Suwaczek

Suwaczek z babyboom.pl

czwartek, 5 maja 2011

KWIECIEŃ 2O1O R.

8 KWIETNIA (29 tydzień)
W ramach szkoły rodzenia mamy 3 x w tygodniu gimnastykę przed wykładami. We wtorek nie poszłam, bo fatalna pogoda totalnie mnie rozleniwiła i po prostu musiałam się popołudniu zdrzemnąć :) Za to nie odpuściłam sobie zajęć wczoraj. Gimnastyka trwa pół godziny i prowadzi ją rehabilitantka ze szpitala. Młoda dziewczyna, ale bardzo fajnie wszystko tłumaczy - co, jak, po co i dlaczego jest to ważne. Dowiedziałam się m.in. bardzo ciekawej rzeczy na temat ćwiczenia mięśni Kegla. Wszędzie w Internecie piszą, że należy ćwiczyć je przed porodem - robiąc to między innymi tak, jakby się chciało wstrzymać strumień moczu przez 10 sekund i tak kilka razy. A nasza pani rehabilitantka powiedziała nam, że mięśnie Kegla trzeba ćwiczyć, ale PO porodzie! Chodzi o to, że jak kobieta jest w ciąży, to macica powoduje, że pęcherz i inne narządy znajdujące się na tej wysokości obniżają się, bo macica się 'rozpycha'. Jeśli mięśnie przy szyjce macicy są elastyczne, to dziecko łatwiej się przez nią przeciśnie, bo w trakcie porodu wszystko się ładnie 'rozchodzi'. I dlatego trzeba robić ćwiczenia, które uelastycznią nam 'krocze' :) - o tym za chwile. Natomiast jak będziemy ćwiczyć mięśnie Kegla, to one będą starały się zachować 'stary' porządek, czyli utrzymać pęcherz, macice itp na dawnym, 'wysokim' poziomie. A wtedy dziecku będzie trudniej się wydostać na świat. Za to po porodzie należy robić wszystko, aby macica wróciła na swoje miejsce, czyli poszła 'do góry' i dopiero wtedy te ćwiczenia mają sens.. Mam nadzieje, że wytłumaczyłam to w miarę zrozumiale :)

Wszystkie ćwiczenia, które pokazywała nam rehabilitantka mają za zadanie przygotować nasze ciała do porodu. I mam nadzieję, że się przydadzą i maleństwo łatwo i szybko się przeciśnie przez moją dziurkę od klucza :)

Może którejś z Was przydadzą się te informacje, więc opisze kilka ćwiczeń:

1. Ćwiczenie na oddychanie w początkowym okresie porodu - położyć się na plecach, jedna ręka na brzuchu, druga na klatce piersiowej. Oddychamy przeponą, czyli brzuszkiem :) Wdech nosem, wydech ustami i tak kilka razy.
2. Siadamy z nogami podkurczonymi, stopy złączone i rozpychamy kolana na zewnątrz - uelastyczniamy 'krocze'.
3. Siadamy jak wcześniej - ze zgiętymi i podkurczonymi kolanami. Podpieramy się z tyłu rękami i raz kładziemy kolana po prawej stronie, raz po lewej.
4. Jeszcze jedno ćwiczenie na 'uelastycznienie krocza' - klękamy, jedną nogę wysuwamy do przodu, a w zasadzie w skos np. klęczymy na prawej nodze i lewą wysuwamy do przodu do skosu, tak jakbyśmy chcieli wskazać godzinę 11. I 'bujamy się' z jednej nogi na drugą.
5. Jak ktoś cierpi na drętwienie łydek - siadamy w siadzie prostym, czyli z nogami wyprostowanymi i kręcimy stopami kółeczka w jedną i drugą stronę albo zaginamy palce w swoją stronę.
6. Kręciłyśmy jeszcze bioderkami kółka i ósemki, więc też możecie w wolnej chwili sobie pokręcić :)

Po gimnastyce mieliśmy wykład na temat laktacji. Kurcze, nie wiedziałam, że karmienie dziecka jest takie trudne! Trzeba pilnować, żeby dziecko wzięło do buzi nie tylko brodawkę, ale i jej otoczkę, że jak się bobaskowi zapadają policzki to znaczy, że nie je mleka tylko zasysa powietrze.
Do tej pory myślałam, że wystarczy dziecko podstawić do piersi, żeby mleko leciało i dziecko sobie jadło. A tu się dowiedziałam, że najpierw dziecko 'łapie' cycuszka mamusi, ssie go i pobudza, następuje impuls do przysadki mózgowej mamy, w tym czasie mleko wcale nie leci i dziecko po prostu sobie ssie! Dopiero po chwili jak już impuls zadziała, to zaczyna się produkcja mleka i dziecko ma co jeść :)

Fajnie było :) I choć dopiero byliśmy na 2 wykładach, to już widzę, że naprawdę WARTO iść do Szkoły Rodzenia. Myślę, że ułatwi nam to później życie i zaprocentuje :)
---

16 KWIETNIA (31 tydzień)
Uf, zleciał mi ten tydzień bardzo szybko. Jak wygląda teraz mój dzień? Wstaje rano ok. 7:30, biorę psa na spacer, prysznic, śniadanko i na 10 zbieram się do pracy. Wracam do domu ok. 15tej, biorę psa na spacer i pędzę na 16:50 na gimnastykę w Szkole Rodzenia. Po ćwiczeniach jest wykład, więc w domu jestem - albo jesteśmy jeśli M. idzie na wykład, a nie na wszystkie chodzi - ok. 19, 19:30. Zanim zjem kolacje, trochę ogarnę mieszkanie - robi się 21 albo i później. I tak mi leci dzień za dniem. Uf. Jeszcze tydzień życia według takiego harmonogramu i będę mogła odpocząć :)

W tym tygodniu chodziłam głównie sama na wykłady. M. był ze mną tylko wtedy, kiedy była mowa o rozwoju noworodka w łonie matki i krwi pępowinowej. Chyba się zdecydujemy na zbankowanie krwi w PBKM. Mamy mieć zniżkę z racji Szkoły Rodzenia 200zł, a w maju mają mieć jakąś promocyjną cenę, więc poczekamy do maja i podejmiemy decyzję. Hm. Mam nadzieję, że nie trzeba będzie z niej skorzystać, ale będziemy mieć spokojne sumienie. Zresztą, biorąc pod uwagę obciążenie genetyczne nowotworem ze strony mojej rodziny, to chyba rozsądne rozwiązanie.. Wolę potem nie pluć sobie w brodę, że nie zbankowałam krwi dziecka, która może mu pomóc albo nawet uratować życie.

Byłam dziś u pani gineksowej. Zasiedziałam się u niej dziś wyjątkowo długo, z reguły jestem jakieś 15 minut - zresztą tyle mają przewidziane na 1 pacjenta, a ja siedziałam jakieś 35... :) Wyniki moich badań są w porządku - wymaz z pochwy nie wykazał żadnych bakterii, ani grzybów, mocz też w porządku. Dostałam skierowanie na kolejne badania, które mam zrobić za 4 tygodnie i od razu listę badań, które trzeba zrobić jeśli się chce skorzystać ze znieczulenia zewnątrzoponowego przy porodzie. Jest ich chyba z 10! Jak jej powiedziałam, że za tydzień idziemy na USG 3/4D to powiedziała, że to wystarczy i nie muszę zgłaszać się do Lux-Medu na badanie, zwłaszcza, że ona już nie robi USG w Lux-Medzie. Zrezygnowała z pracy tam i przyjmuje teraz tylko w LIM'ie i u siebie w gabinecie prywatnym, więc będę teraz tam do niej chodzić. Powiedziała mi, że nam pacjentom-klientom podnoszą co chwilę abonament za opiekę medyczną, a im coraz mniej płacą i dlatego zrezygnowała. Czy to kolejny objaw kryzysu? Z kim rozmawiam ostatnio, każdy narzeka na brak ruchu w sklepach różnych branż, zwalniania pracowników, itp itd. Trochę to pocieszające, bo u nas w pracy też z klientami jest średnio, ale z drugiej strony - niech ten kryzys się szybko skończy! :)

W każdym bądź razie, pani doktor zrobiła mi szybkie usg i stwierdziła, że Pola rozwija się dobrze, serducho jej bije mocno, waży sobie 1,5 kg więc rośnie nam kawał dziewuszki :) Mam tylko nadzieję, że nie będę musiała przepychać przez swoją"dziurkę od klucza" 4 kilowego grubaska :)

