Suwaczek

Suwaczek z babyboom.pl

czwartek, 31 stycznia 2013

A dlaczego?

Sabina na swoim blogu pisała nie dawno o etapie 'Dlaczego?". Też to właśnie przerabiamy i powiem Wam, że pomijając częstotliwość tego pytania, to miejsca i sytuacje w których Pola je zadaje nie raz wprawiają mnie w osłupienie i po prostu mnie zatyka z zaskoczenia. I szybko szybko myślę, co by tu mądrego odpowiedzieć, bo jak powiem byle co, to potem muszę się z tego jakoś wykręcić, bo dziecię brnie dalej i jak katarynka dopytuje: "A dlaczego?"

Wczoraj pojechałyśmy odwiedzić moją koleżankę, która ma synka w wieku Poli. Zaparkowałyśmy pod blokiem, wysiadamy z samochodu i zaczyna się! 
'Mamo, a jakie to jest auto?" (to obok naszego)
"Mercedes"
"A dlaczego?"
"Bo tak się nazywa"
"A dlaczego?" 
Hm... "Bo tak sobie kiedyś pan wymyślił i tak nazwał swoje autko"
"A dlaczego?"
Eeee.. jest wieczór i po całym dniu moje zwoje mózgowe pracują wolniej, ale przy dziecku niestety muszą znowu przyspieszyć i wymyślić "coś", coś z sensem!
W tym momencie akurat uratowało mnie wyjmowanie torebki z auta. Pola zmienia front:
"Mamo, a jakiego koloru jest to auto?" (wciąż to samo, czyli Mercedes)
"No jak to jakiego, przecież znasz ten kolor. To jest....(tym razem ja czekam na odpowiedź)"
"Biały"
"No właśnie! To auto jest białe! Brawo!"
"A dlaczego?
"Co dla czego?"
"A dlaczego białe?" 

I tak w kółko, ciągle, niezmordowanie i aż strach pomyśleć jak dojdziemy do etapu pytań w stylu 'Dlaczego woda jest mokra?" Chyba będę musiała sięgnąć niedługo po jakieś pomoce naukowo-techniczne! :)

A zaciekawionych tematem informuję, że pytanie 'A skąd się bierze kupka?" już mieliśmy :) I dodam, że odpowiedź "Z pupki" nie usatysfakcjonowała Poli :) Na szczęście zanim zdążyłam coś mądrego wymyślić, Pola siedząc na nocniczku zainteresowała się szybko gazetką leżącą obok i - na chwilę - problem zniknął. Ale szczerze mówiąc, do dziś nie wiem, co mądrego odpowiedzieć dziecku w tym bądź co bądź intymnym temacie i to tak, żeby nie zniechęciło się do jedzenia... Może macie jakieś pomysły?

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Kogo trafi szlag?

Mamy w domu wielkoluda! Oboje z M. do niskich nie należymy, ale też po 2 metry nie mamy. A nasza 2,5 letnia córka tak śmignęła w górę ostatnio, że musiałam jej zrobić porządek w szafie i większość ubranek niestety powędrowała na półkę z odnośnikiem 'wystawić na allegro'. Mając 2 lata i 7 miesięcy nasza mała łobuziara nosi ubranka na 110cm, czyli na 4 latka. W niektóre na 104 się wbije, ale ma je na styk! 

Do tego zrobiła się (nie wiem po kim) sprytna i przebiegła i musimy się jeszcze bardziej pilnować co przy niej mówimy. Bo człowiek nigdy nie wie, kiedy jego słowa zostaną użyte przeciwko niemu :)

"Mamo, zrób mi picie. I to migusiem! Liczę do trzech: raz, dwa, trzyyyyyyy!"  

Chcąc popędzić Polę do działania, mówię do niej:"Zasuwaj szybko do łazienki myć zęby!"
W odpowiedzi słyszę: "Dobrze. Ale Ty też zasuwaj mamusiu!" 

Kiedyś mnie nerwy w domu poniosły i powiedziałam na głos, że zaraz mnie trafi szlag. Pola to usłyszała i teraz jak jest nie po jej myśli, albo coś jej się nie udaje to woła: "Ale się zdenerwowałam! Zaraz mnie trafi szlag! (i dodaje) Zaraz pójdę do swojego łóżeczka, położę się i będę tam spać!"

A z niespodziewanych newsów to pochwalę się, że mamy przedszkolaka w domu! Poszliśmy z ciekawości do wybranego przedszkola zapytać się o szanse przyjęcia Poli od września. I cóż, okazało się, że skoro oboje z M. pracujemy to szanse nasze, a w zasadzie Poli spadają. Okazało się jednak, że właśnie w grupie 'Maluchów' zwolniło się miejsce i jeśli zapiszemy małą teraz, to we wrześniu będzie miała kontynuację, czyli miejsce dla niej będzie! Tyle tylko, że musimy zapłacić teraz za 1 miesiąc z góry, a potem będziemy płacić za te dni, kiedy Pola będzie w przedszkolu. A chodzić może raz w miesiącu, tak tylko żeby się pokazać i podbić kartę, żeby system jej nie wykreślił. No i proszę, tradycja rodzinna będzie kontynuowana, bo do tego przedszkola chodziłam ja, moje rodzeństwo i syn siostry! :)
A plan mamy taki, że Polę będziemy zaprowadzać do przedszkola raz w tygodniu, tak na kilka godzin. Nie chcemy jej zostawiać od razu całe 5 dni. Trochę boję się tego, że gdybyśmy zrezygnowali teraz z opiekunki i dali ją do przedszkola, to zacznie nam chorować (a tego nie przewidzimy) i będziemy mieli problem z opieką nad chorym dzieckiem. Poza tym w wakacje przedszkole nie ma dyżury, więc mielibyśmy kolejny problem. A tak to p.Małgosia będzie spędzać czas z Polą do końca sierpnia, a potem czeka nas przedszkole. Wiem, że nie unikniemy pewnie sytuacji jesienno-chorobowych, ale cóż. Jakoś to wtedy będziemy musieli sobie zorganizować..







poniedziałek, 14 stycznia 2013

Wstyd mi!

Ach, wstyd mi, że tak długo nie pisałam. Prawie miesiąc! 

Ale tyle się działo... I pracy mnóstwo, i trochę mi się pochorowało po świętach (angina), i trochę miałam doła w święta.. Bo kolejny rok spędzaliśmy je w czwórkę - my z Polą i mój brat. Moja siostra Wigilię spędza u teściów (jej mąż by nie przeżył innej opcji, a moja siostra jest trochę wygodna i sama w żadne święta nic nie robi..), a tata z małym i swoją kobietą wyjechali w góry. Bo ona miała od stycznia wrócić do pracy, więc żeby sobie jeszcze 'odpoczęła'. Rozumiem jakby całymi dniami siedziała z dzieckiem, które marudzi, jakby nie miała czasu na swoje potrzeby. Ale przecież co chwilę do niej przyjeżdżają jej rodzice, którzy z wielką chęcią opiekują się wnukiem. Przynajmniej 2 razy w miesiącu zostawia u nich małego na kilka dni.. Ja takiej pomocy nie miałam. Poza tym nie wyobrażam sobie zostawiania tak dziecka na kilka dni co 2 tygodnie albo i częściej. A już wogóle jest dla mnie totalną abstrakcją jej, a w zasadzie ich plan na przyszłość. Mój tata pracuje, ma swoją firmę, więc wiadomo, że nie przejdzie na 'tacierzyński'. Ona ma wrócić do pracy, teściowie mieszkają 100 km dalej. Godzina drogi autostradą. No i plan jest taki, że mały, znaczy się mój brat będzie spędzał 5 dni w tygodniu od niedzieli wieczór do piątku wieczór (a jak im coś wypadnie to pewnie i do soboty) u dziadków, a weekendy będzie spędzał z rodzicami. Nie wiem, nie wyobrażam sobie takiego układu. Przecież są żłobki, kluby malucha.. Wiem, że to kosztuje, ale ma się dziecko przy sobie! Razem z nim się zasypia, wstaje, obserwuje się jego rozwój na co dzień, jest się z nim w chorobie, czy jak ma dobry humor... Po prostu jest się z dzieckiem! Przecież dziecko to nie zabawka, którą można się pobawić przez chwilę, a potem odłożyć na półkę albo oddać komuś innemu, a samemu zająć się piciem kawy, czy gapieniem się w sufit! 

Póki co narzeczona taty jeszcze nie wróciła do pracy, bo firma w której będzie pracować nie skończyła na czas remontu i póki co termin rozpoczęcia pracy z początku stycznia przesunął jej się na koniec stycznia. Ciekawa jestem jak po miesiącu takiego życia, takiej rozłąki z dzieckiem będą wyglądać ich dalsze plany. Czy stwierdzą, że tak jest super, czy jednak będzie im smutno tak bez małego i coś innego wymyślą? Nasza niania jest bardzo chętna do opieki nad nim, ale póki co jeszcze pół roku będzie opiekować się naszą Polą. Ale ona jest chętna, ale oni nie. 'Bo to tyle kosztuje'. Wiadomo, że opiekunki kosztują, ale nasza jest naprawdę warta wszystkich pieniędzy. To jak wychowuje Polę, gdy z nią jest, to, czego ją uczy, jak z nią spędza czas - tego nie da się przeliczyć na żadne pieniądze. Dużo jej czyta bajek, dużo do niej mówi, tłumaczy, nawet to, że mama jest w pracy, ale zawsze do swojej córeczki wróci, że rodzicie ją kochają najbardziej na świecie, że po zabawie trzeba posprzątać, że zupkę trzeba zjeść, bo mamusia ją gotowała całym swoim serduszkiem dla Poli.. itp itd. 

A nasza Pola rośnie, ma coraz mądrzejsze teksty, coraz częściej muszę w środku dusić śmiech, a na zewnątrz zachowywać zimną krew i poważną minę. 

Pola: "Mamusiu, jak Ci smutno to dam Ci misia, żebyś go mogła przytulić. I od razu będzie Ci lepiej."

Dziś rano obudził mnie jakiś bełkot Poli. Coś jej się śniło i tak mówiła przez sen, że z naszej sypialni nie mogłam jej zrozumieć. Poszłam więc do niej, a ta otwiera oczka i mówi:
"Mamusiu, śnił mi się niebieski smok. I chciał mnie zjeść! Ale Cię zawołałam. Ładnie Cię zawołałam, prawda?
Ja: "I widzisz, zawołałaś mnie i przyszłam Cię obronić przed tym niebieskim smokiem."
Pola: "Dobrze mamusiu, to teraz zostań w moim łóżeczku, a ja pójdę do tatusia do łóżeczka."
Ja: "To może pójdę z Tobą?"
Pola: "Nie mamusiu, Ty zostań u mnie w łóżeczku".
Nie pozostało mi nic innego jak ostatnie minuty przed pobudką spędzić w trochę za małym łóżku.. Po chwili jednak Pola wróciła. Po misia dla taty. Pytam więc: "Może pójdę z Tobą do dużego łóżka?"
I w odpowiedzi słyszę: "Psecies mówiłam Ci mamusiu tsy razy, że masz zostać w moim łóżeczku, a ja idę do taty sama!"
:)

Oj, pilnować to się musimy przy niej mocno! Kiedyś mnie przestraszyła, bo weszła na kanapę i zaczęła na niej skakać. W pewnym momencie źle wylądowała i już oczami wyobraźni widziałam jak spada z kanapy i uderza głową o stolik stojący obok. Tłumaczę więc dziecku, że tak nie wolno, że mama prawie dostała zawału... A kilka dni później bawię się z Polą w chowanego i oczywiście za każdym razem udaję, że nie mogę jej znaleźć, więc Pola podbiega w końcu do mnie z okrzykiem: "Łaaaaa!" I za którymś razem stwierdza: "Ale Cię przestraszyłam! Dostałaś zawału?" :)

I tak to sobie żyjemy z naszą wesołą Polą :) 

Z życzeniami świątecznymi się nie wyrobiłam, ale noworocznie jeszcze zdążę Wam życzyć Spełnienia Marzeń, Radości z czasu spędzonego z dziećmi i mnóstwa uśmiechniętych dni :)