Suwaczek

Suwaczek z babyboom.pl

czwartek, 5 maja 2011

LUTY 2O1O R.

Moja ciąża, a w zasadzie 'nasza' .. Chyba wypada na początek napisać o niej parę słów, bo to ona jest główną bohaterką tego bloga. Póki co.. Potem jak starczy mi sił i czasu to na pewno zastąpi ją w tej roli mały Muminek.
W zasadzie o dziecku zaczęliśmy z M. rozmawiać już jakieś 2 lata temu... Miał być ślub, a po ślubie drużyna piłkarska. Ślub odbył się we wrześniu 2008r. Jednak z różnych względów ciąże odsuwaliśmy o kolejne miesiące, aż w końcu doszliśmy do wniosku, że tak 'odsuwać' możemy to w nieskończoność, a czas leci... 30 lat już nam obojgu stuknęło prawie 2 lata temu, więc jeśli chcemy mieć drużynę piłkarską to czas zabrać się do roboty! Plastry antykoncepcyjne odstawiłam w styczniu 2009 r., więc aby uniknąć ciąży mnogiej musieliśmy zaopatrzyć się w gumiaki, zwane popularnie prezerwatywami i odczekać min. 3 miesiące. Ale tak jak napisałam wcześniej, ten czas na robienie dzieci trochę nam się "przesunął".. No i w końcu wyjechaliśmy na swoje ostatnie w najbliższych latach dalekie wakacje - wybór tym razem padł na Chiny. Rozważaliśmy też wyjazd do Indii, ale nasłuchałam się i naczytałam na temat tamtejszego brudu i syfu i jakoś perspektywa robienia dzieci w łóżku pełnym robactwa skutecznie nas do tego pomysłu zniechęciła.. A jeszcze przywieźlibyśmy jakąś bakterię albo inny syf i byłby problem..
No i tym sposobem nasz mały Muminek dostał przydomek "Made in China" :) Pierwsze podejście - i od razu się udało - HURA :)) Było dużo radości, gdy zaraz po powrocie do Polski zrobiłam test i pokazały się 2 kreseczki. Choć z drugiej strony - to tak JUŻ, i po zabawie?....

I tak to właśnie było. Od początku znoszę ciąże bardzo dobrze. Poranne mdłości i zachcianki to coś co mnie do tej pory nie spotkało. I mam nadzieję, że już nie spotka :) I mam nadzieję, że tak dobrze będę się czuła do końca ciąży. A termin przepowiedziany przez lekarkę to 20 czerwca!

---

Dzięki dziewczyny za gratulacje i komentarze :) A jaką płeć przewidziało u Was badanie USG? U nas - no cóż... Ja po cichu liczyłam na dziewczynkę, M. na synka - czyli standard. Wyszło na moje :) W piątek byłam na badaniu kontrolnym: póki co wszystko w porządku, mały Muminek rośnie prawidłowo, serducho bije mu jak trzeba, fajnie wyglądał na USG - tak sobie słodko leżał, a właściwie leżała i chyba spała... W takich chwilach chciałoby się już móc wziąść bobasa na ręce :)

"Połowa" ciąży już minęła. Z jednej strony szybko, z drugiej - jeszcze prawie drugie tyle. Może gdybym o ciąży dowiedziała się późno, a nie zaraz w 5 tygodniu (czyli jakieś 3 po zapłodnieniu) - zleciałoby szybciej... A tak - odliczam każdy tydzień i raz nie mogę się doczekać końca, a za chwilę mam wątpliwości, czy dam radę...
Kończę dziś 22gi tydzień. W zasadzie do końca czwartego miesiąca nic nie było po mnie widać. A potem, na początku piątego - brzuch wyskoczył jak z procy. I zaczęły się problemy z garderobą... Piersi rosły sobie cały czas, po malutku, po cichutku, aż przyszedł TEN dzień kiedy stwierdziłam, że stanik się chyba skurczył... Potem był problem z dopięciem się bluzki w cyckach, a potem smutna mina i przemeblowanie w szafie. Wszystkie bluzki i swetry, w które się nie mogę już zapiąć/wcisnąć poszły na najwyższą półkę. I tym sposobem moja garderoba się mocno skurczyła... :/ W końcu musiałam sobie kupić jakieś spodnie, bo na zewnątrz ostra zima, w dupkę zimno, a ja już tylko w 1 jeansy wchodziłam.

Kupno spodni nie było takie proste. Oczywiście, że są sklepy z ubraniami dla ciężarnych (Boże, jak to słowo okropnie brzmi!), oczywiście, że w H&M mają dział dla kobiet w ciąży. Ale znaleźć tam coś fajnego graniczy prawie z cudem! W H&M na początku lutego mają : koszulki z krótkim rękawem, przy temperaturze na zewn. -10 st., spodnie bojówki, które do pracy się raczej nie nadają, jeansy we wstrętnych kolorach, z kieszeniami na tyłku tak uszytymi, że sprawiają wrażenie braku pośladków u osoby je noszącej. No, masakra! Chciałam kupić sobie chociaż leginsy i jakąś tunike... Leginsy czarne owszem i były, ale jedynie w rozmiarze L, XL lub XXL. A ja chciałam M! Wrrr... Z tunik znalazłam nawet fajny fason, do wyboru kolor czarny, beżowy lub fioletowy. Wybrałam jasno-fioletowy. Tuniko-koszula jest w sumie spoko, ale jest dość cienka, więc bez czegoś pod spodem nie da rady... No może jak się zrobi cieplej to wtedy. Ale wtedy mogę się już w nią nie wcisnąć! Trudno. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Chyba znienawidzę zakupy... No, może z wyjątkiem tych w sklepach z ubrankami dla dzieci :) Oj, jest z czego wybierać! Jakbym mogła to bym pewnie ciężarówką wyjechała po takim shoppingu, a potem dziecko bym przebierała 6 razy na dobę. Ale na szczęście głos rozsądku i limit na karcie nie pozwalają zaszaleć. Do tego M. póki co śmieje się z moich zakupów i ciągle powtarza, że 'mamy czas'... Ja wiem, że mamy czas.. Ale w sklepach są teraz wyprzedaże i można naprawdę trafić na coś fajnego. No dobra, doszukuje się argumentów na poparcie swojego szaleństwa mamusiowego :) Ale czy działy dziecięce Was, przyszłe i aktualne mamy - nie przyciągają jak magnez? :)

No dobra. M. wrócił z pracy i spotkania z kumplem. Pora kończyć.


---

No właśnie. We wcześniejszym poście napisałam, że nie dopadły mnie żadne przykre ciążowe dolegliwości. Zapomniałam o tych, które pojawiły się ostatnio - pękające naczynka :/ Zaczęło się od plamki na prawym uchu, potem pod nosem... Tak naprawdę to nie mam w zwyczaju spędzania godziny przed lustrem i studiowania swojej cery, więc jakoś przeoczyłam ten objaw... Dopiero jak pękło mi naczynko na nosie, obok oka to zwróciłam na to większą uwagę. I nagle znalazłam ich całą masę! Co prawda takie małe, ale są! Najwięcej pod nosem i że tak powiem - w dolnej części twarzy: koło brody, ust... Teraz już co wieczór się oglądam. Podczas piątkowej wizyty zapytałam swojej lekarki, czy mogę coś z tym zrobić, ale powiedziała, że na razie nic, ale po porodzie czeka mnie wizyta u kosmetyczki :/ Boję się, że jak tak dalej będą mi pękać to w dniu porodu będę wyglądała jak biedronka, tyle że nie czerwona w białe kropki, a biała w czerwone...

Czytałam i słyszałam też, że w ciąży ma się wspaniałą cerę i zdrowe włosy. No cóż, to ja należę chyba do innej kategorii kobiet w ciąży, bo wyskakują mi pryszcze, a włosy rozdwajają się i łamią :/

No cóż, to chyba po prostu kolejne 'mity' na temat cudownego działania ciąży na kobiety. Co nie znaczy, że ja na swój stan narzekam, wręcz przeciwnie. Czuję się świetnie :)
Ale czytałam ostatnio wywiad z Agnieszką Chylińską w "Twoim Stylu" (polecam!) , która "dementowała" cudowność macierzyństwa i otwarcie mówiła o tym, że pierwsze dni po porodzie to był koszmar - zapalenie piersi, zaropiałe sutki, nieprzespane noce i depresja poporodowa. Martyna Wojciechowska w wywiadzie u Magdy Mołek w TVN Style też opowiadała (aczkolwiek mniej dramatycznie), że u niej początki też były ciężkie. Szczerze mówiąc, jest to trochę pocieszające :) Bo tak naprawdę chyba w naszym kraju do tej pory nie wypadało mówić o 'minusach' ciąży i macierzyństwa. Trzeba było mieć uśmiech na twarzy i opowiadać jak to jest wspaniale zmieniać pieluchy i karmić piersią. A po cichu zaciskać zęby i wkładać zapałki pod powieki, żeby nie zasnąć na stojąco po kolejnej nieprzespanej nocy. Fajnie, że w końcu ktoś otwarcie zaczyna opowiadać jak to jest NAPRAWDĘ. Przynajmniej można się jakoś na to wszystko psychicznie nastawić i lepiej przygotować.

Szczerze mówiąc mnie póki co przeraża opcja zapalenia piersi. Miała to moja siostra i moja koleżanka i pamiętam jak zwijały się prawie z bólu, a tu bobas wołał o cycka.. Podobno częściej dopada to kobiety z dużym biustem, a ja taki akurat mam. No cóż, mając tego świadomość pewnie przed porodem poświęcę więcej czasu na zagłębianie się w największą encyklopedię świata jaką jest Internet i poczytam jak sobie z tym radzić, żeby być 'przygotowaną'. Choć szczerze mówiąc, fajnie by było jakby mnie to ominęło :)

Jak dopadniecie ostatni numer "Twojego Stylu" to koniecznie przeczytajcie wywiad z Chylińską! Opowiada tam m.in. o swoim ciężkim porodzie. I jak to zwykle ona: nie owija w bawełnę :) Muszę powiedzieć, że trochę mnie to pokrzepiło. Bo pomyślałam sobie, że to takie... 'ludzkie'. Kobiety od zawsze rodziły i rodzić będą i skoro tyle kobiet to przeżyło, nawet Chylińska ) to nie może być aż tak źle! No i kiedyś w końcu poród się MUSI skończyć.

Hm. Ciekawa jestem jak to u mnie/u nas będzie. Czy czeka mnie poród naturalny, czy może cesarka? Czy szybko dojdę do siebie? Ja, Zosia-Samosia, uziemiona w łóżku i prosząca o kubek herbaty albo podanie chusteczki do nosa? Hm.... ciężko mi to sobie wyobrazić. Czy nasz Muminek będzie podobny do mnie, czy do M.? Czy będzie ładnym bobaskiem? :) Mam tyle pytań i wątpliwości w głowie... Wiem, wiem, nie ja jedna... Ale po to właśnie założyłam ten blog, żeby wylać z siebie wszelkie myśli, zwątpienia, radości, wątpliwości .. A może któraś z Was ma podobnie i będziemy mogły wymienić się myślami/ zwątpieniami i wzajemnie się wspierać? :) Tak, wiem, od wspierania mamy mężów, chłopaków itp. Ale oni nigdy nie poczują tego co my! To nie ich boli brzuch, to nie ich dziecko kopie, to oni będą rodzić i nie im będą rozcinać krocze! W tej materii to chyba tylko kobieta zrozumie kobietę :)

---

M. przyniósł mi ostatnio płytę z muzyką do słuchania dla dzieci w mamusinych brzuszkach :) Takie łagodne dźwięki, spokojne i radosne pląsanie. Więc kładę się wieczorami z książką do łóżka i sobie słucham. Mała Pola (chyba przy tym imieniu zostaniemy... jakoś żadne inne nas nie urzekło) czasem fika wtedy koziołki w brzuszku - nie wiem, czy to na znak, że jej się podoba, czy wręcz przeciwnie? M. znalazł też gdzieś w Internecie muzykę poważną dla dzieci - są to podobno specjalnie wybrane utwory, spokojne, grane na 'łagodnych' instrumentach bez tego strasznego "TADADADAMMMMM!". Kupimy, przetestujemy, podzielimy się wnioskami :)

Cieszę się coraz bardziej z tego, że dopiero teraz zdecydowaliśmy się na powiększenie rodziny. Że było to poprzedzone wieloma rozmowami, że mieliśmy czas na spokojne skończenie studiów, imprezy, podróże... Jak widzę jak M. głaszcze mnie po brzuszku, jak wieczorami się do niego przytula i rozmawia z małą Polą, śpiewa jej - wiem, że będzie świetnym tatusiem i że sobie poradzimy..
Wiem, że faceci różnie podchodzą do swoich żon-w-ciąży i tym bardziej cieszę się, że M. tak się angażuje. Rozczula mnie tym i powala czasem na łopatki, zwłaszcza jak zaczyna śpiewać małej piosenki swojego, spontanicznego autorstwa :)
No cóż, mam nadzieję, że pozwoli mi czasem wziąść małą na ręce albo przewinąć ;)


Dziś zaczął się 24 tydzień.. Mam wrażenie, że mój brzuch każdego dnia jest większy. W pracy też codziennie słyszę, że 'rosnę'. W sumie mam do tego prawo :) Ale i tak najbardziej rozwala mnie jak codziennie słyszę: "Nooo, teraz to się WSZYSTKO zmieni, zobaczysz!" Nie wiem, czy to ma mnie przestraszyć? czy może ktoś chce mi przekazać tym jakąś 'nowinę'? czy może uświadomić mi, że w momencie pojawienia się dziecka świat się kończy? Boże, gdyby wszyscy tak myśleli, to nikt by się nie zdecydował na rodzenie dzieci! Wiadomo, że pojawienie się dziecka zmienia rytm życia, ale nie przesadzajmy! Przecież świat się nie skończy! A nawet można by powiedzieć, że zaczyna się na nowo :) Ech, czasami chciałabym już urodzić i mieć dzidzie przy sobie.. Ale jak tak czasem wypowiem tą myśl na głos, to M. mnie sprowadza na ziemię i mówi: "Zobaczysz, jak się Pola pojawi na świecie, to będziesz jeszcze chciała, aby wrócił czas ciąży, kiedy to mogłaś beztrosko leżeć wieczorem na kanapie przed tv i leniuchować :)"

---

Dzięki dziewczyny za wszystkie komentarze :) Wiecie, zabawne jest to, że u mnie w pracy prawie każda laska ma dziecko albo nawet 2, a i tak ciągle gadają o tym jak to moje życie "się zmieni po urodzeniu dziecka". Może w ich przypadku to była aż TAK duża zmiana? Chyba wolę się nie dopytywać..

Sprzedałam dziś swoja 3-drzwiową toyotkę. Trochę mi było żal, bo jeździłam nią 5 lat i generalnie nie działo się z nią nic złego. Ale mając 3-drzwiowe auto musiałabym się nieźle nagimnastykować, żeby włożyć fotelik i dziecko do niego. Jeszcze bym dziecku głowę uszkodziła... Fotel mało się przesuwał do przodu i naprawdę ciężko się wsiadało do tyłu, ciężko wkładało się tam coś większego. Wiadome było, że jak będę w ciąży to trzeba będzie auto zmienić... Najgorsze jest to, że na nowe auto muszę teraz trochę poczekać. Jak to M. mówi: "Trzeba będzie przeprosić się z autobusem i dużo spacerować :)"

Najgorsze jest to, że pod koniec marca zaczynamy zajęcia w Szkole Rodzenia, a one rozpoczynają się o 16:30, więc bez auta będę musiała się mocno sprężyć, żeby zdarzyć po pracy i przed zajęciami do domu odsikać psa. M. będzie i tak musiał się urywać 15 minut wcześniej z pracy, żeby zdążyć na zajęcia na 17, więc on mi w obsłudze psa nie pomoże. Pierwsza część zajęć w Szkole Rodzenia to gimnastyka. Mam nadzieję, że M. nie będzie potrzebny na te pierwsze pół godziny, bo nie sądzę żeby pozwolili mu 3 x w tygodniu zwalniać się godzinę wcześniej.. Na wyjście 15 minut wcześniej jeszcze się zgodzą, ale na godzinę pewnie nie.. Dobrze, że praca-dom-zajęcia są w miarę blisko siebie i nie muszę jechać przez całe miasto z jednego punktu do drugiego... No chyba, że będzie niespodzianka i auto dostaniemy jeszcze w marcu, a nie w kwietniu jak poinformowali nas u dealera.

Byłoby fajowo..

Ciężki miałam dziś poranek. W nocy śnił mi się jakiś koszmar. Dziwne to trochę, bo odkąd jestem w ciąży to śnią mi się same wesołe rzeczy i takie pozytywne.. Potem jak się już przebudziłam i chciałam iść do kibelka to jakby mi ktoś szpadę wbił w prawy bok. Ból tak potworny i kłójący, że aż zawyłam z bólu.. M. nieobecny, więc tylko pies przyleciał sprawdzić co się ze mną dzieje.. Posiedziałam chwilę na łóżku, bo nie byłam w stanie leżeć i przeszło. Siostra mówi, że to pewnie kiszka. Może.. W ciągu dnia było już znośnie, choć raz na czas 'kiszka' dawała o sobie znać.. Nie wiem, czy to kiszka, czy Pola naciska na coś, w każdym bądź razie nie było to miłe. A to wszystko na pewno przez to, że M. wyjechał na likend.... :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz