Suwaczek

Suwaczek z babyboom.pl

wtorek, 4 marca 2014

Szczęśliwy happy end i o spędzaniu wolnego czasu z dzieckiem

Trzymanie kciuków bardzo się przydało! DZIĘKI! :) Udało się uniknąć wszczepienia mężowi defibrylatora. Udało się namówić lekarzy do wykonania dodatkowych badań, przy których odkryli przyczynę "ataku" jaki miał M. Przyczyna została zwalczona za pomocą ablacji i miejmy nadzieję, że to było 'to', choć lekarz prowadzący nadal był za wszczepieniem defibrylatora. Mąż już w domu, dostał jeszcze kilka dni zwolnienia ale może wracać do pracy i żyć normalnie! :)
Bardzo się przy tym wszystkim wyciszył. Wylał niechcący herbatę i wcześniej pewnie by mruknął pod nosem 'Osz kurde/ %^&$" lub coś w tym stylu, a teraz po prostu wziął szmatkę, pościerał i usłyszałam jak sam do siebie powiedział "Drobiazg...nie ma po co się denerwować".. Jedziemy autem, przed nami ktoś się niemiłosiernie wlecze, potem skręca bez kierunkowskazu, ja: "O matko, kto temu kierowcy dał prawo jazdy?" A M. spokojnie: "Ojej, po co się denerwujesz? To nic nie da. Może komuś się nie spieszy tak jak nam..." Czy to naprawdę MÓJ MĄŻ? :)

Ale wiecie, to prawda. Po co się denerwować drobiazgami, po co się złościć o byle co? Tylko nam zmarszczek przybędzie, ot tyle. I ten jego spokój plus moje przemyślenia z czasu jego pobytu w szpitalu sprawiają, że widzę że jednak więcej luzu we mnie jest, jakoś tak mniej nerwowa jestem.. Hm, zobaczymy na jak długo.. :)

A poza mężowymi zdrowotnymi sprawami u nas też się dzieje.. 2 tygodnie temu byłam na zebraniu u Poli w przedszkolu. Oprócz spraw bieżących pani baardzo dużo mówiła o wychowaniu dzieci, o tym, abyśmy my, rodzice spędzali z dziećmi więcej czasu. Myślę, że do takiej przemowy(bardzo zresztą mądrej i ciekawej) powodem było to, co się dzieje w przedszkolu. Ponoć kilkoro dzieci z najstarszej grupy nagle, w ciągu kilku ostatnich miesięcy stało się bardzo agresywne. Panie i rodzice ponoć sobie z nimi nie radzą. Dziecko potrafi powiedzieć do pani brzydkie słowo, po czym na zwrócenie mu uwagi odpowiada: "Ale ku$%^ to nie jest brzydko!" Rodzice ponoć twierdzą, że w domu nie przeklinają i że dziecko to przyniosło z przedszkola. Z kolei panie przedszkolanki twierdzą, że tutaj tym bardziej nikt nie przeklina i że jeszcze na początku roku tego problemu nie było, więc chyba coś się w między czasie stało? Ale rodzice twierdzą, że nie...
Więc skąd? "Nasza" pani twierdzi, że być może winą należy obarczyć gry komputerowe, bajki, telewizję.. Że na pytanie o to jak dzieci spędziły ferie Poli kolega odpowiedział, że był w górach, uczył go tata jeździć na nartach, chodził na spacery, a drugi kolega powiedział, że oglądał bajki w tv i grał na tablecie... I że ona rozumie, że teraz są ciężkie czasy, że rodzice dużo pracują itp, ale ona bardzo prosi, abyśmy starali się ograniczyć dzieciom tv i gry, bo nic dobrego z tego nie wynika.. Że przecież są weekendy, żeby choć wtedy spędzić z dzieckiem fajnie czas.. Że ona by bardzo chciała, aby z naszych dzieciaków wyrośli fajni ludzie, że to są wspaniałe dzieci i to jak nimi pokierujemy, to zaowocuje w przyszłości. Że jest jej bardzo miło jak spotyka na ulicy swoich dawnych podopiecznych, którzy mówią jej 'Dzień dobry'. Że jak widzi, że wyrośli z nich fajni, porządni ludzi to czuje się dumna.. 

Cały jej wykład zbiegł się z rozmową jaką rano usłyszałam w DDTVN na temat wychowania właśnie. Punktem wyjścia była nowa moda wśród nastolatków - picie alkoholu 'przez Internet". Psycholog tłumaczyła to tym, że gdy tata wracając do domu zasiada z piwem przed tv i ogląda mecz, a mama z koleżankami w wolnym czasie przesiaduje w kuchni popijając wino lub likier, to ich dziecko automatycznie przyjmie, że w taki właśnie sposób spędza się wolny czas! No bo przecież rodzice są dla dziecka wzorcem. Z kolei rodzice zajęci 'swoimi sprawami czytaj: oglądaniem meczu i plotkowaniem z koleżankami" nie widzą nic złego w tym, że dziecko grzecznie siedzi w swoim pokoju przy komputerze. A co ma do picia w kubku, to już mu nie zaglądną, bo i po co? Przecież dziecko siedzi grzecznie, nie rozrabia, nie zatacza się (bo przecież siedzi), więc jest ok.

I to jest najgorsze, co możemy zafundować naszym dzieciom! A że dzieci potrafią przejąć takie wzorce, wiem bardzo dobrze! Nie muszę szukać przykładów daleko, bo sama miałam to w domu. Moi rodzice też pracowali, ale starali się jakoś zorganizować nam czas wolny, czyli zawozili nas na różne zajęcia sportowe. Dzięki temu z siostrą (w różnych okresach życia i różnie jeśli chodzi o długość) miałyśmy styczność z : gimnastyką artystyczną, tenisem, takewondo, ju jitsu, lekkoatletyką, narciarstwem, koszykówką, tańcem towarzyskim, próbowałyśmy sił nawet w zespole pieśni i tańca :) Dziś wiem, że uprawianie sportu oprócz zalet zdrowotnych ułatwia zorganizowanie sobie życia. Uczy dyscypliny, odpowiedzialności, punktualności (bo na trening nie wolno się spóźniać, nie mówiąc o meczach!). Uprawiając w pewnym momencie 2 dyscypliny sportu, z czego treningi z jednej miałam 4x w tygodniu, z drugiej 3, zmusiły mnie do takiego zorganizowania sobie dnia, żebym miała czas jeszcze na naukę (byłam wtedy w szkole podstawowej) i zjedzenie obiadu, czy kolacji. W weekendy jeśli nie miałam żadnych zawodów, to z rodzicami jeździliśmy do lasu (na borówki :), na spacery, na lody za miasto, do Chorzowa do Wesołego Miasteczka, czy gdziekolwiek indziej. Rzadko spędzaliśmy cały weekend w domu.
Za to u mojego męża było zupełnie inaczej. Jego rodzice są właśnie z tych, którzy wolny czas spędzają przy tv. Nie ważne co tam leci, czy film, serial, wiadomości, ale tv to była i jest główna rozrywka dnia. Do tego obowiązkowo papieros i kawa :) Gdy zamieszkaliśmy z M. razem i pewnego dnia rzuciłam hasło: "Chodźmy na spacer" mąż zapytał mnie: "Ale po co?" Dla niego to była jakaś totalna abstrakcja, tak jak dla mnie spędzenie całej soboty przed tv lub komputerem! Żeby było mi łatwiej wyciągnąć go na spacer, kupiłam psa. Niestety, do parku czy gdzieś dalej jeździłam z psem głównie ja. Ale pomału, pomału M. zaczął odkrywać uroki spacerów i wypadów za miasto, aczkolwiek trwało to dość długo. 

Więc to, o czym mówiła psycholog jest absolutną prawdą i zgadzam się z nią w 100%! To, w jaki sposób spędzamy dziś czas z dzieckiem, będzie miało na nie bardzo duży wpływ na wielu płaszczyznach w przyszłości. Mój mąż oprócz tego, że wyniósł z domu taki a nie inny wzorzec spędzania sobotniego popołudnia, to jest też trochę leniem i namiętnie się spóźnia. A jak gdzieś wyjeżdżamy to z reguły ja nas pakuje, bo nie za bardzo potrafi "się poukładać w walizce". 

Jeden z rodziców podsumował wywód pani w przedszkolu takim powiedzonkiem - "Tyle ile dziś włożymy do walizki, tyle z niej wyjmiemy" i powiem Wam, że zapadło mi to mocno w głowie!

Staramy się zapewnić Poli rozrywki, w domu i poza nim, ale zarówno zebranie w przedszkolu jak i wywód pani psycholog w tv dały mi dużo do myślenia. Staramy się z M. być dobrymi rodzicami, stwarzać Bączkowi dobre warunki rozwoju, uczymy ją tego, czy tamtego, ale .. ale myślę, że zawsze można zrobić coś więcej! Cały czas myślę o naszej Poli jak o małym dziecku. O małym 3-latku, który nie zrozumie co to Dzień Niepodległości, któremu trudno wytłumaczyć co to za święto 1 Listopada, który nie umie wiązać butów i ładnie powiedzieć 'Madagaskar". Przecież dopiero co nasza córcia kończyła 3 lata! I dopiero pani w przedszkolu uświadomiła mi, że te dzieci nie są już takie malutkie! Że one rosną, dojrzewają, że powinniśmy je uczyć większej samodzielności, że to już nie są maluszki, że za chwilę nie będą nawet średniakami, tylko znajdą się w grupie 'Starszaków"! Jadąc do domu po zebraniu uświadomiłam sobie, że 3 urodziny Poli były.. 8 miesięcy temu! Że ona jest prawie 4-latkiem! Jejku, kiedy to się stało?? Czas zdecydowanie za szybko biegnie! :)

Gdy wieczorem Pola już zasnęła siedliśmy sobie z M. przy herbatce, zrelacjonowałam mu zebranie i moje przemyślenia i stwierdziliśmy, że może rzeczywiście 'możemy więcej"? Zaczęliśmy więc Polę przy różnych okazjach namawiać do większej samodzielności, choć nie jest to dla mnie łatwe, bo jestem raczej z matek 'nadopiekuńczych", ale staram się :) Namawiam Bączka, aby sama się rozebrała, sama umyła sobie rączki, sama coś przyniosła/ zaniosła.. Do tego postanowiliśmy poszukać dla niej jakiejś fajnej 'rozrywki' poza domem. I co, i wybraliśmy się w niedzielę z naszym Bączkiem na teatrzyk dla dzieci :) Przy okazji trochę pospacerowaliśmy, Pola pogoniła gołąbki, zjedliśmy obiad poza domem, a po powrocie odbyło się standardowe układanie puzzli i rysowanie.
Idzie wiosna, w związku z tym będzie coraz więcej okazji aby wyjść z domu i zrobić/ zobaczyć coś fajnego. Wspólnie z dzieckiem oczywiście! Do czego i Was baaardzo namawiam! :)

A że robi się coraz cieplej i do wakacji coraz bliżej to postanowiłam w końcu zapisać Polę na basen! Przymierzałam się do tego już od jesieni, ale znajoma mi odradziła, że na jesień to bez sensu, że jak mała pójdzie do przedszkola to zaraz złapie jakieś choróbsko i nie będzie mogła chodzić na zajęcia, że lepiej poczekać do wiosny, jak zrobi się ciepło itp. No i zaczynamy w kwietniu! :)  Mam nadzieję, że Pola coś tam załapie i na wakacjach będzie (może) pływać lepiej niż tylko pieskiem i w dodatku w motylkach? :)
 

2 komentarze:

  1. Strasznie się cieszę, że wszystko się ułożyło;)
    A to co przed chwilą przeczytałam będę sobie otwierać kiedy będzie mi źle i będę się pocieszać, że nie tylko ja tak mam;)

    OdpowiedzUsuń
  2. uff jak dobrze że wszsytko jest w mare oki to prawda nie ma co sie norwowac wszytsko trzeba brać na spokojnie bo kiedy rodzice nerwowi to i dzieci.. ja bardzo lubie weekendy wtedy z dzieciakami wiele przygód się ma spacer po lesie po parku plaży i inne atrakcje prawdziwa bajka tv jak najmniej bajki dostosowane do wieku nie mo że 3 czy 4 letnie dziecko oglądać spaidermana czy ben10 lub jakies inne dziwne z przemoca bajki jest tyle pięknych bajek własnie dla dzieci w takim wieku

    OdpowiedzUsuń