Suwaczek

Suwaczek z babyboom.pl

czwartek, 5 maja 2011

CZERWIEC 2O1O R.

3 CZERWCA (38 tydzień)
&^*#$%#@#!
Trzeci raz piszę posta, bo mi się 2 poprzednie skasowały .. Nie cierpię takich akcji!

Dzisiaj czwartek. Początek tygodnia był trochę nerwowy, bo w poniedziałek dziwnie się czułam, miałam przez pół dnia napięty brzuch i wrażenie, że brzuch naciska mi na pachwiny, co jest ewidentnym znakiem, że się obniża, czyli że już za chwilę wyskoczy z niego Pola. A do terminu porodu jeszcze ponad 3 tygodnie! No i trochę się nakręciłam, zdenerwowałam i czekałam tylko na skurcze albo odchodzące wody. A tu do wieczora nic, w nocy nic, we wtorek też nic! :) Więc się wyluzowałam, M. mnie uspokajał, żebym niepotrzebnie nie panikowała i żebym przypadkiem nie zaczęła rodzić przed sobotą, bo on musi jeszcze ostatni raz wyskoczyć do Warszawy do szkoły i nie chciałby, abym zaczęła rodzić jak go nie będzie w Krakowie.

W całej tej historii zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę to mogę zacząć rodzić W KAŻDEJ CHWILI! I .. i chyba zaczęłam się trochę bać. Bać tego, jak to będzie, czy będę rodzić długo i się męczyć godzinami, czy może uda się rozdwoić szybciutko raz-dwa? Czy wszystko będzie dobrze z Polą i ze mną? Czy nie zemdleje na widok krwi - a takie widoki niestety mnie mocno osłabiają..?.. Czy poród naprawdę TAK boli? .. Wiem, że poród to naturalna rzecz, że kobiety rodziły, rodzą i rodzić będą, ale chyba każda z nas ma przed tym 'pierwszym razem' jakieś obawy.. Z jednej strony chciałabym już mieć to za sobą i móc wziąść Polę na ręce, a z drugiej strony chciałabym chwilę porodu odwlec jeszcze trochę.. Nacieszyć się brzuszkiem i tym błogim lenistwem :)
Lubię czuć te kopniaczki w brzuszku, 'przelewanie się' z prawej na lewą.. Chyba mi będzie brakowało tego dziwnego uczucia, że 'coś się we mnie rusza' - prawie jak w 'Matrixie'. W poniedziałek idę do kontroli, mam nadzieję że dowiem się jak tam moja szyjka - czy już się skurczyła i szykuje się do porodu, czy jeszcze nie. Ciekawa jestem, czy przesunie mi się termin porodu na wcześniejszy, czy zostanie jednak 24 czerwca..
W środę z kolei chcę się wybrać na pierwsze badanie KTG. W szpitalu, w którym będę rodzić zalecają jego wykonanie dopiero 2 tygodnie przed terminem, nie tak jak u mojej siostry - już na 4 tygodnie przed.
No i zobaczymy...
---

6 CZERWCA (38 tydzień)
Mam małe podejrzenie, że 3 dni temu odpadł mi czop. Dlaczego podejrzenie? Hm, bo nie mam pewności, czy taki gęsty, biały, bezzapachowy śluz to jest 'czop', czy nie jakiś 'upław'. Z tego co wyczytałam w necie, bardzo możliwe że to jednak czop - choć nie miał koloru żółtego ani nie był zabarwiony krwią. Będę jutro u pani gineksowej, może rozwiąże zagadkę? :) No cóż, odpadnięcie czopa sugeruje, że godzina zero się zbliża, ale tak jak piszą dziewczyny na różnych forach i w różnych wypowiedziach, nie ma reguły na ile przed porodem czop odpada. Zdarza się, że dzieje się tak na kilka godzin albo kilkanaście dni przed. Dziś spotkałam znajomą, która jak mnie zobaczyła to stwierdziła:"O Boże, ale masz nisko brzuch. Ty chyba dziś urodzisz!" :) Hm, ja swój brzuszek widzę codziennie, więc ciężko mi stwierdzić czy bardzo już opadł, czy nie. W każdym bądź razie nie miałabym nic przeciwko porodówce dziś, czy jutro. Tylko M. trochę się skrzywił, bo stwierdził, że jeśli Pola urodziłaby się teraz, to byłaby spod znaku Bliźniąt, a Bliźnięta są fałszywe. Więc lepiej, żeby się urodziła w terminie, bo wtedy jest szansa że będzie Rakiem - tak jak ja :)

W każdym bądź razie torba do szpitala spakowana, rzeczy dla Poli do szpitala przygotowane, badania wszystkie mam (hm, oprócz wyników wymazów w kierunku paciorkowców, które mam odebrać dopiero w najbliższym tygodniu). A z bardziej babskich tematów, z których M. się śmieje to: pedicure zrobiony, włosy zafarbowane i przycięte, więc do szpitala mogę iść! :)

Kurcze, siedzę teraz i piszę, a mój brzuch faluje jak Morze Śródziemne w czasie sztormu... hm... Może rzeczywiście czeka mnie dziś porodówka? Bo podobno bobaski przed porodem intensywniej się ruszają niż 'normalnie'...
---

8 CZERWCA (38 tydzień)
Przepowiednie się nie sprawdziły i w niedzielę nie urodziłam :) Wczoraj też nie, następna przepowiednia mówi: JUTRO! :) No więc zobaczymy...
Ku mojemu wielkiemu niezadowoleniu, wczorajsza wizyta u pani gineksowej została odwołana, a to z powodu jej choroby. No cóż, lekarz też człowiek i zachorować może, ale kurcze - dlaczego nie za tydzień? Liczyłam, że może coś się dowiem jak tam moja szyjka, czy się skraca, czy może mam już rozwarcie na 3 palce i powinnam lecieć na porodówkę, albo wręcz przeciwnie - mogę iść na imprezę, bo małej się nie spieszy.... A tu dalej wielka niewiadoma!
Wizytę przełożono mi na czwartek. Jakoś wytrzymam... Z tego wszystkiego zadzwoniłam od razu do szpitala i umówiłam się na KTG. W Szkole Rodzenia powiedzieli, że wystarczy przyjść 2 tygodnie przed terminem. Jak dzwoniłam w zeszłym tygodniu, żeby zapytać się jak wygląda sprawa z terminami, czy długo się czeka, czy rejestrują od razu, pani powiedziała, że nie ma z tym problemu i umawiają z reguły na drugi dzień. No więc pomyślałam sobie wczoraj: "Skoro gineks odpadł, to pójdę jutro (czyli dziś) na ktg, to się coś dowiem". I tu niespodzianka, bo okazało się, że pani może mnie umówić dopiero na .. czwartek rano :) Czyli znowu trzeba czekać i znowu nic się nie dowiem.. Wrr.. Tak, wiem, nie powinnam narzekać, tylko cieszyć się jeszcze 'wolnością', bo jak Pola się pojawi to nie będę miała czasu nawet na siku. Zgadzam się z tym, ale kurcze... nudne jest takie 'czekanie' i 'nic-nie-robienie'. Jakby człowiek wiedział, że np w przyszły poniedziałek idzie rodzić, to można by było sobie ten czas jakoś do tego dnia zaplanować. A tak to zastanawiam się, co będzie jak np. wyjdę z psem na spacer i mi po drodze wody odejdą? Albo będę w sklepie kupować ser i mleko, a tu przy kasie pocieknie mi po nogach? No i przed każdym wyjściem z domu mam dylemat - iść, czy zostać? :) No tak, to tylko my, baby możemy mieć takie problemy...

W każdym bądź razie z tego co pisałyście w komentarzach, dziecko przed porodem się uspokaja (no może z wyjątkiem Wiktora Magdy :). Pola dziś od rana była spokojna, dopiero w południe zaczęła swoje wigibasy... No więc zobaczymy, czy już się będzie zbierać do wyjścia, czy jeszcze sobie posiedzi u mamusi w brzuszku.

A póki co to postanowiłam w te ostatnie dni, których tak naprawdę nie wiem ile mi jeszcze zostało, zjeść to, czego nie będę mogła potem dłuuuugo konsumować ze względu na karmienie. I tak, dziś szef kuchni serwuje zupę ogórkową :) A nad kolacją właśnie myślę.... Może macie jakieś sugestie, czego powinnam się najeść na zapas? :)
---

10 CZERWCA
Byłam dziś rano na ktg w szpitalu, w którym będę rodzić. Pomimo tego, że byłam umówiona na godzinę to i tak musiałam odczekać swoje. Potem leżenie pół godziny na lewym boczku, pół godziny gapienia się w ścianę i słuchanie zapisu z ktg. Na koniec przebadała mnie młoda lekarka i młody lekarz. Ale jak! W życiu żaden ginekolog mnie tak boleśnie nie badał! Jak mi włożyła lekarka rękę do dziurki, to aż gwiazdki przed oczami zobaczyłam. A jak potem badał mnie jeszcze lekarz, to aż mi świeczki z bólu w oczach stanęły! Pomyślałam sobie, że jak tak boli 'zwykłe' badanie, to poród bez znieczulenia musi być hartkorem! :) A muszę przyznać, że jestem raczej uodporniona na ból.. Nie wiem, czy chcieli wymacać główkę dziecka, czy sprawdzić czy ma 2 nogi i 2 ręce, ale kurcze takie bolesne badanie miałam pierwszy raz w życiu! W każdym bądź razie powiedzieli mi, że jeszcze nie rodzę i że mam przyjść za tydzień o tej samej porze. No chyba, żeby się coś działo, to oczywiście mam przyjść wcześniej.

Popołudniową wizytę u mojej pani ginekolog znowu mi odwołali, bo dalej jest chora - mam się stawić w poniedziałek. Zapytam jej o to badanie w szpitalu.. Jak powiedziałam o tym M. to spytał, czemu się nie odezwałam do lekarki, że mnie boli. Ale byłam tak zaskoczona tym bólem, że mnie chyba po prostu zatkało! Tyle razy mnie ginekolog badał, więc siadłam na fotelu i 'rozłożyłam nogi' myśląc o niebieskich migdałach, a tu nagle ups! ..

W każdym bądź razie po badaniu zauważyłam na bieliźnie lekko brązowawe upławy i zastanawiam się, czy jest to: 1) efekt badania i tego, że może jednak gdzieś za daleko swoje łapska wsadzili i coś mi tam naruszyli? 2) czy może dopiero teraz mi czop śluzowy odpada? Bo czytałam, że może być lekko krwią zabarwiony...

Zobaczymy. Jeśli jutro też się takie upławy pojawią, to pojadę do szpitala z pytaniem Co mi zrobiliście??

A póki co to upały powodują, że niesamowicie się pocę. Na szczęście nogi mi nie spuchły, no może odrobinę kostki. W mieszkaniu pozamykałam wszystkie okna i spuściłam żaluzje, żeby to ciepłe powietrze nie wpadało do środka i żeby było czym oddychać. Na taki upał to nawet jeść mi się nie chce, więc mój plan 'najedzenia się' na zapas chwilowo upadł :) Aczkolwiek zupa ogórkowa została skonsumowana, a słoik ogórków stoi w lodówce. Na kapuśniak, czy bigos nie mam smaka ani ochoty - za gorąco. No trudno, wytrzymam jakoś kilka miesięcy bez kiszonej kapusty .. :)
---

12 CZERWCA (39 tydzień)
Termin porodu zbliża się wielkimi krokami. A przy tych upałach to szczerze mówiąc wyczekuje TEGO dnia coraz bardziej. Obserwuje codziennie swój organizm, czy nie da mi jakiegoś znaku, że to właśnie DZIŚ będzie TEN dzień. Wczytałam się w wiele blogów i wypowiedzi dziewczyn na forum babyboom (polecam - jak macie jakiś problem albo wątpliwości, to tam na pewno ktoś pomoże) szukając jakiejś podpowiedzi w tym temacie, ale doszłam do wniosku, że to jest bardzo indywidualna sprawa. Wiadomo, że jak odejdą wody, czy pojawią się skurcze to godzina zero jest tuż tuż. Chodziło mi raczej o inne 'objawy'. Ale niestety chyba nie ma reguły :)

Jedne dziewczyny pisały, że w dniu porodu dostały jakichś super mocy i energii, inne że je bolał od rana brzuch. Jednym wody odeszły w południe, innym w środku nocy, a jeszcze innym na fotelu u ginekologa :) Jedne dostały biegunki, inne musiały częściej biegać do łazienki na siusiu. Niektórym czop śluzowy odpadł parę godzin przed porodem, innym nawet 2 tygodnie wcześniej. Jedna dziewczyna poszła na badanie ktg, gdzie dowiedziała się, że 'to jeszcze nie teraz', po czym wróciła do domu i wody jej odeszły :) Tak że nawet urządzeniom i lekarzom nie ma co wierzyć, bo natura jak widać rządzi się swoimi prawami i potrafi spłatać niezłego figla. Niektóre bobaski przed porodem się uspokajają i kopią mniej, inne wręcz przeciwnie. No i bądź tu babo mądra!

Nie pozostaje mi chyba nic innego, jak poddać się temu co będzie, bo w końcu KIEDYŚ - i to już całkiem niedługo - Pola musi wychylić główkę na świat. I chyba nie ma co wróżyć z fusów, czy to będzie dziś, czy za 5 dni.

A swoje myśli to chyba skupie na rozważaniu, co w taki upał ubrać dziecku na wyjście ze szpitala? Bo chyba wersja body+pajacyk odpada - zapoci mi się mała jak nic. Może samo body i pół śpiochy? Albo po prostu samo body, skarpetki i cienki kocyk? Hm.. A może po prostu zapytam położną w szpitalu? A w ogóle to jeszcze się pewnie okaże, że do czasu porodu i wyjścia do domu pogoda się zmieni, przyjdzie ochłodzenie i problem zniknie :)

Trzymajcie się i udanego łikendu Wam życzę :)
---

14 CZERWCA (39 tydzień)
Wczoraj chyba odpadł mi kolejny fragment czopu - taki gęsty, biały śluz, podobny do tego z zeszłego tygodnia, ale w większej ilości. Do tego w sobotę dołapała mnie lekka biegunka - nie wiem czy to po koktajlu z truskawek (chciałam się najeść ich 'na zapas' :), czy to organizm się oczyszcza przed wybiciem godziny 'zero'? Hm..
Mała jakby mniej się wierci. Chyba już nie ma miejsca.. Z prawej wypina już tylko coś dużego - chyba pupkę, a z lewej coś małego - to chyba stópka.

Dziś wizyta u pani gineksowej. Zobaczymy co powie. Ciekawa jestem ile mała waży. Wczoraj przeczytałam o dziewczynie, która urodziła siłami natury synka ważącego.... 4,950 kg! O my God! :) Mam nadzieję, że nasza Polcia nie przekroczy 4 kg, bo jak tu taką dynię wypchnąć przez dziurkę od klucza, co?
:)
---

15 CZERWCA (39 tydzień)
Jest szansa, że Pola nie będzie słoniątkiem - wg pani gineksowej i wczorajszego usg mała waży 3100, więc powinna się urodzić 'w normie'. Uff, trochę mi ulżyło :) Jest już prawidłowo ułożona, z mojej lewej strony wypina plecki, a nie pupkę, którą ma pod moimi cycuszkami, a z prawej tak jak mi się wydawało - nóżki. Szyjka skróciła się do 1-2 cm, łożysko w 3 fazie dojrzałości, więc wszystko jest gotowe - pytanie tylko, czy Pola jest chętna do opuszczenia swojej norki? :)

Zapytałam lekarki o to bolesne badanie w szpitalu. Powiedziała mi, że niestety w ostatnim etapie ciąży badanie z reguły jest bolesne, ponieważ pochwa jest inaczej ułożona (tu nastąpiło dokładne zaprezentowanie i tłumaczenie JAK, wybaczcie, ale nie jestem w stanie tego powtórzyć :) i że lekarz jak sprawdza rozwarcie, to niestety to trochę boli. Więc powiedzmy - rozgrzeszam szpitalnych lekarzy :)

Rozmawiałam z pania gineksową również o porodzie dziecka ważącego 4,950kg siłami natury. Powiedziała mi, że w takim przypadku jak najbardziej lekarz powinien zlecić cesarkę, bo przy naturalnym porodzie takiego dziecka kobieta po porodzie może mieć problemy zdrowotne m.in. nietrzymanie moczu i jeszcze jakąś nazwę podała, której nie pamiętam. Więc dziewczyny - jeśli Wasze maleństwa wcale nie będą maleństwami, to możecie domagać się cesarki (dotyczy dzieciaczków o wadze powyżej 4kg).

Ech. A tak poza tym to NUUUDDDZZZĘĘĘĘĘ SSIIIIEEE.... :) To siedzenie w domu i wyczekiwanie na skurcze albo odchodzące wody jest trochę męczące. No i NUDNE! Dla Poli wszystko przygotowane, więc jedyne co mogę robić to: odkurzyć, pościerać kurze, zrobić pranie, obiad.. Przemęczać się nie wolno, choć tak sobie po cichu myślę, że może jak się zabiorę za mycie okien albo pastowanie podłogi to może zmotywuję tym Polę do szybszej ewakuacji na świat? :) Tylko, że M. mnie chyba wtedy zastrzeli, bo jest zwolennikiem nie przyspieszania porodu :)
---

16 CZEWCA (39 tydzień)
Okropnie się dziś nie wyspałam. Śniło mi się mnóstwo snów i pierdół, budził mnie kilka razy nacisk na pęcherz albo ból biodra. Jak spałam na lewym boku, to po chwili mnie bolała cała lewa strona, więc się budziłam i przewracałam na prawą. Ale po jakimś czasie budził mnie ból prawej strony i tak w kółko. Najlepiej było by gdybym się położyła na plecach albo na brzuchu, ale obie pozycje są niewskazane w ciąży... :/

Moja psycha chyba bardzo chce już urodzić, bo od 2 dni śnią mi się porody i noworodki :) Wczoraj śniło mi się, że urodziłam 4 dziewczynki i mój sen rozpoczął się w momencie kiedy kucając na czworakach przygotowywałam się do piątego porodu i urodzenia tym razem chłopca. Napinałam się i parłam, ale w moim śnie zamiast kolejnego potomka ..zrobiłam tylko kupę hehe :) Na szczęście to był tylko sen i w łóżku nie było niespodzianki. A dziś mi się śniło, że trzymałam mała Polę na rękach i miała jakąś dziwną kwadratową główkę, no i wcale nie wyglądała na ślicznego noworodka :/ I w śnie zastanawiałam się jak ja ją urodziłam skoro nic nie pamiętałam z porodu? I stwierdziłam, że chyba prawdą jest to, że jak się już dostanie dziecko do przytulenia, to zapomina się o bólu i tych wszystkich złych odczuciach związanych z porodem.

Póki co, to jutro czeka mnie kolejne badanie ktg. Zobaczymy co na nim wyjdzie. Na razie czuję się ok, raz na czas złapie mnie jakiś skurcz, ale nie są to skurcze regularne, tylko raczej takie pojedyncze. Za to brzuch momentami ciśnie mi mocno na pachwiny i ciężko mi się chodzi. Mam wrażenie jakby mi zawiasy w nogach przyrdzewiały.. Szuram wtedy nogami jak stara baba.. A co do nóg jeszcze - wydawało mi się, że mi nie spuchły. Na razie jest ciepło i chodzę w sandałach, ale jak ze 2 dni temu zrobiło się trochę chłodniej i ubrałam swoje balerinki to się okazało, że są trochę ciasne. Więc chyba jednak troszkę mi stópki przytyły :)

Kurcze, wiem, że powinnam się cieszyć z tych 'ostatnich dni błogiego-nic-nie-robienia', ale jakoś nie jestem przyzwyczajona do leniuchowania i nie mogę sobie miejsca w domu znaleźć. Sprzątam, czytam, gotuję, dobrze, że mamy psa to przynajmniej w tym wszystkim mam małą rozrywkę jak z nim wyjdę na spacer. Spać mi się w ciągu dnia nie chce.. W Internecie już wyczytałam chyba wszystko co mnie interesowało... Nuda panie, nuda....
:)
---

18 CZERWCA (40 tydzień)
Tym razem zacznę od podziękowań za komentarze - dziękuje Wam wszystkim :) Wiem, że powinnam korzystać z tych ostatnich dni błogiego lenistwa, uwierzcie mi - staram się jak mogę, ale takie nic-nie-robienie jest trochę sprzeczne z moją naturą i tu mój problem.. Ale staram się wypoczywać na ile mogę :)
A.& B. - nick zmieniony :)

Wczoraj byłam po raz drugi na badaniu KTG. Badała mnie potem ginekologicznie ta sama lekarka, która tydzień temu. Nastawiłam się na kolejną porcję gwiazdek przed oczami i - o dziwo -tym razem badanie było bezbolesne! Nie wiem, czy to dlatego, że szyjka jest już króciutka i nie trzeba 'grzebać' głęboko? :) W każdym bądź razie pani doktor powiedziała, że główka jest już bardzo nisko i jeśli coś by się działo to oczywiście mam zaraz przyjechać do szpitala, a jeśli nie - to mam się stawić za tydzień na kolejne KTG. Za tydzień tj. 24.06 to dokładnie termin mojego porodu wyliczony wg ostatniej miesiączki, wg badania usg - 20.06, czyli za 2 dni. Lekarka jeśli chodzi o termin to odniosła się do daty wg miesiączki. Hm. Wydawało mi się, że bardziej 'bliski prawdy' jest termin z usg? No cóż, a jak to u mnie będzie to czas pokaże.

2 dni temu z nudów zabrałam się za polerowanie parkietu w mieszkaniu. Niestety nie przyczyniło się to do przyspieszenia porodu, za to podłogi wszędzie teraz się błyszczą jak przysłowiowe psu jajca. Za oknem ładna pogoda, więc pomyślałam, że może zacznę myć okna? :) Może to przyspieszy całą akcję? :)
---

20 CZERWCA (40 tydzień)
Termin z usg właśnie mija.. i nic :) Pola siedzi w norce, wystawia piętkę z moje prawej strony, trochę się powierci, ale wyjść nie chce. Mieliśmy dziś jechać z M. na spacer, wybiegać psa i powdychać świeżym powietrzem, ale od rana pada :/ Więc spacer po parku zamieniliśmy na spacer po galerii handlowej i do szkoły obok, aby oddać swój głos wyborczy. Tak, obowiązek obywatelski trzeba spełniać! Choć tak naprawdę, to z całej listy wyborczej ciężko było mi wybrać kogoś kogo poglądy by mi odpowiadały w większości. Jeśli w jednej kwestii kandydat X mówi mądrze, to w innej gada bzdury.

Na nasze 6 piętro weszłam dziś po schodach, ale tylko nogi mnie potem bolały. Więc chyba jest tak jak Sabina napisała - dziecko i tak wychyli się na świat wtedy kiedy będzie miało na to ochotę :) No cóż, pozostaje mi czekać.. Choć znajoma mnie wczoraj nie pocieszyła stwierdzeniem, że z jej koleżanek żadna nie urodziła w terminie, wszystkie PO.. :/

Tata wczoraj przywiózł nam koszyk dla Poli. To jest bardzo fajna rzecz, która w naszej rodzinie krąży od parunastu dobrych lat :) Koszyk jest z wikliny, owalny i mieści się w nim dziecko mniej więcej do 3 m-ca życia. Jest na kółkach, więc czy się jest w kuchni, czy w sypialni - dziecko można mieć zawsze pod kontrolą i przy sobie. Niestety nie ma w nim materaca, który nie dotrwał do tych czasów, ale siostra, która używała go przy swoim synku kładła zamiast niego kocyki, a na to prześcieradełko. Hm, próbowałam ułożyć w nim gruby koc, który dostaliśmy od rodziców M. dla dziecka, ale w żaden sposób mi to nie wychodziło. Poza tym wydawało mi się, że choć koc jest gruby i złożyłam go na 'kilka warstw' to i tak mała będzie czuć wszystkie 'nierówności wiklinowe' i może jej się źle spać. Zaczęłam więc grzebać w necie i znalazłam na allegro identyczny kosz jak nasz, ale bez materaca. Może ktoś z Was wie, gdzie można dokupić do niego materacyk?

Oto link do koszyka:
http://www.allegro.pl/item1078480883_koszyk_wiklinowy_ania_40x70_alvi.html

Jeśli nie znajdziemy, to trzeba będzie jakoś pokombinować z kocykami, ale szczerze mówiąc to średnio to widzę. A koszyk jest naprawdę fajny i na pewno będziemy chcieli go wykorzystać.

Hm, a mała właśnie zaczęła swoje wieczorne harce. W ciągu dnia jest raczej spokojna, jedynie po jedzeniu daje o sobie znać, ale to co wyprawia w moim brzuchu wieczorami to istne szaleństwo! :) Brzuch mi faluje jak morze podczas sztormu, wkłada mi nóżki pod cycki albo między żebra co powoduje, że najlepszą pozycją dla mnie jest stanie, siedzieć się nie da. To jej wiercenie powoduje też bóle w pachwinach, co nie należy do przyjemności. Wczoraj nie mogłam zasnąć tak szalała. Myślałam, że może jak się tak wierci i pachwiny mnie bolą, to może coś z tego będzie, ale przespałam całą noc (oczywiście z kilkoma rundkami do wc) i nic.

Zobaczymy co będzie dziś.. :)
---

23 CZERWCA (40 tydzień)
Eee, rozczaruje Was dziewczyny, ale dalej jestem w 2paku :) Ale wkurzyło mnie to siedzenie w domu i wybyłam z niego wczoraj do pracy - pojechałam sobie na kawkę Inkę, pogadałam z dziewczynami, posłuchałam co ciekawego i nowego, zrobiłam małe zakupy i jakoś mi 3/4 dnia zleciało dość szybko. A jak już wróciłam to trzeba było trochę mieszkanko ogarnąć i tak jakoś nie było czasu na Internetowanie stąd przerwa w świeżych informacjach na blogu :)
Dziś też się z domu wypuściłam na małą rundkę, bo to siedzenie w domu mnie dobija. Do tego co chwilę ktoś dzwoni albo przysyła sms'a z zapytaniem: "I jak tam?" co doprowadza mnie do wk..%^**#$%)@#$ ! Bo przecież jakbym urodziła to zaraz by wszyscy zostali o tym poinformowani przez M. albo przeze mnie. A skoro nie ma od nas żadnych wieści to chyba znaczy, że nic się jeszcze nie wykluło??

Podobno pełnia się zbliża, więc liczę że i na mnie ona zadziała :) Wczoraj rano bolał mnie brzuch, tak jak przed miesiączką, więc myślałam, że to może być dobry znak. Ale po śniadaniu ból minął i nic. Za to dziś w nocy biegałam chyba z 10 razy do kiebelka na siuśki, a nad ranem chyba jakaś kolejna porcja czopu mi odpadła - taki biało-przeźroczysty, ciągnący się śluz. Potem znowu brzuch mnie zaczął boleć i tak od 5 rano gdzieś do 7 mnie trzymało. Myślałam, że może tym razem COŚ z tego będzie - ale jak widać jest godzina 16 i dalej nic. M. liczył, że może mała zrobi mu prezent na Dzień Ojca, ale chyba nic z tego..
Jutro rano idę na kolejne KTG, zobaczymy co pokaże i co lekarz powie po badaniu. Bo tak w zasadzie to termin wg miesiączki przypada na jutro.

Przez to siedzenie w domu wciągnęłam się trochę w oglądanie Mundialu. A muszę się przyznać, że jakoś do tej pory piłka nożna była dla mnie najmniej ciekawym sportem. Jak typową babę - mnie to nie ruszało :) Mogę oglądać siatkówkę, tenis, sporty zimowe, nawet kurde golfa. Ale futbol?.. Ale skoro w ciągu dnia posprzątałam mieszkanie, zrobiłam pranie, to wieczorem jak M. włączał sobie jakiś meczyk - nie miałam już nic do roboty. No okej, mogłam książkę poczytać. Ale że cały dzień się nie widzieliśmy, to miło było zasiąść na kanapie - a w zasadzie to położyć się na niej i na nogach M. i popatrzeć w tv. I nawet zaczęłam już komentować po męsku te ich nietrafione podania, fałszywe faule i dziwne fryzury :)
M. - biedaczak chce być 'w pogotowiu na wypadek jazdy do szpitala', więc nawet piwa do tego meczu nie pije... Przynajmniej tak się poświęci dla naszej małej, bo niestety ból porodowy to już będzie moja działka. A jak mała się już wykluje, to M. na pewno sobie odbije z nawiązką tą 'futbolową abstynencję" :)

btw: Czy któraś z Was może mi powiedzieć, jak sobie ustawić aby na stronie otwierały się np. 3 ostatnie wpisy, a nie wszystkie od początku? Próbowałam znaleźć coś w Ustawieniach, ale moje poszukiwania zakończyły się fiaskiem... :/
---

24 CZERWCA (40 tydzień)
Dzięki Wam dziewczyny za pomoc w skróceniu listy wpisów :) Powinno teraz być lepiej..

A ja po porannej wizycie w szpitalu na KTG dowiedziałam się, że dalej nic się nie zmieniło i że mam zgłosić się w poniedziałek i przynieść wynik badania usg z I trymestru. Na podstawie daty porodu z tego badania i terminu wg OM zadecydują co dalej. Zobaczą jak duża jest różnica w tych 2 terminach i najprawdopodobniej odniosą się do daty wg USG. Hm. Problem polega na tym, że jak sobie wyjęłam przed chwilą ten wynik badania, to tam nigdzie nie jest podana data porodu. Dopiero lekarz w 20tym tygodniu robiąc mi USG podał datę 20.06.2010. Ale to już jest II trymestr, a lekarka dziś mówiła, że ich interesuje wynik z I trymestru. Hm, no i ciekawa jestem co mi powiedzą w poniedziałek. Jeśli odniosą się do daty 20.06, to biorąc pod uwagę, że w poniedziałek będzie 30.06 - mamy 10 dni po terminie! Może mnie zostawią już w szpitalu i będą wywoływać poród? Hm. No chyba, że mała się zmobilizuje i w końcu zechce wyjść na świat przywitać się z rodzicami :)

Myślałam, że może jak pójdę dziś do szpitala to okaże się, że mam. np rozwarcie na 4 cm i mnie tam już zostawią? W końcu nasza kochana psinka od rana chodziła za mną krok w krok, co mogło sugerować, że pies coś przeczuwa. Bo podobno psy, a zwłaszcza suki wyczuwają takie rzeczy.. Zwłaszcza, że nasza poczciwa mordka sama była już psią mamuśką. Ale niestety, tym razem jej psi instynkt musiał sugerować coś innego. Może chciała więcej dostać na śniadanko? :)

Ech, dziś pogoda u nas średnia. Niebo szare, deszczyk trochę pokropił, wiatr wieje - chyba dziś na odmianę posiedzę w domu. Może jak się w końcu zabiorę za mycie okien to coś z tego będzie?..
---

28 CZERWCA

Jesteśmy w trójeczkę! :)

Pola postanowiła w nocy z czwartku na piątek wyjść jednak z norki. O północy obudziły mnie mocne skurcze, w szpitalu wylądowaliśmy ok. 3:30, a o 10:10 Pola już leżała u mnie na brzuszku :) 3270 g, 54 cm, 10 pkt i przesłodka buźka do całowania. Dziś popołudniu wypisali nas do domu i w końcu mogę położyć się na swoim mięciutkim łóżku, dość tego twardego szpitalnego!

Jutro postaram się napisać więcej szczegółów na temat tego jak było, dziś wybaczcie, ale padam na pysk :)
---

30 CZERWCA
No właśnie. Było to trochę niespodziewane. Poranna wizyta na KTG jakoś oddaliła moją nadzieję na poród w terminie. Popołudniu pojechaliśmy z M. na zakupy i kupiłam sobie truskaweczki, świeży bób którego jeszcze nie jadłam w tym roku, ogóreczki małosolne mniamiii :) i miałam w planie objeść się tych pyszności póki jeszcze mogę...

Wieczorem stwierdziliśmy, że z truskawek to może zrobimy tarte z galaretką? I choć w sumie czułam się lekko zmęczona to zabrałam się za pichcenie, choć muszę przyznać, że w ciastach jestem bardzo kiepśiutką kuchareczką. Zeszło mi trochę w kuchni i położyłam się dopiero o 22:30. O północy obudził mnie silny ból brzucha. Poszłam do kibelka na siuśki, wróciłam do łóżka, ale nie mogłam zasnąć, bo brzuch dalej bolał. Trochę to zlekceważyłam, bo tak to mnie brzuch pobolewał już od 2 dni. Chwilę bolał, ja już nastawiałam się że coś się dzieje, ale po chwili ból przechodził i dupa. Udało mi się zasnąć, ale nie na długo bo po niecałej pół godzinie przebudziłam się, bo brzuch bolał mocno i trochę inaczej. To był taki ból nasilający się. Poszłam do łazienki, stwierdziłam że minęło 25 minut od wcześniejszej pobudki. Pochodziłam po mieszkaniu, po 25 minutach ból znowu wrócił. No to już wiedziałam, że coś się święci. Poszłam pod ciepły prysznic, który trochę ten ból złagodził. Chciałam się jeszcze na chwilę położyć, bo 25minutowy odstęp przy skurczach to spora przerwa, ale za cholerę nie mogłam znaleźć dobrej pozycji do leżenia - w każdej czułam ostry ból. Zrobiłam sobie herbatę, zaczęłam chodzić po mieszkaniu, skurcze pojawiały się już co 15 minut i ból był taki, że nie dało się zrobić kroku! Teraz już wiem, dlaczego wszyscy mówią, że skurczy nie da się przegapić - bolą jak cholerka! Poszłam znowu pod prysznic - ciepła woda trochę łagodziła ból. M. się obudził, jak zobaczył mnie pod prysznicem i dowiedział się, że skurcze są co 10 minut to zarządził wyjazd do szpitala. Chciałam poczekać jeszcze, aż skurcze będą co 7-5minut, ale M. się zorganizował w 2 minuty, wziął szybko psa na spacer - no bo nie wiadomo było kiedy wróci/wrócimy do domu, ja dopakowałam kosmetyczkę i pojechaliśmy do szpitala. Byliśmy na miejscu ok. 3:30. Lekarz przy badaniu stwierdził, że 'coś się zaczyna tu dziać'. Potem biurokracja szpitalna - pokazanie wyników badań z ostatnich 6 tygodni, czy chorowała Pani na .../czy brała Pani jakieś leki w ciąży?..itp itd. Momentami skurcze tak bolały, że ciężko mi się odpowiadało na pytania. Kurcze, trwało to i trwało. Potem kazali ubrać pidżamkę, położna mnie przygotowała do porodu - żelik w odbyt, czyli lewatywka (swoją drogą myślałam, że to jest bardziej hartkorowa akcja, a to nie boli, nawet nie jest jakieś nieprzyjemne) i po 3 minutach moje jelita były puste :)
Przygotowali nam salę do porodu rodzinnego, M. kazali założyć fartuszek, a mi położyć się na łóżku i czekać. Przyszła do nas jedna z położnych i zapytała, czy wyrazilibyśmy zgodę, aby na 'moim przykładzie' studentka położnictwa zdawała egzamin. Mnie już było wszystko jedno, bo skurcze były naprawdę bolesne i miałam w nosie, kto będzie koło mnie stał przy porodzie z lekarzy. I chyba mieliśmy szczęście, bo naprawdę fajnie wyszło z tą studentką. Cały czas była z nami w pokoju, mówiła mi co się dzieje, co będzie za chwilę, założyła mi wenflon, którego się chyba najbardziej bałam, bo pamiętam że kiedyś jak mój brat był w szpitalu, to mówił, że ze wszystkiego to najbardziej boli zakładanie wenflonu :) Okazało się to nie takie straszne, choć chyba studentka była zdenerwowana bo trochę krwi mi się polało po nodze przy wbijaniu igły w rękę. Podpięli mi kroplówkę i kazali czekać. Rozwarcie miałam na starcie na 4 cm, po kroplówce zrobiło się na 5, a że skurcze były coraz bardziej bolesne, to założyli mi znieczulenie. Też o dziwo nie bolało, a z tego co wiedziałam, to podobno dość mocno boli wkłuwanie się w kręgosłup. Oj, znieczulenie to boska rzecz! Choć była chwila grozy, bo po jego założeniu lekarka, która nadzorowała 'egzamin' studentki zerknęła na KTG, po czym wybiegła szybko na korytarz wołając lekarzy. Okazało się, że małej tętno spadło do 50! Kazali mi się przekręcić na lewy bok, podłączyli mi tlen, kazali głęboko oddychać i tak naprawdę wszyscy w pokoju zamarli i wpatrywali się w KTG jak w obraz. Mi w oczach stanęły łzy, już widziałam oczami wyobraźni że mnie biorą na cesarkę. M. miał przerażenie w oczach, zresztą ja chyba też. Na szczęście po chwili tętno małej wróciło do normy i było już ok. Podobno czasem się tak dzieje po znieczuleniu... Dobrze, że na strachu się tylko skończyło. A ja dzięki znieczuleniu miałam potem 2 godziny błogiego leżenia. Położna radziła mi się zdrzemnąć i bardzo żaluje, że mi się to nie udało, bo generalnie niezbyt wiele tej nocy spałam, do tego skurcze mnie trochę wykończyły i jak przyszła akcja porodowa to szczerze mówiąc byłam lekko już z sił wypruta.. A zasnąć nie mogłam, bo studentka zadawała mi milion pytań związanych ze zdrowiem, ciążą itp.
Znieczulenie założyli mi ok. 7 i działało przez ok. 2 godziny. Potem zaczęło puszczać i skurcze zaczęły wracać razem z silnym parciem na odbyt. Jak położna usłyszała o tym, to sprawdziła rozwarcie - 'pełne' i kazała się wszystkim przygotować do porodu. Obniżyli mi łóżko, zeszło się chyba z 5 dodatkowych osób do pokoju (potem się okazało, że to pediatra, chyba ze 2 lekarzy i dodatkowa położna). Jak się okazało - parcie na odbyt to po prostu oznaka, że główka dziecka schodzi do kanału i maluch spieszy się na świat :) Nie wiem ile razy parłam zanim mała wyszła na świat, ale wyskoczyła tak naprawdę przy jednym skurczu i od razu wylądowała u mnie na brzuszku. Położna powiedziała, że to poród książkowy. Mała w zasadzie wyślizgnęła się ze mnie, nie wiem czy dlatego że miałam dużo wód płodowych, czy z innego powodu. Generalnie przez to, że praktycznie całą noc nie spałam i z nadmiaru emocji - 1/3 porodu wogóle nie pamiętam! M. mi potem opowiadał jakieś historie, których ja kompletnie nie zarejestrowałam, że np położna coś tam mówiła albo że ja do M. mówiłam, żeby mnie nie dotykał :)
W tym wszystkim najważniejsze jest to, że mała jest cała i zdrowa, ból bólem ale rzeczywiście to jest tak, że szybko się o tym zapomina jak ma się dziecko na rękach. M. stwierdził, że jak widział jak się męczę, to on nie będzie naciskał na więcej dzieci, ale ja nie mówię nie, a dla takiego słodkiego bobaska naprawdę warto się pomęczyć! :)

Po porodzie małą dostałam do karmienia i od razu przyssała się do cyca - i tak jej zostało do dziś :) Jest grzeczniutka, śpi, je, czasem coś tam sobie pokwęka, ale naprawdę jest super dziewczyną! Wszystkim życzę takich spokojnych dzieciaczków:)

Mnie przy porodzie nacięli. Szwy cholernie mnie teraz ciągną, siedzę na 1 półdupku, jak wstaję to boli jak cholera. Nie przypuszczałam, że po porodzie kobieta się może tak słabo czuć :/ Wczoraj miałam z tego powodu mały kryzys, bo chciałam zrobić w domu obiad, a tu - nie ma szans. W szpitalu głównie leżałam i było mi dobrze, a w domu jak zaczęłam chodzić, to się okazało, że po paru minutach robi mi się słabo i muszę się położyć. Do tego przy chodzeniu szwy również ciągną, co wcale nie jest przyjemne. Nie wiem czy ten stan po porodzie nie jest gorszy niż sam poród.. Szwy szwami, chyba dobrze mnie zeszyli - przynajmniej lekarze podczas kontroli codziennej w szpitalu twierdzili, że krocze jest ok - to samo powiedziała wczoraj położna środowiskowa, która nas odwiedziła. Ale przy szyciu jest taki kawałeczek delikatnej skóry -położna mi wczoraj tłumaczyła, że to jest wewnętrzna część pochwy, która boli jak cholera jak się tylko jej dotknie. Potem podobno to znika. Ale póki co, to boli chyba najbardziej z tego wszystkiego. Mam nadzieję, że szybko dojdę do siebie i wrócą mi siły, bo zupełnie do mnie nie pasuje bycie zależną od kogoś, a w tym momencie jestem pod opieką M. który pomaga mi jak może, przynosi wodę, pomaga wstać z łóżka, chodzi na zakupy i z psem na spacer. Oj, jak ja bym poszła na spacerek.... Ale ta przyjemność musi jeszcze trochę poczekać...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz