Suwaczek

Suwaczek z babyboom.pl

czwartek, 29 września 2011

Kręcenie tyłeczkiem i przepis na minestrone

Nasza córcia nabyła nową umiejętność: KRĘCENIE PUPKĄ! :)) Nie muszę chyba pisać jak komicznie to wygląda w wydaniu 15-miesięcznej panieneczki :)) A wszystko zaczęło się od muzyki! Jakiś czas temu przenieśliśmy do jej pokoju wieżę, żeby puszczać jej kołysanki. Kołysanki średnio się sprawdzają jeśli chodzi o zasypianie małej - woli jak mama jej swoim fałszującym głosem coś śpiewa. Ale mamy też 2 płytki z muzyką dla dzieci - jedna to takie różne 'Chodzi lisek koło drogi..", "Jesteśmy jagódki .." itp., a druga płyta to hity 'Fasolek' - 'Szczotka, pasta, kubek, ciepła woda.." itp. :) Pola bardzo lubi te piosenki. Często pokazuje paluchem na wieżę, żeby jej puścić muzyczkę i widać, że bardzo jej się te dziecięce hity podobają. Najpierw do nich tupała nóżkami, potem był okres kręcenia się w prawo lub w lewo, a teraz mamy kręcenie pupinką! :)) Muszę ją nagrać i Wam pokazać! :)

A jakbyście nie miały pomysłu na obiad, to polecam zupę MINESTRONE - przepis znalazłam w jakiejś gazecie i zmieniłam w nim tylko ilość fasoli, dałam jej dosłownie garść, głównie ze względu na Polę.

---

ZUPA MINESTRONE Z DYNIĄ
  • pół szklanki fasoli
  • mały por
  • gałązka selera naciowego lub ćwierć korzenia selera
  • duża cebula
  • duża marchewka
  • 1/4 główki włoskiej kapusty
  • 2 duże pomidory
  • 2 średnie ziemniaki
  • plaster dyni
  • kilka gałązek natki pietruszki
  • liść laurowy
  • kilkanaście listków bazylii
  • 4 łyżki oliwy
  • 2 garście makaronu rurki lub kolanka
  • starty parmezan
Umytą fasolę zalać na noc 2 litrami przegotowanej zimnej wody. Marchew, ziemniaki, dynię i seler pokroić w kostkę. Por, kapustę i cebulę grubo poszatkować. Fasolę ugotować w wodzie, w której się moczyła, po 30 minutach dodać pozostałe warzywa. Gotować 10 minut na średnim ogniu. W tym czasie sparzyć i obrać pomidory, usunąć pestki. Posiekać natkę i bazylię, wszystko wrzucić do garnka z fasolą i gotować jeszcze 20 minut. Dodać ugotowany al dente makaron.
Zupę na talerzach posypać świeżo startym parmezanem.
Jeśli używa się świeżej fasoli to można krócej ją moczyć i wtedy jarzyny dodać po 15 minutach gotowania. Jeśli mamy fasolę z puszki, to dodajemy ją do zupy na samym końcu.
Smacznego :)


środa, 28 września 2011

O promocjach oraz o mleku w diecie dziecka

Jeśli któraś jest na kupnie Pampersów to aktualnie w Realu można kupić normalną paczkę za 45zł z groszami, a w TESCO za 99zł mają duże tekturowe paki - z tego co pamiętam to w środku są 3 paczki, ale mniejsze niż te normalne niebieskie.
A dodatkowo w Realu widziałam wczoraj kaszki Bobovity po 6,25zl - i nie omieszkałam kupić kilku paczek :)

A z informacji praktycznych to chciałam podzielić się tymi na temat mleka w diecie dziecka. Jakiś czas temu wyczytałam w gazetce "Mamo to ja", że Lux Med będzie sponsorował 1000 wizyt u pediatry dzieciom w całej Polsce. Trzeba było tylko zalogować się na stronie i czekać na informacje, czy zostaliśmy wylosowani. Nam się udało :) Jedyny problem polegał tylko na tym, że chociaż na wizytę miało się 2 miesiące, to trzeba było się umówić do 7 dni od dnia otrzymania szczęśliwego maila. Więc umówiłam Polę na koniec września. Okazało się, że możemy iść do przychodni "Medycyny Rodzinnej", która znajduje się bardzo blisko nas. Przyjął nas pan doktor w okularach, w zasadzie ani miły, ani niemiły. Taki 'obojętny'. Kazał córcię rozebrać do pampersa, przejść się z nią po gabinecie tam i z powrotem. Potem poprosił, żebym ją posadziła sobie na kolanach i delikatnie 'przejechał' palcami po jej stópkach, nodze, rączce, pod paszką. Pola cały ten czas siedziała grzecznie jak zahipnotyzowana! :) Oglądnął jej główkę, ząbki, brzuszek .. No badał ją chyba z 15 minut! Na koniec powiedział, że jest zdrowiutka i rozwija się prawidłowo. Tym samym potwierdził, że 'obawy' teściowej o to, że Pola źle chodzi to bzdura.
A korzystając z okazji, podpytałam lekarza, czy to, że Pola je mleko tylko raz dziennie to nie za mało? Bo nasz Bączek je tylko rano kaszkę robioną na wodzie (ok. 200ml) i to jest jedyny jej mleczny posiłek w ciągu dnia. Czasem dostaje jeszcze kaszkę na wieczór, ale to czasami. Pan doktor potwierdził, że to trochę mało, bo dzieci w jej wieku powinny 'jeść' 500 ml mleka dziennie. A jeśli nie je tyle, to powinniśmy jej dawać inne produkty mleczne jak jogurty, biały i żółty ser albo dodawać do zupy śmietankę. I to mnie trochę uspokoiło, bo Pola dostaje na drugie śniadanie najczęściej kromeczkę z wędliną albo twarożkiem, jogurty często je na podwieczorek, a wieczorem jak nie je kaszki albo parówki to z reguły dostaje kanapkę. Jeśli rano miała z wędliną, to wieczorem robię jej z serkiem i odwrotnie.
Nie wiem jak to jest u Was, ale mam nadzieję, że te informacje Wam się choć trochę przydadzą:)

A jakbyście chciały uzupełnić szafę swoich dzieciaków, to widziałam dziś w H&M że zaczęły się obniżki.. Niestety w tym, w którym byłam nie było nic ciekawego..


poniedziałek, 26 września 2011

Psie życie..

..nie jest łatwe. Zwłaszcza jeśli za domowe towarzystwo ma się 15-miesięczną, kochającą zwierzątka panieneczkę :) Po początkowej euforii i miłości do naszej suczki, ściskania jej i przytulania każdego ranka, Pola przeszła do ataku! Teraz na tapecie jest łapanie psa za ogon, ciągnięcie za długie uszy i wkładanie mu palców do oka. A jak żadnej z tej czynności nie da się akurat zrobić, bo np. pies śpi kołami do góry, to Pola chwyta psa za łapy i mocno ściska. Na nic zdają się nasze głosy, że 'Nie wolno dokuczać psu! Nie wolno ciągnąć za uszy! Nie wolno ściskać za ogon!" Pola nic sobie z tego nie robi i jeszcze bezczelnie się śmieje od ucha do ucha. No diabeł wcielony! :)

Ja nie wiem co w te nasze dzieci wstępuje, że pewne zakazy wpadają im do uszu po to, żeby za chwilę szybciutko wyparować...

Piaskownica to jest to!

