Suwaczek

Suwaczek z babyboom.pl

poniedziałek, 13 maja 2013

"Jak sobie pościelesz tak się wyśpisz", czyli jak umiera ojcowskie 'ja'

Oglądałam w weekend fragment DDTVN. Sprzątałam po śniadaniu, gdzieś tam w tle leciał włączony telewizor. Ale w pewnym momencie aż przysiadłam na kanapie, żeby posłuchać co do powiedzenia na temat typowej polskiej rodziny miał... gość z zespołu Arka Noego! Tematem dyskusji był fakt, że Polska jako kraj jest na szarym koniuszku listy państw świata jeśli chodzi o przyrost naturalny. Jeśli kogoś to interesuje, to w statystycznej rodzinie polskiej jest półtorej dziecka :) Dodam, że temat był rozpatrywany nie z punktu widzenia sytuacji ekonomicznej polskiej rodziny, ale raczej pod kątem tego, że dużo małżeństw się rozpada, jest dużo rozwodów, zamiast porodów itp.
P. Robert ma 7 dzieci. Sporo, nie ma co. Opowiadał, że pochodzi z otoczenia, gdzie rodzina wielodzietna to nic niezwykłego, a poza tym, jeśli dwoje ludzi się kocha, to nieuniknionym 'owocem' tej miłości są dzieci. A on ze swoją żoną jest 25 lat, kochają się bardzo, więc i dzieci sporo mają, a i nawet doczekali się pierwszego wnuka. Jego córka wyszła za mąż za faceta, który ma 10cioro (słownie: DZIESIECIORO) rodzeństwa. I że dzięki temu, on wie, że nie ma prawa oczekiwać od rodziców tego czy tamtego pod hasłem 'bo mi się należy'. Bo jeśli dzieci jest cała gromadka, to wiadomo, że wszystkim trzeba się dzielić, pomagać itp. Że żyje się nie dla siebie w 100%, tylko dla innych. Że dzielenie się sobą daje masą radości i szczęścia. Że jest wdzięczny swojej żonie za to, że dzielnie zniosła te wszystkie ciąże, które nie są super komfortowym okresem. Bo przecież kobieta musi się wtedy oszczędzać, nie wolno jej robić tego, czy tamtego, a potem jak karmi to musi zrezygnować z wielu potraw, które lubi, żeby nie zaszkodzić dziecku, nie mówiąc już o samym porodzie! Do tego nieprzespane noce, obowiązki matczyne itp. powodują, że jako mama musi poświęcić swój czas dziecku, a nie sobie. Wow, który facet patrzy na kobietę właśnie TAK? Który wie, co to znaczy ciąża, poród i okres karmienia? (z wyjątkiem ginekologa
) Ile takich mężczyzn znacie? :)
Porównywał też 'posiadanie rodziny' ze "śmiercią samego siebie". Bo jeśli człowiek żyje sam, dla siebie, to robi to, na co ma ochotę, kiedy chce i gdzie chce. Mając rodzinę, facet wstaje rano i myśli sobie :"Dzisiaj zrobię TO." Po czym przybiega do niego dziecko i mówi "Tato, zróbmy TAMTO". Po czym żona przy śniadaniu mówi "Chciałabym, żebyśmy dziś poszli TU albo TAM/ zrobili TO czy TAMTO." I  facet już nie może skupić się tylko i wyłącznie na swoich potrzebach. Musi mieć na względzie to, co chcą inni, czyli w pewnym sensie jego 'ja umiera'. Hm, muszę przyznać, że spodobało mi się to porównanie i ta droga dedukcji i tłumaczenia.
Niby to wszystko jest oczywiste i jasne. Ale coś w tym jest.. Zakładając rodzinę, musimy schować swój egoizm do kieszeni. A nie każdy tak potrafi, stąd być może tak dużo rozwodów w dzisiejszych czasach. Ludzie są przyzwyczajeni do wygody i ciężko im z niej zrezygnować.

Od razu pomyślałam sobie o moim mężu, którego prosiłam ostatnio, aby pojechał z Polą na zajęcia dla dzieci, bo chciałabym w tym czasie coś zrobić w domu - pranie, prasowanie, gotowanie.. W odpowiedzi usłyszałam, że 'jego takie zajęcia nie kręcą'. Aż mi ciśnienie skoczyło! To nie JEGO mają 'kręcić', tylko dzieci, a Pola uwielbia panią, która je prowadzi i same zajęcia również. Jeżdżenie przez pół miasta i potem siedzenie w sali i pomaganie od czasu do czasu Poli w przyklejaniu różnych pierdółek na karte/ tacce, czy co tam Pani im wymyśli, zabawa w "Baloniku mój malutki" itp też nie jest szczytem moich ambicji i planów na całe popołudnie, ale jestem mamą! Chcę mojemu dziecku zapewnić możliwość rozwoju, kontaktu z dziećmi, spróbowania tego, czy tamtego, a może odkryje nagle w sobie pasję do śpiewania/ projektowania/ grania w tenisa/ szydełkowania itp itd? Jeśli tego wszystkiego nie spróbuje, to nigdy się nie przekona, czy jej się to podoba, czy nie. Poza tym wolę, żeby spędziła popołudnie aktywnie, niż siedziała w domu i po raz setny układała te same puzzle (które bardzo lubi, ale ileż można?.. tak, wiem, dzieci mogą wieeeeele razy :) albo szła znowu na ten sam plac zabaw, na którym bawiła się z opiekunką przez cały dzień, albo szła ze mną do zatłoczonego o tej porze supermarketu na zakupy .. Dla mnie oczywiste jest, że dziecku trzeba dać kawałek siebie. Trzeba poświęcić swój czas, swoją energię, zaproponować mu poznawanie świata. Mój mąż jak już nie raz się przekonałam i nie raz o tym usłyszałam, nie doświadczył czegoś takiego w domu od rodziców, więc teraz ciężko mu przychodzi zrozumienie mojego toku rozumowania i postępowania. Choć i tak jest nieźle, bo kiedyś wydawało mu się czymś dziwnym jak zaproponowałam, żebyśmy w wolny dzień pojechali na wycieczkę do lasu.
 'A po co?" spytał. 
'Jak to po co? Na spacer."
"No, ale po co? Będziemy tak łazić bez sensu?"
" Tak, będziemy łazić bez sensu i wdychać świeże powietrze!"

:)

Teraz mnie to śmieszy, ale kilka lat temu mnie to nieźle wgięło! I dowiedziałam się wtedy, że w rodzinie mojego męża nie było czegoś takiego jak wspólne spędzanie soboty, czy niedzieli, wyjazd za miasto na spacer, do lasu na jagody, nad jezioro, wyjście na lody do kawiarni, na obiad czy pizzę do restauracji. Nikt nie budował więzi rodzinnych. Rodzice żyli sobie, on i jego siostra sobie. Dlatego tak bardzo go zdziwiła moja propozycja i dlatego na początku, gdy pojawiła się Pola nie potrafił odnaleźć się w roli ojca, który poświęca swój czas na to, aby wyjść z dzieckiem na spacer, pójść z nim na plac zabaw itp. Wiele czasu upłynęło zanim moje tłumaczenia i rozmowy dały rezultaty. Dziś oboje jesteśmy mądrzejsi. Do mnie dotarło, że moi rodzice zapewnili mi naprawdę fajne dzieciństwo i wiele możliwości, że moja mama bardzo o nas dbała i poświęciła nam WIELE swojego czasu i energii. Kiedyś tego nie doceniałam, bo wydawało mi się to takie normalne i oczywiste. Zwłaszcza, że na około widziałam podobne rodziny. Ale w momencie, gdy zobaczyłam, że nie każdy rodzic potrafi zamiast oglądania durnej tv - pojechać z dzieckiem na trening tenisa, zamiast odpoczywania na kanapie w wolną sobotę pojechać kibicować dziecku na meczu koszykówki, oszczędzać pieniądze na wakacje, po to, aby móc je jakoś fajnie spędzić w fajnym miejscu, oferującym coś extra dla dzieci np aguapark (mówię o latach 90tych, kiedy nie było miliona biur podróży, a wyjazd nad morze do Rumunii był szczytem marzeń.. :), poświęcić swoją ulubioną bluzkę, żeby zrobić z niej sukienkę córce na bal karnawałowy.. Mój mąż za to zobaczył, że można spędzić fajnie czas nie koniecznie siedząc całą sobotę przed tv. Że fajnie jest mieć .. fajną, zgraną, kochającą się rodzinę, a nie tylko 'współlokatorów" - członków rodziny skupionych pod jednym dachem, ale nie mających ze sobą zbyt wiele wspólnego. Widzę, że jego rodzice też się zmienili przez te kilka lat. Z jednej strony próbują być tacy 'na luzie", ale z drugiej - siedzi w nich jeszcze taki rodzic-tyran jak ja to mówię :) Czyli rodzic, który mówi swojemu dziecku co ma robić, jak ma robić i dziecku nie wolno się nawet odezwać. Tak ma być i koniec! Rodzic ma władzę absolutną, a dziecko nie może nawet okiem mrugnąć!
Cieszę się, że zmieniło się w nich jeszcze jedno - kiedyś potrafili przez parę miesięcy nie kontaktować się z M. Dla mnie to nie do pomyślenia! Jak można aż tak bardzo nie chcieć wiedzieć co słychać u syna/ córki? Mojemu mężowi kontakt z rodzicami był zupełnie obojętny! Tak jak ich nie interesowało co się u syna dzieje, tak jego nie interesowało co słychać u rodziców. Jak dla mnie to właśnie jest efekt totalnego braku więzi w relacjach dziecko-rodzic! Teraz jest inaczej. Dzwonią do siebie raz na czas, odwiedzamy się raz na dwa, trzy miesiące. Może to nie jest idealny przykład rodziny, ale uwierzcie mi, jest duużo lepiej niż było :) Utrudnieniem jest to, że M. pracuje w weekendy, więc nie jest nam łatwo wyjechać 'pod wpływem chwili' gdzieś dalej i na dłużej niż 1 dzień. Ale jakoś się organizujemy :)

A, no i odbiegłam od tematu głównego. Oprócz p. Roberta w dyskusji o przyroście naturalnym i rodzicielstwie w Polsce wypowiadała się też pewna pani, mająca 1 dziecko. Przytaczała historię, gdy wracała z córką samolotem z wakacji i obok siedziała rodzina z trójką dzieci. Każde dziecko zaopatrzone w sprzęt elektroniczny do zabijania czasu, zajmowało się owym sprzętem przez cały lot (ok. 2,5 h) nie zamieniając z żadnym z rodziców ANI JEDNEGO SŁOWA! I jak widać, ilość dzieci i zasobność portfela nie ma tu żadnego wpływu na jakość relacji w rodzinie.. Więź rodzic-dziecko? W tym przypadku chyba też nie istnieje...

Tyle się mówi o rodzicielstwie, o rodzicielstwie bliskości, narzeka się na tę okropną młodzież, brak kultury w szkołach i na ulicach, brak szacunku do starszych ... A jak mówi stare przysłowie: "Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz".
Dlatego ja, staram się spędzać z moją najukochańszą córcią tyle czasu, ile tylko mogę. Rozmawiam, tłumaczę, całuję, zwracam uwagę, czasem się wkurzam, czasem ulegam, choć nie powinnam, czasem mam ochotę wyjść i trzasnąć drzwiami.. Wiem, że ideałem nie jestem, ale staram się ile mogę. I czasem sobie myślę, że powinnam pierwsze dziecko urodzić mając 20-parę lat, a nie 30. Bo cierpliwości mam mniej niż kiedyś, o co sama się na siebie wkurzam. Ale cóż zrobić! 
Ech, nic tylko życzyć sobie i Wam, abyśmy kiedyś były dumne z tego, że tak wspaniałych ludzi jak nasze dzieci wychowałyśmy! Abyśmy mogły zawsze na nich, a one na nas polegać, aby nasze więzi rodzinne dawały nam siłę i energię do tego, aby rano wstawać z uśmiechem na twarzy pomimo tych wszystkich obowiązków, które na nas, jako mamy spadają już od rana! 
:)



4 komentarze:

  1. Amen. Dobrze prawisz, siostro:) pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny tekst :)
    No i odwalasz świetną robotę naprostowując swojego męża. Tekst o spacerze w lesie mnie rozwalił! Działaj dalej :)

    pozdrawiam!
    Marysia

    OdpowiedzUsuń
  3. zagladam czasem tutaj ukradkiem :) piekny i madry wpis !!!

    OdpowiedzUsuń
  4. ale pieknie to napisalas.. twoje notki zawsze mi sie podobaja, piszesz tak sensownie i madrze. Dobrze napisalas o tym wszystkim.. Wy planujecie rodzenstwo dla Malej?

    OdpowiedzUsuń