Suwaczek

Suwaczek z babyboom.pl

poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Pani dorosła Zosia Samosia!

Nasza córcia dziś rano poprosiła o mleko W KUBECZKI! Olała butlę! :) Jeszcze do niedawna piła tylko z niej, nie ważne czy to mleko, woda, czy kompocik.Od jakiś 2, 3 tygodni piła już ładnie z bidoniku lub z kubeczka, ale mleczko musiało być z butli. No i taką to mamy dorosłą pannę w domu :)

Do tego wszystko SIAMA - po schodach wychodzi/ schodzi SIAMA, jeść chce SIAMA - prawdzia Zosia Samosia :)

sobota, 28 kwietnia 2012

Dla kogo to dziecko?

Jestem w szoku! Byliśmy dziś u taty na rozpoczęciu sezonu grillowego. Wszystko było fajnie, miło i przepysznie na talerzach, aż tu nagle widelec mi wypadł z ręki i szczęka opadła do ziemi! Jak wiecie lub nie, na dniach urodzi się mój brat :) Tak, tak, będę mieć rodzeństwo, a Pola drugiego wujka - młodszego od niej :) Pojawił się przy stole temat wakacji i MÓJ TATA powiedział, że we wrześniu chce wziąść swoją narzeczoną na tydzień gdzieś za granicę, do Grecji, czy na Wyspy Kanaryjskie - żeby się oderwać od pracy itp. Logiczne dla mnie było, że pojadą z dzieckiem, ale mój tata zaczął na głoś liczyć, że mały będzie wtedy miał 4 miesiące, czyli nie będzie już taki mały .. i że teściowa chętnie z nim zostanie!!! No ja pierdziele, jak można zostawić takie małe dziecko i pojechać sobie spokojnie na tydzień wakacji?? Moi rodzice NIGDY nie zostawili nas z babcią pod pretekstem 'wyjazdu na wakacje, żeby sobie odpocząć'. Nigdy nie wyjeżdżali sami! BEZ NAS! Nigdy nie było gadki na temat, że 'od nas chcą odpocząć'! Co innego u mojego męża, który wyrastał w rodzinie, gdzie ciągle powtarzano, że dzieci tylko ciągną od rodziców kasę, że powinny się jak najszybciej usamodzielnić i wybyć z domu, żeby rodzice 'mogli odsapnąć', że dzieci muszą jeździć na kolonie, żeby rodzice mieli w domu święty spokój! Więc gadki mojego męża, że chętnie by oddał Polę na tydzień do dziadków, żebyśmy mogli 'odpocząć' są niejako usprawiedliwione. Ale żeby MÓJ TATA mówił takie rzeczy?? Jestem naprawdę W SZOKU!! M. twierdzi, że to gadka pod wpływem narzeczonej taty. Już na początku ciąży mówiła, że ona szybko po porodzie wróci do pracy, dziecko będzie zawoziła w poniedziałek rano do swoich rodziców, do miasta oddalonego od Krakowa o 100km i będzie je odbierała w piątek!! Dziecko będzie 5 dni u dziadków, a weekend u rodziców!! Jak to usłyszałam to prawie spadłam z krzesła! Ale zachowałam zimną krew i powiedziałam jej tylko, że 'jak urodzi to na pewno zmieni zdanie' . Teraz nie jestem tego taka pewna... 

No i właśnie, dla kogo to dziecko? Mój tata ma prawie 60 lat, choć nie wygląda ;) Ona ma 20 lat mniej. Jej rodzice są w zasadzie w wieku mojego taty, teściowa nie pracuje, nudzi się w domu, od zawsze powtarzała, że chciałaby mieć wnuki, bo ona by się nimi zaopiekowała, miała by zajęcie itp itd. Mój tata wychował już trójkę dzieci i można by powiedzieć, że teraz ma właśnie czas, aby jeździć na wakacje SAM, bo jego dzieci są już dorosłe :) Ale niestety, życie potoczyło się tak, jak się potoczyło... Jeśli będzie tak jak mówi mój tata, tak jak mówi jego narzeczona, to ja naprawdę współczuje swojemu bratu. Mieć rodziców, a wychowywać się u dziadków tylko dlatego, żeby rodzice mogli sobie jeździć na wakacje, wyjeżdżać na weekendy, chodzić do kina, czy do znajomych bez ograniczeń - to naprawdę jest mega przykre!!
Wychodzi na to, że dziecko będzie chyba 'prezentem' dla teściów....No masakra!! 