Nawiążę jeszcze do wcześniejszego mojego wpisu... Wiem, że nie tylko nasza Pola nie ma co liczyć na babcię, bo wiele z Was też ma ciężko w tym temacie.

Ale wiecie, mi mamy brakuje nie tylko dlatego, że mam dziecko i potrzebuje kogoś do pomocy przy córci. Brakuje mi jej w takim codziennym życiu. Chciałabym móc do niej zadzwonić i zapytać co dodaje do sosu, że zawsze wychodzi jej taki pyszny, czym najlepiej zaprać bluzkę poplamioną czerwonym barszczem, co podać Poli jak ma zatwardzenie albo po prostu wyżalić się i poskarżyć na zły świat...
Między mną, a mamą bywało różnie, chyba jak w każdej rodzinie. Ale im dłużej jej nie ma obok, tym bardziej mi jej brakuje..
No cóż, takie życie...

Nie wiem jak u Was, ale u nas była przez cały weekend piękna pogoda :) Taka jesień mogłaby być cały czas! W sobotę byliśmy z Polą w parku, a dziś - przed południem na nowym placu zabaw, a popołudniu u mojego taty na grillu. Zarówno wczoraj jak i dzisiaj hitem była piaskownica! Zresztą odkąd Bączek po raz pierwszy stanął w piaskownicy, zapałał do niej wielką miłością :) Od tej pory jak tylko gdzieś ją dojrzy, to nie ma szans, aby ją ominąć. A co Pola tak lubi w tej piaskownicy? Ano sypać piaskiem :) Wiaderko, foremki, łopatka - to wszystko jest zbędne. Małej wystarczy po prostu piasek :) Chwyta go garściami i wypuszcza i tak w kółko. Kuca sobie, łapie piasek, wstaje i się go pozbywa. I znowu kuca i tak dalej i tak dalej. I zabawa jest przednia! :)

U taty z kolei znalazła sobie nowe zajęcie. Zbierała kamyczki spod murku i przenosiła je pod krzaczki. I tak przez pół godziny. A potem grała z moim bratem i synkiem siostry w piłkę i wszyscy chórem stwierdzili, że chyba będzie z niej piłkarka nożna... A ja mam nadzieję, że raczej pójdzie w ślady mamy i będzie grać w tenisa albo koszykówkę. No ewentualnie w siatkówkę! :)

A w ogóle to wczoraj mała nam zrobiła prezent i obudziła się dopiero o 8:10 - jeszcze nigdy tak długo nie spała! Z reguły budzi się przed 7. W nocy tylko raz się przebudziła, gdzieś koło 5, ale chwilę pomiałczała i poszła spać dalej. Za to dziś zrobiła niespodziankę sobie samej... do pieluchy! Obudziłam się koło 5 (tak mam już ustawiony wewnętrzny budzik) i poczułam jakiś smrodek... :) Wstałam i poszłam za węchem i trawiłam pod Polci łóżeczko :) Już nie pamiętam kiedy zrobiła kupę do pampersa W NOCY!! Powinnam powiedzieć 'lata temu', ale w przypadku Bączka lepsze będzie chyba określenie 'miesiące temu' :)

czwartek, 22 września 2011

Brak babci....

Dzięki dziewczyny za wszystkie komentarze w sprawie 'kupy' :)
Już jest dobrze, tzn. od 2 dni wszystko wróciło do normy, czyli poranne siedzenie na nocniczku kończyło się sukcesem. Gdyby Pola nie robiła kupki 2, 3 dni to nawet bym o tym nie pisała. Ale że problem trwał prawie 2 tygodnie, to nie było to dla mnie normalne. Nie wiem co było powodem tych zatwardzeń, ale najważniejsze, że 'życie wróciło do normy'... :)

A mi się dziś trochę humor pogorszył. Jestem przed okresem i wszystko mnie wkurza i drażni. Do tego byłam dziś u fryzjera w galerii handlowej i obok siedziała dziewczyna. Robiła sobie balejaż, a po pasażu jej mama spacerowała z wnuczkiem w wózeczku.. Co jakiś czas zaglądała do dziewczyny, aby ta miała oko na swojego synka. I tak mi się smutno zrobiło... Ja nie mogę 'oddać' dziecka do mamy i iść sobie na zakupy, nie mówiąc o wyjeździe z mężem na weekend... Za 2 tygodnie M. ma urodziny i na weekend przyjeżdżają do nas znajomi. Chcemy wyjść na miasto i świętować w knajpie, bo w domu wiadomo - byłoby głośno i Pola by nie miała spokoju.. Musimy w tej sytuacji poprosić nasza nianię, aby przyjechała do nas ok. 20,21 i posiedziała gdzieś do 1,2 w nocy i przypilnowała małej.. Ciężko widzę ten weekend. Bo przypilnowanie Poli w nocy to jedno. Ale jak wrócimy do domu koło 1, czy 2, to zanim położymy się spać minie na pewno z pół godziny. Czyli powiedzmy będzie 2, 2:30. Pola wstaje ok. 6:30-7. A że to będą urodziny M. to cóż, rano do dziecka będę musiała wstać ja. Niewyspana na maksa, ale nie mam wyjścia..

Szkoda, że nie mamy możliwości 'oddania' dziecka nawet na tę 1 noc do babci.. Myślałam przez chwilę, żeby Polę zawieźć do mojego taty. Ale ona go widuje od czasu do czasu i nie do końca dziadka rozpoznaje. No i musiałaby spać w prawie obcym miejscu, co równa się wielkiemu stresowi nie tylko dla niej, ale i dla mnie. Zresztą sam M. stwierdził, że ona jest na to jeszcze za mała, że może jak będzie miała 4,5 lat to nie będzie problemu.... Wiem, że gdyby żyła moja mama to byłoby inaczej......

Ech. Zazdroszczę Wam wszystkim, które macie mamy chętne do pomocy przy dzieciach.. To naprawdę nieoceniony skarb, pamiętajcie o tym! :)

wtorek, 20 września 2011

Problemy z kupką..

Już drugi tydzień mamy problemy z kupką.. Do tej pory Polcia załatwiała się rano do nocniczka, raz dziennie. Rzadko zdarzało się inaczej. Nie zmienialiśmy jej diety, w zasadzie to nic się u nas nie zmieniło! A problem jest i ciągnie się już prawie 10 dni! Zaczęło się od zeszłego poniedziałku.. Po 3 dniach 'bez kupki' daliśmy małej wieczorem czopek i po 2 minutach już biegłyśmy do nocniczka. Zrobiła taką kupę, że dorosły by się jej nie powstydził :) Ale kolejne 2 dni znowu były bez kupki. Daliśmy więc małej śliweczki z Gerbera (takich normalnych nie chciała jeść) i pomogło. Przez 2 dni było 'normalnie'. Ale od wczoraj znowu to samo. Siadamy rano na nocnik i nic! Dostała dziś soczek HIPP'a ze śliwek i zobaczymy. Chyba przejdziemy się jutro do lekarza, bo przecież to nie jest normalne, żeby dziecku trzeba było 'pomagać' się wypróżnić?

poniedziałek, 19 września 2011

Zakupoholizm oraz nowe umiejętności w życiu Polisławy

Stwierdziłam ostatnio, że stałam się zakupoholiczką! Ale tylko w jednym aspekcie: Polisławy! Wyjście do galerii handlowej w moim przypadku skupia się najpierw na sklepach z ubrankami dla dzieci, a dopiero potem sklepach z ciuchami, czy butami dla mnie. Kiedyś tak nie było! :)) Ale 'kiedyś' nie byłam mamą najsłodszej dziewczynki pod słońcem! :)
Czy wy też tak macie? Kurcze, Pola w sumie ma pełną szafę ubranek i tak naprawdę aktualnie nic nie potrzebuje oprócz butów i kombinezonu na zimę. Ma odpowiednią ilość spodenek, sukienek, koszulek, bodziaków, no może jedyne co by jej się przydało to rajstopki i skarpetki, bo tego ma niewiele, a jak wiadomo te ostatnie brudzą się najbardziej, zwłaszcza, że mała po mieszkaniu zasuwa na bosaka. Ale to niestety nie powstrzymuje mnie przed odwiedzeniem działu dziecięcego w H&M'ie, czy SMYK'u. Normalnie to już jest CHOROBA! :) I często kończy się to tak, że zamiast kupić coś sobie, to kupuje dziecku, ale po prostu nie mogę się opszeć! Zwłaszcza, że weszła już w taki wiek, że naprawdę jest z czego wybierać. Era: białych lub różowych śpioszków się skończyła, teraz (na szczęście) można już trafić czerwoną koszulkę z kolorową aplikacją, spodenki jeansowe albo czarną kurteczkę w białe grochy.

A co do kombinezonu to widziałam ostatnio fajny w Tchibo. Fajny, ale nie powalający. No i oczywiście w kolorystyce różowo-fioletowej. Cena: 199zł. Hm. Stwierdziłam, że poczekamy, mrozy na razie nam nie grożą, a może rzucą do sklepów coś ciekawego.. A ponieważ się ostatnio ochłodziło, to ruszyliśmy na poszukiwania jakiś trampek dla Polisławy. Bo na sandałki już za chłodno.

Jak już kiedyś pisałam, kupno butów dla naszej córci nie jest łatwe. Bo stópkę ma długą i wąską i często jest tak, że na długość but jest dobry, ale nóżka jej w nim lata.. Po wielu próbach udało nam się w końcu znaleźć trampeczki dobre i nawet całkiem fajne w Cocodrillo - i w dodatku nie różowe, tylko zielone w kwiatuszki :) Cena: 25zł. Przy okazji rozejrzałam się po sklepie i znalazłam fajny kombinezon 2-częściowy, również zielony z takimi śmiesznymi różowo-fioletowymi ludzikami przy nogawkach i na kieszonkach kurtki. Patrzę na cenę - 169zł, a więc do przeżycia. Ale jak przyszło do poszukiwania odpowiedniego rozmiaru dla Bączka to pomocna pani sprzedawczyni szybko sprowadziła mnie na ziemię informując, że jest to cena za samą kurtkę, a spodnie kosztują drugie tyle!! Ponad 320zł za kombinezon dla dziecka na 1 sezon - czy Ci producenci zupełnie powariowali?? No jakaś masakra!! I w końcu stanęło na tym, że poczekamy, może w H&M coś się pojawi fajnego? Tam przynajmniej ceny są bardziej ludzkie. No albo coś się trafi ładnego, używanego na allegro...

A z życia naszej Polisławy to nasz Bączek odkrył w sobie zamiłowanie do muzyki. I do tańca! :) Jakiś czas temu wstawiliśmy jej do pokoju małą wieżę. Puszczaliśmy jej na wieczór kołysanki, choć szczerze mówiąc, nie zauważyłam, żeby jakoś szybciej przy nich zasypiała. Mamy też płytkę z piosenkami dla dzieci m.in. "Idzie lisek koło drogi.." "Jesteśmy jagódki.." itp. Pola jak tylko wstanie, to pokazuje paluszkiem na szafkę i na hasło:"Włączyć muzyczkę?" częstuje mnie swoim ślicznym uśmiechem od ucha do ucha, co oznacza "TAAK!" i zaczyna w łóżeczku swój taniec, czyli podskoki i przysiady. Wygląda to prześmiesznie :)

W ogóle to Polcia coraz więcej rozumie. Nie mówi, ale można spokojnie się z nią dogadać. Pokazuje palcem na półkę, pytam się jej: "Chcesz bajkę o owocach?" Pola przecząco kręci głową, "Chcesz misia?" znowu to samo, "Chcesz lalę?" i tu następuje szczęśliwy uśmiech oznaczający 'tak' :) Czasem wyrwie się jej w trakcie takiej zgadywanki 'tak' lub 'nie', ale jeszcze dość rzadko. Pola wie co chce i nie zadowoli się czymś innym. Ponadto nauczyła się chodzić za rączkę i np. jak jesteśmy w jej pokoiku i mówię do niej "Chodź, idziemy na obiadek, będziemy jeść pyszną zupkę" to wstaje, wyciąga do góry rączkę, żebym ją za nią złapała i biegusiem zasuwa do kuchni, staje pod swoim krzesełkiem i próbuje sama na niego wejść, co niestety nie jest jeszcze możliwe :) Strasznie mnie cieszy, że jest już taka rozumna i kontaktowa. Pokazuje co chce, a jak nie chce to kręci przecząco głową. Wie gdzie ma brzuszek, nóżki, oko, nosek, ucho, włosy i bardzo interesują ją zawsze moje kolczyki :) Już parę razy próbowała mi urwać przez nie ucho, dlatego jak tylko wracam do domu to zaraz je ściągam. Wie gdzie jest kuchnia, łazienka, wie gdzie jest szczoteczka do zębów i do czego służy, a to mnie bardzo cieszy, bo podobno z myciem zębów u dzieci jest różnie - u nas na szczęście nie ma z tym większych problemów. Choć jak się Bączkowi wyrzynały piątki to niestety, ale nie dała sobie nawet szczoteczki do buzi włożyć.

Do następnego!

czwartek, 15 września 2011

Pełnia oraz ważenie i mierzenie

Teraz już wiem, co miała na myśli Eko-mama mówiąc o nieprzespanej nocy z powodu pełni.. Do tej pory nas to nie spotykało, ale 2 dni temu mieliśmy noc pod hasłem MASAKRA! Pola obudziła się ok. 3, stękała, miauczała, marudziła, dostała picie, smoczka, nic nie pomagało. Po mniej więcej godzinie kursowania do niej na zmianę z M. stwierdziłam, że bierzemy ją do nas do łóżka. Nie spała z nami od miesięcy, więc już prawie zapomnieliśmy jak to jest. Położyliśmy ją między nami i po chwili mała już smacznie spała. Ale wcześniej oczywiście musiała się trochę 'pokokosić'. Od dłuższego już czasu zasypia na brzuszku i wkłada rączki pod poduszkę. Jak zasypiała z nami to jedną rączkę próbowała wcisnąć pod tatę, co nie za bardzo mu się podobało, bo jak twierdził: "Pola go drapie pazurkami' - jakimi pazurkami? Przecież ma obcięte! I skąd on nagle taki delikatny? :) Najważniejsze, że zasnęła szybko i spała sobie smacznie do rana, a ja mogłam sobie ją trzymać za rączkę i przytulać do woli :) Dzisiejszej nocy było już ok, choć wczoraj szczepiliśmy ją Priorixem i byłam pełna obaw, czy nie dostanie gorączki, nie będzie marudna itp. Ale wszystko było ok. No może z wyjątkiem kupy.. Polcia zawsze robiła kupkę rano do nocniczka, a od 3 dni nic. Zastanawialiśmy się nawet, czy ta nieprzespana noc nie jest wynikiem bólu brzuszku.. Daliśmy jej wczoraj rano śliweczki ze słoiczka Gerbera (takich normalnych nie chciała jeść), ale nic to nie pomogło. Musieliśmy więc posłużyć się narzędziem tortur w postaci czopka glicerynowego. Zadziałał już po 2 minutach od 'aplikacji', a mała zrobiła taaaką kupę do nocnika, że dorosły by się nie powstydził :)

A nasza córcia przy okazji szczepienia została zmierzona i zważona: 10kg, 84 cm na wiek prawie 15 miesięcy :) 10kg to waży już od dłuższego czasu i tak się zaczęłam wczoraj zastanawiać, czy to jest ok, że rośnie w górę, a waży od jakiś 3 miesięcy tyle samo? Generalnie nie mamy z nią problemów z jedzeniem, je tyle ile chce, nie wpychamy w nią jak już pokazuje, że nie chce, nie dopychamy jej ciastkami, jedynie co to od czasu do czasu dostanie między posiłkami chrupka kukurydzianego albo ciasteczko- chrupaczka dla dzieci.

Lekarka wczoraj nic nie mówiła o niedowadze. Faktem jest, że Pola do grubasków nie należy, ale ma dużo ruchu, bo praktycznie całe dnie spędza na spacerach, placach zabaw lub w piaskownicy. Jak to jest z wagą i wzrostem dzieci u Was?

środa, 14 września 2011

Szorujemy, czyli o myciu i praniu!

Jeszcze przed urodzeniem Polci zakupiłam proszek Lovela do białych i kolorowych ubranek oraz płyn do płukania tej samej marki. Polisława nie była bobasem, że tak się brzydko wyrażę 'rzygającym', plującym, czy w inny sposób brudzącym ubranek, więc tak naprawdę prałam je tylko z powodu takiego, że nosiła je cały dzień na sobie. Generalnie prałam i jakoś nie specjalnie zwracałam uwagę na inne walory proszku oprócz czystości ubranek. Do czasu! :) A ten czas nadszedł kiedy trafiłam w markecie na promocję płynu do prania Jelp i jego zapach po prostu mnie zauroczył! Problem miałam tylko jeden - w łazience robiło się ciasnawo: 'nasz' proszek do białych + kolorowych ubrań, 'nasz' płyn do płukania i taki sam zestaw dla Bączka.
A ponieważ Polcia nie jest dzieckiem alergicznym, to znalazłam sposób na rozwiązanie tego problemu: proszek Vizir Sensitive, który polecany jest osobom o wrażliwej skórze oraz dzieciom oraz płyn do płukania Dreft, który podobnie jak wspomniany proszek, również można używać do prania malutkich ciuszków! Ha! Teraz pozostaje mi tylko czekać, aż zapas domowych proszków się skończy! I sprawdzić wcześniej zapach Drefta, bo na punkcie płynów do płukania jestem wyczulona. Nie lubię takich bardzo mocnych i bardzo kwiatowych, wolę delikatne. A Dreft jest mi obcy - do tej pory używałam fioletowego Sofinu - jest boski! :)

Co do mycia, to naszego Bączka od urodzenia myliśmy mydełkiem Bambino. Jak podrosła i zaczęła kąpać się w dużej wannie to dokupiliśmy płyn do kąpieli Nivea. Z płynu było dużo piany i mała miała radochę. Ale kiedyś na promocji trafiłam na płyn do mycia Johnsona, taki fioletowy. Otworzyłam go i jego zapach mnie zauroczył! Od tej pory małą myjemy tym właśnie specyfikiem i muszę Wam powiedzieć, że dziecko po takiej kąpieli pachnie bosko :) Skóra jest mięciutka, gładziutka, nie wymaga kremowania codziennie. I tak oto stałam się fankom kolejnego specyfiku łazienkowego :)


wtorek, 13 września 2011

Najpiękniejsze matczyne uczucia oraz dyniowy smakołyk

Pola ostatnio zrobiła się 'mamusina'. Zdarza się, że podbiega do mnie i obejmuje moje nogi, a jak się do niej schylam i kucam obok niej, to obejmuje mnie mocno swoimi malutkimi rączkami i tuli się i tuli :) I wiecie co? To jest najpiękniejsze uczucie na świecie! :)

A drugie uczucie, które spowodowało, że miałam w oczach łzy wzruszenia, to kiedy Polcia po raz pierwszy wzięła mnie za rękę. Tak po prostu. Podeszła i włożyła swoją malutką dłoń w moją i ruszyła do przodu :)

A tak z innej beczki to znalazłam ostatnio na targu dynię! :) I wyszukałam w internecie przepis na krem dyniowy. Pola jak była malutka to bardzo lubiła słoiczek Gerbera 'Krem dyniowy z żółtkiem', więc pomyślałam, że ta zupka w wersji domowej też powinna jej zasmakować. No i nie myliłam się :)

Tu macie przepis: (ja dodałam do zupy świeży listek bazylii dla urozmaicenia smaku i wyszło super)

http://www.rondelek.pl/zupa-krem-z-dyni-agnieszki-kreglickiej/

Smacznego! :)

poniedziałek, 12 września 2011

Po weselno-teściowe przemyślenia..

Wróciliśmy wczoraj wieczorem z Warszawy. Weekend w miarę nam się udał. Pomieszkiwaliśmy u koleżanki, która ma bardzo fajne mieszkanko na parterze z mini ogródkiem. Pola więc miała co robić - ledwo wstała w sobotę rano to już biegła do 'ogródka' zbierać drobne kamyczki spod ogrodzenia (wysokiego na jakieś pół metra :), po czym wysypywała je sąsiadem 'za płot' :) Albo dla odmiany wrzucała je do donic z kwiatami. Albo biegała za muchą. Albo po prostu zrywała sobie trawkę. Jednym słowem ten niewielki kawałek zieleni dał jej mnóstwo radości, a nam włączył się znowu tryb pt:"Czy kiedyś doczekamy się domku z ogródkiem?" :)

Spotkaliśmy się też ze znajomymi, odwiedziliśmy Łazienki, gdzie Pola puściła się w pogoń za wiewiórką, ale niestety po pierwsze - ta czmychnęła na drzewo, a po drugie - jak spod ziemi wyrósł przed nami Pan Strażnik, który naburmuszonym głosem oznajmił "Proszę nie deptać trawnika i nie biegać!" ...

Co do 'wesela' i teściów - no cóż. Jakoś strasznie nie było, ale i też niczym mnie teściowie nie zaskoczyli. Sam ślub (cywilny) trwał może 10 minut. Pola nam wcześniej zasnęła, ale nie dane jej było pospać, bo jak zaczęli wszyscy bić brawo po całej 'ceremonii' i jak włączyli głośną rockową muzykę zamiast klasycznego Mendelsona to nam się Bączek zerwał na równe nogi. Ale nawet nie marudziła i jak ja wyjęłam z wózka to rozglądała się ciekawie na boki. Ale z mamusinych rączek zejść nie chciała :) Chyba za dużo ludzi i za dużo nowych rzeczy było wokół.
Panna młoda muszę przyznać wyglądała nad wyraz ślicznie! Na tyle na ile ją znam, to raczej nie przykłada wagi ani do ubioru, ani do wyglądu - makijażu, czy fryzury, więc nie spodziewałam się niczego nadzwyczajnego. A tu proszę - miała bardzo ładną, grafitową sukienkę, fryzurkę, no i ślicznie była pomalowana (pierwszy raz ją widziałam w takim wydaniu! :) A Pan Młody - ulubieniec mojej teściowej ubrał do garnituru trampki! Ciekawa jestem, czy teściówka zrobiła mu z tego tytułu awanturę.. Bo jak na naszym weselu M. już po całej uroczystości, pierwszym tańcu i obiedzie zdjął marynarkę, eleganckie buty i założył trampki, to teściowa przyszła do mnie i z wyrzutem zapytała, czy widziałam JAKIE buty M. ma na nogach! A ja na to spokojnie, że owszem, widziałam i że razem je kupowaliśmy :))

Po całej uroczystości pojechaliśmy na chwilę do knajpy, do której zaproszono 'młodych'. Pola chwilę tam pobiegała, zjadła kanapeczkę i pojechałyśmy do domu spać. A tata został jako reprezentant rodziny. Miał w planie wrócić ok.1, ale wrócił po 4 i to w stanie mocno wskazującym hehe Jak mu otwierałam drzwi to się tłumaczył: 'Siostrę za mąż wydawałem... "
Rano nie był za bardzo w stanie zwlec się z łóżka i pójść do teściów na śniadanie, więc zabrałam Pole i poszłyśmy same (teściowie mieszkają na tym samym osiedlu co koleżanka). I znowu powtórzyła się historia. Teściowie zapraszali nas na śniadanie. No więc dla mnie oczywiste było, że przyjdziemy, dostaniemy herbatę, czy kawę, będzie na nas czekał jakiś talerz z wędliną, serem, może pomidorki, czy ogórki, może jakaś sałatka - no jak kogoś zapraszam na jedzenie, to jakoś się do tego przygotowuję! Dla mnie to jest tak oczywiste, jak to, że 2+2 jest 4! Zresztą u mnie w domu zawsze tak było, że nawet jak ktoś wpadał niezapowiedzianie na kawę, to mama zaraz wysyłała nas do sklepu przynajmniej po jakieś ciastka albo na szybko przyrządzała coś do jedzenia. Jak my zapraszamy znajomych nawet na piwo wieczorem, to też zawsze na stole coś czeka na gości! A tu przychodzimy z Polą do dziadków i babcia się mnie pyta, czy chcę coś zjeść? Mówię, że tak. 'To idź do kuchni i sobie zrób. Wyjęłam masło i wędlinę.' Chcesz herbatę? Idź sobie zrób. Nie wymagam od nikogo, aby na mój widok wjeżdżał z kawiorem na stół, ale bez jaj, żeby gościom kazać obsługiwać się w domu samemu! M. stwierdził, że jego mama taka już jest i starych drzew się nie przesadza. Ok, ale dla mnie to jest oznaką olania gości! I nie ważne, czy tak by się zachowała mama mojego męża, moja ciotka, czy koleżanka. Nie podoba mi się takie podejście do gości i tyle! I nie spotkałam się z czymś takim do tej pory nigdzie indziej! Po prostu jako gość poczułam się olana z góry na dół i potraktowana byle jak. No nic, zrobiłam sobie kanapkę i pomyślałam jeszcze, że dobrze, że dałam Polci śniadanie u koleżanki, bo u dziadków mogłaby zjeść jedynie bułkę z masłem. Tłusty baleronik raczej nie nadawał się do podania dziecku w wieku Poli..

Niby u teściów było ok. Ale doszłam do wniosku, że teściowa traktuje wnuki tak jak swoje dzieci. Czyli raczej ozięble i bez emocji. Co innego dziadek :) Ten jak by mógł to by na wszystko pozwolił, włącznie z wejściem sobie na głowę :) A podobno mówi się, że inaczej wychowuje się swoje dzieci i inaczej wnuki.. No cóż, w przypadku mojej teściowej to się nie sprawdza! Teściówka siedziała na kanapie i tylko wydawała polecenia. Spał u nich synek szwagierki. Pola bardzo ładnie się z nim bawiła. Ale jak oboje zniknęli w ciemnym korytarzu i chciałam wychylić się, żeby zobaczyć co tam robią, to od razu zostałam sprowadzona do parteru ostrym krzykiem: "Zostaw ich ! Nic sobie nie zrobią!" Ok, nie twierdzę, że sobie coś zrobią, ale po prostu byłam ciekawa co robią...
Siedzieliśmy w mieszkaniu, a za oknem była piękna pogoda. Zaproponowałam więc, żebyśmy może poszli na spacer albo na plac zabaw.. No i co? Teściowa, która tak się zawsze rozwodziła nad tym jak to ona często chodzi na spacery z Olkiem, jak kocha spacerować, gdzie to go nie zabiera itp itd tym razem stwierdziła: "Spacer - jasne! Dziadek ubieraj się, pójdziesz z małym!' :) Dziadek oczywiście bardzo chętnie z nami poszedł, nawet kawy nie zdążył wypić, ale ubrał buty w pół sekundy i był gotowy! Przykro mi się trochę zrobiło, bo teściowa jak rozmawia przez telefon z M. to ciągle tylko narzeka, że jej zdjęć Poli nie przysyłamy, a jak ma okazję spędzić z wnuczką trochę czasu to .. no właśnie. To co? Nie chce jej się? Nie ma ochoty? No bo jak mam to odebrać? Przecież nie miała nic do roboty!
Poza tym zauważyłam, że oni bardzo mało do małego mówią. My do Polisławy nawijamy cały czas. Co robimy, co będziemy robić, jak oglądamy książeczkę to cały czas jej opowiadamy co jest na obrazkach.. Kupiliśmy Olkowi takie puzzle ze zwierzątkami. Na drewnianej podkładce są powycinane: krówka, kurka, baranek itp. i cała zabawa polega na tym, żeby dopasować zwierzątko do odpowiedniego wykroju, a dla podpowiedzi pod puzzlem jest taki sam obrazek jak na puzzlu. Pola ma coś takiego i co prawda wkładanie zwierzątek w odpowiednie miejsce jej nie interesuje, ale same stworki jak najbardziej! :) Babcia odpakowała Olkowi puzzle, ten wyjął baranka, pooglądał i rzucił na kanapę. A babcia na to: "Olek, to trzeba włożyć TU!" A Olek miał to gdzieś ;) Powyciągał zwierzątka, porozrzucał naokoło i miał z tego wielką frajdę. Za to babcia miała krzywą minę i pokrzyczała na biedne dziecko, że się nie bawi tak jak trzeba. A jak ja wzięłam baranka i zagadałam do Olka: "A wiesz jak robi baranek? Beeee" to mały się mocno zdziwił, a babcia spojrzała na mnie jak na wariatkę! :) Skutek tego jest taki, że mały oprócz dźwięku "Ooooo!" nic więcej nie mówi. Pola wypowiada mnóstwo dźwięków, które ciężko nawet powtórzyć. Oprócz oczywiście słów mama, tata, baba, bardzo często mówi baaa, co w zależności od sytuacji może znaczyć: auto, komar, plamę na podłodze, ptaszka - krótko mówiąc jest to bardzo uniwersalne słowo w Poli słowniku :) A oprócz tego jak się bawi to często pod noskiem do siebie coś gada, co ciężko powtórzyć, bo jest to zbitek różnych sylab i samogłosek.

Po całym tym weekendzie stwierdziłam, że teściowa w widoczny (przynajmniej dla mnie) sposób zupełnie inaczej traktuje swojego syna, czyli M. i swoją córkę. Co córka powie jest ok, co zrobi jest ok, nie da się ukryć, że ją traktuje lepiej. M. jest co chwilę krytykowany albo pomijany w różnych kwestiach. Przykład: weselne trampki, o których pisałam wcześniej. Inna kwestia to mieszkanie siostry M. Babcia zapisała je trójce swoich wnucząt: M., siostrze M i kuzynowi. Zadecydowano, że najbardziej przyda się ono siostrze M. Rodzice więc spłacili kuzyna. M. z mieszkania nie dostał nic. Jego nikt nie spłacał. I nikt się o nic nie pytał. My mieszkanie musieliśmy wziąść na kredyt. Siostra M. mieszka sobie bez żadnych obciążeń i teraz jak im się urodziło dziecko to stwierdzili, że przydałoby im się większe, 3-pokojowe i dlatego nie robili listy prezentów na ślub tylko chcieli kasę. M. miał pogadać z ojcem i zapytać się o mieszkanie po babci, ale jakoś nie było okazji. Już nawet nie chodzi o kasę, bo my sobie jakoś dajemy radę z kredytem. Ale o ZASADĘ. Dlaczego siostra dostała mieszkanie, kuzyn kasę, a M. NIC? I tak jest cały czas. Tata M. ląduje w szpitalu - nikt do niego nawet nie zadzwoni. Teściowa miała tydzień temu wylew do oka - nikt M. o tym nie powiadomił. Jak mąż zadzwonił do teścia i się o tym dowiedział, to na pytanie, czemu nie zadzwonili do niego, teść się tłumaczył, że 'nie chcieli go denerwować'! No bez jaj, czy M. w ciąży jest czy co? No po prostu ręce opadają! Brak komunikacji albo raczej brak potrzeby komunikacji w tej rodzinie mnie rozwala! Pewnie dlatego, że u mnie jest zupełnie inaczej i do innych relacji z rodzicami jestem przyzwyczajona.

Wiem, po tylu różnych akcjach powinnam to już olewać i przyzwyczaić się do tego, ale jakoś wciąż mnie to szokuje! Najgorsze jest to, że widzę, że M. często jest przykro w takich sytuacjach. A mi o tyle trudno jest go wtedy pocieszyć, bo samej mi się na usta cisną niecenzuralne słowa jak tak można się zachować wobec własnego syna! ..

czwartek, 8 września 2011

Ach śpij, kochanie...

Podobno są dzieci, które prawie od urodzenia przesypiają całe noce. Nasza Pola ma ponad 14 miesięcy i taka noc przytrafiła się jej RAZ! :) Na szczęście z kilku pobudek nocnych teraz mamy tylko 2, a czasem nawet 1. Jak się budzi to czasem wystarczy podać jej smoczka, czasem picie i z reguły zasypia w pól sekundy. Śpi od początku w swoim łóżeczku, a od ok. 3 miesięcy w swoim pokoju. Już dawno pediatra mówiła nam, żeby nie dawać jej w nocy mleka, bo to źle wpływa u małych dzieci na zęby - mleko zalega w jamie ustnej, a stąd już niedaleko do próchnicy.. Ale co zrobić jak Bączek domaga się jedzenia w nocy? Próbowaliśmy ją 'oszukiwać' i dawać jej wodę, ale ją wypijała i wołała o coś konkretnego! Myślałam, że ten okres nam się nigdy nie skończy, aż tu proszę - od jakiś 2 tygodni Pola budzi nam się tylko raz, ok, 5:20-5:30, dostaje wtedy wodę do picia, lekko podgrzaną, wypija ją i zasypia! Wyszłam z założenia, że o tej porze bez sensem będzie podawanie jej kaszki, czy mleka, skoro o 8 z reguły je śniadanie! I myślę też, że patent z podaniem jej lekko ciepłej wody trochę tu pomógł, bo dostaje picie prawie że w temperaturze mleka. I to jest takie moje małe oszustwo wobec niej :) Teraz jeszcze czeka nas odstawienie smoczka i już czuję, że nie będzie to łatwe... Kurcze, zazdroszczę Sabinie, mamie Poli, że mają to już za sobą :) Nasz mały łobuziaczek korzysta ze smoczka jedynie wieczorem, w ciągu dnia bardzo rzadko go miętosi. Choć zdarza się, że bawi się i nagle gdzieś dojrzy swojego najlepszego przyjaciela na półeczce, to raz dwa do niego leci, pakuje go do buzi i nie chce oddać! A tak no to tylko 'potrzebuje' go do spania.. I niestety czuję, że rozstanie z nim będzie bolesne..


A TU HISTORYJKA Z SERII "Z ŻYCIA WZIĘTE":

Byliśmy ostatnio na placu zabaw z Polisławą. Mała bawiła się w piaskownicy, a ja chcąc nie chcąc przysłuchiwałam się rozmowom innych mam stojących nad swoimi dziećmi przy wspomnianej kupie piachu. Rozmowa zeszła na temat bakterii, bo chłopiec chciał porwać picie dziewczynce. "Synku, nie wolno, to jest butelka Kasi. Nie możesz od niej pić, bo przekażesz jej swoje bakterie". Na hasło "bakterie" chłopca wysztywniło i uciekł na chuśtawkę. Na co mama zaczęła go tłumaczyć:"No wiesz Basiu, mój Wojtuś to się strasznie boi bakterii. Naoglądał się reklam Domestosa i teraz na kibelku boi się usiąść, bo tam jest przecież ich MNÓSTWO" :)

Tak więc moje drogie, uważajcie jakie reklamy będą Wasze dzieci oglądać, bo potem może być problem! :))

A my jutro wyjeżdżamy na weekend, na ślub siostry M. Ciekawa bardzo jestem jak to wszystko będzie wyglądało i co tym razem zrobię nie tak według teściówki... :)

wtorek, 6 września 2011

Coś potrzeba? oraz - jestem w szoku!

Dziewczyny, mam trochę ubranek i książek o dzieciach, które wystawiłam na allegro, bo nie mam co z tym zrobić.. Mi już się nie przydadzą, ale może komuś tak? Nie ukrywam, że część ubranek takich neutralnych płciowo zostawiam, licząc że przydadzą się przy drugim dziecku, które mam nadzieję mieć za jakiś czas.. Ale Pola ma już ponad 14 miesięcy i tych ubranek w tym czasie miała mnóstwo! Część wywiozłam do taty, część mam w szafie, a z częścią po prostu nie mam co zrobić, a żal mi wyrzucić. O książkach nie wspominając.. Może którejś z Was się coś z tego przyda? Zapewniam, że ubranka są w stanie dobrym, nie są bardzo sprane, nie mają plam, a co najwyżej oznaki normalnego użytkowania..


A ja dochodzę do siebie po przeczytaniu ostatnich wpisów na blogu Kobiety w sukience
Normalnie jestem w szoku! Wolę tego nie komentować, bo posypie się stek brzydkich słów mądrzącej się starszej laski! .. Po prostu nie mieści mi się w głowie, że kobieta, matka, żona może tak oskarżać męża o stan swojej dziurki, o to, że jej 'nie załatwił cesarki' i pisać, że gdyby podczas operacji coś poszło nie tak, to mąż na pewno szybko sobie znajdzie nową mamę dla ich synka. Tak po prostu. Niepojęte!

niedziela, 4 września 2011

T jak teściowie..

Siostra M. za tydzień bierze ślub. I oczywiście już pojawiły się 'problemy'. Biorąc pod uwagę, że ma małe dziecko w wieku Poli założyliśmy, że małym zajmą się rodzice M. i będzie on u nich spał. Dla nas więc nie będzie już miejsca - zawsze jak przyjeżdżaliśmy do teściów to spaliśmy na rozkładanej kanapie w dużym pokoju, a Pola albo spała z nami albo w kojcu. Rodzice M. śpią w 2 osobnych, malutkich pokojach do których nie ma możliwości wstawienia kojca. Chyba, że na sufit! Dla nas to nawet lepiej, bo bez problemu i obrażania się ze strony teściów możemy nocować u koleżanki, która ma duże mieszkanie i mieszka sama na tym samym osiedlu co rodzice M. A ja na pewno będę czuła się u niej swobodniej.

Ślub jest o 17, więc dość późno. Ale to tylko cywilny, więc szybka piłka 20 minut, a potem nie ma ani obiadu dla rodziny, ani wesela tylko wypad do knajpy dla znajomych. A tam do końca nie wiadomo co będzie - na pewno szampan i zimna płyta. Nawet nie wiadomo, czy zaplanowane są jakieś tańce, czy po prostu popijawa. A ponieważ jest to w knajpie, więc nie ma opcji żebyśmy poszli tam z Polą. Stanęło więc na tym, że M. jako brat panny młodej pójdzie pić zdrowie pary młodej, a ja wrócę do mieszkania koleżanki z małą, żeby ją wykąpać i położyć spać. A ponieważ tak jak pisałam, nie będzie typowego weselicha, to M. stwierdził, że być może wróci zanim Pola zaśnie :)
No i tu się pojawił problem. M. zadzwonił wczoraj do rodziców, żeby zapytać się jak będzie wyglądał 'weekend ślubny'. Czy w sobotę jest zaplanowany jakiś wspólny obiad przed ślubem albo może wspólne śniadanie w niedzielę? Bo chcielibyśmy sobie jakoś czas zaplanować, mamy trochę znajomych w Warszawie i chcielibyśmy się z nimi spotkać jeśli czas na to pozwoli. Generalnie nie dowiedzieliśmy się nic z tego co nas interesowało, ale np. teściowa zapytała się co zrobimy z Polą wieczorem, czytaj po ślubie?? Noż kurna mać! Jak to co? Weźmiemy ją ze sobą do knajpy, żeby wypiła zdrowie pary młodej! No co za pytanie?? Nie wiem, ale wydaje mi się, że normalnym zachowaniem dziadków w takiej sytuacji jest stwierdzenie:"Zostawcie Polę z nami/ Przywieziemy drugie łóżeczko, żeby miała gdzie spać/ albo Hm, co tu zrobić, bo mamy tylko 1 kojec? Jak Was wszystkich pomieścić?" Ale nic takiego nie padło! Pomijając fakt, że i tak bym małej z dziadkami nie zostawiła, bo ich po prostu nie zna, to jednak miło byłoby usłyszeć, że próbują jakoś wnuczęta w taki dzień ogarnąć! Babcie córcia w tym roku widziała 3 razy: w styczniu, czy lutym jak byli 'przejazdem' i umówiliśmy się w centrum na kawę w kawiarni. Bo wpaść do nas nie chcieli, choć mieszkamy dosłownie 5 minut od dworca. Potem na Wielkanoc i w lipcu, jak byliśmy na Warsztatach Pampersa i ja pojechałam do fabryki, a M. wziął małą do teściów. Dziadka Polcia widziała częściej, bo był u nas ze 3 razy w ostatnich miesiącach przy okazji służbowych wyjazdów.

A wracając do ostatniego spotkania Bączka z dziadkami (w czasie Warsztatów Pampersowych) ... Ponieważ M. wychowany był w klimacie: "Niech dzieci szybko dorosną i wyprowadzą się z domu" oraz "W czasie wakacji trzeba się dzieci pozbyć, żeby można było odpocząć" to jak tylko Pola się urodziła to mówił, że "Niech tylko przyjdą wakacje, to oddamy małą do dziadków na 3 tygodnie i gdzieś sobie wyjedziemy i odpoczniemy" co dla mnie było kosmosem, bo nie wyobrażam sobie 'oddania' dziecka komukolwiek pod pretekstem wyjazdu i odpoczynku!! Jak ja niby miałabym wtedy odpoczywać?? A w ogóle to co to za wakacje bez dziecka?? To po co komu dziecko, skoro myśli się tylko o tym, jak, gdzie i komu je oddać? No ale cóż, różne ludzie mają podejście do wychowania. Rodzice M. mieli takie i dla niego było to normalne. Dla mnie nie i wiele rozmów na ten temat odbyliśmy zanim dotarło do niego, że nie tędy droga! Poza tym na pewno duży wpływ miały na niego ostatnie miesiące wspólnego życia z Polą - zobaczył i doświadczył ile radości może dać dziecko, spędzanie z nim czasu, wspólna zabawa.. i zmienił zdanie :)
A po ostatniej wizycie u dziadków stwierdził, że cofa wszystko to co wcześniej powiedział i że Poli do nich nie oddamy nawet na weekend! Wpadła wtedy też siostra M. z synkiem w odwiedziny i dziadkowie wszystkiego małemu zabraniali (zresztą szwagierka nie była lepsza podobno): "Tego nie dotykaj!/ tego nie ruszaj!/ tam nie idź!/ To zostaw!' Brakowało jeszcze stwierdzenia:"Nie oddychaj!" M. stwierdził, że po pierwsze, gdyby jego tam nie było, to te wszystkie zakazy byłyby również kierowane do Poli, a wiadomo - takie małe bączki są wszystkiego ciekawe! Do tego nasza Pola na pewno chciała wszystkiego dotknąć, bo wszystko dla niej było nowe! Nie twierdzę, że w domu pozwalamy jej na wszystko, bo tak nie jest, ale jeśli ją coś interesuje, a nie jest to nóż, laptop, kubek z kawą tylko np. pokrywka, gazeta, szczotka do włosów, czy moje spodnie - to niech sobie dotknie, zobaczy co to, czy miękkie, czy zimne - no jednym słowem niech poznaje świat! :)

A po drugie M. stwierdził, że jak teraz tak wszystkiego małemu zabraniają to jak podrośnie to ich wszystkich znienawidzi! :)

No więc wracając do ślubnego tematu - zupełnie nie brałam pod uwagę pójścia do knajpy na picie, podpieranie ściany i oglądanie reszty gości, których nie znam. Zwłaszcza, że jeśli chodzi o pozostawienie dziecka wieczorową porą z kimś 'obcym' to mam traumę!
Mąż mojej siostry wyjechał do Anglii, jak ich synek miał 8 miesięcy. Mały miał ponad rok, nie pamiętam dokładnie ile, ale już chodził i mówił 'mama' :) Siostra miała jakąś imprezę, a dziadkowie nie dali radę zostać z młodym w domu. Padło więc na mnie. Siostra stwierdziła, że położy go przed 20tą do spania, więc jak przyjdę to on już będzie spał i moja rola sprowadzi się do podania mu butli z mlekiem jak się obudzi i tyle. Ale jak na złość, mały nie chciał w ciągu dnia spać i padł popołudniu. A jak padł, to spał do 18:30, nie było więc mowy, żeby położyć go ponownie przed 20tą. Dla mnie to nie był problem, nawet się cieszyłam, że się jeszcze będę mogła z nim pobawić. I wszystko było fajnie, bawiliśmy się gdzieś do 21szej, dopóki mały nie zaczął wykazywać oznak zmęczenia. Pamiętam jak przebierałam go w pidżamkę, śmiał się, bawił i nagle spojrzał na mnie i tak jakby zorientował się, że ja to nie mama. Uderzył w taki ryk, że szok! Płakał i płakał, zszedł z łóżka i chodził od pokoju do pokoju i szukał mamy. Serce mi pękało, bo nie byłam w stanie go uspokoić i wiedziałam, że tylko mama mu teraz pomoże.. A mamy nie ma.. Na to wszystko zadzwoniła moja siostra i jak usłyszała płacz synka w telefonie to powiedziała, że zaraz przyjedzie. No i rzeczywiście, wpadła, wzięła młodego do łóżka i zasnął przy niej w pół sekundy! I wtedy powiedziałam sobie, że ja takiej rozpaczy nie zafunduje mojemu dziecku, bo mi serce pękało jak widziałam jego smutne i zapłakane oczka szukające mamy. A przecież znał mnie, bo siostrę odwiedzałam często. No, ale same wiecie jak to jest wieczorem, jak dziecko jest zmęczone po całym dniu..
No więc tym bardziej nawet przez myśl mi nie przeszło, żebym miała Bączka wieczorem zostawić z dziadkami, którzy dla niej są jakby nie patrzeć obcymi osobami!

No więc M. w rozmowie z teściową powiedział, że ja po ślubie wracam do mieszkania z małą, a on idzie do knajpy jako reprezentant naszej familii. Na co teściowa podobno oburzona stwierdziła, że jak to wygląda, żeby szwagierka nie przyszła na wesele? Wrrrr....! Po pierwsze to nie wesele! A po drugie sorry, ale oni sami powiedzieli, że nawet na szampana nie przyjdą, bo im nie wypada! Rodzicom panny młodej NIE WYPADA?? M. stwierdził, że nie zdziwiłby się, gdyby się okazało, że siostra po prostu ich nie zaprosiła do knajpy! No sorry, ale ja tego nie ogarniam! Chyba rodzice są ważniejsi od szwagierki? Poza tym kurde, przecież synek siostry ma dziadków z dwóch stron, od mamy i taty, oboje żyją, a do tego żeby było śmieszniej to mieszkają w blokach obok siebie. Przecież jakby chcieli, to by się wymienili i chociaż na chwilę poszliby i jedni dziadkowie - rodzice panny młodej i drudzy - rodzice pana młodego. Jakaś paranoja!!

Ech, po takich akcjach to dostaje jeszcze większej awersji do teściowej!
No nic, zobaczymy jak to wszystko będzie. Bo na chwilę obecną to wiemy tylko tyle, że jak przyjedziemy w piątek to mamy się zameldować i pokazać u teściów. Potem ja jadę do koleżanki, a M. idzie z tatą na piwo pogadać. A o czym to napiszę w innym poście, bo i tak się dziś rozpisałam. W sobotę z kolei myśleliśmy, że odwiedzimy dziadków rano na kawę/ śniadanie albo na obiad, ale z tego co się M. dowiedział - siostra jedzie z mamą do fryzjera rano i dziadek zostaje z wnuczkiem sam, więc opcja 'czegoś' wspólnego odpada. A przy okazji okazało się, że z piątku na sobotę śpi u nich siostra M., więc tym bardziej nie mielibyśmy gdzie spać! Ciekawe, co byśmy zrobili jakbyśmy nie mieli możliwości nocowania u koleżanki? Bo dopóki M. do teściów nie zadzwonił, to nikt nam o tym nie powiedział! Byłoby nieźle, gdybyśmy się np. dowiedzieli o tym w piątek, w drodze do Warszawy, a znając komunikację w rodzinie M. to jest to bardzo możliwe...

S jak skakanie

Pola od paru dni próbuje skakać. Wygląda to strasznie rozkosznie i zabawnie :) A mianowicie ugina lekko nóżki, robi mały przysiad i podrywa się do góry. Jednak jej nóżki jeszcze nie odrywają się od ziemi i ten jej 'zryw' jest bardzo komiczny :) Dzisiaj rano udało jej się leciutko oderwać od ziemi z czego była bardzo dumna, zresztą ja również! :) To 'podskakiwanie' sprawia jej wielką frajdę, bo się śmieje w między czasie sama do siebie...
Nic tylko czekać jak nam Bączek poszybuje jak Małysz.. :)

czwartek, 1 września 2011

P jak picie



Dziś będzie o piciu. Ale nie alkoholu :)

Nasz Bączek od urodzenia pił herbatki ziołowe dla dzieci, potem soczki Bobofruty, bo samej wody pić nie chciał. Dopiero jak wyjechaliśmy na wakacje to z braku laku zaczął pić wodę mineralną i o dziwo zaakceptował ją od pierwszego dnia. Wcześniej w domu jak tylko daliśmy Poli do butelki wodę, to wypluwała smoka i przestawała pić. Na wakacjach nie było wyjścia - soki serwowane w hotelowych barach z prawdziwym sokiem miały nie wiele wspólnego. Jak dla mnie były to koncentraty owocowe mocno rozcieńczane wodą, a w smaku czuć było jedynie chemię. Po powrocie do Polski już bez problemu Pola piła wodę, ale jedynie Aquarell albo Mama i Ja. Oprócz wody podawaliśmy i nadal podajemy jej:
  • soki warzywno-owocowe, czyli marchewka + coś,
  • kompot,
  • czasem herbatkę owocową Bobovity.
Jednak naszym głównym problem w tym temacie jest nie TO, co pije mała, ale Z CZEGO. 14 miesięcy Pola skończyła tydzień temu, jednak ani myśli rozstać się z butelką! Kubka niekapka nie zaakceptowała w ogóle! Ma też kubek treningowy z Lovi - ale z niego raz pije, raz nie. Ma kubek 360 stopni i też raz z niego pije, innym razem nim rzuca.



Daję jej czasem wodę w plastikowym kubeczku. Kupiłam kiedyś taki zestaw kolorowych kubeczków w Tchibo. Szklany mogłaby ugryź, a plastikowy może gryźć do woli i nic złego sobie nie zrobi.

Skoro więc, kapki niekapki nam się nie sprawdzają, to postanowiliśmy, że w domu Pola będzie uczyła się picia z tych właśnie kubków plastików, a na spacery będziemy brać kubek 360 st. no i awaryjnie butlę. Zobaczymy, co z tego wyjdzie...

Czytałam ostatnio, że najlepiej dziecko uczyć pić z kubeczka podając mu jakiś gęsty mus owocowy albo kaszkę. A dopiero potem płyny. I że nie wolno podawać picia łyżeczką, bo dziecko się może zakrztusić. Przeczytałam to niestety za późno i nasza Polisława przygodę z kubkiem rozpoczęła od picia wody. Jakoś jej to idzie, więc chyba nie będziemy się 'cofać' i podawać jej czegoś gęstszego.. I tak na razie to jej picie wygląda tak, że kubek trzymam ja i pomalutku 'wlewam' jej do buźki troszkę wody. I tak parę łyczków mała wypija.

A jak to u Was wygląda? Może macie jakieś lepsze patenty? :)