Suwaczek

Suwaczek z babyboom.pl

wtorek, 28 maja 2013

O kupce ciąg dalszy, o usg i Dniu Mamy!

Nie wiem, czy to zasługa leku, który Pola piła, czy jabłek, czy czegokolwiek innego, najważniejsze, że od soboty mamy już 2 kupy za sobą :) Hihi myślałam, że temat kaszek i kupek jest już za nami, bo przecież dziewczę nasze dzidziusiem już nie jest, a panną prawie przedszkolanką, ale jak widać jest to temat na czasie na każdym etapie rozwoju dziecka. 
W nocy z soboty na niedzielę obudziło mnie wołanie: "Mamooo, siku! I kupka!" "W końcu!" pomyślałam. Sukces był! pełny Wylądował w nocniczku i obyło się bez czopka przed poniedziałkową wizytą na usg. Pola choć lekarzy się nie boi, to miała lekkiego stresa przed wizytą u pani doktor. Gdy czekaliśmy na swoją kolej, M. tłumaczył Poli jak badanie będzie wyglądać, że nie ma się co bać, bo to nic nie boli, może tylko połaskotać itp. I pomyślałam sobie wtedy, że w tym pędzie dnia codziennego, zupełnie wyleciało mi z głowy, aby dziecku to wytłumaczyć! M. mnie zupełnie zaskoczył, że tak sam,  z siebie, wziął małą na kolana i wyjaśnił jej o co w usg chodzi.. 
To mi dało trochę do myślenia.. I tak sobie pomyślałam, że działam trochę jak taki robocik. Wstaję rano, wtedy kiedy Pola albo i wcześniej. Szybki prysznic, szybkie ubieranie siebie, ubieranie dziecka - co zawsze trwa 3 razy dłużej niż powinno, bo Pola w między czasie próbuje bawić się z psem, przeglądać książeczkę, chce jej się pić, szuka swojego misia, chce porysować i wymyśla milion czynności, które musi tu i teraz zrobić! Nie ważne, że ma na sobie tylko majteczki, bo nic więcej nie zdążyłam jej ubrać. Biega na golasa po mieszkaniu próbując szukając tego, czy owego. Czasem próbuje też ubrać się sama. Majteczki jeszcze włoży, ze skarpetkami różnie to bywa, podobnie jak ze spodniami (często wkłada 2 nogi do 1 nogawki), najgorzej jej idzie ze ściaganiem i ubieraniem koszulki. Ale na wszystko przyjdzie czas! :) 
W każdym bądź razie jak jej coś nie wychodzi, to wścieka się okropnie, rzuca ubraniem po pokoju i rozpaczonym głosem woła: "Mamoo, nie umiem! Nie umiem!" Tłumaczę, że jeszcze jest malutka, że to trudne, że pomalutku się nauczy i jakoś ta jej złość mija. Ale ja w tym czasie zamiast jeść śniadanie, to stoję z nią w pokoju i rozmawiam. Lubię z nią rozmawiać, z chęcią ją uczę i tłumaczę zawiłości tego świata, ale jak pewnie same wiecie, rano wyjątkowo szybko czas leci! I nagle nie wiadomo kiedy, zrobiła się godzina o której powinnam wyjść z domu, a ja jeszcze nie wymalowana, w połowie śniadania i z nieumytymi zębami! I potem wszystko robię w pędzie, czasem jeszcze się wracam z auta, bo telefonu nie wzięłam albo portfela! 

I często rano się wkurzam, bo M. wstaje dużo później niż ja, nie musi się malować, układać włosów, wkłada jeansy, t-shirt i bluzę, je śniadanie i wychodzi. Czasem jeszcze z psem wyjdzie z rana, wsiada na rower i jedzie do pracy. I wkurzam się, że ja tak nie mogę. Bo przecież dziecko trzeba ubrać, przypilnować żeby zjadło śniadanie, posprzątać w kuchni po jedzeniu (nie lubię zostawiać okruchów i brudnego stołu w kuchni), ech... wrr.. Dlaczego my, kobitki mamy ciągle pod górkę? Żeby chociaż faceci też musieli się malować, to już by mi było lżej na duszy ;P
Potem lecę do pracy, wracam, jem obiad w między czasie rozmawiając z Polą/ czytając jej książeczkę / wysłuchując opowieści jak minął jej dzień/ albo odpowiadając na jej wołanie o pomoc przy puzzlach, że 'tylko zjem, umyję ręce i zaraz jej pomogę'. Potem lecę do jej pokoju, układamy razem, w między czasie wpadam do łazienki nastawić pranie, robię sobie kawę, pies mi szczeka, że głodny, Pola woła o picie, telefon dzwoni i .. próbuję się sklonować, aby móc to wszystko ogarnąć i ze wszystkim zdążyć i potem jak już mała śpi, to siadam o 20, 21 na chwilę na kanapie z herbatą, i jak tak siądę, to czasem już nie mam siły wstać, żeby jeszcze coś zrobić! A tu zmywarka pika, że już wyprała mi naczynia, więc wypadałoby ją otworzyć i odparować, stos za małych ubranek po Poli czeka na wystawienie na allegro, no i zupę nastawioną w kuchni na jutro trzeba by doprawić i przypilnować. I tak mi leci dzień za dniem, czasem się łapię na tym, że obiecałam sobie poleżeć w niedzielę wieczorem w wannie, zrelaksować się i zrobić sobie maseczkę na twarzy, a tu niedziela minęła i.. jak to możliwe, że już piątek i 'ta' niedziela już dawno minęła? 
Tak, wiem, kobieta w domu ma mnóstwo obowiązków. Jest żoną, gospodynią, mamą. Praca pracą, a w domu każdej kobiety czeka na nią drugi etat. Lubię sprzątać - nawet śmiało mogę powiedzieć, że czasem się przy tym relaksuję. Lubię gotować, lubię spędzać czas z Polą rysując, układając puzzle, czytając jej bajki. Ale czasem tak sobie myślę, że chciałabym móc zaszyć się gdzieś, tak na 1 dzień. I nie musieć robić nic.. :)
Po prostu nic.. 

W każdym bądź razie odbiegłam od tematu usg.. No więc pani doktor nas baardzo zaskoczyła. Na dzień dobry pokazała małej sprzęt do usg, pokazała czym ją będzie po brzuszku dotykać, pozwoliła jej dotknąć końcówkę sondy, żeby Pola sprawdziła, że jest gładka. Potem cały czas do niej i do nas mówiła, objaśniała co widać na monitorze - a nasz Bączek leżał sobie grzecznie trzymając mnie za rękę i słuchając.
Pola była naprawdę bardzo dzielna :) Tylko jak już wsiedliśmy do auta to smutnym głosem powiedziała, że nie dostała od pani żadnych naklejek, a przecież była dzielnym pacjentem i powinna dostać.. Fakt, do tej pory pediatra zawsze jej dawała nalepki. A ja nawet nie pomyślałam, żeby zapytać lekarki, czy ma coś dla wzorowych pacjentów.. Skupiłam się bardziej na tym, co lekarka mówiła, a mówiła, że nie widzi żadnej nieprawidłowości u małej, że według niej w brzuszku wszystko jest w porządku. A to było dla nas najważniejsze. 

Dziś rano Poli znowu udało się zrobić kupkę do nocnika, więc po cichu liczę, że może w końcu się jej unormuje wypróżnianie? 

A na Dzień Mamy dostałam od mojej córci piękną laurkę, którą pomagała jej zrobić niania. Do tego mnóstwo całusków i jak to mówi Pola 'ukochań', czyli uścisków :) Mąż niestety tego dnia trochę nawalił. Myślałam, że choć w tym dniu będę to ja będę mogła pospać sobie dłużej,a nie on, ale mąż poszedł dzień wcześniej oglądać z kumplami mecz i wrócił na miękkich nogach.. Czego efektem było nocne jego chrapanie, lekki kac i spanie do południa. Ale zrehabilitował się popołudniu, bo pojechaliśmy na kawkę i ciach do kawiarni, obok której jest plac zabaw dla dzieci. I podczas gdy ja delektowałam się ciachem, on stawiał z małą babki i organizował jej zabawę..

A przed nami wizyta znajomych na cały długi weekend- mamy w planie zabrać dzieciaki do Parku Rozrywki w Chorzowie albo do Parku Dinozaurów w Zatorze.. Oby tylko pogoda nam dopisała, choć szczerze to co się dzieje za oknem nie napawa optymizmem :/

1 komentarz:

  1. super że kupka sie pojawiła :D córcia pewnie od razu lżejsza o kilka kilo więc i radośniejsza :D

    OdpowiedzUsuń