Jestem naprawdę zszokowana. Bo to co mówi mój tata, przeczy wszystkiemu co dostałam i słyszałam od rodziców jak byłam mała! :/

piątek, 27 kwietnia 2012

Przed weekendowo o butach i ciuchach


Ciepło, coraz cieplej! A jak pogoda się zmienia, to i garderoba też! W związku z tym trzeba było zrobić przegląd dziecięcej szafy, odłożyć za małe i za grube ciuszki, no i .. i okazało się, że nie wiele zostało tych 'dobrych' , nie mówiąc już o tych 'letnich'. No cóż, nie będę ukrywać - nasz Bączek nie jest damulką, nie chodzi w sukienkach, bo primo: mała nie lubi, sekundo: wyznaję zasadę, że najważniejsza jest wygoda, a w sukience za wygodnie dziecku nie jest ;) Zwłaszcza, że nasz Bączek miał być chyba chłopcem - mało włosów na głowie, ulubione zabawki to auta i pociągi, lalki leżą w kącie, a ulubiony strój to spodnie :) W związku z tym odwiedziłam H&M i kupiłam małej 2 pary krótkich spodenek, koszulkę z kotkiem - już od jakiegoś czasu jak nie ma koszulki/bluzeczki z kwiatuszkiem/ zwierzątkiem - mała nie założy. Do tego znalazłam na allegro 2 aukcje z bardzo ładnymi ciuszkami, zalicytowałam i - czekamy na przesyłkę :) Wiedząc, że Pola lubi siedzieć w piaskownicy, ze zjeżdżalni jakby mogła to by nie schodziła, więc trochę żal mi kasy na kupno całej szafy nowych ciuchów, wiedząc jak zostaną za chwilę potraktowane i raczej nie posłużą kolejnemu dziecku ;) Dlatego w szafie zagościło/ zagości kilka nowych sztuk na 'wyjście do ludzi' i reszta - używane, do codziennego użytku, biegania po placu zabaw, froterowaniu płyt chodnikowych i zbieraniu trawy na kolankach. Jesteśmy z tych rodziców, którzy nie trzymają dziecka pod kloszem, pozwalają dziecku wejść na trawę, zerwać kwiatek, posiedzieć w piaskownicy - w końcu najlepiej poznaje się świat, gdy można go 'próbować'! Z żalem patrzę na dziewczynki w pięknych sukienkach, które stoją obok piaskownicy i pewnie z chęcią by do niej wskoczyły, gdyby nie surowe zakazy rodziców: "Nie wolno! Ubrudzisz sobie sukienkę! Będziesz mieć piasek w butach! itp itd" . Sukienkę zawsze można wyprać, piasek z butów wytrzepać, rączki umyć - a ile radości dziecko będzie miało!

A jeśli jesteśmy przy butach - takowe też musieliśmy małej zakupić. Zaczęliśmy od trampek. Ceny w sklepach Bartka - powalające! Nie powiem, ale wydatek prawie 200zł na buty, w których dziecko pochodzi miesiąc, no może dwa - nie jest mały. A do tego żadne mi się nie podobały! Chcieliśmy buty ciemniejsze, nie białe i nie jasnoróżowe, bo te kolory są zupełnie nie praktyczne. Świecące, błyszczące też odpadają. No i w końcu trafiliśmy do sklepu CCC. A tam - wybór duży, ceny przystępne.. No i kupiliśmy małej 2 pary butków - jedne trampki 'szmaciane', takie na cieplejsze dni i drugie skórzane. A wczoraj dostałam sms'a ze SMYK'a, że mają 2 dniową promocję -20% na buty i odzież. Pojechaliśmy więc po pracy do dużego Megastore'a, gdzie jest mało ludzi, bo sklep jest na obrzeżach miasta, więc i zakupy się lepiej robi. Do tego mają tam mega duży 'plac zabaw' dla dzieciaków, autka do jeżdżenia, pufy do siedzenia, bajki w tv, no a do tego - miliony zabawek na półkach :) Podczas gdy ja buszowałam między regałami w poszukiwaniu sandałków na lato dla Bączka, mała z tatą leciała helikopterem (automat za 2zł), skakała po pufach, a potem biegała po całym sklepie szczęśliwa, że tata ją goni ;) Takich typowych sandałów jakie chciałam nie znalazłam. Ale za to wypatrzyłam fajne butki:


Mięciutkie, z miękką podeszwą, Z KWIATUSZKAMI - co przekonało Bączka do ich ubrania ;) niby sandałki, niby nie, bo piętka i paluszki zabudowane, ale po bokach i pod rzepkami mają 'wywietrzniki'. Naprawdę jestem zaskoczona ich jakością! Są według mnie dużo lepsze od tych z CCC. Przede wszystkim lepiej przylegają do stopy. Te z CCC mam wrażenie, że są szersze. Rzepkę trzeba w nich mocno naciągnąć, żeby nóżkę trzymały, zwłaszcza w trampkach szmacianych. Następne buty chyba też kupimy w Smyk'u! Mam nadzieję, że wprowadzą za chwilę jakieś typowe sandałki dla dziewczynek, bardziej sportowe niż eleganckie, bardziej pasujące do piaskownicy, niż na przyjęcie :) 

A my się dziś spontanicznie zdecydowaliśmy i wykupiliśmy sobie 3dniowy pobyt w EcoAgroTurystyce pod lasem, pod Wrocławiem :) Nie planowaliśmy wyjeżdżać na długi weekend, bo M. miał pracować, ale okazało się wczoraj, że jednak będzie miał wolne do 4.05 - więc jedziemy 1-szego i wracamy 3-ego maja. Mam nadzieję, że będzie piękna pogoda, pochodzimy po lesie, Pola się wyszaleje, powdycha trochę świeżego powietrza, a my odpoczniemy trochę od pracy. 

W związku z tym, życzę Nam i Wam pięknej pogody długo-weekendowej! :) Odpoczywajcie, cieszcie się chwilami spędzonymi z rodzinką i do zobaczenia za kilka dni! Wyjeżdżamy co prawda dopiero we wtorek, ale jutro cały dzień spędzimy u mojego taty smażąc kiełbaski na grillu, w niedzielę też chcemy gdzieś wyjechać na zieloną trawkę, poniedziałek praca i pakowanie, i nie wiem czy uda mi się coś napisać w między czasie! 
Buźki! :)

Mam jeszcze prośbę do EKOMAMY - kochana, dostałam od Ciebie kiedyś zaproszenie, ale mogłam z niego skorzystać tylko raz i teraz nie mogę Cię czytać :/ Możesz mi na maila podesłac je jeszcze raz albo napisać jak mogę Cię podczytywać? Mam Cię na pasku z linkami do blogów, które czytam i widziałam tytuł Twojego ostatniego wpisu - Adrianek chodzi?? :) Super, gratulacje!! :) 

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Ukochaj!

Wkroczyliśmy w kolejny etap. Za nami pierwsze achy i ochy związane z poszerzaniem się Polusiowego słownictwa. Jesteśmy w fazie : "ukochała" :) Mała coś zbroi, coś zrobi nie tak, obleje się piciem, uderzy się, w szale rysowania pisakami porysuje stół itp itd. Jak tylko coś z wyżej wymienionej listy się Bączkowi przytrafi, od razu biegnie do mnie lub do M. - w zależności kto jest pod ręką i woła "Ukochała! Ukochała!" ewentualnie "Ukochaj! Ukochaj!" i rzuca się nam na szyję! Oj, ten odruch obejmowania mnie za szyję tak mnie rozczula i rozbraja, tak mi mięknie serce, że nie ważne czy jestem zła, czy wesoła, czy wypoczęta, czy padam na pysk - uśmiech od ucha do ucha pojawia się na mojej buźce i długo nie schodzi :) Po przytuleniu się do mamy/taty, Pola sprzedaje nam swój najsłodszy na świecie buziak, z mocno wydętymi usteczkami całuje nas soczyście po czym biegnie w swoją stronę. Takie akcje dzieją się kilkanaście razy dziennie, w związku z czym moje matczyne serce jest BARDZO ukontentowane z ilości miłości jaką obdarza nas córcia. Zwłaszcza, że jeszcze nie tak dawno nie była taka chętna do całowania! Z całej naszej rodziny to pies dostawał najwięcej czułości, a my, rodzice byliśmy daleko w tyle. Teraz wszystko się odwróciło - mama z tatą są na pierwszym miejscu (z przewagą mamy na podium ;), potem pies, a na końcu misie :)
Zabawne jest to, że gdy np. Pola coś sobie zrobi w mojej obecności - uderzy się, zrzuci bajkę ze stołu a ta spadnie jej na nóżkę itp itd - wtedy biegnie do M. wołając "Tati! Tati! Ukochała!". Jak coś sobie zrobi w obecności M. - biegnie do mnie. A jak jesteśmy same w domu - to biegnie do psa i rzuca mu się na szyję :) Wygląda to strasznie zabawnie, zwłaszcza, że pies pozostaje wtedy nie wzruszony i ledwo okiem mrugnie.

A poza tym to naszemu Bączkowi w głowie ostatnio tylko 'piach i baby' oraz 'huś', czyli jak nie trudno się domyśleć pół dnia spędza na przemian to w piaskownicy, to na zjeżdżalni lub huśtawce, krótko mówiąc "Plac Zabaw najlepszym przyjacielem Poli jest". A w ramach odmiany - oglądanie pociągów! (niedaleko nas jest wiadukt pod którym jeżdżą pociągi towarowe). Bączek może tam stać i stać i czekać aż coś przyjedzie. A jak nadjeżdża, to macha rączką do wagonów krzycząc " Papa!". A potem następuje lament jak pociąg znika i okrzyk "Jeszcze! Jeszcze!" W związku z tym wybraliśmy się ostatnio do IKEI w celu zakupienia drewnianej kolejki z torami. Przez 2 dni bawiła się tym prawie non stop, po czym pociąg wylądował w pudełku, pudełko na szafie i mała zamieniła wagoniki na foremki, tory na wiaderko i nawet w domu na dywanie stawia teraz wyimaginowane 'baby'! Nic, tylko pakować manatki, doczekać wakacji i jechać na jakąś plażę! :)

A nasz nowy hit słowny to: 'ptopter' = helikopter :)

czwartek, 19 kwietnia 2012

SMOCZKOWE POŻEGNANIE

Wbrew moim obawom, że czeka nas tydzień z nieprzespanymi nocami i płaczem Poli za jej ukochanym 'nynusiem' - nasza córcia na widok przeciętego smoczka chwilę popłakała, po czym grzecznie poszła spać! Kolejnego dnia też nie było problemu, trzeciego, czyli dziś - również zero płaczu! Mała po prostu kładzie się w łóżku, łapie mnie za rączkę (ja siedzę obok łóżeczka na 'pluszowym-fotelu-piracie :), kilka minut i - Bączek śpi! Jestem naprawdę mocno (POZYTYWNIE! ofkors:) zaskoczona, bo do tej pory Pola zasypiała bez smoczka jedynie czasem w samochodzie lub na spacerze w wózku. W domu zawsze do spania musiała mieć 'towarzystwo'. A tu proszę, smoczek przecięliśmy, małej powiedzieliśmy, że się zepsuł ze starości i - udało się! Bye bye nynuś! :)


sobota, 14 kwietnia 2012

Picie


Jak pamiętacie, mieliśmy z Polą problem z piciem. Tzn. pić pije - wodę, kompocik mamusinej roboty, czasem soczek Kubuś rozcieńczony wodą, czasem kakao, generalnie pić lubi. Problem tyczył się tego, Z CZEGO mała piła. A pić chciała tylko z butelki. Żadne kapki, niekapki, bidony, krzywe kubeczki Doidy - nic nie uzyskiwało jej akceptacji.

Próbowaliśmy, robiliśmy przerwy i podawaliśmy małej jeszcze raz, a to Doidy, a to bidon - nie było mocnych! Kiedyś przez pół dnia nie piła nic, bo wzięliśmy na spacer specjalnie czerwoną Mommę licząc na to, że jak jej się jednak pić zachce, to się skusi. Nic z tego! Pić jej się chciało, ale za bidon się nie chwyciła!

Piękny, aluminiowy SIGG przywieźliśmy z wakacji. Stał w szafce i czekał, aż mała podrośnie. Córcia podrosła, a bidon stał w szafce nadal. Nawet namalowane na nim zwierzątka jej nie
zachęcały!

W końcu się poddałam. Jedyne z czego Pola piła to plastikowa butelka z dzióbkiem po wodzie mineralnej. Obdrapana, wygnieciona - wstyd ją było brać gdziekolwiek, bo ludzie się patrzyli na nas jak na wrednych rodziców, którzy dziecku "normalnego kubka/ niekapka/ butelki/ itp / itd" nie chcą kupić. Na szczęście w zimie idąc na spacer picia dla małej nie braliśmy, więc wstydu nie było :)

Postanowiliśmy dać sobie spokój, a małej dalej nie męczyć i nie testować na niej wszystkich możliwych butelek skoro jej to nie pasuje.


I w końcu się doczekaliśmy! :) W końcu przyszedł ten moment, kiedy mała sama, z własnej i nie przymuszonej woli zaczęła pić z normalnego kubeczka (ale plastikowego) oraz z bidonu z krówką! Bidon zabieramy ze sobą na spacery, a w domu oprócz zwykłego kubeczka egzamin zdał tez kubek ze słomką 'z byczkiem' - tu nam baardzo pomogło zamiłowanie Poli do zwierzątek :)

I tak sobie myślę, że dobrze się stało jak się stało. Niekapki mają zły wpływ na zgryz u dzieci i dobrze, że mała żadnego nie polubiła. Przynajmniej nie trzeba jej teraz od nich odzwyczajać.. Za to czeka nas odzwyczajenie się od smoczka, do czego przymierzamy się od pewnego czasu. Pola w zasadzie tylko z nim zasypia, nie zabieramy go ze sobą na spacery, nie dajemy jej go w ciągu dnia..

Mieliśmy zabrać się za odstawienie smoka w święta, ale tak wyszło, że nic nie wyszło. Pierwszą próbę podejmiemy w poniedziałek wieczorem. Trzymajcie kciuki!! Myślałam długo nad tym jak to zrobić i stwierdziłam, że w naszym przypadku może sprawdzi się patent z obcięciem połowy smoczka i stwierdzeniem, że 'Smoczek się zepsuł"? Schowanie go raczej się nie uda - mała będzie chodzić i go szukać, opowieść że zabrały go krasnoludki, elfy, Mikołaj itp raczej odpada.. No chyba, że macie jakiś inny sprawdzony sposób?..



piątek, 13 kwietnia 2012

Zasypianie

Pola przeszła różne fazy zasypiania. Od początku śpi sama. Najpierw w koszyku, potem w łóżeczku. Jasne, że chciałam spać z dzieckiem. Na początku czasem spała z nami - budziła się w nocy na cycusia, brałam ją do łóżka, karmiłam i czasem przy tym zasypiałam i Pola spała z nami do rana albo do następnego karmienia. Ale przyznaję się, że trochę się bałam, a w zasadzie nie ja tylko M., że ją przygniecie. Bo on śpi twardo jak kamień. Mi przeleci mucha koło ucha i już się budzę. Ale ponieważ oboje z M. pracujemy, dlatego też stwierdziliśmy, że spanie z dzieckiem niestety przekreśla opcję wyspania się, a skoro oboje musimy rano wstać to dobrze byłoby nie wyglądać jak zombie. Może są dzieci, które tak jak zasną, tak się obudzą. Nasz Bączek niestety do nich nie należy i wierci się, kręci, rzuca po łóżku i nie da rady się przy nim wyspać. Kiedyś jak była chora i spała ze mną, to M. przerzucił się na spanie w dużym pokoju na rozkładanej kanapie. Kanapa do najwygodniejszych nie należy, bo jest twarda, więc M. się nie wyspał, ja w zasadzie też nie, bo choć miejsca w łóżku było dużo, to jednak przy każdym kaszlu małej się budziłam, co chwilę sprawdzałam jej temperaturę - zresztą same wiecie jak to jest.. Więc opcja 'rozdzielenia się na noc' nam nie wyszła, bo zamierzonego efektu nie było.. Jak Polcia skończyła roczek to przenieśliśmy ją do jej własnego pokoju. Spodziewałam się ciężkiej nocy, płaczu i zgrzytania zębami, bo jak to tak spać bez mamy i taty? A dziecko spało słodko jakby nocowało w nowym pokoju od zawsze i żadnych problemów nie było! :)

Przeszliśmy okres, kiedy to zostawialiśmy małą w łóżeczku, dawaliśmy buziaka na noc, mówiliśmy 'Dobranoc', gasiliśmy światło i mała zasypiała SAMA. Przeszliśmy okres puszczania jej wieczorem kołysanek. Przeszliśmy okres jej marudzenia wieczornego, rzucania się po łóżeczku, miauczenia. Ponownie okres samodzielnego zasypiania. I od dłuższego czasu jesteśmy na etapie trzymania Poli za rączkę dopóki nie zaśnie :) A dodatkowo od kilku dni córcia wybiera sobie wieczorem misia, który dostąpi zaszczytu przytulenia się przed snem i przykrycia kołderką. Raz w łóżeczku ląduje miś mały, raz duży, co dzień inny zawodnik ma szansę spania wygodnie w Polciowym łóżeczku, a nie na kupie innych zabawek ;)

Do tego mała budzi się codziennie ok. 5 i okrzykiem: "MAMIIIIII" domaga się zabrania jej do naszego łóżka, gdzie ląduje między nami, zabiera najczęściej moją poduszkę, kładzie się na brzuszku, woła 'Mlekooooo' albo 'Siu siu'. Czasem o tej nieludzkiej godzinie rzeczywiście zrobi siku do nocniczka, ale częściej jest to po prostu ściema ;) Za to mleczko wypija całe, po czym zasypia i śpi do 7, 7:30. Od paru dni przy tym jej ponownym zasypianiu strasznie słodko się do nas - do mnie albo do M. przytula :) Łapie tymi swoimi malutkimi, słodkimi rączkami za szyjkę, wtula się w nas i zasypia - a ja się rozpływam i serduszko mi mięknie jak czuję na sobie te jej malutkie rączki :)

Ciekawe jaki etap będzie następny..

wtorek, 10 kwietnia 2012

Po świątecznie..

Święta, święta i po świętach.. Nawet nie zdążyłam Wam złożyć życzeń - wstyd mi! Mam nadzieję, że wybaczycie? :)
Jak Wam minęło te kilka dni? U nas było całkiem fajnie :) Koszyczek święciliśmy u mojego taty w Kościele - jak co roku. A po święceniu pojechaliśmy do taty na kawkę i ciacho. Potem w pierwszy dzień świąt u nas robiliśmy śniadanko i mały obiadek - odwiedził nas mój tata z bratem i teściowie. Na szczęście obyło się bez scen i głupich kazań, za to było trochę nudnych tekstów i żalu teściowej że Pola nie chce się z nią bawić. A nasza Pola w te święta upodobała sobie mojego brata :) Kazała mu siąść obok siebie przy stole, jedli prawie z jednego talerza, potem poszli razem do jej pokoju - młody jej rysował auta, motory i zwierzątka i tak naprawdę świat przestał dla niej istnieć, istniał tylko mój brat! Teraz jak tylko zadzwoni telefon to biegnie w jego kierunku wykrzykując imię brata. A jak się okazuje, że to nie on dzwonił to jest wielce zawiedziona i jak tylko skończę gadać przez tel to musimy do młodego zadzwonić :) Cieszę się z tego bardzo, bo może w końcu uda się zostawić w któryś dzień/ wieczór Polcię z kimś z rodziny, a nie z nianią, która choć jest kochana i opiekuje się Polą wspaniale to jednak kosztuje..

Nie wiem, czy to taki etap rozwoju, że Pola 'otworzyła' się na innych? I już nie tylko mamę łapie za rączkę jak gdzieś chce iść, już nie tylko z mamą można robić wszystko, ale i z innymi też.. Ostatnio byłyśmy na naszych zajęciach dla dzieci i Pani prowadząca wprowadziła nową zabawę, podczas której trzeba było stanąć w kole i złapać się za ręce. Wszystkie maluchy złapały za rączki swoje mamy i za żadne skarby nie chciały złapać z drugiej strony innego dziecka albo czyjejś mamy. A Pola? A Pola złapała mnie i swoją koleżankę Zuzię i nie miała z tym żadnego problemu! Potem w kolejnej zabawie mama już była w ogóle nie potrzebna - złapała za rączkę Panią prowadzącą i Zuzię i nawet nie zainteresowała się tym gdzie jestem ;) Z jednej strony cieszyłam się, że tak sobie świetnie radzi, a z drugiej w serduszku trochę zabolało.. bo dziecko ewidentnie zaczyna się usamodzielniać.. :(
A dziś na zajęciach nasz Bączek od razu podleciał do swojej ulubionej koleżanki, złapał ją za rączkę i nie chciał puścić - chyba jej się to spodobało :) Co nie ukrywam, dobrze rokuje na przyszłość i chyba nie musimy się martwić tym, że Pola nie odnajdzie się w przedszkolu..

Poza tym widzę, że nasza córcia rozwija się 'smakowo'. Kiedyś dałam jej kiwi i pluła nim dalej niż widziała. Ostatnio skorzystałam z promocji i kupiłam ich cały koszyczek. Pamiętając, że mała ich nie lubi, nawet jej nie dałam. Ale jak tylko Pola zobaczyła, że jem - od razu zaczęła się domagać przydziału. I co? I zjadła 2 na raz :)
Kiedyś lubiła zieloną fasolkę. Ale potem przyszedł okres, że przestała ją jeść. Więc zrobiliśmy długą, fasolową przerwę. A w święta zrobiłam do indyka fasolkę w pomidorach i co? I mała wyjadała nam z talerza :) A jak jej dałam trochę na jej talerzyk, to rzuciła się na fasolkę jakby tydzień nie jadła! Odłożyła widelec, bo marnie jej szło nabijanie jej na widełki, za to o wiele szybciej jadło się rękami! :)

Za słodyczami na szczęście mała nie przepada. Ciast w ogóle nie lubi. Czekoladę spróbowała dopiero nie dawno i to w zasadzie przez przypadek. Poszliśmy kiedyś z M. na spacer. Wzięliśmy małą na rowerek i psa na smycz. Po drodze M. wszedł na chwilę na stację benzynową i niestety, ale sokoli wzrok Poli wypatrzył przy kasie jajko niespodziankę. A że za jajkiem przepada, więc nie dało się wyjść ze sklepu bez niego! A jak już dostała je do łapki, to nie świadoma tego co się zaraz stanie - ścisnęła je mocno i jak się można domyśleć, jajo się pokruszyło, sreberko gdzieniegdzie odpadło no i tak oto dostało się Poli kawałek czekoladki. Zabawne było to, że tak naprawdę więcej jej rozsmarowała sobie na policzkach niż zjadła :)

Poza tym mała cały czas poszerza swoje słownictwo. Teściowa była zaskoczona ile ona już potrafi powiedzieć, bo synek siostry z którym cały czas Pola jest porównywana (jest starszy o miesiąc) podobno woła tylko 'mama/tata/ baba' i coś tam po swojemu. Babcia stwierdziła, że 'gdyby przebywała więcej z Polą to na pewno by ją lepiej rozumiała.. Już nie chciałam dodawać, że 'To czemu babcia tak rzadko nas odwiedza?" , ale stwierdziłam, że to nic nie da, bo mówiłam to już przy kilku innych okazjach i teściowa zawsze na mnie wtedy wyskakiwała z hasłem: "Synowa, Ty mnie nie wkurzaj!" ... Bo według niej to my, jako młodsi powinniśmy non stop do nich jeździć. Oni są starsi, więc jeździć nie wiem czy nie mogą, czy nie powinni, czy o co chodzi? Generalnie oni są starsi i im trzeba usługiwać.. To co ja będę z nią dyskutować?... Poza tym w święta była naprawdę miła atmosfera i po co było to psuć?
Zresztą stwierdziłam, że teściowie i tak się zmienili od momentu naszego ślubu, kiedy to byli w 200% nastawieni na to, że oni są starsi, my młodsi, my się na niczym nie znamy, trzeba nam mówić co mamy robić, jak żyć, co jest dobre, a co złe, za to oni wiedzą wszystko! Naszym życiem się kompletnie nie interesowali, nie wiedzieli co u ich syna słychać, czy ma pracę, czy był na wakacjach, a jak tak to gdzie, czy na coś jest chory - no jednym słowem zero kontaktu przez kilka miesięcy. A jak do nich przyjeżdżaliśmy (przy okazji odwiedzenia znajomych) to nawet się nas nie pytali co u nas słychać, tylko non stop była nawijka co u nich. Teraz jest inaczej. Dzwonią do M. raz na jakiś czas, czasem jest to raz na tydzień, czasem raz na 2 tygodnie. Pytają co u nas, jak mała itp itd. Więc poprawa jest i to duża. Czy to przez fakt zostania dziadkami? Nie wiem.

Pamiętam jak teściowa nam kiedyś powiedziała bardzo podniesionym głosem, jak jeszcze byłam w ciąży, wielce podniesionym głosem, że ona nam dziecka bawić nie będzie! Zrobiliśmy je sobie, to sami się nim zajmujmy! Pamiętam, że tak mnie to zaskoczyło i tak mnie wgięło w fotel, że się nic nie odezwałam. Zwłaszcza, że kompletnie nie myślałam i w życiu bym nie chciała, aby moje dziecko było wychowywane przez teściową, zwłaszcza że mieszkają prawie 300 km od nas! Poza tym tyle było gadania na temat 'kiedy zostaną dziadkami?", że raczej spodziewałam się radości i euforii z ich strony! A tu proszę, dzieci jeszcze nie ma, a teściowa już się zapiera, że zajmować się nimi nie będzie. I co? Dzieci się urodziły i siostra M. non stop zostawia swojego syna u teściowej i jakoś nie zauważyłam, żeby teściowej było z tym źle. Wręcz przeciwnie! Teraz cały czas gada, że 'nie może się doczekać, kiedy będzie mogła wnuki wziąść na 2 tygodnie na wakacje". O maj gad! To na pewno nie nastąpi szybko! Może jestem dziwna, może zapatrzona w swoje dziecko, może mam jeszcze pępowinkę nie odciętą, ale nie wyobrażam sobie wysłania Poli na wakacje z babcią! Z babcią, która na synka siostry non stop krzyczy: bo podniósł papierek z ziemi, bo poszedł w lewo, a nie w prawo! itp itd. Ona wychowywała swoje dzieci zupełnie inaczej niż moi rodzice wychowywali mnie i moje rodzeństwo i teraz podobnie zachowuje się względem swoich wnuków. Czyli wojskowa musztra, mało ciepła i miłości, klapsy w pupę, podniesiony głos i dziecko nie może robić tego co chce samo, tylko to co chce babcia. My naszej małej dajemy dużo więcej swobody - jak chce wejść do kałuży i ma na nogach kaloszki, to niech sobie wejdzie. Jak chce podnieść kamyczek z trawy, dotknąć kwiatuszka, mrówki, śniegu - niech dotknie! Nie chce jeść - nie zmuszamy jej. Wychodzimy z założenia, że jak zgłodnieje to sama przyjdzie i poprosi. Jest przez nas całowana i przytulana, nie ma klapsów, a jak jest niegrzeczna to stawiamy ją do kąta i tam tłumaczymy co zrobiła źle, dlaczego jest w kącie i co należy zrobić, żeby z kąta wyjść (przeprosić / naprawić/ itp.). Dużo do niej mówimy, czytamy jej bajki (a nie jak babcia puszczamy w tv), no jednym słowem totalnie inny świat. Nie wyobrażam sobie w ogóle oddania Poli do nich nawet na weekend! Chyba, że będzie już duża i sama będzie chciała. Już wolę zapłacić naszej niani, żeby wzięła córcię do siebie na weekend! Bo wiem, że będzie w bardzo dobrych rękach, nikt nie będzie na nią krzyczał, a do tego będzie miała koleżankę do zabawy - starszą od siebie o 2 latka wnuczkę Polciowej opiekunki.

Ech, bo znowu rozpisałam się o teściach, a nie miałam takiego zamiaru..

No dobra, to tyle poświątecznych wieści. Mam nadzieję, że u Was święta też były miłe, rodzinne i słoneczne :)