Suwaczek

Suwaczek z babyboom.pl

piątek, 22 lutego 2013

Uwaga na drodze!

Długo był spokój, chyba za długo :) I Internetowi nieszczęśliwcy znowu się pojawili, oczywiście 'anonimowo', bo na podpisanie się zabrakło odwagi.. albo czasu.. albo klawiszy na klawiaturze..

A za nami kolejny dzień w przedszkolu. Rano znowu 'Mamo, ja nie chcę iść do przedszkolaaaaa..." i ociąganie się przy ubieraniu, potem znowu marudzenie w aucie, że 'Nie chcę iść do przedszkolaaaa".. Miałam wrażenie, że płyta jej się zacięła. Ale do zostania w końcu przekonały ją czekoladowe płatki z mlekiem na śniadanie i zajęcia z ceramiki, które miały być tego samego dnia. I jak się można było spodziewać, mała z przedszkola wybiegła uśmiechnięta, zadowolona, pełna opowieści o tym co się działo i ze stwierdzeniem, że 'było fajnie'. Tyle, że co z tego, skoro przy następnej wycieczce do przedszkola będzie pewnie to samo.. Rozmawialiśmy o tym z M. i nic mądrego nie wymyśliliśmy, oprócz tego, że ta poranna niechęć może wynikać z tego, że ją budzimy wcześniej niż z reguły sama wstaje. Nam, dorosłym czasem ciężko się wstaje (zwłaszcza przy takiej pogodzie jak jest teraz), a co dopiero maluszkom. Zobaczymy, może na wiosnę będzie lepiej? :)

A na koniec historyjka z życia wzięta. Przyznaję się, że w domu się bardzo z M. pilnujemy na to co mówimy, ale w aucie czasem zdarza mi się powiedzieć coś machinalnie, nieświadomie i potem ..i potem wychodzą z tego takie oto historie:

Jedziemy wczoraj z Polą autem. Przed nami jedzie samochód z prędkością 20km/h. Przed nim droga pusta, czarna,.. Jedziemy w tempie ślimaka, w końcu nie wytrzymuje i komentuje pod nosem :"Matko, ale się wlecze!". Po czym z tylnej części auta dobiega okrzyk: "No jedź baboooo!" :)




poniedziałek, 11 lutego 2013

Wizytacja oraz przygód przedszkolnych ciąg dalszy

Hm, drugi dzień w przedszkolu już nie był tak łatwy lekki i przyjemny. Choć w sumie może i był, ale początki były ciężkie. Pola w przedszkolu była pierwszy raz w poniedziałek, a drugi w czwartek. Oczywiście do drugiej wyprawy była tak samo przygotowywana jak do pierwszej, czyli mówiliśmy jej wcześniej, że 'jutro znowu pójdziesz do przedszkola' co było kwitowane stanowczym 'Nie". Na nasze pytanie: "A dlaczego nie?" odpowiedzi były mniej więcej takie: "Bo jak byłam duża, i chodziłam do pracy i zarabiałam pieniążki, to nie chodziłam do przedszkola". Co ma piernik do wiatraka nie udało nam się ustalić, ale Pola zawzięcie trzymała się swojej 'dorosłej wersji' i za nic nie udawało nam się wyciągnąć co takiego się w przedszkolu stało, że nagle nie chce do niego iść. W środę zasypiając już z na wpół zamkniętymi oczami mówiła "Nie chcę iść jutro do przedszkola", to samo było rano w czwartek przy ubieraniu i w samochodzie. W przedszkolu ją przebrałam i zaczęło się: płacz, łapanie mnie za nogi, co najmniej jakby ją mieli tam obdzierać ze skóry! W końcu pani pozwoliła mi wejść z nią do sali i chwilę zostać. O dziwo, pomimo tego, że godzinę wcześniej Pola wypiła w domu butlę z mlekiem, to tutaj ładnie zjadła jeszcze kromeczkę z pastą jajeczną i wypiła herbatkę. A co jeszcze dziwniejsze, siadła sobie w najlepsze z dziećmi i płacz tak szybko u niej zniknął jak się pojawił! Co prawda co chwilę kontrolowała wzrokiem moją obecność i sprawdzała, czy widzę jak karmi wielkiego Kubusia Puchatka, którego dostała od pani 'na pocieszenie', ale siedziała cały czas z dziećmi przy stole jakby wszystko było ok. Ja za to wzbudziłam duże zainteresowanie wśród maluchów. Siedzący najbliżej mnie chłopiec non stop się na mnie gapił jedząc śniadanie, aż w końcu go zagadnęłam i zapytałam jak ma na imię. Pawełek. No i ruszyła lawina! :) Dzieci po kolei zaczęły do mnie podchodzić i się przedstawiać i tak oto poznałam Madzię (której Mikołaj przyniósł misia Stasia, plecak z zebrą, ale to nie jedyny jaki ma, bo ma jeszcze drugi, z Kubusiem Puchatkiem - wszystko to wyśpiewała mi jak na spowiedzi prawie na jednym wdechu :), Tobiaszka, Kubę, Michasia i Zuzię. Reszta dzieci choć mi się przyglądała cały czas, to jednak siedziała grzecznie przy stole i dokańczała kanapeczki. W między czasie Pola skończyła jeść i poszła na dywan do dziewczynek, które bawiły się lalkami Barbie. A ja widząc, że jest już dobrze wstałam, pomachałam jej z drzwi i wyszłam do szatni. Trochę miała niewyraźną minę, ale stwierdziłam, że jak się do niej wrócę po raz enty całując ją na dowidzenia to się rozżali i będę musiała zostać w przedszkolu do obiadu... Obiecałam jej za to, że wrócę po nią wcześniej niż ostatnio. Przyszłam jak jeszcze jadła obiad (rosołek i potrawka z kurczaka). Zjadła, wybiegła w podskokach i w drodze do domu rozpromieniona opowiadała, że pani grała na pianinie i śpiewała piosenkę o ptaszku. Czyli było dobrze :)
Zobaczymy jak nam pójdzie dalej. Chcemy ją zostawiać w przedszkolu w czwartki, bo wtedy jest rytmika, a nasz Bączek tańczyć uwielbia - tańczy do reklam, muzyki wszelakiej, w sklepie, a nawet w Kościele do kolęd :) 