Hm. Czuję się cały czas dobrze, choć coraz ciężej. Wg wagi domowej przytyłam 9 kg, ale według badań u lekarki - tylko 7 :) Ale przede mną 2 ostatnie miesiące, w których tyje się podobno najwięcej, więc jaki będzie finał - się okaże. Faktem jest, że brzuszek mam już całkiem spory i - chyba się do niego już przyzwyczaiłam. Był okres, kiedy nie pomimo tego, że cieszyłam się z ciąży, to jednak nie do końca akceptowałam swoje gabaryty. Teraz już jest z tym lepiej. Jest mi za to coraz ciężej :) Auta wciąż nie mamy, choć miało być już w tym tygodniu, ale podobno zabrakło z Urzędu Celnego jakiegoś dokumentu i nie mogą go zarejestrować. Wiem, że teraz to już kwestia dni i że auto już jest u dealera i czeka na mnie, ale tym bardziej jestem niecierpliwa. Z jednej strony i tak przy tych korkach, które są w mieście z powodu remontu kilku głównych ulic czasem szybciej jest mi dojść gdzieś pieszo :) - jak np do Szkoły Rodzenia (to której mamy 3 przystanki autobusem). Ale jednak wszystko inne zajmuje mi dużo więcej czasu i przez to chyba dzień mi tak ucieka..

Czytałam, że w ciąży mogą się u kobiety pojawić hemoroidy. Nie dopadły mnie poranne mdłości, zgaga, specjalne smaki albo inne przypadłości. Ale nie mogło być cały czas różowo - 2 dni temu zauważyłam krew przy wypróżnianiu się. To na pewno nie była krew w moczu, więc to co od razu przyszło mi do głowy to hemoroidy. Powiedziałam o tym dziś pani gineksowej, przepisała mi czopki i powiedziała, że choć objawiły się u mnie tylko raz, to jest ryzyko, że objawią się w trakcie porodu, więc lepiej dmuchać na zimne. Czopki - hm, nie powiem, żeby to było to, co misie lubią najbardziej, ale jak mus to mus! :)

Pola kopie coraz częściej i coraz mocniej. Mogła by już z nami być :) M. wyjechał dziś na tydzień i zostałyśmy same, z psiakiem do towarzystwa. Będzie nam smutno, ale mam nadzieje szybko nam zleci.. Obserwuję siebie i zauważam, że coraz bardziej się wyciszam. Problemy w pracy i to, co dzieje się teraz w Polsce - śmierć prezydenta i wielka tragedia pod Smoleńskiem, wszystko to dociera do mnie jakby przez mgłę. Wszystko przyjmuje bardzo spokojnie, nie specjalnie się denerwuje i jakoś tak skupiam się chyba pomału coraz bardziej na sobie. Nie wiem, czy to przez hormony, czy po prostu organizm tak się przygotowuje do porodu. A może ćwiczenia w Szkole Rodzenia tak na mnie działają? :)
Dobrze, że zapisaliśmy się na te zajęcia. Tak naprawdę, to oprócz mojej siostry i położnej środowiskowej będziemy zdani głównie na siebie. Teściowie mieszkają 200 km od nas, moja mama zmarła stanowczo za wcześnie i .. w takich chwilach bardzo odczuwam jej brak
:( Tata się cieszy, że będzie dziadkiem i na pewno będzie nam pomagał na ile będzie mógł, ale tata to nie mama... Ale sobie poradzimy. W końcu nie my pierwsi i nie ostatni zostaniemy rodzicami. W razie czego skorzystamy z telefonu do przyjaciela ;)
---

17 KWIETNIA (31 tydzień)
Mała w nocy strasznie rozrabiała. Kompletnie nie pozwalała mi zasnąć. Takich figli jeszcze mi w brzuchu nie wyprawiała! Próbowała chyba jednocześnie zrobić mi głową dziurę w brzuchu z prawej strony, wyprostować nogi z lewej i zdzielić mnie pięścią tuż pod cyckami. Parę razy jak tak się 'prężyła' to aż mi się samo z ust wyrwało: 'AUUUĆ!' Trwało tak chyba do północy. Próbowałam się kłaść na prawym boku, na lewym, na plecach - nic nie pomagało. Mała szalała! Hm, może po prostu tęskniła za tatusiem, który wczoraj wyjechał? :)

Kończę czytać tę durną książkę. Najmądrzejsza nie jest, ale jak już zaczęłam, to ją skończę. Książka ma tytuł: 'Padam na twarz", autorstwa Kanadyjki Rebecci Eckler. Kupiłam ją, bo miała w zabawny sposób opowiadać o początkach macierzyństwa, czyli - pomyślałam - coś dla mnie :) Tymczasem książka okazała się trochę żenującym obrazem matki, która dziecku na wszystko pozwala, jest totalnie nieogarnięta, zaraz po urodzeniu dziecka zatrudniła nianię na pełen etat, po to, żeby sama w tym czasie kiedy niania zajmuje się dzieckiem mogła nic nie robić. W czasie ciąży zjadała tony Big Mac'ów, przez co strasznie przytyła, a po urodzeniu dziecka laska co godzinę wydzwaniała do narzeczonego z pytaniem, czy ma gruby tyłek? :) Krótko mówiąc - baaaardzo amerykański styl życia i wychowywania dzieci, nie bardzo odnoszący się do naszych realiów. Bo przyznam szczerze, nie słyszałam jeszcze, żeby ktoś u nas zapisywał 3 miesięczne dziecko na 'lekcje' muzyki, plastyki, czy tańca :) I mam nadzieję, że moje auto nie zamieni się w śmietnisko, w którym na tylnim siedzeniu będą leżały pieluchy, smoczki, butelki, chrupki, resztki kaszki, stosy zabawek i stare gazety!

Jedyne co wyczytałam w tej książce i co chyba sprawdza się w każdym przypadku, to fakt, że po urodzeniu się dziecka, lista znajomych się diametralnie zmienia. Ci co nie mają dzieci idą 'w odstawkę', a ci co mają dzieci - stają się najbliższymi przyjaciółmi...Z przyjaciółkami bez dzieci nie ma sie już o czym rozmawiać, a z tymi, które mają potomstwo - można przez 2 godziny rozmawiać o kupkach, kaszkach i postępach rozwojowych swoich dzieci. Z tym, że w książce jest to przedstawione jako coś negatywnego. A ja w tym widzę jakąś prawidłowość i - tak po prostu chyba się dzieje i już..
Hm. No cóż, zostało mi jeszcze pare kartek do końca książki. Tyle, że nie za bardzo mam co czytać potem. Może polecicie coś fajnego? :) Obyczajowego, wciągającego i nie koniecznie o macierzyństwie? I byle nie harlequin! :)
---

18 KWIETNIA (31 tydzień)
Byłam wczoraj na ślubie znajomych. Nie było w planach wesela, a posiadówka wieczorem w knajpie przy "wódce i zakąsce". Oprócz mnie były jeszcze 3 dziewczyny w ciąży. Trochę się zdziwiłam jak jedna z nich wzięła sobie lampkę szampana, a potem poprosiła kelnera o lampkę czerwonego wina... Zapytałam się jej, czy nie boi się pić w ciąży? Powiedziała mi, że jej mama jak była w ciąży i zapytała lekarza o picie wina w ciąży, to jej powiedział, że może pić do obiadu, byle nie za dużo. Urodziła zdrowe dzieci, więc z tego taki morał, że wino w ciąży nie szkodzi.
No cóż, to ja chyba jestem dziwna, bo odkąd dowiedziałam się, że jestem w ciąży to nawet "języka" nie zamoczyłam w żadnym winie, ani szampanie! Było sporo okazji - święta, różne urodziny i bardzo mnie dziwiło, a wręcz oburzało za każdym razem, kiedy ktoś mnie namawiał, żebym się napiła 'chociaż łyczka'. Kurcze, nie powiem - jak M. czasem pije sobie wieczorem piwko oglądając mecz albo film w tv, to też bym się napiła. Ale tak sobie pomyślałam kiedyś, że te pare łyków wina czy piwa w ciąży mnie nie zbawi, a jeśli by nasze dziecko urodziło się potem z jakąkolwiek wadą lub chorobą, to do końca życia bym sobie nie wybaczyła, że w ciąży dałam się namówić na odrobinę alkoholu. Bo nigdy bym się nie przekonała, czy ta choroba jest właśnie tego skutkiem, czy nie. Ale podejrzenie by cały czas siedziało mi w głowie...

Zdziwiło mnie też podejście dwóch moich koleżanek do tematu 'imprezowania z dziećmi'. Obie stwierdziły, że fajnie by było pojechać ze swoim dzieckiem na jakiś festiwal muzyczny. Kasia ma 4 letnią córkę i stwierdziła, że chętnie by ją wzięła na taki event, bo 'pod namiotami tyyyyle się dzieje'! Na co Iwona powiedziała, że ona to by nie czekała aż dziecko będzie miało 5-6 lat, ona by już z takim półrocznym pojechała na taki festiwal! O ile Iwonę można rozgrzeszyć, bo nie ma dziecka, nie jest w ciąży, więc chyba nie wie czym to pachnie, o tyle Kasia stwierdzająca, że wzięłaby takie małe, 5 letnie dziecko ze sobą pod namiot np na Open'er Festival mnie mocno zszokowało! Kompletnie nie wyobrażam sobie takiej sytuacji! Nie wiem, może ja za stara już jestem? Może nie na czasie? Może robię się zgorzkniała i staroświecka, skoro mnie to szokuje?

Chyba jestem z innej bajki... :)
---

21 KWIETNIA (31 tydzień)
Dzięki za wszystkie komentarze :) Myślę, że z tematu o alkoholu w ciąży mogłaby wywiązać się niezła dyskusja - szkoda, że nie można na bloga wprowadzić czatu :)

Jutro mamy ostatnie zajęcia w Szkole Rodzenia. Szybko zleciały te 4 tygodnie! Patrząc na nie z perspektywy czasu, to jeszcze raz powiem, że bardzo dobrze zrobiliśmy, że zapisaliśmy się na zajęcia. M. był tylko na kilku, ale w sumie niektóre tematy dla facetów mogły być nudne i mało ciekawe, więc mu się nie dziwie. Fajnie, że miałyśmy przed wykładami gimnastykę - bardzo duży nacisk prowadząca kładła na ćwiczenia oddechowe. Myślę, że poćwiczę je jeszcze w domu i mam nadzieje, że poród dzięki temu jakoś szybciej i łagodniej mi zleci :) Dużo też dowiedziałam się o samym porodzie, przebiegu, ewentualnych komplikacjach, czego możemy się spodziewać po naszym ciele w takiej chwili - myślę, że żaden artykuł w Internecie, czy gazecie i żadna koleżanka by mi tego wszystkiego nie przekazała. I jakoś tak chyba było mi to potrzebne, żeby uspokoić się 'wewnętrznie', rozwiać wątpliwości, które gdzieś tam mi w głowie siedziały i upewnić mnie, że poród naturalny to nic strasznego.

Z dobrych wiadomości, to udało mi się w tym tygodniu odebrać auto! Wreszcie! :)) Bałam się trochę, czy ten czerwony kolor, na który się zdecydowałam nie będzie za bardzo 'czerwony' i rażący w oczy, ale okazał się taki jaki chciałam, czyli taki bardziej bordowy. Teraz już możemy wpakować do bagażnika wózek, psa, stos bagaży i wszystko się zmieści :) Stare auto było ok, ale nie nadawało się jako 'auto rodzinne'. Wiadomo było, że jak zajdę w ciążę, to trzeba będzie je zmienić, przede wszystkim na auto 5-drzwiowe. No i zmieniliśmy :)

A my? My z Polcią mamy się dobrze. Ostatnie 2 noce przespałam całe, nawet nie musiałam wstawać na nocne sikanie :) Nie to co pare dni temu, kiedy mała tak się kręciła w brzuchu, że nie mogłam zasnąć do północy. Przez 3 dni miałam lekkie krwawienia z nosa z rana, ale dziś już było ok.

Pomału zaczynam odczuwać też bóle kręgosłupa, ale póki co wystarczy, że zmienię pozycję albo chwilę pochodzę po mieszkaniu i jest lepiej. Zobaczymy jak będzie później, bo podobno najgorszy okres przede mną...
---

22 KWIETNIA
No i dziś zakończyły się zajęcia w Szkole Rodzenia. Muszę przyznać, że ostatni wykład był najciekawszy i jednocześnie najbardziej hm.. brutalny :) Pani doktor opowiadała nam szczegółowo o poszczególnych fazach porodu i na koniec pokazała kilka zdjęć z ostatniego etapu, czyli po prostu sam poród. Zarówno naturalny jak i przez cesarskie cięcie. Było sporo krwi, było zdjęcie główki dziecka w 'dziurce od klucza', było zdjęcie łożyska (fujjj :) i - mogliśmy zobaczyć jaki naprawdę ma kolor dziecko zaraz po urodzeniu :) Niektórzy panowie odwracali głowy i woleli tego nie widzieć. Było to trochę nieapetyczne, ale z drugiej strony przecież to 'samo życie'. Do tego pani doktor naprawdę z sercem opowiadała te wszystkie porodowe historie, widać było że to jej żywioł, że ma za sobą x lat praktyki i doświadczenia i że lubi to co robi. O porodzie mówiła jak o prawdziwym cudzie natury, nakłaniała do porodu rodzinnego, mówiła facetom, że jeśli tylko czują się na siłach, to powinni wspierać swoje żony w tej chwili. Że powinnyśmy się cieszyć, bo od tej chwili nie będziemy już nigdy same, że kobiety, które jeszcze nie mają dzieci będą mogły nam zazdrościć :) Że powinniśmy się cieszyć miłością, macierzyństwem i tymi wspaniałymi chwilami, które są przed nami. Hm, słuchając takich krzepiących słów, choć na chwilę zapomniałam o tej krwi i nacinaniu krocza, o którym była wcześniej mowa :)

No cóż, muszę się teraz zmotywować i ćwiczyć wieczorami oddychanie i rozciąganie. Do porodu jeszcze 8 tygodni..

