Suwaczek

Suwaczek z babyboom.pl

poniedziałek, 28 października 2013

Zaraz teraz, czy zaraz potem, czyli o wchodzeniu na głowę.

Jakiś czas temu przeczytałam na jednym z blogów wpis mamy, która pisała, że nie chce być mamą, która odsyła swoje dzieci z kwitkiem mówiąc 'zaraz'. Że chce uczestniczyć w ich życiu, pokazywać im świat, jego aspekty, co dobre, a co złe itp itd. Tak sobie to wtedy czytałam i myślałam: "Kurcze, zgadzam się! Też tak myślę! Też tak chcę!". Zaczęłam trochę analizować różne sytuacje i stwierdziłam, że faktycznie, być może to nasze 'Zaraz" jest za często używane w stosunku do dziecka? 

Ale jak to w życiu bywa.. Wróciłam do domu zmęczona po pracy, przywitałam się z Bączkiem, psem i mężem i poleciałam do łazienki. W końcu potrzeba fizjologiczna jest najważniejsza :) A sikać mi się chciało że hej! A tu ledwo spodnie zdjęłam słyszę: "Mamo, chodź! Pokażę Ci co narysowałam!"   
"Zaraz, robię siku." "Mamoooo, ale chodź do mnie!"
"Kochanie, zaraz przyjdę. Tylko siku zrobię."
"Ale mamooo, CHODŹ!"

No więc jak tylko mogłam, to w te pędy poleciałam do dziecka zobaczyć co też narysowało. Ok, zobaczyłam, idę do kuchni zrobić sobie herbatę i coś do jedzenia. W między czasie zamieniam z mężem kilka słów na temat tego, jak mu minął dzień, a jak mi. 
"Maamoooo, chcę pić!"
"Zaraz Ci zrobię i przyniosę, tylko z tatusiem chwilkę porozmawiam."

I kolejne 'zaraz' ... Do momentu, kiedy Pola poszła spać złapałam się kilka razy na 'zaraz'. I wszystkie te sytuacje dały mi do myślenia. Ok, chcę podziwiać prace plastyczne mojego dziecka, bez problemu robię jej wodę z sokiem malinowym, kanapkę, idę z nią na siusiu do łazienki, czy czytam jej bajkę... Ale czy będąc dosłownie na każde zawołanie dziecka, rzucając wszystko co się robiło i przynoszenie dziecku jedzenia/ picia/ pomaganie w danej chwili nie spowoduje kiedyś, że dziecko wejdzie nam najzwyczajniej na głowę? Czy, aby nie mówić 'zaraz' należy wyrzec się wszystkich SWOICH potrzeb - łącznie z fizjologicznymi :-), odłożyć wszystko na bok i poddać się prośbom dziecka? Niee... chyba nie tędy droga. 
Złoty środek też ciężko znaleźć. Bo dziecko z reguły potrzebuje czegoś 'tu i teraz', w chwili gdy ja akurat jestem naprawdę zajęta - podsmażam cebulkę na patelni, robię kawę, jestem w łazience itp. itd. W wielu sytuacjach Bączek nie musi mnie wołać, bo po prostu jestem obok. I pomagam kolorować zwierzaczki, badać stetoskopem pluszaki, czytam zagadki .. A jak tylko się oddalę 'po coś', to słychać: "MAMOOO, CHODŹ!" :-)

I tak sobie myślę, że ja tego 'zaraz' to się raczej do końca nie pozbędę... :-)

poniedziałek, 14 października 2013

Jak rozmawiać z dzieckiem? Poradźcie...

No właśnie, jak rozmawiać z dzieckiem, które chce czegoś TU i TERAZ, NATYCHMIAST, a tak się nie da? Przykład: 

Jedziemy z Polą autem do domu, jest po 19tej. 
Nagle Pola proponuje: "Mamo, ja chcę jechać teraz do Milenki i do cioci Małgosi. Nie chcę do domu". 
Ja na to: "Kochanie, teraz nie możemy do nich jechać. Jest już późno, Milenka pewnie teraz je kolację albo się kąpie i będzie szła zaraz spać. Ty zresztą też."
Pola:"Ale ja nie chcę kolacji, ja chcę do Milenki".
Ja: "Kochanie, z Milenką zobaczysz się jutro."
Pola:"Ale ja chcę DZIŚ!!!".
Ja: "Jakby ciocia miała czas to by się umówiła z nami dziś, ale widocznie miała inne plany, dlatego umówiłyśmy się na jutro".
Pola:"Nieeee, DZIŚ, DZIŚ, TERAZ!"
Ja:"Kochanie, ale .....
Pola: "TEERAZZ!!" (i tu zaczyna się podskakiwanie w foteliku samochodowym, łzy i tak zwane 'robienie sceny' :)
Ja: "Ale tłumaczę..."
Pola: "TERAZZZ!!!"

I ponieważ córka zaczyna mi przerywać po 1, 2 słowach i ponieważ żadne podane wcześniej argumenty do niej nie przemawiają, to milknę. Efekty bywają różne. W tym akurat przypadku dziecku zmęczone po całym dniu i zapłakane zasypia w aucie. W innych przypadkach wydziera się dalej, a jak widzi, że ja albo mąż nie reagujemy, przestajemy się odzywać albo nawet wychodzimy do drugiego pokoju, to zaczyna wrzeszczeć jeszcze głośniej, takim udawanym, histerycznym wrzaskiem i płaczem. Ewidentnie mającym na celu zwrócenie na nią uwagi.

Buntu 2-latka nie mieliśmy, ale bunt 3-latka nam się czasem przydarza... 
Jak sobie radzicie w podobnych sytuacjach? Gdy dziecko nie da sobie nic wytłumaczyć, bo jak tylko Wy otworzycie buzię, żeby coś powiedzieć, to dziecko zaczyna wrzeszczeć: "Ale ja CHCĘĘĘ!!" "TERAAAAZ!" i nie pozwala Wam nawet podać żadnego argumentu?

Do tej pory jakoś udawało mi się zapanować nad dzieckiem w takich sytuacjach odwracając jego uwagę. Mówiąc na przykład: "O, zobacz jaki tam idzie ładny piesek!" / "O, chyba Twój misiu Cię woła w pokoju. Może jest głodny albo chory?" - i Pola biegła do pokoju sprawdzić, co się dzieje z misiem ;)
Tudzież w jakiś inny sposób kierowałam uwagę córki na inne tory. Ale widzę, że im jest starsza, tym bardziej się upiera przy swoim i coraz rzadziej moja metoda 'odwrócenia uwagi' działa. Znajoma mi mówiła, że pani w przedszkolu tłumaczyła jej, że to taki wiek, że dzieci próbują swoich sił i sprawdzają ile mogą z rodzicami ugrać. Okej, rozumiem to. Ale jak to przetrwać? Jak sobie radzić z takimi napadami 'JA CHCĘ TU I TERAZ!"? Macie jakieś swoje sprawdzone sposoby, pomysły..?...

wtorek, 1 października 2013

Przedszkole dobre jest!

Że przedszkole rozwija, pomaga, uczy, wychowuje wiedzą wszyscy. Ale jak człowiek widzi prawdziwe, realne tego rezultaty to docenia tę instytucję jeszcze bardziej! Pola zaczęła mówić mając 20 miesięcy. Dzięki temu, że dużo jej czytaliśmy, mówiliśmy, opowiadaliśmy, to dość szybko (porównując do rówieśników) jej słownictwo można było uznać za naprawdę bogate. Jedynym "problemem" w jej wymowie było nie mówienie 'r' tylko 'l' oraz nie mówienie 'w' tylko 'h'. I często zamiast 'sz' mówiła 's'. 
Za to kilka dni temu wprawiła mnie w osłupienie mówiąc bardzo wyraźnie "wSZystko". Gdy poprosiłam, żeby powiedziała 'szyszka', usłyszałam 'SZySZka" :) Do tego tak śmiesznie układała usteczka, że nie mogłam się nie uśmiechnąć. Domyślam się, że pani w przedszkolu ćwiczyła z nimi wymowę, może mieli jakieś ćwiczenia z logopedą? Nie wiem, bo na moje pytania Pola odpowiadała, że 'nie pamięta/ nie wie". Miałam zapytać o to panią przedszkolankę następnego dnia, ale .. zapomniałam. Bo rano to wiadomo, szybko, szybko się przebieramy, całuski i Bączek pędzi do dzieci, a ja do pracy. 

Inną zaletą przedszkola, o której słyszałam z każdej strony zanim jeszcze u nas ten temat był poruszany, to to, że jak Pola zacznie razem z dziećmi jeść posiłki, to nie będzie dania, którego nie zje. Bo jak zobaczy, że wszyscy jedzą to nie będzie chciała odstawać od grupy itp itd. 
Dobra, dobra myślałam. Ale są produkty, których za nic nie zje! Jak choćby surówki wszelkiego rodzaju. Pola nie miała nigdy problemu ze zjedzeniem gotowanych warzyw, szpinaku, czy cukinii, za to z surowych zjadała tylko kiszonego ogórka i mizerię :)
A tu proszę - surówka z selera, kiszonej kapusty, co tylko nie wymyślą do drugiego dania, Pola ponoć zjada z apetytem. Pani kucharka nawet mi powiedziała, że kiedyś jej tak dużo nałożyła i jadła, jadła, aż się jej w końcu zapytać, czy już jej talerza spod noska nie zabrać, ale jej nie pozwoliła i zjadła WSZYSTKO! :)

Że piosenki, wierszyki nowe nuci, że ma nowe koleżanki (w tym ulubioną Balbinkę, czyli Malwinkę), o tym pisać nawet nie będę, bo to takie oczywiste. 

Krótko mówiąc, jak na razie same plusy! No, może oprócz kataru i kaszlu, który męczy nasze dziecko od paru dni. Ale biorąc pod uwagę cudowną aurę za oknem, nie koniecznie winne jest przedszkole..