Suwaczek

Suwaczek z babyboom.pl

środa, 14 listopada 2012

W sprawie instynktu raz jeszcze ..

..chyba źle się wyraziłam w poprzednim poście. Nie pisałam tylko i wyłącznie o moim M., nie było moim zamiarem użalanie się nad swoim losem, ani tym, że faceci są be. To były takie moje przemyślenia jakie mi się urodziły w głowie w ostatnim czasie.. Faktem jest, że mój mąż nie jest typem idealnego ojca. Taki po prostu ma charakter i tego nie przeskoczę - tak jak napisała Kinga. Jest dobrym mężem i ojcem, ale.. ale jak większość facetów - potrzebuje często bodźca, aby coś zrobić. Bo żeby tak sam, z siebie coś w domu zrobił albo jakoś sam z siebie postanowił pójść z małą gdzieś, to niestety nie w tym przypadku :) 
Miałam długo nadzieję, że uda mi się to w nim zmienić, ale jak tak się nasłuchałam w ostatnim czasie od znajomych i znajomych znajomych jak to jest w innych domach i rodzinach, to stwierdziłam, że niestety ale faceci rzeczywiście są z Marsa. A kobiety z Wenus! 

My możemy robić 5 rzeczy na raz, a facet jak ma zrobić 2 to ma już problem! :) Dla nas wiele rzeczy jest po prostu czymś naturalnym, dla facetów nie. Facet prędzej przeskoczy przez brudne skarpetki rzucone na podłogę, niż je podniesie i wrzuci do kosza z brudną bielizną. Nastawienie pralki dla nich to często kosmos, głównie z powodu nie odróżniania kolorów - kilka razy M. próbował zawalczyć z pralką i zawsze pytał się mnie, czy żółty t-shirt można zaliczyć do 'jasnych kolorów', czy jeansy prać z jasnymi, czy ciemnymi..

 I jak tak sobie posłuchałam kiedyś w telewizji śniadaniowej, że 3/4 facetów po prostu takich jest, wszystko trzeba im pokazać palcem, powiedzieć, bo niestety ale się nie domyślą, że nie potrafią skupić się na 2 czynnościach na raz, że jeśli chodzi o organizację to jednak my, kobiety bijemy ich w tym na głowę itp itd. .. I stwierdziłam, że - cóż - trafił mi się typowy facet :) I chyba nie ma sensu próbować go zmienić na siłę.. Bo to chyba i tak się nie uda. Owszem, jak czasem mam już wszystkiego dość i zacznę się awanturować i domagać odrobiny świętego spokoju to M. bierze sprawy w swoje ręce i nawet z żelazkiem się zaprzyjaźni! Tyle, że tak sobie czasem myślę, że po co ten mój wrzask, te nerwy.. że fajnie by było gdyby on taki po prostu był cały czas, a nie tylko po awanturze.. Ale wtedy byłoby chyba za pięknie i za różowo! No i M. musiałby być kobietą!


1 komentarz: