Suwaczek

Suwaczek z babyboom.pl

niedziela, 4 września 2011

T jak teściowie..

Siostra M. za tydzień bierze ślub. I oczywiście już pojawiły się 'problemy'. Biorąc pod uwagę, że ma małe dziecko w wieku Poli założyliśmy, że małym zajmą się rodzice M. i będzie on u nich spał. Dla nas więc nie będzie już miejsca - zawsze jak przyjeżdżaliśmy do teściów to spaliśmy na rozkładanej kanapie w dużym pokoju, a Pola albo spała z nami albo w kojcu. Rodzice M. śpią w 2 osobnych, malutkich pokojach do których nie ma możliwości wstawienia kojca. Chyba, że na sufit! Dla nas to nawet lepiej, bo bez problemu i obrażania się ze strony teściów możemy nocować u koleżanki, która ma duże mieszkanie i mieszka sama na tym samym osiedlu co rodzice M. A ja na pewno będę czuła się u niej swobodniej.

Ślub jest o 17, więc dość późno. Ale to tylko cywilny, więc szybka piłka 20 minut, a potem nie ma ani obiadu dla rodziny, ani wesela tylko wypad do knajpy dla znajomych. A tam do końca nie wiadomo co będzie - na pewno szampan i zimna płyta. Nawet nie wiadomo, czy zaplanowane są jakieś tańce, czy po prostu popijawa. A ponieważ jest to w knajpie, więc nie ma opcji żebyśmy poszli tam z Polą. Stanęło więc na tym, że M. jako brat panny młodej pójdzie pić zdrowie pary młodej, a ja wrócę do mieszkania koleżanki z małą, żeby ją wykąpać i położyć spać. A ponieważ tak jak pisałam, nie będzie typowego weselicha, to M. stwierdził, że być może wróci zanim Pola zaśnie :)
No i tu się pojawił problem. M. zadzwonił wczoraj do rodziców, żeby zapytać się jak będzie wyglądał 'weekend ślubny'. Czy w sobotę jest zaplanowany jakiś wspólny obiad przed ślubem albo może wspólne śniadanie w niedzielę? Bo chcielibyśmy sobie jakoś czas zaplanować, mamy trochę znajomych w Warszawie i chcielibyśmy się z nimi spotkać jeśli czas na to pozwoli. Generalnie nie dowiedzieliśmy się nic z tego co nas interesowało, ale np. teściowa zapytała się co zrobimy z Polą wieczorem, czytaj po ślubie?? Noż kurna mać! Jak to co? Weźmiemy ją ze sobą do knajpy, żeby wypiła zdrowie pary młodej! No co za pytanie?? Nie wiem, ale wydaje mi się, że normalnym zachowaniem dziadków w takiej sytuacji jest stwierdzenie:"Zostawcie Polę z nami/ Przywieziemy drugie łóżeczko, żeby miała gdzie spać/ albo Hm, co tu zrobić, bo mamy tylko 1 kojec? Jak Was wszystkich pomieścić?" Ale nic takiego nie padło! Pomijając fakt, że i tak bym małej z dziadkami nie zostawiła, bo ich po prostu nie zna, to jednak miło byłoby usłyszeć, że próbują jakoś wnuczęta w taki dzień ogarnąć! Babcie córcia w tym roku widziała 3 razy: w styczniu, czy lutym jak byli 'przejazdem' i umówiliśmy się w centrum na kawę w kawiarni. Bo wpaść do nas nie chcieli, choć mieszkamy dosłownie 5 minut od dworca. Potem na Wielkanoc i w lipcu, jak byliśmy na Warsztatach Pampersa i ja pojechałam do fabryki, a M. wziął małą do teściów. Dziadka Polcia widziała częściej, bo był u nas ze 3 razy w ostatnich miesiącach przy okazji służbowych wyjazdów.

A wracając do ostatniego spotkania Bączka z dziadkami (w czasie Warsztatów Pampersowych) ... Ponieważ M. wychowany był w klimacie: "Niech dzieci szybko dorosną i wyprowadzą się z domu" oraz "W czasie wakacji trzeba się dzieci pozbyć, żeby można było odpocząć" to jak tylko Pola się urodziła to mówił, że "Niech tylko przyjdą wakacje, to oddamy małą do dziadków na 3 tygodnie i gdzieś sobie wyjedziemy i odpoczniemy" co dla mnie było kosmosem, bo nie wyobrażam sobie 'oddania' dziecka komukolwiek pod pretekstem wyjazdu i odpoczynku!! Jak ja niby miałabym wtedy odpoczywać?? A w ogóle to co to za wakacje bez dziecka?? To po co komu dziecko, skoro myśli się tylko o tym, jak, gdzie i komu je oddać? No ale cóż, różne ludzie mają podejście do wychowania. Rodzice M. mieli takie i dla niego było to normalne. Dla mnie nie i wiele rozmów na ten temat odbyliśmy zanim dotarło do niego, że nie tędy droga! Poza tym na pewno duży wpływ miały na niego ostatnie miesiące wspólnego życia z Polą - zobaczył i doświadczył ile radości może dać dziecko, spędzanie z nim czasu, wspólna zabawa.. i zmienił zdanie :)
A po ostatniej wizycie u dziadków stwierdził, że cofa wszystko to co wcześniej powiedział i że Poli do nich nie oddamy nawet na weekend! Wpadła wtedy też siostra M. z synkiem w odwiedziny i dziadkowie wszystkiego małemu zabraniali (zresztą szwagierka nie była lepsza podobno): "Tego nie dotykaj!/ tego nie ruszaj!/ tam nie idź!/ To zostaw!' Brakowało jeszcze stwierdzenia:"Nie oddychaj!" M. stwierdził, że po pierwsze, gdyby jego tam nie było, to te wszystkie zakazy byłyby również kierowane do Poli, a wiadomo - takie małe bączki są wszystkiego ciekawe! Do tego nasza Pola na pewno chciała wszystkiego dotknąć, bo wszystko dla niej było nowe! Nie twierdzę, że w domu pozwalamy jej na wszystko, bo tak nie jest, ale jeśli ją coś interesuje, a nie jest to nóż, laptop, kubek z kawą tylko np. pokrywka, gazeta, szczotka do włosów, czy moje spodnie - to niech sobie dotknie, zobaczy co to, czy miękkie, czy zimne - no jednym słowem niech poznaje świat! :)

A po drugie M. stwierdził, że jak teraz tak wszystkiego małemu zabraniają to jak podrośnie to ich wszystkich znienawidzi! :)

No więc wracając do ślubnego tematu - zupełnie nie brałam pod uwagę pójścia do knajpy na picie, podpieranie ściany i oglądanie reszty gości, których nie znam. Zwłaszcza, że jeśli chodzi o pozostawienie dziecka wieczorową porą z kimś 'obcym' to mam traumę!
Mąż mojej siostry wyjechał do Anglii, jak ich synek miał 8 miesięcy. Mały miał ponad rok, nie pamiętam dokładnie ile, ale już chodził i mówił 'mama' :) Siostra miała jakąś imprezę, a dziadkowie nie dali radę zostać z młodym w domu. Padło więc na mnie. Siostra stwierdziła, że położy go przed 20tą do spania, więc jak przyjdę to on już będzie spał i moja rola sprowadzi się do podania mu butli z mlekiem jak się obudzi i tyle. Ale jak na złość, mały nie chciał w ciągu dnia spać i padł popołudniu. A jak padł, to spał do 18:30, nie było więc mowy, żeby położyć go ponownie przed 20tą. Dla mnie to nie był problem, nawet się cieszyłam, że się jeszcze będę mogła z nim pobawić. I wszystko było fajnie, bawiliśmy się gdzieś do 21szej, dopóki mały nie zaczął wykazywać oznak zmęczenia. Pamiętam jak przebierałam go w pidżamkę, śmiał się, bawił i nagle spojrzał na mnie i tak jakby zorientował się, że ja to nie mama. Uderzył w taki ryk, że szok! Płakał i płakał, zszedł z łóżka i chodził od pokoju do pokoju i szukał mamy. Serce mi pękało, bo nie byłam w stanie go uspokoić i wiedziałam, że tylko mama mu teraz pomoże.. A mamy nie ma.. Na to wszystko zadzwoniła moja siostra i jak usłyszała płacz synka w telefonie to powiedziała, że zaraz przyjedzie. No i rzeczywiście, wpadła, wzięła młodego do łóżka i zasnął przy niej w pół sekundy! I wtedy powiedziałam sobie, że ja takiej rozpaczy nie zafunduje mojemu dziecku, bo mi serce pękało jak widziałam jego smutne i zapłakane oczka szukające mamy. A przecież znał mnie, bo siostrę odwiedzałam często. No, ale same wiecie jak to jest wieczorem, jak dziecko jest zmęczone po całym dniu..
No więc tym bardziej nawet przez myśl mi nie przeszło, żebym miała Bączka wieczorem zostawić z dziadkami, którzy dla niej są jakby nie patrzeć obcymi osobami!

No więc M. w rozmowie z teściową powiedział, że ja po ślubie wracam do mieszkania z małą, a on idzie do knajpy jako reprezentant naszej familii. Na co teściowa podobno oburzona stwierdziła, że jak to wygląda, żeby szwagierka nie przyszła na wesele? Wrrrr....! Po pierwsze to nie wesele! A po drugie sorry, ale oni sami powiedzieli, że nawet na szampana nie przyjdą, bo im nie wypada! Rodzicom panny młodej NIE WYPADA?? M. stwierdził, że nie zdziwiłby się, gdyby się okazało, że siostra po prostu ich nie zaprosiła do knajpy! No sorry, ale ja tego nie ogarniam! Chyba rodzice są ważniejsi od szwagierki? Poza tym kurde, przecież synek siostry ma dziadków z dwóch stron, od mamy i taty, oboje żyją, a do tego żeby było śmieszniej to mieszkają w blokach obok siebie. Przecież jakby chcieli, to by się wymienili i chociaż na chwilę poszliby i jedni dziadkowie - rodzice panny młodej i drudzy - rodzice pana młodego. Jakaś paranoja!!

Ech, po takich akcjach to dostaje jeszcze większej awersji do teściowej!
No nic, zobaczymy jak to wszystko będzie. Bo na chwilę obecną to wiemy tylko tyle, że jak przyjedziemy w piątek to mamy się zameldować i pokazać u teściów. Potem ja jadę do koleżanki, a M. idzie z tatą na piwo pogadać. A o czym to napiszę w innym poście, bo i tak się dziś rozpisałam. W sobotę z kolei myśleliśmy, że odwiedzimy dziadków rano na kawę/ śniadanie albo na obiad, ale z tego co się M. dowiedział - siostra jedzie z mamą do fryzjera rano i dziadek zostaje z wnuczkiem sam, więc opcja 'czegoś' wspólnego odpada. A przy okazji okazało się, że z piątku na sobotę śpi u nich siostra M., więc tym bardziej nie mielibyśmy gdzie spać! Ciekawe, co byśmy zrobili jakbyśmy nie mieli możliwości nocowania u koleżanki? Bo dopóki M. do teściów nie zadzwonił, to nikt nam o tym nie powiedział! Byłoby nieźle, gdybyśmy się np. dowiedzieli o tym w piątek, w drodze do Warszawy, a znając komunikację w rodzinie M. to jest to bardzo możliwe...

4 komentarze:

  1. moi tesciowe tacy nie sa, za to moja matka jest gorsza od twej tesciowej, on wprost i otwarcie mowi, ze nie chce sie zajmowac patrykiem nawet na 20 minut

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja teściowa też nie przejawia Polą zbytniego zainteresowania, mimo iż mieszka ulicę dalej. Przez całe wakacje (jest nauczycielką, więc przez okres dwóch miesięcy) nie była u niej ani razu. Doskonale cię rozumiem. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ohh ale mi rodzina... no chociaz macie te kolezanke i mozecie u niej przenocowac;) tyle dobrze;)) szkoda ze to tylko slub cywilny, bo gdyby byl slub koscielny byloby inaczej i od poludnia, przynajmniej u nas tak jest;))
    pozdrawiam:*:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mama Kini: Wiesz, oni w ogóle ślubu nie chcieli brać. Dlatego też bardzo zdziwiło nas jak dostaliśmy zaproszenie. A że tylko cywilny to się nie dziwię zupełnie, bo rodzina męża jest antykościelna. Wiesz, ja też nie jestem bardzo religijna, ale przynajmniej w święta do Kościoła chodzę.. A jak byliśmy u teściów w tym roku na Wielkanoc i M. zapytał się kto był jajka święcić to mu teściowa powiedziała, że jak chce święcone to mógł sobie sam przywieźć.. A pech chciał, że akurat wtedy swojej święconki zapomnieliśmy z domu zabrać..

    OdpowiedzUsuń