Z tego wszystkiego zapomniałam wspomnieć o odwiedzinach dziadków w ostatni styczniowy weekend. Pola przygotowała dla nich piękne wyklejanki z okazji Dnia Babci i Dziadka, a ja zrobiłam fotoksiążkę z jej zdjęciami z ostatniego roku (babcia przy każdej możliwej okazji narzeka, że nie ma 'aktualnych zdjęć Poli) - jak się nietrudno domyśleć do pokazywania koleżankom, więc dostała teraz całą książkę). Niestety fotoksiążka nie wzbudziła żadnego zachwytu. Przejrzeli, odłożyli, nawet nie wiem czy podziękowali... Nie to, że siedziałam na tym wieczorami chyba przez 2 tygodnie, nie musieli się zachwycać, ale zwykłe 'Dziękujemy' by wystarczyło.. Trudno.

Babcia ledwo buty zdjęła, od razu wyjęła aparat i biegała za Pola wołając 'Pola! Pola! Uśmiechnij się do babci! Stój!" i pstrykała na lewo i prawo. M. niby w żartach skwitował to "No to teraz będziesz miała co koleżankom pokazywać!", a babcia na to:"A żebyś wiedział!" Wrrr. Moje dziecko nie jest jakąś maskotką do pokazywania! To żywa istota, która chciałaby móc doświadczyć kto to babcia i dziadek! Która chciała by się z babcią i dziadkiem pobawić, a nie tylko pozować im do zdjęcia! Jak ja nie cierpię takiego zachowania! Takiej popisówki wrr! A potem mąż się dziwi, że Pola na pytanie 'Jak ma na imię babcia / dziadek?' wymienia imiona teściów mojego taty, którzy spędzali z nami razem wakacje nad morzem i których widziała ostatnio w sierpniu! Pół roku temu! Siedzieli z nami na plaży, robili z nią babki, spacerowali z nią czasem, rozmawiali z nią, a nie tylko pstyrk pstryk i dziękujemy, wracamy do domu! 
Na szczęście babcia między zupą, a paleniem papierosa znalazła chwilę i nawet poukładała z Polą puzzle. 
A razem z dziadkami przyjechała do nas w odwiedziny siostra M. ze swoim synkiem, miesiąc starszym od Poli. Chłopiec pomimo tego, że za 4 miesiące kończy 3 lata nie mówi nic oprócz: "O nie! / Mama / Tata/ Ooo/ Dzidzia / Dada (dziadek) / Baba (babcia)" Nawet po swojemu nic nie mówi. Siostra M. trochę była zaskoczona tym, jak dużo Pola mówi, że można z nią normalnie porozmawiać, że mówi całymi zdaniami i nie wyraźnie wymawia tylko 'r' i 'w', co jest raczej normą w jej wieku. I niezbyt przejęta tą różnicą między maluchami stwierdziła, że 'To pewnie dlatego, że ja do niego za dużo nie mówię i go nie naciskam na gadanie". Za to mówi do synka po nazwisku (!), przy dziecku głośno podkreśla, że 'jest takie niedobre, że dziadkowie z nim czasami nie wytrzymują" i jak będzie niegrzeczny to 'dostanie w tyłek'. Biedny ten mały, zwłaszcza że był naprawdę grzeczny! Zachowywał się jak normalne dziecko, które przyszło do nowego miejsca i chce wszystkiego dotknąć, wszystkie zabawki są dla niego nowe, ciekawe.. Nic w jego zachowaniu nie wskazywało na to, że jest jakiś 'wyjątkowo niegrzeczny'. Miałam wrażenie, że jedyną osobą, która stoi za nim murem jest dziadek. Jak się uderzył to biegł do dziadka, jedynie dziadek odnosił się do niego miło i z miłością 'dziadkową' w głosie. Babcia i mama to niby ciepło, ale jednak z taką ukrywaną złością albo szyderą mówiły do niego. Nie potrafię tego opisać. Siadaj, nie dotykaj, jedz. Same polecenia. A gdzie jakaś rozmowa? Gdzie opowiadania w stylu "Chodź, zobacz. A wiesz do czego to służy? A wiesz co to jest? .. Żal mi tego małego, nie po raz pierwszy zresztą.

No nic. Wizyta odbębniona. Teściowie nawet zjedli mój obiad pomimo tego, że nie był to rosół ani żurek, tylko zupa tajska (a oni udziwnień w kuchni raczej nie lubią), więc na jakiś czas mamy z głowy. Pola miała atrakcję w postaci kolegi do zabawy, cioci i dziadków, choć muszę przyznać, że z kuzynem z braku możliwości porozumienia się, nie bardzo chciała się bawić. Wolała z ciocią, tatą, mamą lub babcią poukładać puzzle.

Najważniejsze, że obyło się bez głupich tekstów, które podnoszą ciśnienie i na które obiecałam M. nie będę reagować i komentować. Jedynie na co mogę narzekać, to na powtarzane przynajmniej raz na 5 minut hasło: "Jak będą więksi to się będą ładnie bawić!" Za 35 razem miałam wrażenie, że to jakaś czarodziejska mantra, po której nagle mały zacznie mówić całymi zdaniami jak Pola i naprawdę będą się razem bawić, a nie osobno, ale niestety tak się nie stało :)



poniedziałek, 4 lutego 2013

Przedszkola dzień pierwszy

Dziś był WIELKI DZIEŃ! Pół nocy nie przespane (to ja), pobudka pół godziny wcześniej niż zwykle (też ja), od rana do południa ściśnięty z nerwów żołądek (nie trudno zgadnąć - znowu chodzi o mnie). Pola dziś poszła pierwszy dzień do przedszkola. Przez cały weekend z nią o tym rozmawialiśmy, mówiliśmy, że będzie dużo dzieci, że będą panie, że będzie razem z dziećmi jadła śniadanko przy małym stoliku na małym krzesełku, że trzeba będzie pani słuchać, że może pani zagra na pianinie, a może będzie im czytać bajkę, a może wierszyk?, a może będą rysować, może tańczyć, może bawić się w 'Jedzie pociąg z daleka..." itp itd. Pola jakoś nie za bardzo była tym faktem zasmucona, raczej ciekawa - "A jak pani zagra na pianinie to jaką piosenkę?"
"A co będziemy rysować?"
"A o czym pani przeczyta bajkę? O bałwanku? A może o Puchatku?" itp. itd.

Nie spałam z nerwów pół nocy! A jak zacznie za mną płakać? A jak będzie chciała siku, to czy powie o tym pani, czy np. z braku mamy obok będzie stała jak ta sierotka i .. no właśnie, i co? A potem w miarę upływu dnia moje obawy zamiast się zmniejszać, to rosły lawinowo! A jak pójdą na spacer, to czy panie ją odpowiednio ubiorą? Znajdą sweterek? A jak nie daj Boże sobie popuści i będzie mieć mokre majteczki to czy ją przebiorą (kurcze, zapomniałam Poli powiedzieć, że ma w worku ubranko na zmianę na 'wszelki wypadek')? A czy nie płacze? Czy odnajdzie się w grupie dzieci, które już się dobrze znają? Taaa... przewrażliwiona ze mnie matka.. Jak pewnie większość będących w tej samej sytuacji ;)
 Godzina południowa wybiła, popędziłam więc po męża i nianie (która też bardzo chciała odebrać Polcię z przedszkola) i ruszyliśmy po małą. A w przedszkolu, z sali wybiegła do nas w podskokach uśmiechnięta mała królewna, z uśmiechem od ucha do ucha, pełna radości i z pełnym brzuszkiem (bo było już po obiedzie). Panie zachwycone - bo nie płakała, wszystko zjadła (a nie to co syn siostry, który 2 lata temu kończył to przedszkole i nie jadł ŻADNYCH owoców - panie go dobrze zapamiętały :), że taka komunikatywna, jak coś chciała to się zapytała, że grzeczna, że fajnie się w grupie odnalazła... Ach, i cały mój stres opadł! Skurcz żołądka puścił jak już złapałam w swoje ramiona moją ukochaną żabkę :) 
Co tu dużo mówić - dumna z niej jestem jak PAW! 

Planowaliśmy chodzić z nią do przedszkola w poniedziałki, ale w czwartki mają rytmikę, więc będziemy chodzić w czwartki. No i zobaczymy, jak nam to dalej pójdzie..