Suwaczek

Suwaczek z babyboom.pl

czwartek, 13 lutego 2014

Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie..

Mąż wrócił do domu. Na chwilę. Za 2 tygodnie ma termin zabiegu, ale próbujemy jeszcze różnymi sposobami spróbować skierować go na badania , których nie zrobili mu w szpitalu, może zabieg nie będzie konieczny? Błądzimy trochę w próżni, bo też nie znamy się na kardiologii, nie wiemy czy te 'inne' badania w ogóle mają sens. Konsultujemy się, a w zasadzie próbujemy się skonsultować z kimś naprawdę fachowym. Bo zwykły kardiolog jak słyszy  w jakim szpitalu leżał M. nie podejmuje żadnej dyskusji tylko mówi, że w tym szpitalu są najlepsi lekarze i jeśli oni postawią jakąś diagnozę, to jest ona na pewno najlepsza..

2 dni temu miałam kryzys. Kilka dni wielkiego stresu, do tego robienie dobrej miny do złej gry przy dziecku (przecież nie powiem jej, czy nie okażę, że się boję ..), do tego codzienne życie i codzienne obowiązki - dziecko do przedszkola, psa wysikać, odkurzyć, zrobić pranie, poprasować, kwiatki podlać, śmieci wyrzucić itp itd to wszystko w pewnym momencie po prostu mnie przytłoczyło. Do tego w siną dal odpłynęła moja wizja wspaniałego przedłużonego weekendu jaki chciałam zafundować swojej rodzinie z okazji końca ferii i Walentynek. Mieliśmy spędzić kilka dni w fajnym miejscu, miało być szaleństwo w basenie ze zjeżdżalniami, mnóstwo świeżego powietrza, jazda na sankach itp itd. I czekałam na ten wyjazd od miesiąca! Wyjazd miał być niespodzianką dla wszystkich i w głowie miałam opracowany cały tajny plan. Że nas spakuję, jak M będzie w pracy, rano przy śniadaniu powiem, że zaraz wyjeżdżamy, a o miejscu docelowym mieli dowiedzieć się teoretycznie dopiero na miejscu.. Czekałam na te wolne dni prawie jak na pierwszą randkę! A tu bach, nic z tego :/ 

Wszystkie złe emocje znalazły ujście 2 dni temu. Uszła też ze mnie energia i powietrze. M. był już w domu, ale nie wiem, czy nie wolałabym aby był w szpitalu. Tam był pod stałą kontrolą, gdyby znowu pojawiły się problemy z oddychaniem, pomoc miałby w kilka sekund... A tak, to ja jestem w pracy, on w domu sam i za każdym razem jak do mnie dzwoni to serce mi skacze, że może dzwoni, żeby mu karetkę wezwać... Wczoraj wyszedł z psem, długo go nie było, zaczęłam się denerwować, chciałam zadzwonić, ale patrzę, telefon zostawił w kuchni! Szlag by to pomyśłałam... Na szczęście niedługo wrócił - z sąsiadem na dole rozmawiał, dlatego długo go nie było. Ech, no i tak to teraz jest. Że drżę na każdym kroku i przy każdym dźwięku telefonu... 

Ale przy całej tej niemiłej sytuacji przekonałam się jak oddanych przyjaciół mamy. I że niestety w sytuacji kryzysowej na rodzinę możemy średnio liczyć :/ Znajomi potrafili przejechać jednego dnia ponad 300 km, żeby odwiedzić go w szpitalu, posiedzieć półtorej godziny, pogadać o przysłowiowych pierdołach, pożartować i wrócić do domu - kolejny raz ponad 300 km przejechać. Decyzję o przyjeździe podjęli prawie automatycznie po moim telefonie. Zapytali tylko, czy mogą, czy do szpitala ich wpuszczą.. A teściowie- ech, szkoda gadać. Teściowa najpierw zaproponowała, żeby do nich do szpitala przewieźć M. bo mają tam 'dojścia na kardiologii", jak jej powiedziałam, że to bez sensu i że niby jak? Jak on podpięty cały czas jest do ekg, to co, mamy karetkę wynająć, czy jak? Potem dowiedziała się, że M. leży w najlepszym szpitalu w PL i że my też mamy tu 'dojścia" i temat upadł. Teściowa ma grypę, więc zrozumiałe jest że nie przyjechała. Ale teść zjawił się dopiero po 5 dniach i akurat jak przyjechał, to M. wypisali do domu. Ja jakbym się dowiedziała, że moje dziecko trafiło do szpitala, to bym się nie zastanawiała, nie pytała czy mogę, tylko bym wsiadła w pierwszy lepszy pociąg/ autobus i przyjechała! Żeby być obok. Żeby w razie czego pomóc, wesprzeć dobrym słowem, pocieszyć, potrzymać za rękę, dać poczucie bezpieczeństwa.. 
A teść przyjechał nie dość, że po kilku dniach, to jeszcze zamiast jakoś wspierać M., rozweselić, to zaczął wywlekać same wkurzające tematy, czyli polityka, standardowo - jak to kiedyś(czytaj za komuny) było dobrze, bo wszystko się dostawało, a teraz to jest przekichane, bo trzeba sobie ZAPRACOWAC!  I że jak M. wszczepią kardiowerter (defibrylator)  to będzie miał własnego strażnika. Zresztą słowo 'strażnik" padło chyba z 50 razy, chyba po to, żeby mąż cały czas o tym myślał i ..ech.. Dobrze, że teść w południe przyjechał i wieczorem pojechał, bo nie wiem czy bym zniosła jego gadki na drugi dzień. Ja wiem, że to jest taki typ, i że nie ma co się przejmować jego gadaniem, ale naprawdę starsznie mnie takie gadanie wkurza. Zwłaszcza jak ktoś powtarza coś po raz enty, to naprawdę za którymś razem nawet anioł by miał dość... 

Najbardziej w tym wszystkim pomógł mi mój brat, który 2 dni spędził z Polą. Rysowali, malowali, nawet obiad jej zrobił :) Moja siostra wyjechała na ferie, za co oczywiście jej nie winię, tata starał się wspierać dobrym słowem, uruchomił swoje wszystkie możliwe kontakty, aby coś więcej dowiedzieć się o stanie M.niż to co powiedział mu lekarz w szpitalu, a z czego M. nie wiele zrozumiał. Ale ciężko mi było przez te dni i tak sobie myślę, że szkoda że nie ma mojej mamy, że nie mamy nikogo kto w tych dniach pomógł by mi chociażby w tym, żeby odebrać Polę z przedszkola, zrobić nam zakupy, wyjść z psem na spacer, podrzucić nam obiad... Wszystko musiałam robić sama i chyba dlatego jak już M. dotarł do domu, to emocje ze mnie opadły, powietrze uszło i przyszedł kryzys.. 
Co prawda znajomi oferowali się, że mogę do nich zawieźć Polę i jechać do M. do szpitala, ale Pola nigdy nie zostawała u nikogo sama, bez nas. Nie chciałam więc jeszcze bardziej jej stresować i zawozić do jakiejś 'cioci' którą widuje od czasu do czasu, zwłaszcza że Pola i tak bardzo przeżywała to, że nie ma taty. "Mamo, tęsknię za tatą!/ Mamo, nie zasnę bez taty / Mamo, nudzę się bez taty/ Mamo, kiedy tata wróci?" - te teksty przewijały się przez cały dzień..

Dziś jest już lepiej, to był chyba po prostu gorszy dzień. Na szczęście trwał tylko 1 dzień.

1 komentarz:

  1. Ci Twoi teściowoe-masakra. Przykro, że musisz tylko sama na siebie liczyć. Dasz radę na pewno, będzie lepiej. ściskam mocno

    OdpowiedzUsuń