten proces, bo jak sierść tak będzie z niej leciała dalej, to tata już więcej nam psa nie 'przechowa'. My odkurzamy teraz codziennie rano, tak przed porannym obchodem całego mieszkania przez Polę. Bo inaczej mała wyzbiera wszystko na swoje spodenki, a ciężko strzepuje się z nich sierść, a poza tym boję się, żeby gdzieś jej jakiś włos nie wpadł do buzi.

Mam nadzieję, że Pola lot zniesie bez problemu.. Bo pamiętam jak 2 lata temu lecieliśmy z M. do Grecji i za nami siedziało małżeństwo z małym, może 2letnim chłopcem, który prawie przez cały lot darł się wniebogłosy! Inne dzieci jakoś dawały radę, a w tym przypadku nie było mocnych - po wylądowaniu głowy nam pękały i mieliśmy serdecznie dość. A M. to w ogóle w pewnym momencie stwierdził, że jak chłopczyk nie przestanie wyć, to on chyba udusi jego, a potem jego rodziców, którzy siedzieli bezradnie i nie za bardzo wiedzieli co robić.. Zamiast wstać, przespacerować się po przejściu, iść do stewardes po jakiś plastikowy kubeczek, czy cokolwiek co by odwróciło uwagę dziecka od wrzasku..
A tak przy okazji - macie jakieś sprawdzone patenty na zajęcie dziecka w samolocie? :)
I co pakujecie do apteczki na wakacyjne wyprawy z maluchem? Napiszcie, bo może o czymś zapomniałam?

Poza tym to mierząc wczoraj swój strój kąpielowy stwierdziłam, że w sumie ważę tyle co przed ciążą, mieszczę się niby w ciuchy bez większych problemów, ale mój brzuch jakoś ostatnio się hm.. zwiększył? Sterczy mi i kurcze, nie podoba mi się to :) Jednym laskom idzie w biodra, innym w 4 litery, a mi w brzuch. I sama nie wiem co gorsze.. Niby brzuch można wciągnąć, ale ile na takim wciągniętym brzuchu można pociągnąć? :) Jak wróciłam do pracy po 5 miesiącach od urodzenia Bączka to chodziłam przez jakieś 2 miesiące raz w tygodniu na fitness. I było ok, to znaczy moja figura była w miarę ok. Ale potem przestałam, bo brak czasu, trochę żal kasy itp. No i tak sobie myślę, że nawet ten 1 raz w tygodniu jakiś ćwiczeń to było coś, tzn. ciało było 'ćwiczone', wyginane, trenowane i jakoś się trzymało. A teraz nie ćwiczę, jedynie trochę spaceruje z psem, na zakupy i w weekendy z Bączkiem. Ale to wszystko mało! Nie spodziewam się cudu nad Wisłą i na pewno do wyjazdu wakacyjnego moja oponka brzuszna nie zniknie, ale postanowiłam sobie ograniczyć przynajmniej jedzenie chleba, ziemniaków i słodyczy i może choć ciut, ciut mój brzuch wklęśnie? A na wakacjach obiecuje sobie pływać ile tylko się da i na ile Pola mi pozwoli i to może też mi pomoże ciut zmniejszyć obwód brzucha? Choć z drugiej strony jak sobie pomyślę o tych suto zastawionych stołach w restauracjach hotelowych, tych pysznych daniach, które mówią 'Zjedz mnie! Albo chociaż spróbuj!" to nie wiem czy nie wrócę grubsza, niż dłuższa.... Ot, uroki wakacji :))

No i nie wiem jak u Was, ale ja po ciąży dostaje okres nieregularnie tzn. co jakieś 29-35 dni. Przed ciążą bardzo długo stosowałam antykoncepcję, ale nawet jak ją porzuciłam chcąc zajść w ciążę to i tak okres miałam jak w zegarku szwajcarskim co 28 dni. No, czasem co 29. Teraz dostaje go z kilkudniowym opóźnieniem. Ale dzięki temu jest szansa, że nie dostanę okresu na wyjeździe, bo to byłby lekki pech.. No i zastanawiam się, czy jednak nie wrócić do antykoncepcji. Bo chyba o kolejnego dzidziusia nie prędko się będziemy starać, choć kiedyś myślałam, że jak Polcia skończy rok, to przystąpimy do działania, tak aby różnica między dziećmi było ok. 2 lat i żeby drugie dziecko urodziło się mniej więcej tak jak Polcia, czyli na wiosnę/lato... Ale chyba jednak będziemy mieć większą różnicę między dziećmi, bo na chwilę obecną nie wyobrażam sobie ogarnięcia dwójki takich małych szkrabów. Zwłaszcza przy okresach wzmożonego lenistwa u M. i jego ciężkiej adaptacji do roli ojca, z czym walczę ciągle i z różnymi efektami...
No i nie wiem, czy po wakacjach nie przejdę się do pani gineksowej z prośba o przepisanie plastrów Evry.

Do następnego!

sobota, 9 lipca 2011

Łazienkowe inspiracje

Klocki, bajki, jeżdżący farmerek, pchacz.. Hm, wszystko się po pewnym czasie nudzi.. Co by tu nowego wymyślić? A może by tak poszukać czegoś w łazience? O, TAK! :)

Od pewnego czasu nasza córcia bardzo lubi zakradać się do łazienki. Pilnujemy więc, aby drzwi do niej zawsze zamykać, ale czasem nam, a zwłaszcza mi się zapomni.. Co tam Pola robi? A na przykład wrzuca swojego pieska do pralki, po to żeby za chwilę go wyjąć z miną mówiącą: "O, znalazłam! :)"
Albo rzuci się na mały kosz na śmieci i wyjmie sobie z niego np. mój zużyty wacik, którym zmywałam makijaż i będzie go pokazywać wszystkim domownikom. A można też przecież wrzucić wszystkie 'wodne zabawki', które w ciągu dnia odpoczywają w 'paszczy pelikana' do wanny. Mówiąc o pelikanie mam na myśli coś w tym stylu, choć nasza wersja jest trochę inna - mocuje się ją na brzegu wanny paszczą na zewnątrz albo do wewnątrz wanny:


Ciekawą 'zabawką' jest też wc :) Od pewnego czasu ginęły mi takie zapachowo-czyszczące zawieszki w toalecie.. Za pierwszym razem pomyślałam, że może M. ją zdjął, bo się skończyła. Ale jak kilka dni po zawieszeniu nowej, zniknęła kolejna to zaczęłam się zastanawiać co do licha się dzieje? Oprócz nas w domu przebywa jeszcze nasza niania, ale nie podejrzewałabym jej o to, że używane zawieszki toaletowe podkrada sobie do domu.. No i w końcu prawda wyszła na jaw - nasz mały sprytny Bączek przyczaja się w łazience i paluszkami pyk, 'spuszcza' zawieszkę do toalety nawet jak deska jest opuszczona! A deska to w ogóle fajna zabawa. Niestety nie mamy takiej wolno-opadającej i już raz mała sobie rączkę przytrzasnęła deską, ale jakoś nie bardzo ją to chyba bolało, bo jedynie zakwiliła przez moment po czym przystąpiła do dalszej penetracji łazienki.... :) Zastanawia mnie tylko fakt, ile zawieszek mała musi wpuścić do wc, żeby się zatkał? :))

Miłego weekendu!

czwartek, 7 lipca 2011

Spanie stanie i chodzenie..

Córcia rośnie, a wraz ze wzrostem przybywa nowych umiejętności :) Od ponad tygodnia mała śpi w swoim pokoju SAMA, już bez mamy i taty 'obok'. Bałam się jak to będzie i czy nie będzie płaczu i wrzasku, ale szczerze mówiąc nie widzę różnicy w zasypianiu Polci w naszej, czy swojej 'sypialni', więc chyba nie jest źle. Tyle tylko, że przez pierwsze 3, 4 dni mała się więcej razy budziła, co oznaczało, że mama się gorzej wysypiała. Ale teraz jest już ok. Zauważyłam, że jak więcej zje na kolację to lepiej śpi. Ale nie mam na to wpływu, bo czasem zje niecałą kromeczkę po czym zamyka buzię i 'odgania' moją rękę z kanapką od siebie, co ewidentnie oznacza, że nie jest już głodna. A my wychodzimy z założenia, że dziecko powinno zjeść tyle, na ile ma ochotę i nie wpychamy Poli nic na siłę. Ostatnio też była taka akcja, ale jak chwilę potem Bączek zobaczył, że mama je kanapkę to nie omieszkał wysępić ode mnie gryza - i tak mu zasmakowała (a jadłam dokładnie to samo co wcześniej Pola), że zjadła moją kromkę całą i potem jeszcze pół z samym masełkiem :) I po takim obżarstwie spała od 20:30 do 5 rano, co jej się naprawdę rzadko zdarza, bo najczęściej budzi się między 2, a 4 na nocną porcję kaszki.

Bączek polubił też ostatnio stanie samemu na własnych nóżkach bez podtrzymywania się czego- lub kogokolwiek. I ma z tego naprawdę wielką frajdę :) Siedząc podpiera się rączkami przed sobą, podnosi pupkę w górę, chwilę 'stoi' z taką wypiętą pupinką i jak już złapie równowagę to się podnosi z rączkami na boki, tak dla asekuracji. A jak już stanie - to śmieje się sama z siebie od ucha do ucha, a my pękamy z dumy :)

Ale ostatnio już samo stanie małej przestało wystarczać i zaczęła ruszać do przodu! Pomalutku, najpierw 2, 3 kroczki, a i z 5 się zdarzyło. Na finiszu z reguły ląduje na pupci albo w czyichś ramionkach, a na jej buźce cały czas widnieje radosny uśmiech i duma z samej siebie i swoich umiejętności :) Ach, nie przypuszczałam, że takie małe kroczki mogą przynieść rodzicom tyle radości i DUMY! :)

A my odliczamy już dni do wyjazdu... Już nie mogę się doczekać wakacji, bo RESET jest mi po prostu KONIECZNY! Szkoda, że tylko tydzień, ale dobre i to... W pracy co chwilę jakieś nerwy, momentami mam naprawdę dość i coraz intensywniej myślę o otworzeniu jakiegoś innego interesu, bo już mam dość pracy z niemyślącymi ludźmi albo z myślącymi ale o niebieskich migdałach.. Jednego dnia mówi się, macie robić TAK i nie inaczej. A na drugi dzień i tak każdy robi jak mu się podoba i ma w nosie wytyczne z dnia wcześniejszego! Normalnie jakby grochem o ścianę! Tak mnie to czasem wkurza, że wolę wyjść, żeby nie zacząć używać niecenzuralnych słów w pracy.. Mam nawet pomysł na coś innego, ale od miesiąca zastanawiam się, czy to będzie dobry kierunek i czy to się opłaci.. Ale chyba spróbuję i zaryzykuję .. Bo inaczej nigdy się nie dowiem, czy warto czy nie warto :)

niedziela, 3 lipca 2011

Shopping!

Za oknem pada i to od wczoraj :/ No i co tu robić? Siedzieć drugi dzień z dzieckiem w domu? Niee.... Przecież zawsze można skoczyć do Galerii Handlowej :) Przesłanki ku temu były dwie: M. chciał sobie kupić buty, Poli chcieliśmy kupić jakąś letnią lub przeciwdeszczową kurteczkę. Do tego nastał czas promocji, więc wskoczyliśmy do auta i pojechaliśmy uszczuplić nasze zasoby finansowe. Butów M. sobie nie znalazł, za to małej kupiliśmy cudną kurteczkę! Jeśli macie w okolicy sklep Reserved Kids to polecam odwiedzić, póki z racji promocji 50% klienci nie wykupią całego asortymentu :) Od jutra nasza Polcia będzie paradować w takiej oto garderobie:



A do tego kupiliśmy jej jeszcze takie klapeczki na wakacje, tylko zastanawiam się, czy one nie będą za twarde i czy nadają się dla dziecka, które zaczyna chodzić?


Cena butków to 9.90zl, a kurteczki 39,90zl jakby któraś z Was była zainteresowana...


piątek, 1 lipca 2011

W krainie smaku, czyli menu 1roczniaka..

Hm, tak sobie ostatnio pomyślałam, że córcia rok skończyła, w zasadzie wszystko już je, z wyjątkiem smażonego, a jej menu w sumie jest monotonne.. I może warto byłoby je jakoś urozmaicić? Stąd moje pytanie do Was - może coś dodacie do 'naszego' menu? :)

Poli jadłospis wygląda tak:

ŚNIADANKO:
* 150ml kaszki w standardzie,
a do tego do wyboru:
* kromeczka z masełkiem i plasterkiem wędliny,
* kromeczka z masełkiem i twarożkiem, w wersji urozmaiconej jako dodatek jest plasterek, ogórka świeżego lub kiszonego, plasterek rzodkiewki lub szczypiorek, za pomidorkiem mała nie przepada :)
* kromeczka z masełkiem i pastą jajeczną (jajo na twardo ze szczypiorkiem i łyżeczką jogurtu naturalnego),
* paróweczka plus kromeczka z masełkiem,
* jajecznica ze szczypiorkiem i kromeczka z masełkiem,
* omlet.

OBIAD:
* zupa wszelaka, zawsze z mięskiem (drób lub cielęcinka), do wyboru z ryżem lub ziemniaczkiem lub kaszą jaglaną,
* lub zamiast zupki ziemniaczek lub makaron z gotowanym mięskiem, do tego gotowany brokuł/kalafior/ cukinia/ogórek kiszony /inne warzywo
* w wersji 'wegetariańskiej' - pierożki z serem na słodko, kluski leniwe, naleśniki,
* danie typu leczo również zostało zaakceptowane.

PODWIECZOREK:
* owoce,
* jogurciki dla dzieci,
* ryż z jabłkami nie został zaakceptowany :) za to z truskawkami jak najbardziej.

KOLACJA:
* coś z tego co na śniadanie, ale już bez kaszki..

W nocy mała dostaje kaszkę w ilości ok. 170ml. Z reguly jest to około północy, ale zdarza jej się też budzić koło 4 nad ranem. A ostatnio zaczęła znowu pić mleko - kupiłam Nestle mleko waniliowe dla dzieci między 1, a 3-im rokiem życia i chyba jej zasmakowało. Dostaje je wieczorem przed kąpielą albo nad ranem, bo jak kaszkę zje o północy, to potem ok. 5 się budzi i herbatka jej nie wystarcza, ewidentnie domaga się czegoś konkretnego :) Dzięki temu mogę spać spokojnie, bo córcia dostaje 3 mleczne posiłki dziennie, czyli tak jak podobno powinno być (w tym 2 w nocy, ale nie wiem czy to ma jakieś znaczenie?).

Może macie jakieś inne pomysły co dziecku można podać na śniadanko? Lub macie jakiś fajny pomysł na danie obiadowe typowe dla dzieci? Chętnie skorzystam :)