Suwaczek

Suwaczek z babyboom.pl

poniedziałek, 20 maja 2013

Upadki.

Moje dzieciństwo jakoś nie obfitowało w złamane nogi, czy ręce. Raz w życiu miałam rękę w gipsie - chłopak wpadł na mnie na lodowisku i niefortunnie upadłam. Efektem tego był krwiak w nadgarstku i gips. Kolana stłuczone były nie raz, i nie dwa. Ale zębów nigdy nie ubiłam, blizn na czole, czy twarzy nie mam, choć upadków przy nauce jazdy na rowerze było sporo. Pola jeszcze 2 lat nie miała, jak 2 górne jedynki ubite były. Tak, wiem, to mleczaki. Kiedyś i tak wypadną. Ale to 'kiedyś' następuje z reguły w okolicy 6 urodzin, a ja bym chciała, żeby moja córka uśmiechając się do tego czasu nie straszyła dziurą w górnym rzędzie zębów. I nie miała przez to problemów z wymową. I żeby dzieci w piaskownicy się z niej nie śmiały, że 'szczerbata'. 
Dlatego jak tylko mała upadnie, to lecę z sercem w gardle sprawdzać, czy zęby całe. A upadki najgroźniejsze to ostatnio te na hulajnodze. M. mówi: "Zostaw! Jak się nie przewróci, to się nie nauczy!" A ja do niego burczę: "A jak się przewróci i wybije zęby albo złamie rękę, to też będziesz taki mądry?" Nie chce nawet myśleć o gorszych efektach upadków... M. jak to facet, twierdzi, że ja-baba i matka przesadzam. Taaa... Ale to nie przy nim dziecko sobie dwa zęby ubiło.. 

Wczoraj wyszłyśmy popołudniu z psem na spacer. Pola uparła się, że weźmie hulajnogę. "Ok" - mówię, "ale w takim razie pójdziemy pod blok" - bo tam i teren ogrodzony, więc mi dziecko pod auto nie wjedzie, i chodnik równy. Poszłyśmy. Mała jeździ tam i siam, po czym gdzieś się zapatrzyła, zahaczyła przednim kołem o murek, hulajnoga stanęła, a mi córka siłą rozpędu hyc przez kierownicę do przodu. Ja zawał na miejscu! Lecę do niej, ta klęczy na kolanach, łzy w oczach, otwiera buzię - a tam pełno kurzu i syfu z chodnika. "Nosz kurwa- znowu zęby!" myślę i łzy mi w oczach stają. Ze złości, z żalu, z rozpaczy, że co teraz? Otwiera buzię szerzej, patrzę - zęby całe! Uff, trochę mi ciśnienie opadło. Patrzę dalej - kolana nawet nie zdarte, łokcie całe, buzia cała, krwi nigdzie nie widać. Ale słyszę:" Mamusiu, rączka boli! Nie mogę ruszać! Buuuuu!" i pokazuje mi nadgarstek. "Super" - myślę - "nadgarstek zwichnięty... Wspaniale.. I znowu przy mnie dziecku się krzywda stała." Wzięłam na ręce, przytuliłam, całusy dałam, łzy trochę przestały lecieć, ale zarządziłam powrót do domu. A hulajnoga idzie w kąt! Bo co się z nią gdzieś wybierzemy, to kończy się upadkiem. Trochę w tym winy Poli - bo jedzie, nie patrzy przed siebie a na boki i o coś zahaczy albo w coś wjedzie (tak jak kiedyś w barierkę na Plantach, która jej się w brzuszek wbiła), a trochę w tym i winy chyba hulajnogi. Bo wydaje mi się, że za krótka jest ta część na której się stoi. Pola jedzie, odpycha się i jak chce z tyłu dołączyć drugą nogę, to często trafia tą tylną nogą na hamulec nad tylnim kołem, hulajnoga wtedy staje, a ona siłą rozpędu leci do przodu. Może Pola ma za duże stopy? :)

No i teraz się zastanawiam, czy rowerek biegowy to będzie dla niej dobry prezent na Dzień Dziecka, czy może lepiej kupić jej klocki?

...

3 komentarze:

  1. Klocki:) U nas też urazów co nie miara, rowerek na razie odstawiony na bok, bo moje serce by dalszych jazd nie wytrzymało. buźka

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze a u mnie odwrotnie- mój mąż dmucha na Margo przy każdej możliwej okazji i ciągle słucham jego lamentów;/ Na rowerzemała jeździ chociaż do końca do niego przekonana nie jest, wywrotka była jedna, ale nie straszna. Co innego jakbyśmy mieli podobną do Waszej przygodę z zębami... Z pewnością też przejęłabym drugą srtonę;)

    OdpowiedzUsuń