Kupiłam sobie czopki Posterisan i maść Posterisan H, którą przepisała mi lekarka na hemoroidy. Mocno się zdziwiłam, jak w aptece pani mi kazała zapłacić ok. 110zł !! Maść kosztuje ok. 40 zł, czopki ok. 35, a miałam przepisane 2 opakowania. Wzięłam w końcu jedno - zawiera 10 sztuk i maść i zapłaciłam ok. 75 zł. I tak nie mało. Ale jak ma pomóc - trudno, wyjęłam kartę i tyle.
Nie powiem, żeby aplikacja czopka do tyłka była czymś przyjemnym. Ale cóż, jak trzeba to trzeba. Przemęczę się przez 10 dni....

Wczoraj padłam wieczorem po 21szej. Nie wiem, czy to dlatego, że wstałam wcześniej - pies mnie wyciągnął z łóżka o 7 na spacer, czy po prostu organizm domagał się snu? Ale nie spałam dobrze, budziłam się kilka razy, bo mnie bolał kręgosłup i nie mogłam sobie znaleźć dobrej pozycji do spania.. Polcia nawet nie kopała, spała chyba lepiej niż ja.
Zobaczymy jak będzie dziś..
W tym tygodniu mniej spacerowałam, jednak auto rozleniwia :) Może to reakcja na 'mniej ruchu'? :) Ale jak tylko będzie ładna pogoda w sobotę, to wezmę psiaka do parku - pobiega, a ja się dotlenie.

Jak dobrze pójdzie to M. wróci wieczorem w sobotę, jak nie to dopiero w niedzielę.. Więc ze wspólnego spaceru raczej nici. Tęskni mi się za nim.. Zwłaszcza, że w ciąży mam jakiś przypływ uczuć i mogę wisieć M. na szyji cały dzień albo przytulać się do niego non stop. A tu przez cały tydzień jestem sama.. :( Dobrze, że już jutro piątek...
---

24 KWIETNIA (32 tydzień)
No właśnie. Spotkałam się z różnymi opiniami na temat Szkół Rodzenia. Moja siostra twierdzi, że to wogóle strata czasu i bez sensu. Dużo osób ma podobne zdanie. Moja opinia jest zupełnie inna. I dlatego postanowiłam zrobić takie własne podsumowanie tego, czego się dowiedziałam na wykładach, a czego nie wiedziałam na temat porodu i ciąży wcześniej.

1. Karmienie piersią wcale nie jest takie proste. Jest kilka 'zasad' i pozycji, które to ułatwiają. Dobrze poznać je wcześniej, żeby potem trzymając dziecko na rękach obyło się bez niepotrzebnych nerwów.

2. Pierwsze mleko, które dziecko pije zaspokaja jego pragnienie, a dopiero potem głód. Dlatego, jak dziecko często domaga się cycka, wcale nie oznacza to, że jest głodne - może być po prostu spragnione, zwłaszcza latem (czyli prawdopodobnie tak będzie u nas, bo Pola rodzi się pod koniec czerwca, czyli przed wakacjami).

3. Przez pierwszy miesiąc nie powinno się dawać dzieciom smoczka.

4. Przez pierwsze 6 miesięcy dziecko można karmić tylko i wyłącznie mlekiem matki, nie trzeba go dokarmiać sztucznym mlekiem.

5. Kleszcze i próżnociąg - takie coś istnieje i nie jest czymś strasznym. Po prostu czasem trzeba tego użyć jeśli dziecko wystawi główkę i nie chce iść dalej albo mama nie ma siły przeć. Więc lepiej przeć, żeby lekarz nie musiał tego używać :)

6. Poród naturalny to czysta fizjologia i samo życie. Kobiety rodziły naturalnie od początku świata, rodzą teraz i rodzić będą w przyszłości. Skoro tyle kobiet urodziło, to ja też dam radę! :)

7. Warto ćwiczyć prawidłowe oddychanie przed porodem. Podobno pomaga :)

8. Lewatywa przed porodem jest konieczna, chyba że chcemy czuć smrodek własnej kupki w momencie porodu, a to chyba jednak psuje całą atmosferę .. :)

9. Dziecka się nie myje zaraz po urodzeniu, dlatego, że mazie które pokrywają jego ciało chronią go przed bakteriami i zarazkami, które są w powietrzu. Dziecko się dopiero po chwili, jak już poleży na brzuchu mamy i pępowina jest przecięta - zabiera się do kącika noworodka i tam wyciera.

10. To, że dziecko zaraz po urodzeniu nie wydaje żadnych dźwięków (a z tego co wiedziałam, to powinno od razu zapłakać), nie jest niczym niepokojącym. Bobas jest zaśluzowany i połączony z mamą pępowiną, którą dostaje tlen, więc trzeba dać dziecku parę chwil, żeby się przestawiło z tlenu mamusinowego na oddychanie noskiem.

11. Jak dziecku wypadnie z buzi smoczek i spadnie na ziemię, to nie wolno wkładać go sobie do buzi, a potem dawać dziecku. Można dziecku przekazać próchnicę ze swoich własnych ząbków albo inne zarazki.

Hm. Tak naprawdę to wykłady mnie uspokoiły wewnętrznie przed porodem. Wiem trochę więcej na temat tego, czego mogę się spodziewać na sali porodowej po swoim ciele, dziecku i położnych. Choć i tak pewnie będzie mnóstwo nerwów, na które żadne z nas nie będzie przygotowane :)
---

28 KWIETNIA (32 tydzień)
No i zaczęło się trochę pod górkę. Od paru dni mam problemy ze spaniem. W jakiejkolwiek pozycji bym się nie ułożyła, to tak źle i tak niedobrze :/ Bolą mnie krzyże i co chwilę się budzę... Jedną noc prześpię dobrze, drugiej już nie ze względu na plecy i tak na zmianę. Do tego znowu w nocy zdrętwiała mi noga. Ćwiczenia które nam pokazała rehabilitantka w Szkole Rodzenia co prawda pomogły i skurcz minął, ale potem jak wstałam rano to jeszcze przez cały dzień czułam tę nogę. No cóż, wszyscy mówili, że im bliżej rozwiązania tym gorzej i - chyba nie kłamali... Do tego zrobiłam się bardziej senna, ok. 21szej już oczy mi się zamykają, ale potem z kolei budzę się przed 6 i już nie mogę spać. Wstać też mi się nie chce, więc tak przeleże do 7 z minutami w łóżku wiercąc się i kręcąc, a potem biorę psa i idziemy na półgodzinny spacer. Dobrze, że mamy psa - mam przynajmniej powód do rozruszania kości i sprawdzenia co słychać w okolicy :) No i łączę przyjemne z pożytecznym, czyli spacer z psem na siku i wyjście po świeży chlebek z rana :)

M. odebrał 3 dni temu prawo jazdy. Szczerze mówiąc już wątpiłam, że kiedyś to nastąpi. No i tu mnie mąż zaskoczył - tak jak obiecał : przed porodem zaliczył kurs, zdał egzamin i jest szansa, że do porodu odwiezie mnie on, a nie pan taksówkarz! :) Więc od 3 dni po pracy jedziemy 'gdzieś', tzn. on jedzie, a ja siedzę obok i się denerwuje. Wiem, wiem, początki u każdego są ciężkie. Wiem, ja też się ślimaczyłam zanim nabrałam wprawy, zanim nauczyłam się jeździć z jedną ręką na kierownicy, a drugą na skrzyni biegów. Dlatego staram się nie odzywać za dużo jak M. prowadzi, ale szczerze mówiąc, ciężko tak siedzieć z boku i się czasem nie odezwać :) W każdym bądź razie w końcu udało nam się pojechać do Ikei i kupić komodę na ubranka dla Poli. Wybraliśmy taką klasyczną, białą, z 4 szufladami. Zastanawialiśmy się trochę nad kolorem, bo ściany w pokoju są żółte, okno w ciemnym drewnie, biurko które tam stoi i pewnie nie prędko zniknie jest w bardzo ciemnym brązie, a oprócz tego stoi tam regał na książki i dokumenty z Ikei w kolorze czarnym. Komoda, którą wybraliśmy występuje w białym, jasnym brązie i ciemnym brązie. Myśleliśmy przez chwilę o ciemnym brązie, ale chyba za ciemno byłoby w pokoju. Poza tym jak biurko, z którego korzysta w zasadzie tylko M. zniknie, to zostanie nam tylko czarny regał na książki. Jak byśmy chcieli przemalować ściany na jakikolwiek inny kolor, to do czarnego regału i białej komody łatwiej nam będzie dobrać i kolor ściany i inne meble. A póki co, to Pola i tak będzie spała z nami w sypialni. A w tym żółtym pokoju będą tylko jej ubranka, przewijak i pewnie zabawki.

Byliśmy wczoraj na USG 3D. Szczerze mówiąc, myślałam, że będzie to coś fajniejszego. Wszystko było oczywiście dużo lepiej widoczne niż na normalnym USG, ale mieliśmy niestety pecha i Pola cały czas trzymała rączki przed twarzą i nie udało się panu doktorowi zrobić zdjęcia jej buźki. Stukał mi w brzuch parę razy, żeby Pola się jakoś przekręciła albo inaczej ustawiła, ale ta uparciucha ani drgnęła. Ciekawe po kim taka uparta.. :) I po kim taka nieśmiała, że buzie zasłaniała ;) Ale tak naprawdę w tym wszystkim chodziło o to, żeby zobaczyć jak nasza mała się rozwija i czy u niej wszystko w porządku. I co? I pan doktor powiedział, że Pola to wzorowy bobasek, wszystkie parametry w normie, serducho, nerki, wątroba, pępowina - wszystko pracuje tak jak powinno. Wagowo nasza mała rozbójnica mieści się w normie, a więc wcale nie jest jakaś wielka. Waży 1632 g, pewnie drugie tyle jeszcze przytyje, ale biorąc pod uwagę mój duży apetyt na słodycze w ciąży i fakt, że przez 7 miesięcy przytyłam tylko 8 kg - to naprawdę niewiele. Sama nie wiem, gdzie te pochłaniane przeze mnie słodycze się lokują w moim organizmie..

Przed nami jeszcze 7 tygodni. Pomału zaczniemy chyba dokupywać brakujące rzeczy, choć M. twierdzi, że jeszcze dużo czasu... Tyle, że ja lubię mieć wszystko wcześniej załatwione, kupione, zorganizowane. Poza tym nie wyobrażam sobie M. biegającego po mieście w poszukiwaniu odpowiednich kosmetyków dla Poli i podpasek dla mnie do szpitala. Więc chyba będę musiała użyć swoich tajemnych sztuczek i wyciągnąć M. pomału na zakupy :)
---

29 KWIETNIA
Ponieważ ostatnio jak królewna na ziarnku grochu - nie mogłam znaleźć sobie dobrej pozycji do spania, bo mnie krzyże bolały, tak więc wczoraj wieczorem postanowiłam trochę poćwiczyć przed snem. M. oglądał mecz i składał komodę dla Poli, a ja na dywanie się naciągałam, robiłam skręty boczne, kręcenie stopami kółeczek i wszystko to, co pamiętałam z gimnastyki ze Szkoły Rodzenia i fitnessu 'Aktywne 9 miesięcy'. Niestety z ćwiczeń na wzmocnienie mięśni przykręgosłupowych pamiętałam tylko, że trzeba w klęku podpartym wystawiać prawą rękę do przodu i lewą nogę do tyłu, na przemian z lewą ręką i prawą nogą. Zrobiłam też kilka ćwiczeń oddechowych, które pokazali nam w Szkole Rodzenia. I nie wiem, czy po prostu byłam tak zmęczona po całym dniu, czy to po tej pół godzinnej wieczornej gimnastyce, w każdym bądź razie spałam spokojnie do 7:20 (a nie 5:20 jak zdarzało mi się wcześniej) i wcale a wcale mnie plecy w nocy nie bolały! :) Tadammmm! W końcu się wyspałam :)

Tak naprawdę powinnam siedzieć w domu i odpoczywać, ale jak się ma własną firmę (nawet z kimś na spółkę) to ciężko siedzieć w domu i nic nie robić, jak w pracy zawsze jest coś do zrobienia/załatwienia. A że w ciągu ostatnich 2 tygodni działo się dużo i to nie koniecznie dobrze, więc wychodziłam rano i praktycznie wracałam wieczorem. M. na mnie krzywo patrzył i codziennie rano się pytał, czy dziś zostaje w domu, czy znowu idę do pracy.. Wiem, wiem, powinnam się oszczędzać, ale co zrobić jak teraz są takie czasy, że niestety ale nie zawsze się tak da? Że jak się nie pracuje 'od-do' to jest trochę inaczej, że czasem trzeba samemu pewnych spraw przypilnować, bo pracownik nie zawsze się przykłada do swoich obowiązków należycie, bo mu się np. nie chce/ ma gorszy dzień/ nie zależy mu itp itd. Ale dziś w końcu udało mi się załatwić wszystko do południa, więc resztę dnia mogę spędzić na siedzeniu w domu i odpoczywaniu :) Oczywiście najpierw trzeba było jeszcze pieska wyprowadzić, odkurzyć i ogarnąć kuchnię po śniadaniu, ale teraz już mogę leżeć i pachnieć do wieczora :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz