Suwaczek

Suwaczek z babyboom.pl

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Jak robi baran? Beeeeee.... :)

Spontanicznie wybraliśmy się na cały weekend do Beskidu Sądeckiego! :) Moja siostra spędzała tam tydzień w takim ośrodku wypoczynkowym, do którego jeździłyśmy jeszcze z rodzicami sto lat temu. I mój tata stwierdził, że przyjedzie tam do niej i do wnuczka na weekend, o czym dowiedzieliśmy się w czwartek wieczorem i postanowiliśmy też się wyrwać z domu. Co prawda M. twierdził, że prognozy pogodowe są mało optymistyczne, ale tam przynajmniej jest basen i sala gimnastyczna. Więc nawet jak będzie lało to będzie co robić, a poza tym trochę świeżego powietrza nam nie zaszkodzi.
W piątek rano pojechałam szybko do pracy, załatwiłam najważniejsze sprawy i ok. 14 wyjechaliśmy w kierunku Nowego Sącza, a dokładnie Rytra.

Wbrew temu co mówiły prognozy i M. przez cały weekend była piękna pogoda! A w niedzielę to w ogóle słońce prażyło jak oszalałe! Moja siostra jeździ do tego hotelu co rok albo dwa, a ja tam nie byłam wieki! Okazało się, że od tego czasu ośrodek przeszedł gruntowny remont. W miejscu klubu nocnego z bilardem powstała bawialnia, kawiarnia zmieniła prawie zupełnie swoje oblicze, w ogrodzie posadzono mnóstwo kwiatów i krzaczków, które fantazyjnie przycięto, no i odnowiono pokoje.

Ale dla naszej Poli i tak liczyły się tylko 2 rzeczy:
boisko obok ośrodka i fontanna w małym basenie przy patio. Hm, no i w sumie jeszcze mały potoczek w małej dolince za ogrodem hotelowym, ale z powodów terenowych potoczek był dla niej nie osiągalny (strome zejście w dół, a na dole duże kamienie - nie na jej małe nóżki i momentami niepewne kroczki).

Boisko: przestrzeń, trawa, możliwość biegania w prawo, w lewo, w kółko - Pola nie po raz pierwszy pokazała, że otwartej przestrzeni się nie boi, wręcz przeciwnie. Biegała, piszczała z radości, goniła muchy, psa, uciekała przed mamą, jednym słowem radość na jej buźce była OGROMNA, a uśmiech jeszcze większy :)

Fontanna w mini-baseniku też wzbudzała u Polisławy okrzyki radości. Najchętniej wpadłaby do wody prosto pod fontannę, ale na szczęście rodzice czuwali :) A woda w baseniku chyba dawno nie była czyszczona, bo dno było czarne i brudne, a na powierzchni pływały różnego rodzaju stworzonka, które również wzbudzały zainteresowanie u naszego Bączka: zdechłe muchy, pszczółki, pajączki, komary, a oprócz tego trochę listków i patyczków.

Kiedyś przy holu był Klub Nocny z bilardem. Klub zlikwidowano, bilard przeniesiono na 2 piętro, a przy holu zrobiono dla dzieci bawialnię z basenem z kulkami, stolikami i krzesełkami w wersji mini, kilkoma pudłami zabawek, klocków, drewnianą kolejką z Ikei, pluszakami i dużymi, gumowymi piłkami do skakania. Na pierwszy ogień wrzuciliśmy Bączka do kulek. Euforii nie było, raczej konsternacja i zdziwienie. 'Spuściliśmy ją' z małej, gumowej zjeżdżalni. Tutaj też za pierwszym razem nie było spodziewanej reakcji. Dopiero za którymś z kolei razem Polisława się uśmiechnęła i domagała się 'jeszcze'. W kulkach nie czuła się pewnie, nie mogła iść, bo co chwilę się przewracała, raczkowanie też jej nie szło za dobrze, trzeba ją było asekurować i 'być obok' i dlatego chyba długo siedzieć tam nie chciała. Wolała 'odkrywać' nowe zabawki w pudach albo bawić się wielką, gumową piłką.

Ale i tak najfajniej było na boisku :) Pola szalała, jak się wywróciła to nie płakała, tylko pokazywała na brudne rączki i wołała: "Baaaaa!":) Na świeżym powietrzu spała jak suseł - w domu przedpołudniowa drzemka trwa u niej średnio 45 minut do godziny, a tam spała prawie 2! Jadła normalnie, co wzbudzało wielkie zdziwienie u mojej siostry, której synek jest małym niejadkiem. Jak zobaczyła, że Bączek na śniadanie wsuwa całą miskę kaszki i do tego kromeczkę z wędliną, i to wszystko bez żadnego nacisku z naszej strony w stylu:"Jedz! Otwieraj buzię!!" to nie mogła wyjść z podziwu. A my pękaliśmy z dumy! :) Raz na obiad zamówiłam dla nas pierożki z jagodami. Ale Pola się tylko skrzywiła, pierożka wypluła i paluchem pokazała na talerz cioci. Więc ciocia odkroiła kawałek swojego pieroga z mięsem i dała Bączkowi. I o dziwo małej zasmakowało! Jadła tak, że uszy się jej trzęsły, a my musieliśmy domówić jeszcze 1 porcję, żeby ciocia głodna nie była, bo Polcia jej zjadła pół porcji! :)

Udało nam się też spotkać małe stadko baranów. Takich całkiem dużych! Pola jak je zobaczyła to zrobiła TAAAAAKIE wielkie, zdziwione oczy i tak zabawnie wyglądała, że uśmialiśmy się z niej setnie. A jak nagle baran zrobił głośne: "Beeee" to już w ogóle pękaliśmy ze śmiechu, bo Pola była tak zaskoczona tym odgłosem, że zrobiła minę w stylu 'opadniętej do ziemi szczęki'. A potem w drodze powrotnej na pytanie :"Polciu, jak robi baran?" Bezbłędnie odpowiadała: "Beeee" , co wcześniej jej się nie udawało, pomimo tego, że ma mnóstwo bajeczek ze zwierzątkami i za każdym razem namiętnie pokazuje jej, a w zasadzie to naśladuję każde zwierzątko po kolei.

Jednym słowem weekend mieliśmy bardzo udany, rozwojowy, troszkę męczący, bo dużo spacerowaliśmy, ja też trochę popływałam w basenie, ale to taki pozytywny rodzaj zmęczenia. Słonko nam podładowało bateryjki i wróciliśmy zrelaksowani i uśmiechnięci. Pies się wybiegał, Pola się wyszalała - jednym słowem wszyscy zadowoleni :)

3 komentarze:

  1. Kochana ale zazdroszczę wypadu, my się do zoo nie możemy wybrac bo jak nie pogoda to co innego, chciałabym odpocząć.Przeczytałam u Zuczkowej ze ty z Krakowa jesteś :) moje okolice :) Jaki ten świat mały :)pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
  2. She: To jak bedziesz sie wybierala do Krakowa to koniecznie daj znac! Umowimy się gdzies w parku - dzieciaki sobie pobiegają, a my sobie poplotkujemy :) Pozdrówki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejny przykład na to, że podróże kształcą :) A w dodatku kolejna wspólna cecha naszych Poleczek - uwielbienie dla owieczek:) buźka

    OdpowiedzUsuń