Suwaczek

Suwaczek z babyboom.pl

czwartek, 22 sierpnia 2013

Zielona trawka to jest to!

Wróciłyśmy z kilkudniowego pobytu na 'zielonej trawce' w Beskidzie Sądeckim. Pogoda była cudna, na niebie słonko i piękny błękit, za to temperatura odpowiednia - zupełnie nie czułyśmy tych 30stopni! Jednak obecność lasu i to, że byłyśmy blisko gór powodowała że upał był bardzo znośny! Pierwszego dnia jeszcze czułam się nerwowo - coś trzeba zrobić, gdzieś iść, telefon odebrać, coś załatwić... Ale już drugiego dnia w końcu się wyluzowałam, telefon zostawiłam w pokoju i sama sobie wytłumaczyłam, że 'nic nie muszę". Ba, mogę wręcz robić co chcę, kiedy chcę, nie muszę gotować, sprzątać, za to mogę chłonąć świeże powietrze, widoczki i doświadczać tego, na co tak długo czekałam: RELAKSU! :)

Pola była przeszczęśliwa - mogła biegać po łąkach, gonić motylki, wrzucać kamyczki do rzeki (przez bite 2 godziny!), szaleć w basenie z kulkami i w takim prawdziwym, z wodą gdzie nawet mamę zakrywało :)

Śmiać mi się chciało, bo każdy motylek, czy ptaszek który gdzieś koło nas przelatywał otrzymywał od Poli imię: "Mamo, patrz, to mój Bindek! A to mój Pingu Bingu Ponk!" Czasem nie byłam w stanie powtórzyć tych imion, zresztą Pola również :)

W domu jak myjemy małej głowę, wystarczy żeby kropla wody wpadła jej do oka i już jest tragedia i wołanie o ręczniczek. A na basenie - szalała w motylkach na rękach, chlapała siebie i mnie, woda lała jej się do buzi, uszu, nosa, oczu i NIC! Z buzi wodę wypluwała, oczy przecierała i prosiła o kolejny 'skok do wody' :)

Miała też kilkoro dzieci do zabawy - w różnym wieku. Jak tylko widziała kogoś na horyzoncie, to zostawiała wszystko i biegła! A najlepiej bawiło jej się z koleżanką w wieku lat 10ciu :) Momentami robiło mi się ciut smutno, bo powoli zaczęłam zdawać sobie sprawę, że jeszcze chwila i ja jako mama pójdę zupełnie w odstawkę. Nie będzie chodzenia za rączkę (bo to obciach), spacerowania ze mną (bo lepiej szwendać się z koleżankami).. Kiedy ta moja Pola stała się taką PANNICĄ wielką? Dopiero co nauczyła się chodzić, mówić, a tu już za chwilę idzie do przedszkola, i to do drugiej grupy!! Pierwszą nam 'zaliczyli' , od września Pola będzie więc nie w 'maluchach', ale w 'średniakach'. Jejku, czuję, że będę to dużo ciężej przeżywać niż nasza mała księżniczka..

Ale póki co, cieszę się strasznie z tych kilku dni wypoczynku. Nawet nie przypuszczałam, że w takiej ciszy, pod lasem, z dala od zgiełku miasta tak dobrze sobie wypocznę! I tak się zrelaksuje. 

A przed nami jeszcze jeden urlop, tym razem turystyczny, grecki kurort przy plaży... Zobaczymy, czy tam równie dobrze uda nam się wypocząć.

A z innych wieści, to nasza córka tak śmignęła w górę, że mając 3 lata i prawie 2 miesiące ma 104cm wzrostu i muszę jej kupować ubranka na 4-5 lat :)

czwartek, 8 sierpnia 2013

Fantazja!

Naszej małej księżniczce włączył się ostatnio guzik uruchamiający niezwykłą, dziecięcą wyobraźnię. I tak Pola podchodzi do mnie z zaciśniętą piąstką, po czym ścisza głos i mówi: "Mamo, przyniosłam Ci biedronkę! Tylko bądź cicho, bo ona śpi!" i otwiera rączkę, w której oczywiście nic nie ma :)

Innym razem w rączce są kwiatki, które trzeba powąchać i obowiązkowo pochwalić za ładny zapach, innym razem w piąstce jest pajączek, robaczek, mróweczka, które powinno się pogłaskać, przytulić, pocałować..

Pola również pod wpływem swojej ulubionej bajki 'Klinika dla Pluszaków" namiętnie bada swoje misie i lale. Wczoraj zrobiła sobie 'przychodnię lekarską' na kanapie, rozpoczęła badanie, po czym nagle okazało się, że w poczekalni jest .. pożar, który oczywiście nasz dzielny Strażak-Pola szybko ugasił! :)

Innym razem Pola poszła spać ze swoim ulubionym misiem, który po popołudniowym badaniu okazał się być misiem chorym. Więc kładąc się do łóżka, Pola przykryła go kocykiem, przytuliła i poszła spać. Po chwili jednak dobiegło z jej pokoju głośne wołanie:"Mamo, mamo! Katarek!" Lecę więc łapiąc po drodze chusteczkę higieniczną, nachylam się po ciemku nad łóżeczkiem, żeby dziecku wytrzeć nosek, po czym słyszę: "Ale nie ja, to misiu ma katarek!" :) Na szczęście po przespaniu nocy w objęciach naszej księżniczki miś wyzdrowiał. Ale niestety choroba nie opuściła Polusiowego pokoju, bo kolejnego dnia rozchorowała się lalka.. :)


wtorek, 6 sierpnia 2013

Leniwie..

Leniwie czas mi leci ostatnio. Tzn. nie to, żebym nic nie robiła całymi dniami, ale ten upał mnie tak rozleniwia... Was też? :)

Do naszego wakacyjnego wyjazdu już na szczęście coraz bliżej. A żeby sobie jakoś ten wakacyjny czas umilić, wybraliśmy się ostatnio na przedłużony weekend do babci M. na wieś. Pola doczekać się nie mogła i z rozmarzeniem pytała, kiedy w końcu będzie mogła pokarmić prababcine króliczki? Babcia mieszka na typowej wsi, jakich już ponoć nie wiele. Prawdziwa śmierdząca gnojem obora, brudne w niej i muczące krowy (z medalami w uszach jak to Pola stwierdziła, czyli z numerkiem :), króliki w klatkach, biegające kury - kto tam wie, czy to babci, czy sąsiada, przecież płot ledwo stoi, a przed domem brak ogrodzenia, stary traktor na obejściu, zardzewiały, stary 'wóz', pod którym kurki sobie 'mościły dołek'. Ach, jak dobrze czasem tak oderwać się od tej naszej codziennej pogoni za nowym telefonem, nowym autem, atakującymi człowieka od rana reklamami produktów, które powinniśmy mieć i móc spojrzeć na życie z innej perspektywy - ubłoconych, starych butów, na które nikt uwagi nie zwraca, czy to model z tego sezonu, czy z poprzedniego, gwiżdżącego na gazie czajnika (czy ktoś z Was ma jeszcze taki?), pomidora, którego można zjeść 'prosto z krzaczka', domowego ciasta prawie, że prosto z pieca, radości z tego, że krowa zamuczała albo że królik śmiesznie poruszał uszami! Pola oczywiście była zachwycona dosłownie WSZYSTKIM! A my byliśmy w szoku, że tak chętnie z ciotkami i wujkami szła do obory, sąsiadów po jajka dla nas (od prawdziwej bezstresowej kury), choć ostatni raz widziała ich dokładnie rok temu! Nie bała się wejść do stodoły, obory, kurnika, siadła z wujkiem na traktorze i dzielnie 'kierowała' choć ledwie obejmowała kierownicę :)

Babcia tylko biedna, ciągle powtarzała że tak jej przykro, że nie mogła nas obiadem ugościć, że nie może z nami wyjść z domu i pokazać nam swoich grządek, ale źle się czuje i już lata nie te (ma prawie 90!) i na nic zdawało się nasze zapewnienie, że nam obiad nie potrzebny, że my nie głodni, że cieszymy się, że mogliśmy przyjechać, babcię zobaczyć i spędzić z nią cały dzień! Że nam wujek pokazał kurki, i króliki i jej grządki, ale babcia chciała to wszystko zrobić sama.. Ech, i tak jak na swoje lata to świetnie się trzyma! A że nogi czasem jej odmawiają posłuszeństwa, no cóż, mają prawo i my to rozumiemy. Ale widziałam w oczach babci łzy, nie wiem sama czy z radości, że nas widzi, czy ze smutku, że nie może tyle ile by chciała.. Ach, życie.. Ale i tak było bardzo miło i bardzo fajnie było zobaczyć babcię, która według mnie od zeszłego roku się nic nie zmieniła :)

Przy okazji spotkaliśmy się też z warszawskimi znajomymi, poszliśmy na piknik, gdzie Pola wskoczyła z koleżanką do fontanny i wyjść nie chciały! Byliśmy też na basenie, jednym słowem atrakcji nie brakowało. Teściowie, u których spaliśmy nawet zachowywali się ok, choć na dłuższą metę przebywanie z nimi mnie strasznie męczy. Ten wrzeszczący ton głosu teściowej, jakby wszyscy byli głusi, ten jej szyderczy denerwujący śmiech i to ciągłe gadanie teścia, kiedy będziemy mieć drugie dziecko po 2 dniach naprawę mnie już męczył i z radością wróciłam do domu. 

I jak już odetchnęliśmy z M. po podróży to stwierdziliśmy oboje, że limit przebywania z jego rodzicami wyczerpaliśmy na dłuższy czas. Jakoś miałam jeszcze pomysł, że skoro chcą zabrać Polę kiedyś na wakacje, to może niech wpadną do nas na dłuższy weekend, a nie tak jak to robią do tej pory - przyjeżdżają rano i wyjeżdżają wieczorem. Niech spędzą z nami pełne całe 2 dni, zobaczą że mała też ma swoje gorsze chwile, a nie tylko biega uśmiechnięta jak to z reguły jest przy nich. Ale jak ma nie być uśmiechnięta, jak jest wyspana i dostała od nich prezenty? A pod wieczór jak już zmęczenie daje jej się we znaki i zaczyna się włączać czasem marudzenie, to ich już nie ma, bo są w drodze do swojego domu. Ale jak zaproponowaliśmy im, że zapłacimy im za hotel (skoro nie chcą spać u nas w domu), że zorganizujemy jakoś fajnie czas, to nie dość że nie usłyszeliśmy i nie zobaczyliśmy uradowanych min, to wręcz zostaliśmy szybko sprowadzeni na ziemię tekstem 'Jak już coś, to żadnych atrakcji! Możemy iść z Połą na spacer i tyle!"
Nosz w mordę jeża! Siedzą całymi dniami w 4 ścianach, piją kawę i kopcą szlugi. Proponuje się im coś fajnego, jakieś urozmaicenie od tej monotonii, no to masz- nie pasuje! 
Więc stwierdziłam, że ja się wychylać nie będę. I że tak naprawdę to oni powinni coś takiego zaproponować jak chcą wziąść Polę na 2 tygodniowe wakacje. A skoro tego nie zrobili, a naszą propozycję olali, to ja się narzucać z innymi pomysłami nie będę. Zresztą i tak nie puszczę z nimi Poli na wakacje, więc nawet lepiej. Chciałam dobrze, ale teraz tak sobie myślę, że nic na siłę. Że nie wiem dlaczego ciągle we mnie siedzi podejście i chęć, żeby jednak jakoś z tymi rodzicami M. dobrze żyć, żeby kontakt utrzymywać, żeby się odwiedzać.. Im nie zależy, to po cóż ja się tak napinam, jak i tak za nimi nie przepadam? I sama siebie opieprzyłam, że głupia jestem. Że bez sensu, że to nic nie da, że olać powinnam i tyle! 

I zastanawiałam się tylko jeszcze nad jednym. Poznałam większość rodziny M., różne ciotki, wujków, babcię. Każdy z nich jest inny, ale rozmawia się z nimi normalnie, na luzie. A rodzice M. - ja nie wiem, ale z innej bajki są. Z nimi się nie da 'normalnie' rozmawiać. Przede wszystkim trzeba się ograniczyć do kilku tematów, na których oni się znają, bo jak się zacznie mówić o czymś, na czym się nie znają to wychodza na fajkę, zmieniają temat albo gadają głupoty udając, że coś wiedzą. Człowiek zażartuje, to biorą to wszystko na poważnie. Mówi się poważnie, to zaraz podważają, bo oni wiedzą lepiej. Ja nie wiem, ale z nimi się tak ciężko gada jak z nikim innym! I trudno to wytłumaczyć... 
No nic, miało być o sielsko anielskim ciężkim życiu na wsi i naszym wypoczynku, a wyszło jak zwykle - o teściach :)

No ale oni akurat nieodłącznym elementem tego wyjazdu byli, więc tyle mam na swoje usprawiedliwienie.

A za tydzień jedziemy z Polą na zieloną trawkę w okolice Nowego Sącza! I już doczekać się nie mogę :)