Suwaczek

Suwaczek z babyboom.pl

poniedziałek, 17 grudnia 2012

I jak tu być konsekwentną..?..

No właśnie, jak? Wczoraj mieliśmy sądny dzień pod tytułem 'Ja sama'. Apogeum nastąpiło wieczorem, kiedy to Pola kąpiąc się zalała mnie i pół łazienki, wyjść z wanny nie chciała i jak to czasami bywa - gdyby kózka nie skakała, to by nóżki nie złamała. Na koniec kąpieli, gdy woda już spłynie i wanna jest 'sucha' Pola kładzie się na brzuszku, potem na pleckach i ma z tego wielką radochę. Nie wiem, co w tym fajnego, przecież człowiek mokry, zimno mu, chciałoby się szybko opatulić ciepłym ręcznikiem, a tu chęci są zupełnie inne. No więc tak sobie figlowała w tej pustej wannie i nie wiem jak, ale strąciła z półeczki nad wanną lejek, którym się z reguły bawi w wodzie. Lejek stoczył się na środek wanny, 'rurką' do góry i na nieszczęście Pola zechciała wtedy położyć się na brzuszku i nadziała się swoimi klejnocikami na lejek.. Auć... Płacz był, na szczęście nie jakiś wielki, więc chyba zbyt mocno się nie uszkodziła, choć na sam widok całej akcji (a trwało to sekundę!) mnie samą wszystko zabolało! Mówię więc do niej, że gdyby mnie posłuchała i wyszła z wanny wtedy, kiedy była na to pora, to by sobie krzywdy nie zrobiła! I słyszę ulubiony Poli tekst ostatnimi czasy: "Tak, wiem mamo. Już więcej tak nie zrobię! Obiecuję!" Dobra, dobra, ja znam te jej 'obiecanki'. Nic to, ubieramy się, smarujemy kremem, suszymy włoski. Chce jej jeszcze wyczyścić uszy, a ta migusiem wychodzi z łazienki, zatykając sobie uszy i udając, że mnie nie słyszy! Wołam: "Pola, chodź, jeszcze uszy!" Powtarzam raz, drugi, trzeci. Nic. Bąk mały stoi na środku przedpokoju tyłem do mnie i udaje, że nie słyszy. A że słyszy - wiem, bo mając tak zatkane uszy jak ona, czyli malutkie paluszki włożone nawet nie do ucha tylko gdzieś obok, słyszy doskonale co do niej mówię. To już była ta kropla, która przelała czarę. Wyszłam z łazienki, poszłam do pokoju, włożyłam głowę w poduszkę i niech się dzieje co chce! Niech mi wszyscy dadzą święty spokój! Całe popołudnie walka! A wszystko przez to, że nie spała w południe. Tyle, co zasnęła na chwilę w samochodzie, gdy wracaliśmy z zakupów z choinką w bagażniku. Do domu ją wniosłam na śpiocha, do łóżeczka włożyłam, ale już przy rozbieraniu przebudziła się i nie było szans na spanie, bo przecież CHOINKA!! Trzeba ją podotykać, obwąchać, ubrać! Po co spać?! 
No więc leżę z tą głową w poduszce i myślę sobie, że mam dość wszystkiego, że się do tego nie nadaję, że potrzebuję co najmniej weekendu w SPA i co najmniej 10 godzin nieprzerwanego snu, gdy dochodzi do mnie słodziutki głosik z przedpokoju "Hm, gdzie jest moja mamunia? Gdzie ona jest? Muszę jej poszukać!" Po czym wchodzi mały mój Bąk do sypialni i co? I skacze na moje plecy! Uo matko, ledwo ten atak przeżyłam! Więc rozsierdzona już na maksa, ze łzami złości w oczach mówię: "Co Ty robisz? Chcesz mi plecy złamać? Jesteś dziś bardzo niegrzeczna! W ogóle mnie nie słuchasz! Proszę Cię po kilka razy o wszystko, a Ty i tak robisz swoje! Też tak będę robić, zobaczysz! Będziesz chciała oglądać bajkę, to też będę udawała, że nie słyszę i będę zajmować się sobą! Bardzo mi dziś smutno i przykro, że moja córcia jest niegrzeczna!" Po czym - czego można się było spodziewać - Pola zaczyna swoje 'Już więcej nie będę! Obiecuję!" Tere fere.. Potem następuje rzucenie się mamusi na szyję, wielki buziak, oczka kota ze Shreka i.. ostateczny argument do tego, żeby mama się nie gniewała ;" Mamusiu, kocham Cię! Najmocniej!" No i powiedzcie mi, jak ja mam się gniewać? 

Już zrezygnowana mówię: "No dobra mała, szoruj teraz do kuchni, zrobię Ci mleczko." A Pola na to: "Dobrze. Ty też szoruj mamuniu!" :) 'Szorujemy' więc obie przez przedpokój do kuchni, a po drodze pada jeszcze jedno pytanie: "Mamusiu, ale już koniec tego gadania, tak?" :)
 
I powiedzcie mi, jak ja mam się w takim momencie nie uśmiechnąć, jak mam się dalej złościć, denerwować, stawiać ją w kącie, mówić o karach za złe zachowanie itp itd jak te jej wielkie oczka kota ze Shreka patrzą na mnie błagalnie, małe rączki obejmą moją nogę, szyję, policzki, cokolwiek co jest w ich zasięgu, mokry całus wyląduje na mojej buzi i słyszę "Mamuniu, kocham Cię! Najbardziej!"

Moja silna wola i konsekwencja każdego dnia są wystawiane na wielką próbę. I przyznaję się, że czasem ulegam tym słodkim małym całuskom i pięknym oczkom. No cóż, jestem tylko albo aż kobietą, mamą, człowiekiem i moje serce nie jest z kamienia :)

wtorek, 11 grudnia 2012

Po Mikołajkowo..

W zeszłym roku Mikołaj był, ale jakby go nie było - Pola była jeszcze zbyt mała żeby coś z tego rozumieć. Co innego w tym roku! Na długo przed 6 grudnia rozpoczęliśmy zaznajamianie córci z tematem Mikołaja opowiadając jej, że jak spadnie śnieg, to przyjedzie na saniach z reniferami (tu nastąpiła prezentacja Mikołaja w książeczce - czerwona czapka, płaszcz, BRODA itp :) I oczywiście opowieść, że siedzi on wysoko na chmurce i notuje w wielkim zeszycie, które dziecko jest grzeczne, które nie. I potem w zależności od tego, czy dziecko było bardzo grzeczne, czy tylko grzeczne, to dostaje większy (ewentualnie kilka mniejszych) prezent, a jak ktoś był małym łobuziakiem to może nawet NIC nie dostać! W tym wszystkim chcieliśmy jakoś usprawiedliwić fakt, że Pola dostanie prezent w domu (od nas), od mojej siostry, od Dziadków itp. No bo jak tu wytłumaczyć dziecku logicznie, że Mikołaj nie daje od razu wszystkich prezentów, tylko tak 'zostawia' po rodzinie? I jak tu wytłumaczyć, że jedne dzieci dostają duży prezent, a inne mniejszy? No w każdym bądź razie przez kilkanaście dni na dobranoc Pola życzyła sobie opowieść o Mikołaju :) 

Nie będę ukrywać, że Święty trochę nam pomógł w tych dniach, bo jak tylko mała zaczynała za bardzo szaleć albo łobuzować, to mówiliśmy jej, że Mikołaj patrzy z góry i wszystko widzi! I czasem działało i mała się uspokajała, a czasem w złości mówiła 'Nie chcę Mikołajaaa! i dalej rzucała zabawkami albo robiła coś, na co jej nie pozwalaliśmy.. 

W między czasie próbowaliśmy jakoś wyciągnąć informacje od naszej małej łobuziarki co chciałaby, aby ów Mikołaj jej przyniósł. I niezmordowanie słyszeliśmy 'książeczkę z naklejkami z Hello Kitty/ lub Peppą'. Bardzo ekonomiczne to nasze dziecko, ale w tym przypadku nie o to chodziło.. :) Zwłaszcza, że ciotki i dziadki też się dopytywały co kupić małej 'od Mikołaja'. Na szczęście na ratunek przyszły nam gazetki marketowe, w których chyba już od połowy listopada królowały prezenty dla dzieci! I dzięki nim, Pola wypatrzyła sobie: klocki Lego Duplo 'Przychodnia weterynaryjna' i zestaw małego lekarza. Przy okazji nauczyła się rodzajów klocków Lego (Duplo, City, Friends, Ninjago) i nauczyła się je rozróżniać po kolorze opakowania. Ale przy tym wszystkim nie oszalała i na nasze szczęście nie chciała wszystkich tych klocków, piesków pluszowych, lalek, miśków, wózków, autek itp - nasz portfel póki co może czuć się bezpiecznie!

A ponieważ Mikołaj bardzo Polę intrygował ('Mamo, ale jak on wejdzie w nocy przez okno? Ale ja chcę ukochać Mikołaja!!!itp) więc postanowiliśmy zorganizować małej spotkanie ze Świętym! W naszym mieście na szczęście było sporo możliwości ku temu. A ja wybrałam opcję gdzie oprócz rozdania prezentów był też koncert świąteczny studentów Akademii Muzycznej (skrzypce + fortepian) - Pola sobie potańczyła do kolend :), dekorowanie pierniczków (mniam mniam czekolada ze strzykawki lądowała na pierniczku, a potem można było do niej poprzyklejać różne posypki) oraz robienie z kolorowego papieru kartek świątecznych. Jednak i tak największą atrakcją okazał się Mikołaj! I tu muszę przyznać, że spisano się na medal! Święty miał fachowy strój, nie tam jakaś fuszera - nawet buty miał odpowiednie, broda nie szara tylko biała, mocno się trzymająca, do tego miły głos i nie schodzący z twarzy uśmiech :) 
Zastanawialiśmy się, jak nasz Bączek zareaguje na Mikołaja, bo jak wiadomo, często dzieci się go po prostu boją. Ale nasza Pola śmiało do niego podeszła, prezent przyjęła, co prawda na kolana wejść nie chciała, ale usiadła obok, pozwoliła sobie pstryknąć ze Świętym zdjęcie, wierszyka ani piosenki nie chciała wyrecytować/ zaśpiewać, choć wcześniej się zarzekała, że 'Mikołaja ukocha i zaśpiewa mu "Kółko graniaste" :) Może za rok... 

A po powrocie do domu w Poli pokoju mieliśmy istny szpital! Z tatą zbudowała 'klinikę dla zwierzątek', stetoskopem który dostała w zestawie lekarskim od niani zbadała wszystkie lalki i miśki oraz mamę i tatę ("Mamo, ale nie tak! Musisz psecies podnieść koszulkę! Pses ubranie sie nie da! A teraz plecki. Dziękuję, jest pani zdrowa, mamo! :)

Jak nic rośnie nam lekarka albo pielęgniarka!

A przy okazji zapraszam na konkurs do Hafiji z okazji Mikołaja i baardzo okrągłej liczby :)
Wśród nagród bony rabatowe do naszego sklepu :

Mikołajkowe 400 000 :)

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Wszędzie dobrze gdzie nas nie ma, czyli czyja praca jest lepsza oraz rośnie nam mała artystka

Oj, zaległości mi się zrobiły w pisaniu, że hej! Ale uwierzcie, nie miałam siły i czasu. W mojej firmie, którą prowadzę razem z siostrą i w której pracują prawie same laski zrobiło się ostatnio nie ciekawie. Z powodu mniejszego ruchu w interesie, laski zaczęły jak to zwykle bywa zajmować się pierdołami i rozkręcaniem afery tam gdzie jej nie ma. Doszły do nas 'z zakuli' wieści, że ta czy tamta ma kochasia na boku, a jedna która jest w ciąży to nie wie kto będzie ojcem - jej mąż, czy kochaś! No jak to usłyszałam to długo nie mogłam uwierzyć, bo do tej pory miałam je za w miarę normalne kobiety! Ale jak potem rozmawiałam o tym z siostrą to stwierdziłyśmy, że może w tych plotkach jest trochę prawdy? Bo ta, czy tamta od dawna nadawały na swoich mężów, że lenie, że w domu nie pomagają (skąd ja to znam? :), że nic im się nie chce, że non stop ich nie ma, że to czy tamto.. W między czasie jedna z naszych pracownic się rozwiodła (od 3 lat nie mieszkała z mężem, kłócili się okropnie i w końcu się rozstali) i zaczęła spotykać się z gościem, z którym spotykała się przed małżeństwem. No i chyba koleżanki pozazdrościły jej 'randkowania' i zaczęły (podobno) umawiać się z facetami z portali randkowych.. Dodam tylko, że każda ma męża i dziecko lub nawet dwoje. Jednym słowem akcja żywcem wyjęta z 'Ukrytej Prawdy', czy jak tam nazywają się te 'życiowe' programy na Polsacie.. :)
Umawiały się ponoć przez jakiś czas, teraz przestały, no i chyba nudzi im się, bo nagle w pracy zaczęło im wszystko przeszkadzać. Nawet zostało mi wypomniane to, że nie zwróciłam uwagi tej, czy tamtej, że się spóźniły do pracy i kiedyś tam przyszły w nieodpowiednim stroju, czyli zamiast czarnej lub białej bluzki miały jedna beżową, a druga jakąś w paski... Zamiast się cieszyć i siedzieć cicho, że nie dostały opieprzu, to wyskoczyła jedna z pracownic na mnie, że odpuściłam jej koleżankom te spóźnienia! Szkoda gadać.. Potem się podobno jeszcze pokłóciły między sobą i atmosfera się mocno zagęściła. 
Momentami miałam już tak serdecznie dość wszystkiego, że nawet wieczorem nie chciało mi się laptopa odpalać. Po raz nie wiem który mówiłam sobie, że może trzeba w końcu rzucić tę robotę i zająć się lepiej naszym dziecięcym biznesem, który nie ukrywam jest dużo bliższy mojemu sercu, niż firma którą odziedziczyłyśmy z siostrą po mamie... 
Ale tak jak to często w życiu bywa - w momencie kryzysowym odwiedzili nas znajomi, którzy mają córkę rok starszą od Poli. Dziewczynka chodzi od roku do przedszkola, jest równe 10 miesięcy starsza, ale - wzrostowo z naszym Bączkiem są równe. Jeśli chodzi o mowę, to nasza mała bije tamtą na głowę. Córkę znajomych naprawdę ciężko zrozumieć. Często moje rozumienie jej polegało na zgadywaniu o co jej chodzi. To prawda, że dzieci rozwijają się w różnym tempie, ale według mnie jak na ponad 3 letnie dziecko, Poli koleżanka naprawdę bardzo mało mówi, a do tego bardzo nie wyraźnie. Chodzą z nią do logopedy, który stwierdził, że niewątpliwie problemem jest to, że mała ogląda za dużo bajek w tv, gdzie dzieje się dużo i szybko, postaci mówią szybko i często niewyraźnie i dziewczynka tym mocno przesiąknęła. Do tego ma problemy z koncentracją, w przedszkolu podobno nie jest w stanie wysiedzieć, gdy pani czyta bajkę, uczy dzieci wierszyka, czy piosenki.. W domu rodzice nie czytają jej bajek na dobranoc, bo bajkę to ona ogląda w tv lub na laptopie. Zresztą wiedząc jak bardzo nasi znajomi są uzależnieni od Internetu, podejrzewam, że jak siedzą w domu z dzieckiem, to po prostu każdy ma nos w swoim komputerze lub tv i tak spędzają wolny czas :) Do tego oboje dużo pracują, małą z przedszkola odbierają dziadkowie, którzy - zgodnie z tym co mówiła nasza koleżanka - pozwalają wnuczce na wszystko. No i przez to też mała jest strasznie awanturniczym dzieckiem, bo nauczyła się że jak pokrzyczy, powrzeszczy i porzuca czym popadnie to dostanie to co chce... 
Po spędzeniu wspólnie weekendu stwierdziłam, ze chyba jednak wolę swoją pracę, do której mogę przyjść na którą godzinę chcę, mogę wyjść kiedy chcę albo kiedy muszę. Dzięki temu mogę w domu być o 17, a nie o 19 (tak jak nasza koleżanka), czy później i mam możliwość spędzenia z dzieckiem choć trochę czasu każdego dnia.. Mogę rano zjeść z Polą razem śniadanie, przy okazji poczytać jej książeczkę albo porozmawiać. Po prostu być z nią. Do pracy iść muszę, ale z reguły jestem w niej krócej niż 8 godzin. I pomimo różnych problemowych, czy wkurzających sytuacji, tego że narzekam na swoją pracę czasami, to jednak nie ukrywam, że praca we własnej firmie daje mi jako mamie mnóstwo komfortu! I cieszę się z tego, bo nasz Bączek jest naprawdę strasznie fajną dziewczynką i uwielbiam z nią spędzać czas i wysłuchiwać jej mądrości :)

Ostatnio jej ulubioną opowieścią jest opowiadanie 'Jak Pola była dorosła, i umiała kierować autem, to widziała : i tu następuje za każdym razem inna wersja wydarzeń - panią, która miała torebkę/ pana na przystanku/ takie duże auto itp itd" :)
Jak nic, nasza córka chciałaby już być tak duża i dorosła jak mama i tata! I chciałaby kierować autem i pić kawę, o czym codziennie nas informuje! Aha, i chciałaby 'chodzić do pracy i zarabiać pieniążki, żeby mamie coś kupić" - a nie mówiłam, że moje dziecko jest najukochańsze na świecie? :)

A jeśli nie poszczacie swoim dzieciaczkom muzyki, to gorąco Was do tego namawiam! W Poli pokoju non stop coś gra i śpiewa - Fasolki, Aida, Piosenki dla dzieci po angielsku, płyty z gazet dla dzieci z dziecięcymi hitami w stylu 'Hu hu ha, nasza zima zła/ Jedzie pociąg z daleka/ Kółko graniaste.." Bączek niby nie slucha, niby bawi się obok, a wieczorem już sobie pod nosem nuci tą, czy tamtą piosenkę.. :) I raz na czas tworzy własne kompozycję śpiewając np po jednej linijce, czy zwrotce z każdej piosenki i robiąc miksa made by Pola :)