Suwaczek

Suwaczek z babyboom.pl

poniedziałek, 12 września 2011

Po weselno-teściowe przemyślenia..

Wróciliśmy wczoraj wieczorem z Warszawy. Weekend w miarę nam się udał. Pomieszkiwaliśmy u koleżanki, która ma bardzo fajne mieszkanko na parterze z mini ogródkiem. Pola więc miała co robić - ledwo wstała w sobotę rano to już biegła do 'ogródka' zbierać drobne kamyczki spod ogrodzenia (wysokiego na jakieś pół metra :), po czym wysypywała je sąsiadem 'za płot' :) Albo dla odmiany wrzucała je do donic z kwiatami. Albo biegała za muchą. Albo po prostu zrywała sobie trawkę. Jednym słowem ten niewielki kawałek zieleni dał jej mnóstwo radości, a nam włączył się znowu tryb pt:"Czy kiedyś doczekamy się domku z ogródkiem?" :)

Spotkaliśmy się też ze znajomymi, odwiedziliśmy Łazienki, gdzie Pola puściła się w pogoń za wiewiórką, ale niestety po pierwsze - ta czmychnęła na drzewo, a po drugie - jak spod ziemi wyrósł przed nami Pan Strażnik, który naburmuszonym głosem oznajmił "Proszę nie deptać trawnika i nie biegać!" ...

Co do 'wesela' i teściów - no cóż. Jakoś strasznie nie było, ale i też niczym mnie teściowie nie zaskoczyli. Sam ślub (cywilny) trwał może 10 minut. Pola nam wcześniej zasnęła, ale nie dane jej było pospać, bo jak zaczęli wszyscy bić brawo po całej 'ceremonii' i jak włączyli głośną rockową muzykę zamiast klasycznego Mendelsona to nam się Bączek zerwał na równe nogi. Ale nawet nie marudziła i jak ja wyjęłam z wózka to rozglądała się ciekawie na boki. Ale z mamusinych rączek zejść nie chciała :) Chyba za dużo ludzi i za dużo nowych rzeczy było wokół.
Panna młoda muszę przyznać wyglądała nad wyraz ślicznie! Na tyle na ile ją znam, to raczej nie przykłada wagi ani do ubioru, ani do wyglądu - makijażu, czy fryzury, więc nie spodziewałam się niczego nadzwyczajnego. A tu proszę - miała bardzo ładną, grafitową sukienkę, fryzurkę, no i ślicznie była pomalowana (pierwszy raz ją widziałam w takim wydaniu! :) A Pan Młody - ulubieniec mojej teściowej ubrał do garnituru trampki! Ciekawa jestem, czy teściówka zrobiła mu z tego tytułu awanturę.. Bo jak na naszym weselu M. już po całej uroczystości, pierwszym tańcu i obiedzie zdjął marynarkę, eleganckie buty i założył trampki, to teściowa przyszła do mnie i z wyrzutem zapytała, czy widziałam JAKIE buty M. ma na nogach! A ja na to spokojnie, że owszem, widziałam i że razem je kupowaliśmy :))

Po całej uroczystości pojechaliśmy na chwilę do knajpy, do której zaproszono 'młodych'. Pola chwilę tam pobiegała, zjadła kanapeczkę i pojechałyśmy do domu spać. A tata został jako reprezentant rodziny. Miał w planie wrócić ok.1, ale wrócił po 4 i to w stanie mocno wskazującym hehe Jak mu otwierałam drzwi to się tłumaczył: 'Siostrę za mąż wydawałem... "
Rano nie był za bardzo w stanie zwlec się z łóżka i pójść do teściów na śniadanie, więc zabrałam Pole i poszłyśmy same (teściowie mieszkają na tym samym osiedlu co koleżanka). I znowu powtórzyła się historia. Teściowie zapraszali nas na śniadanie. No więc dla mnie oczywiste było, że przyjdziemy, dostaniemy herbatę, czy kawę, będzie na nas czekał jakiś talerz z wędliną, serem, może pomidorki, czy ogórki, może jakaś sałatka - no jak kogoś zapraszam na jedzenie, to jakoś się do tego przygotowuję! Dla mnie to jest tak oczywiste, jak to, że 2+2 jest 4! Zresztą u mnie w domu zawsze tak było, że nawet jak ktoś wpadał niezapowiedzianie na kawę, to mama zaraz wysyłała nas do sklepu przynajmniej po jakieś ciastka albo na szybko przyrządzała coś do jedzenia. Jak my zapraszamy znajomych nawet na piwo wieczorem, to też zawsze na stole coś czeka na gości! A tu przychodzimy z Polą do dziadków i babcia się mnie pyta, czy chcę coś zjeść? Mówię, że tak. 'To idź do kuchni i sobie zrób. Wyjęłam masło i wędlinę.' Chcesz herbatę? Idź sobie zrób. Nie wymagam od nikogo, aby na mój widok wjeżdżał z kawiorem na stół, ale bez jaj, żeby gościom kazać obsługiwać się w domu samemu! M. stwierdził, że jego mama taka już jest i starych drzew się nie przesadza. Ok, ale dla mnie to jest oznaką olania gości! I nie ważne, czy tak by się zachowała mama mojego męża, moja ciotka, czy koleżanka. Nie podoba mi się takie podejście do gości i tyle! I nie spotkałam się z czymś takim do tej pory nigdzie indziej! Po prostu jako gość poczułam się olana z góry na dół i potraktowana byle jak. No nic, zrobiłam sobie kanapkę i pomyślałam jeszcze, że dobrze, że dałam Polci śniadanie u koleżanki, bo u dziadków mogłaby zjeść jedynie bułkę z masłem. Tłusty baleronik raczej nie nadawał się do podania dziecku w wieku Poli..

Niby u teściów było ok. Ale doszłam do wniosku, że teściowa traktuje wnuki tak jak swoje dzieci. Czyli raczej ozięble i bez emocji. Co innego dziadek :) Ten jak by mógł to by na wszystko pozwolił, włącznie z wejściem sobie na głowę :) A podobno mówi się, że inaczej wychowuje się swoje dzieci i inaczej wnuki.. No cóż, w przypadku mojej teściowej to się nie sprawdza! Teściówka siedziała na kanapie i tylko wydawała polecenia. Spał u nich synek szwagierki. Pola bardzo ładnie się z nim bawiła. Ale jak oboje zniknęli w ciemnym korytarzu i chciałam wychylić się, żeby zobaczyć co tam robią, to od razu zostałam sprowadzona do parteru ostrym krzykiem: "Zostaw ich ! Nic sobie nie zrobią!" Ok, nie twierdzę, że sobie coś zrobią, ale po prostu byłam ciekawa co robią...
Siedzieliśmy w mieszkaniu, a za oknem była piękna pogoda. Zaproponowałam więc, żebyśmy może poszli na spacer albo na plac zabaw.. No i co? Teściowa, która tak się zawsze rozwodziła nad tym jak to ona często chodzi na spacery z Olkiem, jak kocha spacerować, gdzie to go nie zabiera itp itd tym razem stwierdziła: "Spacer - jasne! Dziadek ubieraj się, pójdziesz z małym!' :) Dziadek oczywiście bardzo chętnie z nami poszedł, nawet kawy nie zdążył wypić, ale ubrał buty w pół sekundy i był gotowy! Przykro mi się trochę zrobiło, bo teściowa jak rozmawia przez telefon z M. to ciągle tylko narzeka, że jej zdjęć Poli nie przysyłamy, a jak ma okazję spędzić z wnuczką trochę czasu to .. no właśnie. To co? Nie chce jej się? Nie ma ochoty? No bo jak mam to odebrać? Przecież nie miała nic do roboty!
Poza tym zauważyłam, że oni bardzo mało do małego mówią. My do Polisławy nawijamy cały czas. Co robimy, co będziemy robić, jak oglądamy książeczkę to cały czas jej opowiadamy co jest na obrazkach.. Kupiliśmy Olkowi takie puzzle ze zwierzątkami. Na drewnianej podkładce są powycinane: krówka, kurka, baranek itp. i cała zabawa polega na tym, żeby dopasować zwierzątko do odpowiedniego wykroju, a dla podpowiedzi pod puzzlem jest taki sam obrazek jak na puzzlu. Pola ma coś takiego i co prawda wkładanie zwierzątek w odpowiednie miejsce jej nie interesuje, ale same stworki jak najbardziej! :) Babcia odpakowała Olkowi puzzle, ten wyjął baranka, pooglądał i rzucił na kanapę. A babcia na to: "Olek, to trzeba włożyć TU!" A Olek miał to gdzieś ;) Powyciągał zwierzątka, porozrzucał naokoło i miał z tego wielką frajdę. Za to babcia miała krzywą minę i pokrzyczała na biedne dziecko, że się nie bawi tak jak trzeba. A jak ja wzięłam baranka i zagadałam do Olka: "A wiesz jak robi baranek? Beeee" to mały się mocno zdziwił, a babcia spojrzała na mnie jak na wariatkę! :) Skutek tego jest taki, że mały oprócz dźwięku "Ooooo!" nic więcej nie mówi. Pola wypowiada mnóstwo dźwięków, które ciężko nawet powtórzyć. Oprócz oczywiście słów mama, tata, baba, bardzo często mówi baaa, co w zależności od sytuacji może znaczyć: auto, komar, plamę na podłodze, ptaszka - krótko mówiąc jest to bardzo uniwersalne słowo w Poli słowniku :) A oprócz tego jak się bawi to często pod noskiem do siebie coś gada, co ciężko powtórzyć, bo jest to zbitek różnych sylab i samogłosek.

Po całym tym weekendzie stwierdziłam, że teściowa w widoczny (przynajmniej dla mnie) sposób zupełnie inaczej traktuje swojego syna, czyli M. i swoją córkę. Co córka powie jest ok, co zrobi jest ok, nie da się ukryć, że ją traktuje lepiej. M. jest co chwilę krytykowany albo pomijany w różnych kwestiach. Przykład: weselne trampki, o których pisałam wcześniej. Inna kwestia to mieszkanie siostry M. Babcia zapisała je trójce swoich wnucząt: M., siostrze M i kuzynowi. Zadecydowano, że najbardziej przyda się ono siostrze M. Rodzice więc spłacili kuzyna. M. z mieszkania nie dostał nic. Jego nikt nie spłacał. I nikt się o nic nie pytał. My mieszkanie musieliśmy wziąść na kredyt. Siostra M. mieszka sobie bez żadnych obciążeń i teraz jak im się urodziło dziecko to stwierdzili, że przydałoby im się większe, 3-pokojowe i dlatego nie robili listy prezentów na ślub tylko chcieli kasę. M. miał pogadać z ojcem i zapytać się o mieszkanie po babci, ale jakoś nie było okazji. Już nawet nie chodzi o kasę, bo my sobie jakoś dajemy radę z kredytem. Ale o ZASADĘ. Dlaczego siostra dostała mieszkanie, kuzyn kasę, a M. NIC? I tak jest cały czas. Tata M. ląduje w szpitalu - nikt do niego nawet nie zadzwoni. Teściowa miała tydzień temu wylew do oka - nikt M. o tym nie powiadomił. Jak mąż zadzwonił do teścia i się o tym dowiedział, to na pytanie, czemu nie zadzwonili do niego, teść się tłumaczył, że 'nie chcieli go denerwować'! No bez jaj, czy M. w ciąży jest czy co? No po prostu ręce opadają! Brak komunikacji albo raczej brak potrzeby komunikacji w tej rodzinie mnie rozwala! Pewnie dlatego, że u mnie jest zupełnie inaczej i do innych relacji z rodzicami jestem przyzwyczajona.

Wiem, po tylu różnych akcjach powinnam to już olewać i przyzwyczaić się do tego, ale jakoś wciąż mnie to szokuje! Najgorsze jest to, że widzę, że M. często jest przykro w takich sytuacjach. A mi o tyle trudno jest go wtedy pocieszyć, bo samej mi się na usta cisną niecenzuralne słowa jak tak można się zachować wobec własnego syna! ..

3 komentarze:

  1. trzy dni czekam na maile byś mogła mnie dalej czytać..
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie tylko Twój mąż ma problemy z rodzicami. Z moimi teściami jest niestety podobnie. Doskonale Was rozumiem, wiem, że cięzko jest się nie przejmować, ale nie ma innej rady. Czasem trzeba po prostu odpuścić. pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
  3. dziwne to jest.. i to jeszcze jego rodzice. Nie umiem tego sobie wyobrazić :/ ehh.. masakra.. Wiem, jak Ci jest trudno, bo chcialabys jakos pomoc, a na to nic poradzic nie mozna.. nie wiem dlaczego oni traktuja inaczej syna, a inaczej corke.. przeciez oboje sa ich dziecmi i powinni traktowac ich na równo..

    OdpowiedzUsuń