Suwaczek

Suwaczek z babyboom.pl

piątek, 6 maja 2011

PAŹDZIERNIK 2O1O

2 PAŹDZIERNIKA
Co u Was blogowe koleżanki? Bo u nas wszystko dobrze :) Byliśmy z Polą wczoraj na kolejnym, czyli drugim usg bioderek. Na pierwszej wizycie wyszły nam wyniki 1a i 1b. Tym razem oba wyniki to 1a - super! Na odchodne pan doktor powiedział M. :"No to następnym razem przyjdzie pan z synem, tak?" hehe M. na to:"YY, no żona coś tam przebąkiwała o drugim dziecku, ale ja to nie wiem". Na to pan doktor:"Proszę pana, ja mam 2 synów i 1 córkę. Niech pan kiedyś do mnie wpadnie, pójdziemy na piwo i opowiem panu jak się syna robi" :))


A Polcia od paru dni próbuje przekręcić się z plecków na brzuszek. Próbuje, próbuje, ale coś jej nie wychodzi. Za to opluwanie swojej brody nadal idzie jej wyśmienicie :) Jest przy tym taka rozkoszna, że nic tylko ją całować! :) Próbuje też pomału śmiać się w głos. Na razie są to takie dziwne dźwięki, którą nawet Polę zaskakują, a nam przysparzają kupę śmiechu :)
Niesamowite jest to, że każdego dnia taki mały szkrabek robi coś nowego, coś innego.. Natura jest taka niesamowita! A patrzenie jak taki mały człowiek się rozwija jest tak fascynujące, ACH! ACH! ACH! :) Od zawsze lubiłam dzieci, wiedziałam, że kiedyś będę je mieć, ale nie przypuszczałam, że tak bardzo zakocham się w swoim dziecku! :) Wiem, że może źle robię, że większość czynności związanych z małą robię sama, wiem, że powinnam częściej prosić M. o pomoc, żeby mała się za bardzo do mnie nie 'przykleiła', bo potem będę mieć z tym problem, ale ona jest taka kochana.. że z wielką chęcią zmieniam jej pieluszki, przebieram ją, bawię się z nią, biorę ją na spacer... A potem jak przychodzi zmęczenie to się czasem wkurzam na M., że się nie domyśla, że powinien mi pomóc :) Ech... Dlatego też od paru dni staram się jednak, aby M. mnie w niektórych czynnościach wyręczał, choć muszę przyznać, że przychodzi mi to nie łatwo. Bo przy przewijaniu Pola z reguły się tak słodko uśmiecha, że zmieniam jej pampersa z wielką przyjemnością.. Podobnie jest z zabawą.. Za to z ubieraniem gorzej, bo tego nasza Polcia nie lubi.


Rośnie nam córcia prawie w oczach. Znowu robiłam jej porządki w komodzie i znowu część ubranek musiała się z niej wynieść, bo Pola już z nich wyrosła! Na tę okazję wzięłam ją 2 dni temu, zapakowałam do auta i pojechałyśmy do galerii na zakupy. Z tatą kiepsko się robi zakupy, bo po pół godzinie już jest zmęczony i popędza nas do domu. A tak - Pola połowę czasu przespała, a potem rozglądała się z mamą po sklepach i zapoznawała się z aktualną modą :) Z tej okazji kupiłam jej kilka fajnych body w C&A - mieli przecenę i 1 body kosztowało 12zł, były też 2-paki po 19zł. Śliczne kolory - w końcu coś nie-różowego - zielone, niebieskie, turkusowe, białe w kolorowe paseczki.. Jednym słowem było z czego wybierać :) Do tego trafiłyśmy na obniżkę w H&Mie i po 20zł można było kupić letnie ubranka. Wybrałam więc dla małej sukieneczkę i rampersik w pszczółki na lato.

U nas dziś było ładnie, mam nadzieję, że jutro też tak będzie to wybierzemy się z małą za miasto na długą wycieczkę. Hm, mam nadzieję, że to nie ostatni raz w tym roku, choć z prognoz nic dobrego nie wynika... :/
---

6 PAŹDZIERNIKA
Od jakiś 2 tygodni mamy z Polą problem. Przez 2 dni robi po 1 kupie dziennie, z reguły przy porannym cycku ok. 8 rano. A potem przez 2, 3 dni - nie ma kupy! Bączki nasza mała puszcza i to takie czasem mocno śmierdzące, nie marudzi, jest pogodna, więc chyba brzuszek jej nie boli.. Czytałam, że niemowlaki nie muszą robić kupy codziennie, ale ta 'regularność-nie-robienia-kupy' zaczęła mnie niepokoić i poszłyśmy dziś do pediatry. Pani doktor stwierdziła, że widocznie Poli brakuje błonnika i dlatego jej brzuszek 'nie produkuje kupy'. I że w takim razie trzeba jej już zacząć rozszerzać dietę i zacząć podawać np. łyżeczkę soku z marchewki dziennie. Albo pół utartego jabłuszka. Hm, chciałam z tym poczekać do momentu, aż Pola skończy 4 m-ce, ale jak ma mieć takie problemy z kupką, to cóż - nie czekajmy! Zwłaszcza, że już sama nie wiedziałam co jest powodem braku kupki - Czy ja coś zjadłam? Czy może Poli coś dolega? Dlatego już wczoraj zaczęłam kombinować co by tu zjeść, co mogłoby pomóc naszej małej dziewczynce w produkcji kupki? :) Wypiłam więc sok z marchewki, dużo wody mineralnej, zjadłam jabłko - i dziś rano nic - a Pola najczęściej wypróżniała się rano :/ Dlatego też zdecydowałam się iść do pediatry i dlatego też zaraz po powrocie do domu zdecydowałam się podać małej łyżeczkę soku z marchewki, chociaż ma niecałe 3 i 1/2 m-ca.
Zrobienie soku zajęło mi jakieś 15 sekund łącznie z obraniem marchewki, za to rozebranie potem sokowirówki i umycie jej - 5 minut :) Następnym razem kupię więcej marchewki i zrobię sok też dla nas... W każdym bądź razie było warto, bo wieczorem tuż przed kąpielą Pola w końcu zapaskudziła potężnie pampersa!! :)) Jupi :) Zobaczymy co będzie jutro.. I czy już znikną jej problemy z wypróżnianiem się.

Nie wiem, czy to przez te problemy z kupką, czy z jakiegoś innego powodu, ale jak już myślałam, że zmierzamy do przesypiania całej nocy, bo Pola jak dostała cyca ok. 20, tak spała do 4 rano, to mała nagle zaczęła się znowu budzić 3 razy w nocy na karmienie.. I tak budzi się ok. 23, potem ok. 2,3, potem ok. 5,6 i potem rano ok. 8. Ach, kiedy w końcu przyjdzie mi przespać od wieczora do rana? :)
---

9 PAŹDZIERNIKA
W środę Pola dostała łyżeczkę soczku z marchewki i - była kupa :) W czwartek nie daliśmy jej soczku, bo chcieliśmy zobaczyć, czy jej organizm nie zareaguje alergią albo biegunką albo Bóg wie czym na ten nowy smak. W czwartek też pojawiła się kupka, więc JUPII! W piątek daliśmy już małej 'aż' 2 łyżeczki pomarańczowego napoju. O ile w środę wypiła soczek bez większych emocji, to w piątek już się skrzywiła i trochę soku wypluła. Śmiesznie przy tym wyglądała, miała taką zdziwioną, krzywą minkę, co najmniej jakbyśmy jej dali sok z cytryny :) Jutro mała dostanie pół utartego jabłuszka, zobaczymy jaka będzie reakcja...

A my korzystając z ładnej pogody wybraliśmy się dziś za miasto na spacer i na obiad do baru, który prowadzi moja ciocia. Chcieliśmy też zobaczyć jak Pola będzie znosić taką dłuższą podróż, bo do tej pory to podróżowaliśmy z nią tylko po mieście, na zakupy i jazda nie trwała dłużej niż pół godziny. Teraz w 1 stronę jechaliśmy ok. półtorej godziny. Nasza malutka Kruszynka przespała podróż w jedną i drugą stronę, a w trakcie obiadku była wyjątkowo grzeczna. Siedziała w wózeczku i bawiła się grzechotkami. Naprawdę byliśmy z niej bardzo dumni, bo do tej pory jak gdzieś szliśmy na kawę lub obiadek, to często było tak, że jedliśmy na tempo, bo małej szybko się nudziło takie siedzenie/ leżenie w wózku, który stoi w miejscu i był bunt na pokładzie. Ciocia oczywiście się Polcią zachwyciła, najbardziej chyba jej imieniem :) Wróciliśmy pod wieczór do domu, zdziwieni że nasza córcia znowu w aucie śpi! Obudziła się w domu dopiero ok. 18:40, czyli przespała chyba 3/4 dnia - już nie pamiętam kiedy tyle spała! :) Obawiałam się co w takim razie będzie z wieczorną kąpielą i spaniem - chyba nam się przesunie wszystko na 12 w nocy! ale mała przed 20tą zaczęła przejawiać oznaki zmęczenia, więc szybciutko przygotowaliśmy wanienkę z ciepłą wodą i ok. 20:30 Polcia już spała słodziutko :)

A co u nas, u mnie i u M.? No cóż, po ostatniej rozmowie na temat pomagania mi jako matce i jako żonie, która ma się zajmować domem, M. naprawdę zaczął częściej siedzieć z Polą i sobie z nią gadać, pomagać mi w domowych obowiązkach... Jest naprawdę super :) Szkoda tylko, że w M. odzywają się raz na czas wyniesione z domu 'zwyczaje', czyli: kobieta do garów, a facet - tv, komputer i własne zainteresowania .. A mnie wtedy szlag trafia! Przez parę dni chodzę i się wkurzam, a jak już czarka wypełni się po brzegi to wyrzucam z siebie wszystkie żale do M., on się tłumaczy,a z reguły i tak wychodzi, że wszystko to moja wina, bo on nie jest domyślny, a ja siedzę cicho i nie proszę o pomoc. A co ja na to poradzę, że ja już taka Zosia Samosia jestem i nie potrafię prosić o pomoc? Wiem, że to nie jest dobre, ale taka już jestem. Zawsze wolę wszystko zrobić sama... Potem przez jakiś czas jest super. Ja się staram jednak przełamać i nie dwoić się i troić, tylko proszę M. aby mnie w czymś wyręczył. On mi pomaga, angażuje się bardzo w nasze 'domowe życie' i wszystko jest tak jak powinno być w prawdziwym, partnerskim związku. Ale po jakimś czasie w M. odzywają się stare przyzwyczajenia i błędne koło się toczy.. Ech... Zastanawiam się tylko, czy to już zawsze tak będzie, że jak raz na czas mu się nie wyżalę, to będzie siedział w tym swoim kąciku z nosem w komputerze? Dlaczego faceci nie są bardziej domyślni? Ech, dlaczego faceci nie mogą myśleć tak jak kobiety? :)
---

15 PAŹDZIERNIKA
Mieliśmy już swój stały rytm dnia, ale od kilku, kilkunastu dni jedyne co pozostało bez zmian to godzina kąpieli, czyli 19, 19:30. Jeszcze niedawno Pola dostawała cyca po wieczornym myciu i spała mniej więcej do 2, czasem nawet do 4. Potem budziła się jeszcze raz na karmienie ok. 5 i spała do 7,8. A ostatnio budzi się po kąpieli ok. północy, najpóźniej o 1:30 i potem co 2 godziny, a czasem nawet co półtorej! Próbowałam dać jej wtedy smoczka, ale nie dała się oszukać. Musi być cyc i już! W ciągu dnia z kolei jadła zawsze co 3 godziny, czasem co 2,5 albo co 3,5. Dostawała mleczko z jednego cyca i jadła do momentu, aż się najadła, czyli wypluwała cyca i zaczynała sobie gaworzyć albo się do mnie śmiać. A ostatnio dostał cyca, jadła i jadła, potem zaczęła na pierś wypluwać, brać do buzi, pociumkała 3 sekundy, znowu wypluła i ryk, i tak kilka razy. Przystawiłam ją do drugiego cyca i jak się do niego przyssała to zjadła chyba tyle co z pierwszego! Do tej pory starczała jej 1 pierś, a tu proszę. Trochę się zmartwiłam, bo pomyślałam, że może tracę pokarm? A tego bym jeszcze nie chciała.. Poleciałam więc do sklepu i kupiłam paczkę migdałów, które podobno pomagają na laktację. Bo herbatkę HIPPA 'na cycki' piję regularnie 1 dziennie od dłuższego czasu... Nie wiem, czy to migdały pomogły, czy to był taki jednorazowy 'wielki głodek' Poli, w każdym bądź razie nie powtórzyła się już taka sytuacja. Za to zdarza się małej nie domagać się jedzenia przez 4 godziny! Bawimy się, gadamy sobie, idziemy na spacer, wracamy, a moja myszka wciąż nie domaga się jedzonka. A jak ją np. przystawię do cycka po 3 godzinach to pociumka chwilę i koniec. Za to po godzinie albo półtorej domaga się jedzenia i czasem się przyssie mocno, a czasem znowu pociumka i nic. W związku z tym nasz harmonogram dnia zupełnie przestał funkcjonować... :/
Sukcesem za to jest sprawa kupek, które Pola robi teraz codziennie :) Tak co drugi dzień dajemy jej 2 łyżeczki innego jedzonka niż mleczko. Zaczęliśmy od soczku z marchewki, potem były 2 próby z jabłuszkiem, ale niestety nie udane :/ Ani jabłuszko Gerbera jej nie smakowało, ani takie surowe utarte. Próbowałam też z jabłuszkiem ugotowanym na parze i utartym i też się krzywiła, buźki otworzyć nie chciała, a jak już udało mi się jej do buzi coś włożyć, to wypluwała i krzywiła się jakbym jej dawała sok z cytryny... Trochę lepiej było z jabłuszkiem Bobovity, ale fankom owocków nasza Pola jednak nie jest. A ja tak wcinałam jabłka w ciąży...
Postanowiliśmy więc spróbować podać małej marchewkę. Zaczęliśmy od słoiczkowej z Bobovity. Wcisnęliśmy jej 2 łyżeczki, ale oj, nie bardzo jej się to podobało.. No i zaczynam się martwić, czy z naszej małej to nie będzie Tadek-Niejadek.. :( Bo jak czytam wpisy dziewczyn na forum Babyboom to ich pociechy wcinają równo zwłaszcza marchewkę... No nic, zobaczymy... Jutro spróbujemy może z marchewką surową albo podejmiemy jeszcze jedną próbę z jabłuszkiem Bobovity, bo przy nim najmniej się krzywiła.

Ale tak sobie myślę, że to całe zamieszanie z częstszym nocnym karmieniem i zamieszaniem w ciągu dnia z jedzeniem może wynikać z tego, że Polcia nam szybko rośnie i potrzebuje więcej jedzonka? No i w takim razie chyba czeka nas wycieczka do pani pediatry po poradę odnośnie rozszerzenia małej diety o kaszki i zupki....

Poza tym Pola się strasznie zaczęła ślinić ostatnio i pakuje sobie całe piąstki do buzi. Zdarza jej się, że włoży sobie za głęboko paluchy albo gdzieś sobie coś w buźce uszkodzi, bo nagle uderza w wielki płacz, który po kilku ciepłych słowach od mamy znika :) Sprawdziłam jej dziąsełka, ale nic twardego w nich nie wyczułam. Za to na miejscu dolnej, lewej dwójki ma tak jakby trochę spuchnięte.. Hm, podobno najpierw wychodzą jedynki, więc może sobie tam paluchem za mocno przejechała i jej spuchło? No zobaczymy... Na ząbki trochę za wcześnie, Pola ma dopiero 3 m-ce i 3 tygodnie..
---

19 PAŹDZIERNIKA
Pola niestety nie polubiła jabłek ani marchewki pomimo kilku prób. I niestety znowu mamy problemy z kupką.. Te odrobinki przecierów jakie trafiały do jej brzuszka nie wspomogły produkcji kupali i przez 3 dni pampers był tylko zasikany... Rozmawiałam wczoraj z moją przyjaciółką i poleciła mi na taką sytuację czopki glicerynowe. Przetestowała to na swoich dwóch pociechach i twierdzi, że zawsze pomagało. Oczywiście, nie wolno ich stosować codziennie, ale w wyjątkowych sytuacjach, kiedy maluch ma zaparcia. Ale uwaga - w przypadku takich małych dzieci jak nasza Pola należy dawać pół czopka 1 gramowego (dla dorosłych są 2 gramowe). Przyjaciółka zachęcała mnie do ich stosowania mówiąc, że rozmawiała ze znajomą pediatrą, która wyznaje szkołę, że aktualnie medycyna jest bardzo rozwinięta, nie to co 30 lat temu, więc jeśli dziś możemy pomóc dziecku i ulżyć mu w bólu i cierpieniu, to zróbmy to! Po co ma się męczyć? Nawet jeśli nasze mamy/ciotki/babcie coś odradzają 'bo za ich czasów tak się nie robiło', to czasem warto posłuchać pediatrę, czy koleżankę, która ma dziecko ciut starsze od naszego i w związku z tym większe od naszego - i aktualniejsze - doświadczenie. Pediatra problem zaparcia u niemowlaków tłumaczyła tak: "Dziecko nie może zrobić kupki, więc ona zalega mu w kiszce jelitowej i przysycha do jej ścianek. A maluch przyjmuje nowe pokarmy, które 'pchają' tą zaschniętą kupkę i boli go to. Dlatego dziecko POWINNO się wypróżniać codziennie." Hm, taka argumentacja do mnie przemawia, choć na różnych forach czytałam, że po 3-cim miesiącu u maluszka mogą wystąpić nieregularne wypróżniania się. Poza tym jak ja nie robię kupy 3 dni to też mam już brzuch wzdęty, nie chce mi się aż tak bardzo jeść, więc nie ma się co dziwić takim malutkim ludzikom... No cóż, nie powiem, miałam obiekcje przed zastosowaniem czopka, zwłaszcza że na opakowaniu było napisane, że przy dzieciach poniżej 3 lat użycie należy skonsultować z lekarzem. Ale Pola wczoraj (trzeci dzień bez kupy) zaczęła być już marudna i nawet bączków za bardzo nie puszczała... Za to prężyła się i widać było, że ma problem.. Nie pomagało leżenie na brzuszku, rowerek, masaż... No i po instrukcjach od przyjaciółki, czyli: pół czopku należy wsadzić tak, aby został 'zassany' do środeczka, bo jak zatrzyma się przy 'dziurce' i gliceryna zacznie się rozkładać, to wtedy pojawia się pieczenie i maluch może być jeszcze bardziej marudny - zdecydowaliśmy się na operację'czopek'.
Głęboki oddech, mąż obok do pomocy i - ledwo włożyłam Polci czopek, od razu wyleciała kupa! Dobrze, że zdążyłam rękę zabrać, bo zostałabym obsrana :)
Co za radość u rodziców i małej :) Z takim eleganckim brzuszkiem Pola potem super noc przespała. Dostała o 20tej cyca i spała pięknie do 2 z minutami. Potem się obudziła po 4 i nad ranem po 7. Za każdym razem pojadła, wypluła cycusia z buzi i już spała! Przenosiłam ją tylko do jej łóżeczka i wracałam spać sobie dalej.. A dwie poprzednie noce były naprawdę koszmarne! Po wieczornym cycku o 20, mała budziła się około północy, a potem nawet co godzinę. A około 3 był godzinny napad płaczu, na który pomagało tylko noszenie 'na tygryska'... To niedospanie odbijało się potem na mnie przez cały dzień - miałem lewy humor i wszystko mnie wkurzało.. Do tego pogoda u nas beznadziejna - szaro, buro, do tego mżawka.. Nic tylko spaaaaać... A jak tu spać jak mała chce się bawić? ..

Dziś za to znowu mamy dzień bez kupy :/ Chyba znowu czeka nas wizyta u pediatry, bo przecież nie będziemy stosować codziennie czopków? ..
---

25 PAŹDZIERNIKA
Od 2 dni Pola wcina jabłuszko równo! :) Otwiera szeroko buźkę i cały czas trzyma mnie za kawałek ręki, w której trzymam łyżeczkę, żebym przez przypadek się nie rozmyśliła i przestała ją karmić :) Ach, jak ta nasza mała Myszka słodko wtedy wygląda :) Chyba po prostu potrzebowała kilka dni na oswojenie się z nowym smaczkiem, bo początki były trudne... Pola miała cały czas zamkniętą buzię, a jak już ją otworzyła i udało mi się 'wylądować samolocikiem w hangarze' to połowa jedzonka lądowała na śliniaczku.. Udawało się jej wcisnąć może 2, 3 łyżeczki...
A tu proszę, nagle pstryk - i Pola wcina, aż miło na nią patrzeć :)

Z innych wieści - rozpoczęliśmy poszukiwania niani. Chciałabym od grudnia wrócić do pracy, a niestety dziecko możemy zostawić tylko pod okiem opiekunki. Babcie, ciocie nie wchodzą w grę. Koleżanki ostrzegały mnie, że to nie taka prosta sprawa i że poszukiwania dobrze jest zacząć dużo wcześniej, nie ma co zostawiać tego na 2 ostatnie tygodnie, bo dobra niania to towar chodliwy i często takie osoby wiedząc kiedy skończy się ich praca w jednej rodzinie - bo np. dziecko idzie do przedszkola, już dużo wcześniej zaczynają szukać następnej. I tak naprawdę to przechodzą z jednej rodziny od razu do drugiej..

Umieściłam więc ogłoszenie na jednym z portali i już tego samego dnia dostałam 8 maili. Z kilkudziesięciu jakie do mnie przyszły, wybraliśmy na początek kilka, które najbardziej nam się spodobały. Dziś mieliśmy pierwsze 3 spotkania z paniami. Dodam, że zdecydowaliśmy się na nianię w wieku cioci lub babci, z racji tego, że taka osoba dysponuje często sporym doświadczeniem, traktuje tą pracę poważnie, a nie jako coś na 'chwilę', aż do znalezienia pracy odpowiadającej wykształceniu.. No i taka 'starsza' niania na pewno nie wywinie nam takiego numeru, że np. za rok powie, że jest w ciąży i musi zrezygnować z 'niańczenia' naszej Poli. A nasza córcia zdąży się już do niej przyzwyczaić i będziemy mieć problem..

Pani, która przyszła dziś jako pierwsza, tak nam się spodobała, że już kolejne nie miały szans. Poza tym szczerze mówiąc, w każdej coś nam nie pasowało. Jedna ma wnuczkę nieco starszą niż Pola i tu powstało pytanie - czy jak zachoruje to czy córka nie będzie jej prosiła o zostanie z wnuczką w domu, a wtedy my zostaniemy bez niani? Albo co gorsza, niania 'przeniesie' zarazki ze swojej wnuczki na naszą Polę?... Oczywiście, pewnych kontaktów i sytuacji się nie uniknie, ale można starać się je ograniczyć..
Kolejna pali papierosy i sprawiała wrażenie trochę 'przemądrzałej' itp itd. W każdym bądź razie zniechęceni trochę kolejnymi kandydatkami, postanowiliśmy powierzyć opiekę nad naszą Polą pani Małgosi :) Zajmuje się dziećmi od 10 lat, przedstawiła referencje (które sprawdziliśmy dzwoniąc do rodziców dzieci, którymi się opiekowała), na pierwszy rzut oka widać było, że oddaje się dziecku w 100%, jest miłą i ciepłą osobą, czyli taką jakiej szukamy!
I mam wielką nadzieję, że to nie były tylko nasze 'wrażenia' i że wszystko super się ułoży! :)

A my za 2 dni jedziemy na dłuższy weekend do teściów do Warszawy. M. ma obronę swojego dyplomu i przy okazji postanowiliśmy odwiedzić paru znajomych i babcię M., która mieszka kawał drogi za miastem. Mam nadzieję, że Pola dobrze zniesie kilka godzin w samochodzie i że teściowa nie podniesie mi ciśnienia ...

---

31 PAŹDZIERNIKA
Wyjechaliśmy na 4 dni do teściów. W sumie nie było tak źle, ale co za dużo to nie zdrowo ... Pierwszy dzień: dojechaliśmy na wieczór, więc tyle co odwiedziliśmy znajomych (zaprosili nas na kolację), po czym wpadliśmy do teściów ze śpiącą Polą, położyliśmy ją spać i zmęczeni - sami padliśmy. Drugiego dnia M. zostawił mnie 'pod opieką' swoich rodziców i pojechał najpierw do kolegi coś załatwić, a potem na egzamin i obronę swojego dyplomu. Nie było go cały dzień, ale jakoś przeżyłam :) Najpierw korzystając z pięknej pogody poszłyśmy z teściową na spacer. Pogadałyśmy o przysłowiowej 'dupie-marynie', nie było moralizowania i 'dobrych rad', czym muszę przyznać - teściowa mnie zaskoczyła :) Było naprawdę miło. Pola przespała cały spacerek, obudziła się dopiero w domku na cycusia. My też coś zjedliśmy i na odmianę teść postanowił towarzyszyć mi w popołudniowym spacerze. Nie powiem, słuchanie przez ponad godzinę o tym jak to kiedyś było dobrze, bo każdy jak kończył szkołę to dostawał pracę, że nie było takich nierówności majątkowych wśród ludzi, że państwo socjalistyczne to była dobra opcja, że ludziom się niektóre rzeczy NALEŻAŁY, nie to co teraz - że trzeba pracować i pracować, żeby się czegoś dorobić - po godzinie miałam dość! Wiem, wiem, teść już taki jest - M. nie raz mi tłumaczył, że jego tata od zawsze był taki i się już pewnie nie zmieni i że najlepsze w takich momentach jest po prostu kiwanie głową i zasada 'jednym uchem wpada, drugim wypada'. Nie ma co wdawać się w dyskusję. M. wrócił wieczorem, dyplom obronił na 5, małą wykąpaliśmy i dzień drugi dobiegł końca :) Trzeciego dnia mieliśmy jechać do babci M. pokazać jej prawnuczkę Polę i prawnuczka Olka (syn siostry M.). Ech. Prawie cały dzień spędziliśmy w samochodzie, bo do babci jechało się ok. półtorej godziny. Mieliśmy wyjechać o 10 i wrócić na 17. Ale jak już dojechaliśmy do babci, to ojciec M. zaczął dzwonić po wszystkich ciotkach w okolicy sprawdzając czy są w domu i z informacją, że je ZARAZ odwiedzimy! Jakby kurcze nie można było tego zaplanować i powiadomić rodzinę o naszym przyjeździe wcześniej! I tak, każda ciotka była zmieszana, bardzo nas przepraszała, że jest 'nieprzygotowana' , nie ma czym nas ugościć, no ale ona nie wiedziała, nie zdążyła do sklepu itp itd... Wcale im się zresztą nie dziwię, bo też bym się czuła nieswojo jakby mi nagle przed drzwiami stanęła rodzina, z którą się widuję raz na parę lat, a ja oprócz herbaty nie miałabym co podać. Wrrrr... Z tego wszystkiego zamiast na 17, wróciliśmy przed 20tą! Pola prawie wcale nie spała, tyle co w drodze z Warszawy do babci na wieś. Potem co zasnęła, to dojeżdzaliśmy do kolejnej ciotki więc się wybudzała. A że odwiedziliśmy 5 ciotek, to oprócz nie-spania, nad Polą co chwilę pojawiały się nowe twarze, co chwilę ktoś nowy brał ją na ręce i - jak się można było spodziewać, w drodze do domu dziecko z nadmiaru wrażeń wpadło nam w taaaaaką histerię, jakiej u niej jeszcze nie było! Jechaliśmy więc z wrzeszczącym mi nad uchem dzieckiem, gadającym o wspaniałym państwie socjalistycznym teściu i wrrrrrr....... nie wiele brakowało, żebym puściła parę uszami i zniosła jajko z wściekłości! Jakby nie można było tych odwiedzin rozłożyć na 2 razy! Przecież dla takiego małego dziecka tyle nowych twarzy na raz (a w każdym z 5 domów było kilka osób) to naprawdę dużo! Całe szczęście, że ostatnią noc mieliśmy spędzić u znajomych w domu, a nie u teściów. Mogliśmy przynajmniej spokojnie położyć Pole spać w jednym pokoju i usiąść ze znajomymi na pogaduchy w drugim. I porozmawiać o czymś innym niż socjalizm!

Ech. Wczoraj wróciliśmy szczęśliwie do domu. Pola została wykąpana w swojej wanience, a nie byle jak w brodziku prysznicowym. Poszła spać do swojego łóżeczka, obudziła się dziś rano ze swoimi robalami z karuzeli nad głową - i proszę, dziecku od razu wrócił super humor i szeroki uśmiech na twarzy :) Przez te kilka dni u teściów była nad wyraz poważna, mało się uśmiechała i widać było, że obserwuje co się wkoło dzieje i próbuje się w tym nowym otoczeniu odnaleźć. Marudna była tylko na koniec dnia w samochodzie, ale nie ma się co dziwić - jakby mnie unieruchomili prawie na cały dzień w foteliku samochodowym to też bym się w końcu zaczęła buntować :)

Mieliśmy Poli podawać już w nocy kaszkę, żeby dłużej spała, ale stwierdziliśmy, że poczekamy z tym, aż wrócimy do domu. Bo nie wiadomo, jak mała na to zareaguje, a jakby miała mieć jakieś sensację, to wolałabym aby miała je w domu. A nie na 'obcym' terenie. Tak więc jeszcze te ostatnie dni męczyłam się budząc się co 2 h w nocy na cyca.. :/
Dziś podaliśmy Poli zupkę robioną przeze mnie. Czyli 1 marchewka, 1 pietruszka, kawałek pora i selera, pół ziemniaka i troszkę wody. Córcia wsunęła ją aż miło było patrzeć :)
Zastanawiam się teraz, czy jest sens podać jej w nocy drugie, nowe 'jedzonko' tego samego dnia? Więc chyba znowu odłożymy podanie kaszki o 1 dzień... Ech..

A my w końcu po 3 dniach jedzenia byle czego zjedliśmy dziś prawdziwy OBIAD :) Bo pomimo tego, że teściowa wiedziała dokładnie kiedy przyjeżdżamy i na ile, to przygotowała nam tylko rosołek. Myślałam, że z tej okazji zrobi cały obiad - zupę i drugie danie, ale się myliłam. Z klei u babci dostaliśmy tylko ciacho, ale nie ma co oczekiwać, że 80kilku letnia kobitka będzie gotowała obiad dla kilku osób... No a wszystkie ciocie przecież 'nie były przygotowane na nasz przyjazd'... Dobrze, że wzięłam sobie jabłka na drogę, bo inaczej było by kiepsko. Wczoraj pół dnia w drodze - znowu bez obiadu, tylko na kanapkach. A ja przecież muszę się dobrze odżywiać, żeby organizm miał z czego produkować mleczko i żeby to mleczko miało jakieś wartości odżywcze! Dlatego dziś poleciała zupka jarzynowa, a na drugie ziemniaczki, kotlecik w ziołach i buraczki na ciepło :) Mniamiii... :)

I jak dla mnie to na razie koniec z kilkudniowymi wyjazdami! :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz