Suwaczek

Suwaczek z babyboom.pl

czwartek, 30 czerwca 2011

O zaległym Dniu Ojca słów kilka..

Myślałam, że na Dzień Matki dostanę od Poli 'poprzez' ręce taty chociaż małego kwiatka. Ale M. stwierdził, że w 'Dzień Matki' dostaje się 'coś' od dziecka, a nie od męża, więc jak to niby on miałby mi dać kwiatka/laurkę/itp 'w imieniu Poli' ? Wkurzyłam się wtedy mocno i choć miałam w głowie kilka pomysłów na 'Dzień Ojca", to stwierdziłam, że jak on tak, to ja też tak. Niby wieczorem przyniósł mi bukiet polnych kwiatków, ale dla mnie to były kwiatki 'wymuszone'.

W zeszłym tygodniu był Dzień Ojca. I co? Miałam w głowie kilka wersji 'prezentu' z tej okazji dla M. - koszulka ze zdjęciem Poli albo kubek i z jakimś fajnym napisem lub odcisk rączki Poli na kartce z dopisanymi przeze mnie życzeniami.. Ale nie zrobiłam nic! I po śniadaniu M. się mnie pyta, czy coś dla niego mam? W pierwszej chwili nie zorientowałam się w ogóle o co mu chodzi. Że niby co mam mieć dla niego? Ale jak już do mnie dotarł sens jego pytania to się po prostu roześmiałam :) Mina M. - bezcenna, on naprawdę myślał, że coś dostanie! Zrobił minę kotka ze Shreka, więc jak potem szłam z psem na siku to mu kupiłam jajko z niespodzianką :)

No i tak to z tymi facetami jest....

Z nimi ciężko, ale bez nich jeszcze gorzej.. :)



wtorek, 28 czerwca 2011

Jak zaoszczędzić na dziecku? (edit)

Na wstępie uprzedzam, że nie będę pisać o głodzeniu dzieci, ani ubieraniu ich w zaciasne ubranka.
Tytuł trochę prowokacyjny, ale treść mam nadzieję będzie dla Was przyjemna :)

Ponieważ wszystko ostatnio drożeje (łącznie z naszą ratą kredytową za mieszkanie), to zaczęłam coraz większą uwagę zwracać na ceny produktów, czego wcześniej nie robiłam. Wcześniej jakoś nie przykładam uwagi do cen w sklepie spożywczym i jakby się mnie ktoś zapytał ile kosztuje kg pomidorów albo kg ryżu to miałabym problem z odpowiedzią.. Inną bajką jest to, że w markecie ceny nie zawsze są widoczne albo nie koniecznie cena pod danym towarem tyczy się produktu nad nią. Teraz po pierwsze częściej robię zakupy na bazarku, gdzie ceny są zawsze wypisane na kartkach i 'wbite' w ogórki, pomidory czy jabłka, a po drugie odkąd Pola je 'normalne' jedzenie to częściej zwracam uwagę na skład, a co za tym idzie i na cenę.

A ponieważ ceny co chwilę idą w górę, to zaczęłam śledzić również informacje o różnych promocjach, a to za sprawą moich 'babyboom'owych' koleżanek, które takimi informacjami wymieniają się co chwilę na forum.

Dołożyłam do tego swoje spostrzeżenia i oto co mi wyszło:

* kaszki Bobovity najtańsze są prawie zawsze w Rossmanie,
* raz na czas Bobovita przecenia jogurty dla dzieci, ale tylko 1 smak - teraz w promocji są truskawkowe (3+1 gratis), wcześniej były brzoskwiniowe,
* przynajmniej raz w miesiącu Real ma promocję na Pampersy (ostatnio były po 43,90zł),
* aktualnie najtańsze Pampersy znalazłam w Selgrosie - 2x Jumbo Pack w cenie 89,90zl brutto (82 z groszami netto),
* najtańsze Huggiesy do pływania są w Biedronce - 13,90zl za 12szt (dla porównania w Realu 24,90zł)
* najlepsze gatunkowo ubrania dla dzieci są w H&M - świetna bawełna, nie kurczy się ani nie rozciąga po praniu, kolory nie blakną, a ubranka 'rosną' razem z dzieckiem; niektóre bodziaki Pola nosiła mając 6 i 10 miesięcy! Cenowo też się tam nie zrujnujemy, zwłaszcza że są to ciuszki nie na jedno wyjście, a na długi czas.

I jak to się mówi: "Grosz do grosza i uzbiera się kokosza" , czyli zostanie na waciki dla mamy :)

edit: Zapomniałam podać Wam adres fajnej strony z informacjami o aktualnych promocjach produktów dla dzieci: www.promobaby.pl Jak macie konto na facebook'u to oni mają tam swój fanpage.

A dziś wypatrzyłam przez przypadek, że w Rossmanie jest promocja na Pampersy: 2x Jumbo Pack w cenie 89,99zł - czyli tak jak w Selgrosie, z tym że w Rossmanie dodatkowo przy tym zakupie można dostać chusteczki nawilżające Pampers za 1zł :)

niedziela, 26 czerwca 2011

Po urodzinowo o świętowaniu i wychowaniu słów kilka.

Urodzinowy weekend córci za nami :) Im bliżej było dnia urodzin, tym większe ogarniało mnie wzruszenie.. Przypominałam sobie siebie rok temu - jak siedziałam w domu, w upalne czerwcowe dni i czekałam aż Polcia zechce wyjść na świat. Pamiętam jak chodziłam na ktg i bardzo chciałam, żeby powiedzieli mi "Zostaje pani, będziemy rodzić". Pamiętam jak bardzo chciałam mieć już córcię przy sobie, móc ją przytulić, pocałować, zobaczyć jaka jest ... Czy podobna będzie do mnie, czy do M.?

Tyle się wydarzyło przez ten rok... Nasze życie się zmieniło, nasze mieszkanie się zmieniło (o tym więcej potem) :) I nawet w najśmielszych snach nie przeczuwałam ile radości zagości w naszym domu jak pojawi się w nim taki mały człowieczek... Jak śliczną i grzeczną córcię będziemy mieć - bo że jest najśliczniejszą dziewczyną w mieście to chyba nie muszę mówić? :)) W końcu każda mama ma najpiękniejsze dziecko pod słońcem!

Na długi weekend Bożo-Ciałowo-Urodzinowy przyjechali do nas znajomi z Warszawy z prawie 2letnią córcią. Pomimo fatalnych prognoz pogody, nie było tak źle. Co prawda upałów nie było, poranki były raczej chłodne, ale potem w ciągu dnia było całkiem znośnie i ponad 20 stopni. W czwartek jak tylko znajomi przyjechali to pojechaliśmy na grila do mojego taty. To miał być wstęp do urodzin Poli :) Razem z moim tatą zrobiliśmy zrzutkę na rowerek dla Poli (bo do najtańszych nie należał). Zamówiliśmy jej na allegro taki:


Mój brat go złożył i plan był taki, że inauguracja rowerowa nastąpi u taty w ogrodzie. Ale Polcia chyba była zbyt zaaferowana całą otoczką - przyjazdem gości, grillem, kwiatkami u taty w ogrodzie, ptaszkami na drzewie, dmuchanym basenem, że po prostu się rowerka przestraszyła :)
Dopiero jak w sobotę na 'właściwą' imprezę urodzinową rowerek został do nas przywieziony, to córcia zapałała do niego wielką miłością i kazała się 'wozić' po całym mieszkaniu dumnie trzymając się kierownicy, nóżki ładnie opierając o taki biały podnóżek i co jakiś czas podnosząc do buzi (nie do ucha) telefon na sznureczku zwisający z kierownicy :)
Udało nam się też podczas weekendu pójść z dzieciakami do zoo. Oba maluchy były tam po raz pierwszy, więc miały frajdę, choć na pewno starsza córcia znajomych miała większą. Poli bardzo podobały się wszelkiej maści ptaszki, lisy i hieny (bo podobne do piesków), niestety małpki i tygrysy nas ominęły, bo w pewnym momencie lunął potworny deszcz i po prostu musieliśmy uciekać do auta. Byliśmy też w takiej fajnej knajpce, nie dawno otwartej w naszym mieście. Jest to lokal przeznaczony dla rodziców z dziećmi - w środku jest bardzo kolorowo, wszystkie stoły i krzesła są okrągłe albo zaokrąglone, tak aby nie było nigdzie ostrych kantów. Jest mnóstwo zabawek, bajek, jest jeździk, muzyczny stolik edukacyjny (był hitem tego dnia :), mają też specjalne menu dla maluchów i matek karmiących. Siedzieliśmy tam jakieś 2 godziny i nie mieliśmy najmniejszego problemu z tym, aby zjeść obiad, porozmawiać - dzieci po prostu były tak zajęte zabawą, że nawet nie chciały iść potem do domu :) Właściciele mieli naprawdę dobry pomysł z tym miejscem! Powinno takich być więcej. Dziewczynkom zamówiliśmy klopsiki z indyka w sosie pomidorowym z ryżem i zajadały aż miło było patrzeć :) Naprawdę jestem zauroczona tym miejscem i jak będę się kiedyś umawiała z jakąś koleżanką na kawkę to tylko tam - wezmę Polcię i wszyscy będą zadowoleni :) Mała zajmie się 'muzykowaniem' na stoliku edukacyjnym, a mama sobie z ciocią pogada.
Mieliśmy w planach iść też na basen, ale Polcia coś zaczęła nam kaszleć i kichać i baliśmy się, żeby to się nie przerodziło w coś gorszego. Poza tym wyszło jej w sobotę jakieś dziwne uczulenie, ma takie małe plamki czerwone na brzuszku , na wysokości pampersa i na całych plecach. Nie mam pojęcia od czego to może być, bo w sumie nic nowego nie jadła.. Choć nie, chwileczkę, jadła wcześniej arbuza. Ale uczulenie po arbuzie? Hm, to byłby chyba pierwszy przypadek o jakim słyszałam...

W każdym bądź razie urodzinki minęły nam bardzo fajnie. Zamówiliśmy Poli w końcu tort w kształcie krówki. Miał być Reksio, bo nasz Bączek bardzo lubi pieski, ale Reksia robią z bitej śmietany jeśli chodzi o samo wykończenie, czyli górę torta, a krówkę robią z marcepanu. Baliśmy się o jakość tej śmietany, bo jakby tego dnia termometry wskazywały w okolicach 30 stopni, to nie wiadomo w jakim stanie tort dojechałby do nas do domu, dlatego też zdecydowaliśmy się na krówkę. Jak tylko przerzucę zdjęcia na kompa to pokażę Wam jak to wyglądało. Polcia przy pomocy mamy zdmuchnęła świeczki, zjadła kawałeczek torcika i - poszła spać :) Była chyba tak zmęczona nadmiarem emocji, że po prostu nam padła. A w czasie kiedy spała, jej koleżanka robiła za gwiazdę imprezy :) Popisom i szaleństwu nie było końca. Choć szczerze mówiąc, myślę że czasem mała już przesadzała. Rodzice jednak często nie zwracali na jej zachowanie uwagi. A jej postępowanie mi osobiście nie zawsze się podobało. Zwłaszcza w relacjach zabawowych z naszą Polcią. Np. gdy Pola brała sobie jakąś zabawkę do ręki, to córka znajomych podbiegała i wyrywała ją Bączkowi z rąk z bardzo 'groźną' miną. Na szczęście nie było walki i szarpaniny między dziećmi, bo Pola za każdym razem robiła mocno zdziwioną minę i oddawała zabawkę bez słowa. Po prostu takie zachowanie to dla niej nowość. W domu uczymy ją raczej dawać komuś coś, jak ktoś ją o coś prosi. Np. gdy bawi się klockami to proszę ją, żeby mi któryś podała. Jak mi da, to mówię jej ładnie : "Dziękuję!" i po chwili jej oddaję. Pola się wtedy śmieje, a ja mówię: "Proszę!" I tak się bawimy w 'Proszę-Dziękuję'. A tu nagle jakiś harpagan wydziera Bączkowi zabawkę z ręki bez żadnego 'magicznego słowa' - nic dziwnego, że Pola na początku nie wiedziała co się dzieje i robiła wielkie oczy. Potem sama zaczęła wyciągać zabawki z pudła i podawać koleżance, ale z kolei tamtej taka zabawa się chyba nie podobała i udawała, że nie widzi wyciągniętej w jej kierunku ręki z klockiem/ misiem/ bjką :)
Po 3 dniach spędzonych ze znajomymi, M. mi powiedział, że teraz rozumie dlaczego nasza niania ciągle powtarza, że 'Pola jest bardzo grzecznym dzieckiem". Bo Pola się nie awanturuje, nie wymusza (jeszcze), nie wrzeszczy, nie wpada w histerię jak jej się czegoś zabroni (do tej pory raz mieliśmy taką akcję i uśmialiśmy się oboje nieziemsko, podczas gdy Bączek leżał na podłodze na brzuszku i wierzgał nogami i rękami we wszystkie możliwe strony próbując wyładować swoją złość). Nie za bardzo spodobał nam się sposób wychowania dziecka, który stosują nasi znajomi. Czyli pozwalanie dziecku prawie na wszystko, momentami zostawienie dziecka 'samego sobie' - niech sobie chodzi gdzie chce i robi co chce np. w kawiarni, w której byliśmy z maluchami na obiadku, o której pisałam wyżej ich córka podeszła do innego stolika i podobno zaczęła ludziom wyciągać z talerza to, co jej się spodobało i podjadać.. W tym czasie jej tata zagadał się z moim M., który pilnował Polci, a ja kończyłam jeść swój obiad z koleżanką, czyli mamą małego diabełka.. Twierdzą, że chcą małą wychować na samodzielną i asertywną osobę. No cóż, mam mieszane uczucia co do sposobu osiągnięcia postawionego sobie celu, ale to nie moja sprawa.
No cóż, każdy wychowuje swoje dziecko według własnych zasad i reguł, ale wydaje mi się, że póki co to córka znajomych ma zadatki na małego samolubka i dziecka, które wrzaskiem będzie wymuszać kupno nowej lalki, czy klocków... Bo naprawdę częstotliwość wyrywania naszej małej zabawek z ręki i chowania ich 'pod siebie' była zatrważająca!

Jednak pomimo to, możliwość przebywania przez kilka dni pod jednym dachem z dwójką dzieci w wieku 1 i 2 lata zmieniła trochę moje myślenie o drugim dziecku. Bardzo bym chciała mieć dwójkę dzieciaków i wydawało mi się, że różnica wieku 2 lata (tak jak jest między mną i siostrą) to bardzo dobra różnica. Ale teraz widzę, że to nie jest takie hop siup.. Upilnowanie jednego, który biega i jest wszędzie, wszytko go interesuje - i drugiego, który jeszcze nie chodzi, ale raczkuje i trzeba mieć cały czas na niego oko, żeby sobie czegoś nie zrobił, a jednocześnie trzeba zerkać, czy to starsze dziecko czegoś nie zbroi.. Nie no, to naprawdę jest KOSMOS :) Myślę, że jednak różnica 3 lat będzie lepsza... hihi

A niewątpliwym plusem dla Poli spędzenia tych kilku dni z nieco starszym dzieckiem jest to, że Pola nabrała wielkiej ochoty na chodzenie. Co chwilę wyciąga rączki w górę, ale nie dlatego, że chce na ręce, a dlatego żeby ją 'podprowadzić' do pokoju, do kanapy itp. No i w swoje urodziny, jak się zapomniała to zrobiła pięknie 3 kroczki w stronę mamy, której chciała dać autko :) A dziś zrobiła kolejne 5 :)) Takich malutkich, tup-tup, ale zawsze to 5 KROCZKÓW :)) No i zaczęła wydawać też więcej dźwięków i ogólnie rzecz biorąc, poszła w rozwoju mocno do przodu!

No i siedząc po nocach do późna udało prawie udało nam się zdążyć z pokojem dla Poli na urodziny! Został nam jeszcze tylko mały kawałek do tapetowania i zamontowanie półek na zabawki i książeczki, i szafki. Ale w pokoju można się już bawić i bałaganić! :) Postaram się w najbliższych dniach zrobić zdjęcie - zobaczycie jak Pola ma fajnie :)

Ech, co tu dużo mówić. Pierwszy rok z życia małej Poli zakończony hucznie. Wesoło. Towarzysko. Z emocjami. Z uśmiechem na ustach. I niech kolejny nie będzie gorszy :)

piątek, 24 czerwca 2011

Na szybkosci..

Dawno nie pisałam, ale kończyliśmy pokój Poli i ostatnie wieczory miałam zajęte. Wydawało nam się, że położenie tapety w pokoju to będzie kilka godzin roboty, a trwało to kilka dni.. Trzeba było zagipsować dziury w ścianie po gwoździach na których wisiały zdjęcia. Za pierwszym razem nie wyszło tak jak powinno, więc kolejnego dnia była powtórka. Potem trzeba było umyć ściany, to wszystko musiało wyschnąć - no i zleciało kilka dni. A potem samo tapetowanie też nie było takie proste. Najgorzej było ze ścianą z oknem i drzwiami, bo trzeba było wszystko równo wyciąć, żeby wzorek się zgadzał. Ach, jednym słowem przeliczyliśmy się trochę :)
A od wczoraj gościmy znajomych i Pola ma koleżankę :) Dwójka takich maluchów w domu (jedna prawie roczek, druga prawie 2 latka) to naprawdę wyzwanie! I trzeba mieć oczy na około głowy! Jakbym sama miała nad taką dwójką zapanować to chyba bym nie dała rady. Podziwiam wszytkie mamy, które dają radę! :)
A u nas jutro córci urodziny, więc będzie się działo! Odezwę się po łikendzie i zdam relację.
Pozdrawiamy :)

czwartek, 16 czerwca 2011

Pchamy pchacza, monologi i dziadkowe wizyty

Tyle się zebrało rzeczy przez te ostatnie dni-nie-pisanie, ze nie wiem od czego zacząć.

Jak pamiętacie, na dzień dziecka zamówiliśmy Poli jeździk-pchacz z FP od laski, której dziecko w ogóle się tym nie interesowało. Stan używalności: idealny, cena: połowa tego co nówka. Pola na początku siadała sobie przy pchaczu, wciskała różne grające guziki, po czym podnosiła go i trzymając go w górze kręciła się na pupci w okół własnej osi :) Przezabawnie to wyglądało hihi Ale tak po 2 dniach jak w końcu dała sobie pokazać do czego ten pchacz służy to się zaczęło.. Przez kolejne dni, praktycznie zaraz po porannej pobudce raczkowała sobie do nowej zabawki, stawała przy niej i zasuwała po całym pokoju! Jak dochodziła do przedpokoju, to robiła w tył zwrot, tak jakby się bała zapuścić w dalsze rewiry. I tak od paru dni nam się dziecko 'rozchadza'. Czasem też wystawia ręce do góry, żeby ją podprowadzić gdzieś, ale staramy się to ograniczać zgodnie z tym co mi mówiła kiedyś rehabilitantka, że to może doprowadzić potem u dziecka do wad kręgosłupa. Mój tata powiedział, że ja zaczęłam chodzić dokładnie w dniu swoich I-szych urodzin, więc Bączek ma jeszcze tydzień czasu...

A co do urodzin to zamówiłam dziś torta dla małej. Ponieważ lubi pieski, to w kształcie Reksia :) Stwierdziliśmy, że ona i tak tego torta nie będzie jadła, więc smak wybraliśmy taki bardziej pod dorosłych, choć pani w cukierni zachęcała nas do wyboru smaku malinowego albo jagodowego. Na kinder bal przyjdzie tylko moja rodzina, ojciec chrzestny z żoną jeszcze nie wiadomo czy przyjadą (mają do nas jakieś 260km), teściowie akurat wtedy jadą na wakacje, tak że dziadków nie będzie.. Ale teść odwiedził nas, a w zasadzie M. 2 dni temu. To też w ogóle jakaś dziwna sytuacja, ale to chyba norma w tej rodzinie. Zadzwonił dzień wcześniej, że przyjeżdża do Krakowa w sprawach służbowych i na następny dzień wieczorem do nas wpadnie. No ok. Ustaliliśmy z M., że w takim razie przygotujemy jakąś kolację, żeby teściowa znowu nie gadała, że nie daliśmy dziadkowi nic do jedzenia.. I całe szczęście, że nie przygotowałam nic na ciepło dzień wcześniej, tylko stwierdziłam, że zrobię coś jak wrócę z pracy - jakąś sałatkę, pizzę albo szybką zapiekankę. Bo następnego dnia dzwoni do mnie M. o 11 i mówi, że jego tata już u nas jest i gdzie mam na laptopie zdjęcia małej, bo on chciał mu przegrać, żeby dziadkowie mogli wnuczkę zobaczyć! To, że teść przyjechał wcześniej to trudno, podobno 'tak mu wypadło'. Ale to, żeby przegrać im zdjęcia bo chcą zobaczyć wnuczkę to sorry! Szkoda tylko, że wnuczka interesuje ich na papierze albo na monitorze komputera, a nie na żywo... ! Ja rozumiem, że mieszkają w innym mieście daleko stąd. Ale nie aż tak daleko, żeby nie móc raz na czas nas odwiedzić. Zwłaszcza, że pociągiem do nas jedzie się 2,5 godziny, mieszkamy w centrum, mamy samochód, więc dojeżdżają do Krakowa i 5 minut później są już u nas w domu! Teść pracuje, więc rozumiem, że może w weekend chce sobie odpocząć, a nie męczyć się w pociągach.. Ale teściowa nie pracuje, więc jakby tylko chciała to mogłaby na dobrą sprawę wsiąść do pociągu rano, przyjechać do nas w odwiedziny i wieczorem wrócić sobie do domu. Ale gdzie tam, ona tylko mocna jest w gadaniu.. Jak byliśmy u nich na Wielkanoc to tylko gadała: "Oj, Polciu ja bym Cię tu zostawiła u babci, ja bym się tobą zajęła, ja bym cię tu tak chciała mieć przy sobie że hoho". Hoho! Tyle, że jak będąc u dziadków powiedzieliśmy, że chcemy małą wziąść na spacer to nikt z dziadków nie wyskoczył, że pójdzie z nami, nie mówiąc już o tym, żeby zaproponowali, że sami ją wezmą na spacer..
Siedziałam dziś u fryzjera, a obok mnie siedziała dziewczyna. Po jakimś czasie przyszła do niej jej mama z małą dziewczynką - od razu widać było, że to jej wnuczka. I tak sobie patrzyłam na nie i smutno mi się strasznie zrobiło :/ Fajnie jest mieć mamę, która dla naszego dziecka będzie kochającą babcią. Która weźmie nam dziecko na spacer chociażby po to, żebyśmy my- mamy, mogły sobie odpocząć, w spokoju ugotować w domu obiad, posprzątać, czy iść do fryzjera......
No a wracając do przyjazdu teścia, to zdjęcia wnuczki dostał na płytce, kasę nam na prezent zostawił, zobaczył się z wnuczką przez może 10 minut w porze obiadowej i pojechał. Zdążył jej się w tym czasie ze 20 razy zapytać: "A pójdziesz do dziadka?" na co Pola odwracała głowę i wtulała się we mnie. Trochę się chyba bała, trochę wstydziła, choć obie te reakcje są dla niej dziwne, bo Pola nie jest bojaźliwym dzieckiem. W sklepie wszystkich zaczepia, rozdaje swoje uśmieszki, nie ma z nią problemu, żeby ktoś obcy wziął ją na ręce, no a tu było inaczej..

M. poruszył oczywiście z ojcem temat ślubu siostry i to, że rodzonego brata poinformowała o ślubie via poczta. Teść generalnie jakoś tego nie skomentował, ale wymsnęło mu się, że resztę rodziny szwagierka zapraszała osobiście przy okazji chrzcin w rodzinie, o których my nawet nie wiedzieliśmy... A jak w ogóle został w rodzinie zrozumiany tekst M., ze jest mu przykro, że siostra nie miała nawet czasu do niego zadzwonić i powiedzieć mu o ślubie? No więc zinterpretowano to tak, że nie przyjedziemy! Normalnie ręce opadają!

A jeszcze z tematu 'z życia Poli', to muszę ją pochwalić, że coraz ładniej śpi. Zdarza jej się przespać od 20 do 4 rano! :)) W nocy dostaje jeszcze kaszkę, potem kaszkę je jeszcze na śniadanie i posiłków mlecznych to właściwie tyle. Czytałam gdzieś, że dzieci w jej wieku powinny mieć w menu 3 mleczne posiłki, ale nie wiem gdzie jej ten trzeci wcisnąć, biorąc pod uwagę, że ona nie chce już pić mleka. No chyba, że z kaszką. Ale 3 kaszki dziennie to znowuż za dużo.. A ile mlecznych dań jedzą Wasze dzieci dziennie?

Poza tym Polcia coraz więcej mówi. Choć trudno to jej sylabowanie nazwać 'mową' :) Strasznie słodko brzmią te jej 'opowieści' w stylu: "tatataaaatuuuejduduaaaaaabeeebabababeeeejmaaa..' :) No i po długotrwałej nauce odgłosów różnych zwierzątek Pola nauczyła się robić: "Auuu" co ma oznaczać oczywiście : "Hau" hihi I jak idziemy na spacer i gdzieś jakiś pies zaszczeka to Bączek od razu robi to swoje "Auuu", a przy tym tak fajnie składa usteczka, że wygląda PRZESŁODKO! :)

No i nauczyła się pokazywać rączką, że 'nie ma'. Rozkłada wtedy bezradnie łapki na boczki i czasem jej się uda powiedzieć 'Nie', ale najczęściej mówi wtedy "Uuuuu":))

Dawno nie pisałam i jak zwykle się rozpisałam! Wybaczcie :)

niedziela, 12 czerwca 2011

Zosia-Samosia

Bycie Zosią-Samosią ma swoje plusy i minusy. Nie ukrywam, że to jedna z cech mojego charakteru, z którą staram się od pewnego czasu walczyć. Zawsze wolałam sama posprzątać - odkurzyć, zmyć podłogę, pościerać kurze, bo wychodziłam z założenia, że jak zrobię to sama, to będę mieć pewność, że jest to dobrze zrobione. Chociaż prasowanie i mycie garów mogę komuś oddać :) Na studiach jak mieliśmy przygotować jakąś pracę w grupie to wolałam wziąść na siebie większość część, bo dla mnie siedzenie w bibliotece, szukanie informacji w Internecie, spisywanie tego wszystkiego do kupy to była frajda, a nie męczarnia, jak dla niektórych.
Do tej pory jakoś mi to samosiowanie nie przeszkadzało. Ale teraz doszłam do wniosku, że muszę to zmienić. A chodzi mi o zajmowanie się dzieckiem. Uwielbiam z Polą spędzać czas, przewijać ją, karmić, siedzieć z nią w łazience na nocniczku, wychodzić z nią na spacery, ale .. no właśnie - 'ale'. Ale najczęściej to wszystko robię z nią ja, nie M. I boję się, że doprowadzi to do sytuacji, kiedy dla niej nie będzie się liczył nikt inny tylko mama. Bez mamy nie zaśnie, nie pozwoli się ubrać, nie zje.. A pomału tak to zaczyna wyglądać. Jak coś sobie zrobi- np. zamknie bajkę i lekko sobie paluszki przygniecie okładką albo się uderzy, to do mamy. Czasem jak wychodzę rano z psem na spacer i zamkną się za mną drzwi, to słyszę jak mała zaczyna płakać.. Myję się w łazience - mała nie posiedzi w pokoju z tatą, tylko przychodzi do mnie i nie da mi umyć zębów, bo się wspina po mojej nodze i mnie ciągnie za spodnie. Robię coś w kuchni - doraczkuje sobie do mnie, wstaje przy mojej nodze i domaga się, żebym ją wzięła na ręce i pokazała jej co robię.. Do M. tak nie przychodzi, nie przeszkadza mu jak jest w łazience bierze prysznic, czy robi siku. To doprowadza czasem do sytuacji takiej jak dziś, że ja nie mogę spokojnie się ubrać, umyć i zjeść śniadania,bo Pola ciągle jest koło mnie i ciągnie mnie za spodnie albo po prostu nie mogę zrobić tego co chcę, bo muszę patrzeć co robi i czy nie bierze jakiegoś zakazanego przedmiotu do ręki, a M. ma rano czas na spokojne siedzenie przed kompem! A to mnie niesamowicie wkurza! Już kiedyś była taka sytuacja, że przyszli do mnie jak brałam prysznic. Bo mała doraczkowała do łazienki i zaczęła stukać do drzwi. To M. jej otworzył i wszedł z nią do środka. Ja brałam prysznic, on siedział na kibelku i niby patrzył co mała robi, ale jakoś się zapatrzył i Pola odgryzła mały kawałek takiej gumowej wkładki do wanny dla dzieci, którą się kładzie na dnie wanny, żeby nie było ślisko. Wkurzyłam się jak nie wiem co, bo nie dość, że nie mogłam się w spokoju i ciszy umyć, to jeszcze M. tak ją 'pilnował', że nie dopilnował! Potem jeszcze chciałam umyć zęby, to oczywiście M. się zagapił w tv, a Pola przyszła sobie do mnie do łazienki i w jednej ręce trzymałam szczoteczkę do zębów, a drugą musiałam trzymać taki mały kosz na śmieci, 'łazienkowy', bo Polisława miała ochotę pobawić się jego zawartością.. Wtedy już moje ciśnienie doszło prawie do granic możliwości! Skończyłam się myć, wzięłam Polę do wózka, trzasnęłam drzwiami i pojechałyśmy do parku na spacer. W pewnym momencie dzwoni do mnie M. z pytaniem, czy wzięłam sobie klucze, bo on idzie sobie poleżeć w wannie, więc jakbyśmy chciały przyjechać w ciągu najbliższej pół godziny to on nas nie wpuści. No to już było przegięcie! To ja nie mogę w spokoju wziąść szybkiego prysznica i umyć zębów, a ten sobie robi półgodzinny relaks w wannie?! Tak go objechałam przez telefon, że aż mu się głupio zrobiło i dobrze! I chyba sam doszedł do wniosku, że przesadził i od tej pory jak coś robię w łazience, to raczej stara się tak zająć małą, żeby mi nie przeszkadzała...
I często jest tak, że jak w weekendy jesteśmy wszyscy w domu to ja biorę małą na spacer po śniadaniu, a M. zostaje, bo niby jeszcze nie zdążył wziąść prysznica albo robi jakąś fuchę na kompie albo po prostu nie chce mu się wychodzić, bo jest za gorąco, a poza tym do parku on z nami teraz nie pojedzie, bo wszystko kwitnie a on ma alergię.. Nie narzekam, bo lubię z małą wychodzić, ale nie w tym rzecz. Rzecz w tym, że to może się kiedyś odwrócić przeciwko mnie i dlatego postanowiłam trochę tę Zosię-Samosię w sobie utemperować.. Nie powiem, że jest to łatwe, bo nie jest. Bo ciężko mi odmówić sobie przyjemności przebrania małej, wysikania, pójścia z nią na spacer. Ale walczę ze sobą :) Nie mogę pozwolić, żeby mała akceptowała tylko mnie..

Podobny problem poruszyła ostatnio Żuczkowa.. Choć u nas jest trochę inaczej, bo Pola nie ma problemu z tym, że ktoś inny bierze ją na ręce. Choć czasem robi wtedy minę mówiącą: "Rozpłakać się, nie rozpłakać.." :)

czwartek, 9 czerwca 2011

Misiaki pluszaki

Pamiętacie jak niedawno pisałam o tym, że Poli w ogóle nie interesują pluszaki? No więc cofam to co napisałam! :) Pojechaliśmy wczoraj do Ikei po pudełka na zabawki małej do nowego pokoju (który mam nadzieję skończymy do jej urodzin... M. się ociąga i ociąga i idzie nam to jak flaki z olejem.. ). W dziale dziecięcym trafiliśmy na kosze z pluszakami - były pieski, kangury, słoniki, misie - naprawdę był wyjątkowo duży wybór. Daliśmy Poli najpierw słonika, ale go odrzuciła. Dostała też kangurka, ale najbardziej spodobał jej się piesek - prawie taki jak nasz domowy :) Pola jak go zobaczyła, to od razu zaczęła przytulać i całować w nosek hehe :) M. trochę pomarudził, że po co jej dawałam te pluszaki, przecież ona i tak się nimi nie będzie bawić i piesek zaraz wyląduje na podłodze.. Ale nic z tego! Pola pieska mocno przytulała i prawie do samej kasy nie wypuściła go z rąk :) I tym oto sposobem nasza córcia ma nowego przyjaciela, którego tuli i ciągle całuje w nosek. Normalnie chyba będę zazdrosna! :)



wtorek, 7 czerwca 2011

To i owo

Ojej, tyle się wydarzyło, że nie wiem od czego zacząć.. Może od najstarszych rzeczy? :)

No więc wyobraźcie sobie, że w piątek zadzwoniła do M. jego siostra. M. powiedział jej, że jest mu przykro, że go tak potraktowała z tym zaproszeniem na ślub, że przecież jest jej rodzonym bratem, a nie dalekim krewnym nie widzianym od 98 roku i wysyłanie zaproszenia pocztą, czy kurierem to trochę przesada.... Na to siostra, że to miała być NIESPODZIANKA! M. na to, że jakoś nie wyczytał tej 'niespodzianki' między wierszami i że mogła chociaż zadzwonić i powiedzieć, że ma dla nas niespodziankę, że przyjdzie pocztą czy coś w ten deseń, mogła jakoś nas uprzedzić. A co siostra M. na to? Ano obraziła się, że M. jej powiedział, że jest mu przykro!! Normalnie bez komentarza! No to M. się wkurzył i zadzwonił do swojej mamy, a robi to niezmiernie rzadko. Bo wychodzi z założenia, że jego siostra ma lepszy kontakt z matką i do niej często dzwoni, to on będzie dzwonił do ojca, żeby mu nie było przykro. I co jego mama na to? Stanęła po stronie siostry męża i dodała, że M. się bardzo zmienił, a w jakim sensie? - to nie jest rozmowa na telefon. Między wierszami można było wyczytać, że zmienił się odkąd wyprowadził się w domu i zamieszkał ze mną.. Zapytałam się M., czy jego mama dodała może, że zmienił się na lepsze? Że kiedyś w ogóle z rodzicami nie gadał, łączyło go tylko wspólne z nimi mieszkanie. Potem jak ze mną zamieszkał, to ten stan 'bezkontaktowości' jakiś czas się utrzymywał, ale ponieważ dla mnie taki brak wiadomości co u rodziców słychać i w ogóle brak więzi z rodziną był bardzo dziwny to dużo z M. na ten temat rozmawiałam. I w końcu sam doszedł do wniosku, że fajnie jest zadzwonić do domu raz na czas i dowiedzieć się co u rodziców słychać. A potem po naszym ślubie ja zaczęłam mieć problem z teściami, czułam się przez nich nieakceptowana i olewana. Na naszym ślubie w ogóle się do mnie nie odzywali, ciągle tylko słyszałam jaką to wspaniałą dziewczyną jest Karolina, dziewczyna świadka, że tak pięknie wygląda itp itd. A o mnie jako o pannie młodej nie powiedzieli słowa. Przy organizacji wesele zupełnie nam nie pomagali, a jakiś czas potem dowiedziałam się, że źle usadziliśmy gości, bo kuzyni M. nie mieli okazji poznać żadnej laski! Ja na to, że przecież siedzieli z moimi koleżankami i to, że ich nie poderwali to nie nasza wina! Na co teściowa się już nie odezwała... Przez całe wesele teście siedzieli przy stoliku w ogrodzie, nawet nie starając się z kimś zagadać. A potem dowiedziałam się, że ja się nimi nie interesowałam przez całe przyjęcie! No kurna mać! Nie miałam nawet czasu na siku, bo albo jakiś wujek mnie prosił do tańca albo kolega albo kelner przychodził z jakimś pytaniem, kiedy tort, czy podać już kolejne ciepłe danie, a to ktoś ze znajomych podchodził, żebym pogadała z dj'em, żeby puścił wolny kawałek itp itd - no same wiecie jak to jest ... Ech, szkoda teraz nad tym się rozwodzić.. W każdym bądź razie M. kiedyś pojechał odwiedzić rodziców i poruszył z nimi ten temat, potem jeszcze raz pojechaliśmy tam i sama zaczęłam z nimi gadkę o tym, bo mnie ta cała sytuacja wkurzała. Ja powiedziałam co myślę, oni swoje i najpierw jego rodzicie się do nas nie odzywali przez pół roku, a potem chyba do nich dotarło, że nie jesteśmy już małymi dziećmi, którym trzeba mówić co mają robić, jak myśleć i że potrafimy sami pewne sytuacje ocenić, mamy swoje zdanie na różne tematy, można z nami podyskutować jak równy z równym, a nie tłumaczyć nam oczywistych spraw jak 5letnim dzieciom... I generalnie od jakiegoś roku jakoś wszystko się 'unormowało', w moich oczach jego rodzice zmienili się na lepsze, zluzowali mądrzenie się i wywyższanie, choć jeszcze zdarzało im się czasem palnąć coś nie na miejscu... I teraz jak już w zasadzie relacje nasze zrobiły się ok, to teściowa wypaliła z tą "zmianą M." Jestem bardzo ciekawa o co jej chodzi..

A my w niedzielę pojechaliśmy do Warszawy. Ale nie do teściów, tylko do znajomych. W poniedziałek wieczorem miałam firmową imprezę, a nie chciałam jechać sama i zostawiać męża z córcią samych na 2 dni, bo chyba bym ześwirowała z nerwów, czy wszystko ok i z tęsknoty! :) Ale jak widzę nie ja jedna mam taki problem - Zuczkowa pisała dokładnie o podobnej sytuacji :) No więc wymyśliłam, że pojedziemy razem. Spaliśmy u koleżanki, która ma duże mieszkanie. A w tym samym bloku mieszkają jeszcze inni nasi znajomi, więc było wesoło. Odwiedziliśmy przy okazji kolejnych znajomych, którzy nie dawno się przeprowadzili, a nie mieliśmy wcześniej okazji zobaczyć ich nowego mieszkania. Poza tym mają prawie 2letnią dziewczynkę, więc Pola miała okazję pobawić się z kimś mniej więcej w swoim wieku. Super, że się spotkaliśmy, bo tak jak nasza córcia nie kwapiła się do chodzenia, tak jak zobaczyła, że jej koleżanka przemieszcza się sama na dwóch nóżkach, to nagle zaczęła podnosić rączki, żeby ją prowadzić! :) A jak wróciliśmy z odwiedzin do naszego 'hotelu' , to Polcia zaczęła 'stawać' bez trzymanki. Strasznie śmiesznie to wyglądało, bo np. doraczkowywała do moich nóg, przy ich pomocy wstawała, po czym puszczała się, rączki asekuracyjnie dawała na boki, nóżki lekko uginała, pupkę lekko wystawiała do tyłu i próbowała łapać równowagę. Kilka sekund tak postała, po czym leciała bęc na pupcię! I dostawała wtedy ataku śmiechu, po czym podrywała się do góry i dawaj, to samo od początku! W niedzielę wieczorem w ogóle nie chciała iść spać. Wykąpaliśmy ją, a w zasadzie ochlapaliśmy ją, bo u koleżanki nie było wanny, tylko kabina prysznicowa z bardzo płytkim brodzikiem, chcemy ją położyć spać, a tu mała złapała głupawkę na całego i zamiast spać to chichotała sobie pod nosem, kładła się w łóżku na brzuszku i wystawiała do nas pupkę śmiejąc się głośno. No to zabraliśmy ją jeszcze do pokoju, gdzie oglądaliśmy finał 'X faktora' i Polcia przez bite pół godziny ćwiczyła samodzielne stanie. A za każdym razem jak upadała na pupkę raczyła nas swoim chichotem :) W końcu padła o 21:30!! W poniedziałek mieliśmy plan odwiedzenia teściowej. Chcieliśmy zadzwonić do drzwi i powiedzieć 'Niespodzianka!", a jak by miała jakieś ale, to mieliśmy powiedzieć, że niespodzianki podobno są w modzie ostatnio.. Ale z naszego planu nic nie wyszło, bo mieliśmy wpaść do niej popołudniu, ale Pola nam zasnęła jak wracaliśmy ze spaceru i spała 2,5 godziny! Jak nigdy! Normalnie popołudniami w ogóle nie śpi albo śpi maks godzinkę. I jak się nam córcia obudziła, to tyle co zjedliśmy podwieczorek i ja musiałam się szykować na wieczorny bankiecik... Ja wyszłam, a znajomi z którymi się widzieliśmy dzień wcześniej przyszli, żeby nasze córcie mogły się jeszcze pobawić razem... Wszyscy byli naszą Polcią oczarowani, że taka grzeczna, cichutka, nie płakała w ogóle (hm, nie wiem czemu niby miała by płakać?), że tak pięknie je, że się ładnie bawi, że się śmieje cały czas, że się nie boi obcych, bo córka znajomych podobno zrobiła niezłe show-popisówę hihi :) Ale miała dużą widownię i to pewnie dlatego. Ogólnie weekend mieliśmy bardzo fajny, a najbardziej się cieszę z tego, że Polcia miała w końcu towarzystwo w swoim wieku, bo tego nam najbardziej brakuje.. Jak już kiedyś pisałam, w mojej rodzinie tylko siostra ma dziecko, ale dużo starsze, bo 6letnie. Ze znajomych jeszcze nikt nie ma dzieci, dlatego też odświeżam swoje stare znajomości licealne, które jakoś rozeszły się po kościach z różnych powodów.. Jakoś tak się nam ułożyło, że w Wawie skąd pochodzi M. większość znajomych ma dzieci i to mniej więcej w wieku naszej Polci, a tutaj - nikt .. :/

A wracając jeszcze do naszego spotkania ze znajomymi i tego, że potem Polcia nabrała chęci do chodzenia, to tak chyba właśnie jest - że dzieci uczą się od siebie. Jedno widzi, że drugie coś umie, coś robi ciekawego - to ono też chce tak samo! I to jest chyba kolejny argument na to, że fajnie by było mieć jeszcze jedno dziecko.. :) Zastanawiam się tylko ile prawdy jest w powiedzeniu, że jak pierwsze dziecko jest cichutkie i bezproblemowe, to drugie da rodzicom w kość - będzie płaczliwe, problemowe i ogólnie mówiąc - męczące! :)

No i najważniejsze chyba i najfajniejsze z tego weekendu jest to, że Pola nam się totalnie rozgadała! :) Do tej pory coś tam sobie pod noskiem mruczała, 'mamamama' 'tatatata' 'baabaaa' 'bueeee' 'buuuu' 'beeee' itp itd. A teraz potrafi w jednym ciągu wymówić tyle sylab, że jesteśmy w szoku! A robi to tak słodko, że nic tylko się śmiejemy z M. :) A do tego mamy ubaw, bo każde z nas rozumie Polę inaczej. Mała sobie gada, po czym np. ja tłumaczę: "Pola powiedziała 'Tata jedzie'", a M. "Niee, ona powiedziała 'Tam dziadzia" hehe Wcześniej mówiła dużo sylab zaczynających się od 'b', a teraz tworzy 'słówka' zaczynające się od 'd'.... Musimy ją nagrać, bo to jej gadanie jest po prostu BEZCENNE!! :)

A póki co to lecę zebrać pranie, bo wróciliśmy i oczywiście trzeba było uruchomić pralkę, mieszkanie trochę z kurzu ogarnąć, no i przygotować się na jutro do pracy....

piątek, 3 czerwca 2011

Wychowanie i rozpieszczanie

Dziewczyny, polecam Wam artykuł "Wszystko to za mało" w czerwcowym numerze "Twojego Stylu". Długi, oparty na przykładach tekst o wychowaniu dzieci, o rozpieszczaniu, o spełnianiu zachcianek, a przede wszystkim o uczeniu dzieci czym jest pieniądz i że nie on rządzi światem. Choć jak tak sobie czytałam, to w pewnej chwili dotarło do mnie, że jak moja córka pójdzie do szkoły to i u nas pewnie pojawią się problemy w stylu: "Mamo kup mi nową lalkę/ ipoda/ czy cokolwiek innego co będzie wtedy na topie - bo inne koleżanki mają, a ja nie i nie chcą się ze mną bawić!" Przeraża mnie to, co się teraz dzieje w szkołach, szpanowanie najnowszym modelem komórki, markowymi ciuchami i statusem finansowym rodziców. Dzieci się zawsze przechwalały, za moich czasów też, ale nie na taką skalę! U nas szpanem w podstawówce był walkman, czy wakacje za granicą, na Komunię dostawało się co najwyżej rower, encyklopedię albo kalkulator. A wraz z postępem technologicznym, rośnie skala 'szpanu' w szkole. Jak czytałam o przechwalaniu się bielizną Dolce&Gabbany, czy torebką Gucciego w wydaniu dzieci to włos mi się na głowie zjeżył! Wiem, że to skrajne przykłady, ale sama świadomość, że można dziecku kupić TAK MARKOWE gadżety wywołała u mnie wytrzeszcz oczu :) Ale w artykule jest też mnóstwo pozytywnych przykładów o tym, jak uczyć dzieci szacunku do pieniądza. Mam nadzieję, że w przyszłości będę równie mądra jak Inga i że nie będę musiała się wstydzić za swoje dziecko, które ukradnie w sklepie zabawkę, której nie będę chciała mu kupić, tylko dlatego, żeby zyskać akceptację kolegów w szkole, którzy takie zabawki już mają...
I mam nadzieję, że nie dam wejść sobie na głowę tak jak Dorota, mama Leny :)

Szukałam tego artykułu w necie, żeby Wam podlinkować, ale nie znalazłam, więc odsyłam do wersji drukowanej :)

środa, 1 czerwca 2011

Dzien Dziecka & Dzien Matki

Dziś Dzień Dziecka, a ja przypomniałam sobie, że zapomniałam napisać o Dniu Matki! A dostałam po raz pierwszy w swoim życiu laurkę i kwiatuszki z tej okazji :) Przyniosła je rano nasza niania i wręczyła mi w imieniu Poli. Ach, normalnie miałam łzy w oczach :) Z zaskoczenia, radości i wzruszenia... M. oczywiście nawet nie pomyślał, żeby mi kupić 'od Poli' kwiatka z tej okazji. Stwierdził, że Pola jest jeszcze mała i bez sensu jest dawanie od nas- dorosłych, nam - dorosłym kwiatków niby od niej. A ja jestem innego zdania i nie omieszkałam mu o tym powiedzieć! Ech, normalnie czasem opadają mi ręce. Ciekawe, czy jemu by nie było przykro jak by na Dzień Ojca nic nie dostał przez najbliższe lata, aż do momentu kiedy córcia nauczy się pisać 'Dla Taty'? .. W każdym bądź razie po mojej gadce przyniósł mi wieczorem kolorowy bukiecik. Ale takie 'wyproszone kwiatki' to szczerze mówiąc nie dały mi tyle radości ile te, które dostałam rano. A ja już zaczynałam kombinować co tu mu zrobić na Dzień Ojca.. Ale jak on ma takie podejście, to ja się nie będę wysilać! Nie wiem, czasem kompletnie nie potrafię zrozumieć jego podejścia do różnych spraw, zwłaszcza rodzinnych, a jego tłumaczenie, że 'tak było w mojej rodzinie' już totalnie mnie rozkłada na łopatki i jeszcze bardziej zniechęca do jego rodziny.

A a'propos rodziny mojego męża. Dziś jak byłam z mała na zakupach wieczorem to zadzwonił do mnie kurier, że jest pod blokiem i co ma zrobić z przesyłką? Ucieszyłam się okropnie, bo od wczoraj czekamy na prezent dla Poli! Kupiliśmy jej taki chodzik-jeździk muzyczny FisherPrice'a. Ale okazało się, że kurier ma tylko jakąś kopertę i zostawił ją w końcu w skrzynce. Wracamy z Polą do domu, zerkamy do skrzynki, a tam - uwaga uwaga - zaproszenie na ślub siostry M.! 'Dlaczego M. nic mi o tym nie powiedział???" - to była moja pierwsza myśl. Ale zaraz potem przyszła druga "Jakby wiedział to by powiedział.. czyli nic nie wie"... Zaraz złapałam za telefon, dzwonię do męża i co? I zaniemówił, po czym stwierdził, że nawet tego nie skomentuje, wraca do pracy i pogadamy jak wróci do domu. Wrócił po 21szej, zerknął na zaproszenie i stwierdził, że co jak co, ale żeby własnego, rodzonego brata zapraszać na własny ślub drogą pocztową to lekkie przegięcie. Że nie jest jej dalekim krewnym, tylko najbliższą rodziną i widziałam, że jest mu przykro. Cóż mogłam powiedzieć? Jego siostra jest dziwna i ja też takiego zachowania nie pojmuję. Nikt nie oczekuje od niej, żeby przyjeżdżała 300 km i osobiście nas zapraszała, ale mogłaby zadzwonić, powiedzieć co i jak, pochwalić się, że niedługo na jej palcu pojawi się obrączka, a dla dopełnienia formalności wysłać zaproszenie pocztą? Nie wiem, ale to jest chyba normalne zachowanie w takiej sytuacji?

No cóż, nie o tym miało być.. :) Pierwszy Dzień Dziecka w naszym mieszkanku!! :)) Z naszą najsłodszą Kruszynką, Robaczkiem, Żabką, Polcią... Od nas dostała zestaw kubeczków do zabawy w wannie, takich fajnych, kolorowych, z dziurkami przez które woda się przelewa. Dostała je już wcześniej, bo w wannie już nie wiedziała co ma robić, zrzucała wszystkie kosmetyki do wody, gumowe zwierzątka przestały być fajne, więc trzeba było ją czymś zająć :) A dziś dostała od nas super zestaw Aventu składający się z 2 miseczek, talerzyka z podziałką, sztućców, a na tym wszystkim jest motyw króliczka, cyferki i kółeczka. Zestaw jest naprawdę fajny i ma gumową 'podstawę', więc nie ślizga się po stole. Wygląda tak:

A do tego zamówiliśmy jej ten chodzik-jeździk, który już wczoraj miał nam przywieź kurier i dalej go nie ma! Kurcze, mam nadzieję że jutro dojedzie! Mieliśmy jej kupić muzyczny stolik edukacyjny, ale trafiła się okazja do kupienia pchacza, więc doszliśmy do wniosku, że połączymy jedno z drugim i Pola będzie miała 2 w 1: edukację muzyczną i naukę chodzenia :)) Bo jeśli o chodzeniu mowa - na razie Polcia drepcze sobie przy kanapie. My jej do chodzenia na nakłaniamy, nie ciągniemy jej za rączki, nie naciskamy, żeby już, już chodziła. Tak jak mi kiedyś na warsztatach Johnson'a powiedziała rehabilitantka - nie powinno się dziecka brać za rączki i z nim 'chodzić'. Dziecko jak będzie gotowe do samodzielnego chodzenia, to po prostu pewnego dnia samo 'puści się' szafki, kanapy, krzesła - i po prostu pójdzie :) I na to właśnie czekamy.. A że Poli dobrze się raczkuje i nie za bardzo ją ciągnie do chodzenia, to może ten pchacz ją jakoś zachęci? :)


A M. był dziś cały dzień w pracy od 9 do 21, z przerwą między 15, a 16. I wtedy umówiliśmy się w Rynku z naszą nianią, od której odebraliśmy Polcię i poszliśmy z nią na lody :) Tzn. my jedliśmy lody, a ona dostała takie fajne wafelki w kształcie misia, które tak ją pochłonęły, że nawet loda nie chciała polizać :) Mieliśmy jeszcze iść na jakiś spacerek, ale pogoda zaczęła się psuć, więc ja szybko uciekłam z małą do domu, a M. do pracy. W drodze do domu już zaczęło kropić, teraz u nas jest burza i strasznie leje! Jak kąpałam małą, to pies tak się bał grzmotów, że leżał pod drzwiami łazienki i trochę się telepał hihi
A od naszej niani Polcia dostała książeczkę o Królewnie na Ziarnku Grochu i jak się włączy tam takie guziczki, to lektor czyta bajkę - takie ułatwienie dla rodziców :) Czego to już nie wymyślą, żeby człowiekowi życie ułatwić.. Niedługo coś lub ktoś będzie za nas robiło siku, jadło, podlewało kwiatki w mieszkaniu i wieszało pranie :)

Trochę mi było dziś przykro, bo myślałam, że mój tata jakoś będzie chciał się dziś z Polą zobaczyć, przywiezie jej jakąś zabawkę, a nam może lody albo cokolwiek, a tu nic. Zadzwonił do mnie tylko, ale w zupełnie innej sprawie, zapytał się przy okazji co robię, ja na to, że idziemy właśnie na lody z małą z okazji Dnia Dziecka, a tata na to "Aha". To już tata M. nam smsa przysłał 'Wszystkiego najlepszego dla dużych dzieci"... Więc dziś trochę role się odwróciły...