W niedzielę przez przypadek znalazłam w sieci informacje o kawiarni, a zarazem bawialni dla dzieci, w której organizowane są zajęcia dla dzieci już od 1-szego miesiąca życia. Są tam też zajęcia dla kobiet w ciąży i mam po porodzie oraz wykłady z chustowania. Postanowiłam się przejść i zobaczyć jak to w ogóle wygląda, co tam się robi i czy jest fajnie. A przede wszystkim, czy Polisławę coś takiego zainteresuje? Ponieważ nasz Bączek ma dopiero (aż!:) 14 miesięcy więc do wyboru w zasadzie miałyśmy 2 rodzaje zajęć: Brykadełka - zajęcia rozwojowe dla dzieci od 10 do 18 miesiąca lub Misiowe Zajęcia - również ogólnorozwojowe dla dzieci od 1 do 2 lat, na które przychodzi się ze swoim ulubionym misiem. Wybór okazał się prosty - godzinowo tylko Brykadełka nam pasowały, więc zapisałyśmy się i wczoraj poszłyśmy zobaczyć jak to wygląda. W opisie zajęć podano, że prowadzi je psycholog rozwojowy, że są to różnego rodzaju zabawy z wykorzystaniem wszelakich rekwizytów typu: kasza, piórka, klocki, puszki, instrumenty, tunele, chusta animacyjna, bańki mydlane itp. A dzieci podczas spotkań rozwijają podstawowe umiejętności społeczne oraz dużą i małą motorykę.
A jak to wyglądało w praktyce?
W grupie oprócz nas było jeszcze 6 dzieci. Wszystkie już się znały, a dla nas wszystko było nowe. Na początku zajęć ogarnęła mnie głupawka i z trudem powstrzymywałam śmiech. Oglądałyście serial 'Usta Usta'? Był tam motyw jak Adam w pewnym momencie stracił pracę i to on przejął opiekę nad dzieckiem, kiedy Julia wróciła na swoje stanowisko. I pewnego dnia poszedł na zajęcia dla rodziców z małymi dziećmi :) Wszyscy siedzieli na krzesłach, trzymali dzieci na kolanach i śpiewali piosenki. Tutaj było podobnie z tym, że siedzieliśmy na podłodze, a dzieci chodziły po sali, niektóre tańczyły, a inne tak jak Bączek były w wielkim szoku co się dzieje? :) "Witaj Pola/ Kasia/ Jaś itp, witaj Pola! Jak się maaaasz?" itp. Ale potem już było coraz fajniej. Pani grała na gitarze i śpiewała, a dzieci dostały różnego rodzaju grzechotki i instrumenty do 'grania'. Oczywiście nijak się miało to ich granie do muzyczki pani Kasi, ale przecież nie o to tu chodziło. Potem były zabawy woreczkami pełnymi kaszy, które trzeba było położyć sobie lub mamie na głowie (ale niektóre dzieci rzucały je na podłogę i sobie po nich chodziły :), puszczanie i łapanie baniek (najweselej było wtedy, gdy bańka 'rozbiła' się komuś na głowie), przesypywanie bardzo dużych makaronów z misek do metalowych puszek (lub po prostu wysypywanie je na podłogę i 'miętolenie'), zabawa gumowymi piłeczkami itp. 45 minut bardzo szybko nam zleciało. Pola w ogóle nie była zainteresowana tym gdzie jest mama, przez cały czas miała minę mówiącą : "Ooooooooo, co to się dzieje?" Podchodziła do dzieci i oglądała ich buźki, obsypywała się makaronem, grzechotała grzechotką albo biegała w kółko, a na koniec usiadła sobie koło 'cudzej mamy' i radośnie ją poklepywała po kolanku :) Jednym słowem chyba jej się spodobało, a ja postanowiłam, że będziemy przychodzić na te zajęcia raz w tygodniu. Pola będzie miała kontakt z dziećmi, będzie mogła pobawić się trochę inaczej niż w domu i innymi zabawkami (obok sali do zajęć jest kawiarnia z kącikiem z zabawkami i 'czytelnia' dla dzieci), a ja podpatrzę w co możemy bawić się też w domu jak będzie brzydka pogoda. Poza tym to super przygotowanie przed przedszkolem - dziecko uczy się, że bawić się można nie tylko z mamą, ale i z grupą dzieci. Że pani 'wydaje' polecenia, że coś się robi wspólnie z innymi maluchami itp.
A jak Pola podrośnie to zapiszemy się na bardziej 'dorosłe' zajęcia :)
A jak to wyglądało w praktyce?
W grupie oprócz nas było jeszcze 6 dzieci. Wszystkie już się znały, a dla nas wszystko było nowe. Na początku zajęć ogarnęła mnie głupawka i z trudem powstrzymywałam śmiech. Oglądałyście serial 'Usta Usta'? Był tam motyw jak Adam w pewnym momencie stracił pracę i to on przejął opiekę nad dzieckiem, kiedy Julia wróciła na swoje stanowisko. I pewnego dnia poszedł na zajęcia dla rodziców z małymi dziećmi :) Wszyscy siedzieli na krzesłach, trzymali dzieci na kolanach i śpiewali piosenki. Tutaj było podobnie z tym, że siedzieliśmy na podłodze, a dzieci chodziły po sali, niektóre tańczyły, a inne tak jak Bączek były w wielkim szoku co się dzieje? :) "Witaj Pola/ Kasia/ Jaś itp, witaj Pola! Jak się maaaasz?" itp. Ale potem już było coraz fajniej. Pani grała na gitarze i śpiewała, a dzieci dostały różnego rodzaju grzechotki i instrumenty do 'grania'. Oczywiście nijak się miało to ich granie do muzyczki pani Kasi, ale przecież nie o to tu chodziło. Potem były zabawy woreczkami pełnymi kaszy, które trzeba było położyć sobie lub mamie na głowie (ale niektóre dzieci rzucały je na podłogę i sobie po nich chodziły :), puszczanie i łapanie baniek (najweselej było wtedy, gdy bańka 'rozbiła' się komuś na głowie), przesypywanie bardzo dużych makaronów z misek do metalowych puszek (lub po prostu wysypywanie je na podłogę i 'miętolenie'), zabawa gumowymi piłeczkami itp. 45 minut bardzo szybko nam zleciało. Pola w ogóle nie była zainteresowana tym gdzie jest mama, przez cały czas miała minę mówiącą : "Ooooooooo, co to się dzieje?" Podchodziła do dzieci i oglądała ich buźki, obsypywała się makaronem, grzechotała grzechotką albo biegała w kółko, a na koniec usiadła sobie koło 'cudzej mamy' i radośnie ją poklepywała po kolanku :) Jednym słowem chyba jej się spodobało, a ja postanowiłam, że będziemy przychodzić na te zajęcia raz w tygodniu. Pola będzie miała kontakt z dziećmi, będzie mogła pobawić się trochę inaczej niż w domu i innymi zabawkami (obok sali do zajęć jest kawiarnia z kącikiem z zabawkami i 'czytelnia' dla dzieci), a ja podpatrzę w co możemy bawić się też w domu jak będzie brzydka pogoda. Poza tym to super przygotowanie przed przedszkolem - dziecko uczy się, że bawić się można nie tylko z mamą, ale i z grupą dzieci. Że pani 'wydaje' polecenia, że coś się robi wspólnie z innymi maluchami itp.
A jak Pola podrośnie to zapiszemy się na bardziej 'dorosłe' zajęcia :)