Suwaczek

Suwaczek z babyboom.pl

wtorek, 7 czerwca 2011

To i owo

Ojej, tyle się wydarzyło, że nie wiem od czego zacząć.. Może od najstarszych rzeczy? :)

No więc wyobraźcie sobie, że w piątek zadzwoniła do M. jego siostra. M. powiedział jej, że jest mu przykro, że go tak potraktowała z tym zaproszeniem na ślub, że przecież jest jej rodzonym bratem, a nie dalekim krewnym nie widzianym od 98 roku i wysyłanie zaproszenia pocztą, czy kurierem to trochę przesada.... Na to siostra, że to miała być NIESPODZIANKA! M. na to, że jakoś nie wyczytał tej 'niespodzianki' między wierszami i że mogła chociaż zadzwonić i powiedzieć, że ma dla nas niespodziankę, że przyjdzie pocztą czy coś w ten deseń, mogła jakoś nas uprzedzić. A co siostra M. na to? Ano obraziła się, że M. jej powiedział, że jest mu przykro!! Normalnie bez komentarza! No to M. się wkurzył i zadzwonił do swojej mamy, a robi to niezmiernie rzadko. Bo wychodzi z założenia, że jego siostra ma lepszy kontakt z matką i do niej często dzwoni, to on będzie dzwonił do ojca, żeby mu nie było przykro. I co jego mama na to? Stanęła po stronie siostry męża i dodała, że M. się bardzo zmienił, a w jakim sensie? - to nie jest rozmowa na telefon. Między wierszami można było wyczytać, że zmienił się odkąd wyprowadził się w domu i zamieszkał ze mną.. Zapytałam się M., czy jego mama dodała może, że zmienił się na lepsze? Że kiedyś w ogóle z rodzicami nie gadał, łączyło go tylko wspólne z nimi mieszkanie. Potem jak ze mną zamieszkał, to ten stan 'bezkontaktowości' jakiś czas się utrzymywał, ale ponieważ dla mnie taki brak wiadomości co u rodziców słychać i w ogóle brak więzi z rodziną był bardzo dziwny to dużo z M. na ten temat rozmawiałam. I w końcu sam doszedł do wniosku, że fajnie jest zadzwonić do domu raz na czas i dowiedzieć się co u rodziców słychać. A potem po naszym ślubie ja zaczęłam mieć problem z teściami, czułam się przez nich nieakceptowana i olewana. Na naszym ślubie w ogóle się do mnie nie odzywali, ciągle tylko słyszałam jaką to wspaniałą dziewczyną jest Karolina, dziewczyna świadka, że tak pięknie wygląda itp itd. A o mnie jako o pannie młodej nie powiedzieli słowa. Przy organizacji wesele zupełnie nam nie pomagali, a jakiś czas potem dowiedziałam się, że źle usadziliśmy gości, bo kuzyni M. nie mieli okazji poznać żadnej laski! Ja na to, że przecież siedzieli z moimi koleżankami i to, że ich nie poderwali to nie nasza wina! Na co teściowa się już nie odezwała... Przez całe wesele teście siedzieli przy stoliku w ogrodzie, nawet nie starając się z kimś zagadać. A potem dowiedziałam się, że ja się nimi nie interesowałam przez całe przyjęcie! No kurna mać! Nie miałam nawet czasu na siku, bo albo jakiś wujek mnie prosił do tańca albo kolega albo kelner przychodził z jakimś pytaniem, kiedy tort, czy podać już kolejne ciepłe danie, a to ktoś ze znajomych podchodził, żebym pogadała z dj'em, żeby puścił wolny kawałek itp itd - no same wiecie jak to jest ... Ech, szkoda teraz nad tym się rozwodzić.. W każdym bądź razie M. kiedyś pojechał odwiedzić rodziców i poruszył z nimi ten temat, potem jeszcze raz pojechaliśmy tam i sama zaczęłam z nimi gadkę o tym, bo mnie ta cała sytuacja wkurzała. Ja powiedziałam co myślę, oni swoje i najpierw jego rodzicie się do nas nie odzywali przez pół roku, a potem chyba do nich dotarło, że nie jesteśmy już małymi dziećmi, którym trzeba mówić co mają robić, jak myśleć i że potrafimy sami pewne sytuacje ocenić, mamy swoje zdanie na różne tematy, można z nami podyskutować jak równy z równym, a nie tłumaczyć nam oczywistych spraw jak 5letnim dzieciom... I generalnie od jakiegoś roku jakoś wszystko się 'unormowało', w moich oczach jego rodzice zmienili się na lepsze, zluzowali mądrzenie się i wywyższanie, choć jeszcze zdarzało im się czasem palnąć coś nie na miejscu... I teraz jak już w zasadzie relacje nasze zrobiły się ok, to teściowa wypaliła z tą "zmianą M." Jestem bardzo ciekawa o co jej chodzi..

A my w niedzielę pojechaliśmy do Warszawy. Ale nie do teściów, tylko do znajomych. W poniedziałek wieczorem miałam firmową imprezę, a nie chciałam jechać sama i zostawiać męża z córcią samych na 2 dni, bo chyba bym ześwirowała z nerwów, czy wszystko ok i z tęsknoty! :) Ale jak widzę nie ja jedna mam taki problem - Zuczkowa pisała dokładnie o podobnej sytuacji :) No więc wymyśliłam, że pojedziemy razem. Spaliśmy u koleżanki, która ma duże mieszkanie. A w tym samym bloku mieszkają jeszcze inni nasi znajomi, więc było wesoło. Odwiedziliśmy przy okazji kolejnych znajomych, którzy nie dawno się przeprowadzili, a nie mieliśmy wcześniej okazji zobaczyć ich nowego mieszkania. Poza tym mają prawie 2letnią dziewczynkę, więc Pola miała okazję pobawić się z kimś mniej więcej w swoim wieku. Super, że się spotkaliśmy, bo tak jak nasza córcia nie kwapiła się do chodzenia, tak jak zobaczyła, że jej koleżanka przemieszcza się sama na dwóch nóżkach, to nagle zaczęła podnosić rączki, żeby ją prowadzić! :) A jak wróciliśmy z odwiedzin do naszego 'hotelu' , to Polcia zaczęła 'stawać' bez trzymanki. Strasznie śmiesznie to wyglądało, bo np. doraczkowywała do moich nóg, przy ich pomocy wstawała, po czym puszczała się, rączki asekuracyjnie dawała na boki, nóżki lekko uginała, pupkę lekko wystawiała do tyłu i próbowała łapać równowagę. Kilka sekund tak postała, po czym leciała bęc na pupcię! I dostawała wtedy ataku śmiechu, po czym podrywała się do góry i dawaj, to samo od początku! W niedzielę wieczorem w ogóle nie chciała iść spać. Wykąpaliśmy ją, a w zasadzie ochlapaliśmy ją, bo u koleżanki nie było wanny, tylko kabina prysznicowa z bardzo płytkim brodzikiem, chcemy ją położyć spać, a tu mała złapała głupawkę na całego i zamiast spać to chichotała sobie pod nosem, kładła się w łóżku na brzuszku i wystawiała do nas pupkę śmiejąc się głośno. No to zabraliśmy ją jeszcze do pokoju, gdzie oglądaliśmy finał 'X faktora' i Polcia przez bite pół godziny ćwiczyła samodzielne stanie. A za każdym razem jak upadała na pupkę raczyła nas swoim chichotem :) W końcu padła o 21:30!! W poniedziałek mieliśmy plan odwiedzenia teściowej. Chcieliśmy zadzwonić do drzwi i powiedzieć 'Niespodzianka!", a jak by miała jakieś ale, to mieliśmy powiedzieć, że niespodzianki podobno są w modzie ostatnio.. Ale z naszego planu nic nie wyszło, bo mieliśmy wpaść do niej popołudniu, ale Pola nam zasnęła jak wracaliśmy ze spaceru i spała 2,5 godziny! Jak nigdy! Normalnie popołudniami w ogóle nie śpi albo śpi maks godzinkę. I jak się nam córcia obudziła, to tyle co zjedliśmy podwieczorek i ja musiałam się szykować na wieczorny bankiecik... Ja wyszłam, a znajomi z którymi się widzieliśmy dzień wcześniej przyszli, żeby nasze córcie mogły się jeszcze pobawić razem... Wszyscy byli naszą Polcią oczarowani, że taka grzeczna, cichutka, nie płakała w ogóle (hm, nie wiem czemu niby miała by płakać?), że tak pięknie je, że się ładnie bawi, że się śmieje cały czas, że się nie boi obcych, bo córka znajomych podobno zrobiła niezłe show-popisówę hihi :) Ale miała dużą widownię i to pewnie dlatego. Ogólnie weekend mieliśmy bardzo fajny, a najbardziej się cieszę z tego, że Polcia miała w końcu towarzystwo w swoim wieku, bo tego nam najbardziej brakuje.. Jak już kiedyś pisałam, w mojej rodzinie tylko siostra ma dziecko, ale dużo starsze, bo 6letnie. Ze znajomych jeszcze nikt nie ma dzieci, dlatego też odświeżam swoje stare znajomości licealne, które jakoś rozeszły się po kościach z różnych powodów.. Jakoś tak się nam ułożyło, że w Wawie skąd pochodzi M. większość znajomych ma dzieci i to mniej więcej w wieku naszej Polci, a tutaj - nikt .. :/

A wracając jeszcze do naszego spotkania ze znajomymi i tego, że potem Polcia nabrała chęci do chodzenia, to tak chyba właśnie jest - że dzieci uczą się od siebie. Jedno widzi, że drugie coś umie, coś robi ciekawego - to ono też chce tak samo! I to jest chyba kolejny argument na to, że fajnie by było mieć jeszcze jedno dziecko.. :) Zastanawiam się tylko ile prawdy jest w powiedzeniu, że jak pierwsze dziecko jest cichutkie i bezproblemowe, to drugie da rodzicom w kość - będzie płaczliwe, problemowe i ogólnie mówiąc - męczące! :)

No i najważniejsze chyba i najfajniejsze z tego weekendu jest to, że Pola nam się totalnie rozgadała! :) Do tej pory coś tam sobie pod noskiem mruczała, 'mamamama' 'tatatata' 'baabaaa' 'bueeee' 'buuuu' 'beeee' itp itd. A teraz potrafi w jednym ciągu wymówić tyle sylab, że jesteśmy w szoku! A robi to tak słodko, że nic tylko się śmiejemy z M. :) A do tego mamy ubaw, bo każde z nas rozumie Polę inaczej. Mała sobie gada, po czym np. ja tłumaczę: "Pola powiedziała 'Tata jedzie'", a M. "Niee, ona powiedziała 'Tam dziadzia" hehe Wcześniej mówiła dużo sylab zaczynających się od 'b', a teraz tworzy 'słówka' zaczynające się od 'd'.... Musimy ją nagrać, bo to jej gadanie jest po prostu BEZCENNE!! :)

A póki co to lecę zebrać pranie, bo wróciliśmy i oczywiście trzeba było uruchomić pralkę, mieszkanie trochę z kurzu ogarnąć, no i przygotować się na jutro do pracy....

6 komentarzy:

  1. Ja tez mam problemy z tesciami i szwagierka. Najchetniej wyslalalbym ich wszystkich na ksiezyc, kupujac bilet w jedna strone. Moglabym ich tylko odwiedzac w swieta i koniec. Nie chce ich widziec, slyszec i wiedziec co u nich, moze w taki sposob przestalabym nienawidziec ta rodzinke? Kto wie...
    A Twoje malenstwo jest przeurocze :) Po przeczytaniu tej notki, jestem nia zafascynowana. Tez chce corke! ;) hihihihih..
    Pozdrawiam.
    mama-olusia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. To prawda, że podróże, nawet te najkrótsze, kształcą. A kontakt z innymi dziećmi też bardzo dużo daje. A Pola teraz to już Wam się rozgada i rozchodzi na całego. Tylko patrzeć.buźka

    OdpowiedzUsuń
  3. Siostra, Twojego meza zachowala sie bardzo nietaktownie, a strzelanie focha i skarzenie Mamie, to juz calkiem...
    Ciesze sie, ze weekend Wam sie udal i, ze Polcia zdobyla nowe umiejetnosci :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja swoje zaproszenie na ślub dla siostry zostawiłam u rodziców i jakoś nikt się na siebie nie poobrażał. Obraził się za to wujek mojego męża, że nie przyjechaliśmy do nich osobiście ileśtamset kilometrów i nie wręczyliśmy face2face. W sumie mało komu tak daliśmy zaproszenia. Ja dałam moim znajomym, mój mąż swoim, zupełnie oddzielnie. Rodzice dostali razem, pozostała rodzina pocztą lub przez innych członków rodziny. Nie miałam czasu jeździć i obwozić zaproszeń, a i tak zależało mi żeby na ślubie był mój mąż, reszta była mi obojętna :P Ja mam do takich akcji z dawaniem zaproszenia itd podejście maxymalnie wyluzowane. Do wujka nie pojechaliśmy - w końcu ani nie ma obowiązku osobistego wręczania, ani pojawiania się na ślubie. Myślę, że nie ma co się denerwować, tylko sobie nerwy zjesz przez bratową i po co Ci to? :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oluskowa: Ja az tak zle nie mam, ale rozowo też nie :)
    Hafija: Wiesz, nikt nie ma pretensji ze szwagierka nie pofatygowala sie osobiście, ale pretensje są o to, że o fakcie ślubu poinformowała nas via poczta, bo to według mnie jest mocno olewcze. Wystarczyłoby wcześniej zadzwonić i powiedzieć o ślubie. Zwłaszcza, że oni na hasło ślub dostawali wcześniej ciśnienia, więc nie spodziewaliśmy się, że to kiedykolwiek nastąpi.. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Aaaaa no to tego nie doczytałam :P

    OdpowiedzUsuń