Spotkałam się kilka dni temu z moimi starymi koleżankami z liceum. Spotykamy się raz na rok, raz na dwa lata. Każda zapracowana, zagoniona, bo praca, dom, dzieci, więc ciężko nam się zgrać i wybrać taki termin, żeby wszystkim pasowało. Poza tym nie jesteśmy 'przyjaciółkami' ze starych czasów, ot, po prostu koleżanki, więc i ciśnienia nie ma na cotygodniowe mitingi. Dobrze, że istnieje coś takiego jak facebook, bo inaczej pewnie w ogóle byśmy się nie spotykały ;)
Siedziałyśmy więc sobie ostatnio przy herbatce (to te zmotoryzowane lub w ciąży) i piwku (te, które mogły) i opowiadałyśmy sobie, co u której słychać. Wracałam potem do domu i tak sobie myślałam, że los różnie nami pokierował.. W liceum wszystko było takie .. proste. Inaczej człowiek patrzył na świat i życie. Wydawało się, że ta, czy tamta na pewno będzie miała w przyszłości piękny domek z ogródkiem, super męża i gromadkę dzieci, a tamta to pewnie zostanie starą, zrzędliwą panną.. Patrząc na ludzi, łatwo przyszywało im się ł"atki"...
Miałam koleżankę, nazwijmy ją M., która paliła mnóstwo papierosów i piła sporo piwa. Przez całe liceum miała taką samą fryzurę (włosy proste za ucho), nie malowała się, nie przywiązywała wagi do swojego wyglądu, czy ubioru, zawsze chodziła w spodniach, miała chód faceta, dużo przeklinała, ale przy tym uczyła się nawet całkiem dobrze. W IV klasie wróciła z wakacji z chłopakiem. Wysoki, nawet przystojny gość, typ imprezowicza, który ma wszystko w nosie. Jakoś tak dziwnie w ogóle się na nich patrzyło, bo nigdy wcześniej nikt nie widział M. z chłopakiem :) Poza tym była typem chłopczycy i jakoś tak nas to zaskoczyło :) Maturę zdała dobrze, ale nie wiedziała co chce w życiu robić i poszła na studia na Zarządzanie Kulturą. Studia w zasadzie dość ogólne, nie to co medycyna, czy prawo. Po maturze kontakt nam się urwał i nie miałam kompletnie wiadomości co u niej słychać.
I w życiu bym nie przypuszczała, że jej życie tak się potoczy jak się potoczyło :) Dziś pracuje w dużej korporacji na stanowisku managera, jej chłopak z liceum jest jej mężem, dyrektorem (TAK, ten sam, który w czasach szkoły średniej miał wszystko w nosie, zwłaszcza naukę) w dużej firmie, mają 2 dzieci (do tej pory nie jestem w stanie wyobrazić sobie M. w ciąży :) i żyje im się całkiem dobrze.
Druga koleżanka, nazwijmy ją K., bardzo dobra uczennica, dusza towarzystwa, dowcipna, wesoła, zawsze jej było pełno, do tego pewna siebie i ładna dziewczyna. W liceum poznała chłopaka, który miał dość bogatych rodziców. Dostała się na obleganą filologię angielską, on na studia prywatne, w zasadzie po to, żeby 'mieć papier'. Po rodzicach odziedziczył sporo nieruchomości i tak naprawdę nie musiał ani iść na studia, ani do pracy. Wzięli ślub, urodziło im się 2 dzieci i zaczął się koszmar. Obudził się w nim damski bokser, który przez lata męczył K., która bała się od niego odejść, bo powiedział, że wszędzie ją znajdzie. Chwilę rozmawiałyśmy na spotkaniu o jej sytuacji, że jak to, taka przebojowa dziewczyna, nie dająca sobie w kaszę dmuchać nie potrafiła się uwolnić z tego związku? Nie mogłyśmy tego pojąć. Ale K. odpowiedziała na to krótko: "Nie wiecie jak to jest. I obyście nigdy się nie dowiedziały.". Tematu nikt nie ciągnął, bo widać było, że K. nie chce już o tym mówić. I tak sobie potem myślałam, że tak jej zazdrościłyśmy w liceum takiego fajnego gościa, szybkiego ślubu, tego że tak szybko miała swoją rodzinę, że tak fajnie się dobrali itp. .. Żadna z nas nie przypuszczała, że ta sielanka może zamienić się w taki koszmar! Na szczęście on poznał gdzieś dziewczynę, w której się zakochał, szybko się rozwiódł z K. i ma teraz nową rodzinę. I niestety podobno wcale się nie zmienił .. K. powiedziała, że cieszy się, że ten koszmar jest już za nią, ale i współczuje swojej 'następczyni' piekła w domu.
Każdej z nas życie jakoś się ułożyło. "Jakoś" czyli całkiem dobrze :) Wszystkie mają mężów, większość ma też dzieci, każda ma pracę.. Nawet K. była uśmiechnięta i wesoła, więc chyba śmiało mogę powiedzieć, że każda jest szczęśliwa. Choć każda miała lub ma jakieś problemy - jedna zdrowotne, druga spłaca kredyt za mieszkanie, którego nigdy nie zobaczy, bo developer uciekł za granicę z całą kasą, trzecia mieszka na stałe za granicą, z mężem i dziećmi, ale bardzo tęskni za Polską, rodziną i przyjaciółmi - jak to w życiu, nie jest różowo, ale i nie jest czarno :)
Wracałam do domu i tak sobie myślałam, że człowiek czasem zazdrości innym, że mają lepszy samochód, większy dom, lepszą pracę i nie docenia tego co ma. Nie zdaje sobie sprawy, że tak jak on zazdrości sąsiadowi, tak jemu też ktoś zazdrości. Bo przecież my (każda z nas) też mamy fajne życie.. A przede wszystkim mamy swoją rodzinę, dobre zdrowie, ..
Dziś w pracy zostaliśmy zawaleni robotę i narzekamy na szefa - a są tacy, którzy pracy nie mają wcale i chętnie by chcieli narzekać tak jak my na jej nadmiar.
Narzekamy, że zamiast wiosny, mamy zimę. Ale my mamy cieplą kurtkę i buty, a w domu ogrzewanie. A są tacy, którzy kurtkę mają, ale niezbyt grubą, a na ogrzewanie w domu ich już nie stać.
Są też tacy, którzy mają ciężko chore dzieci, dojeżdżają do pracy półtorej godziny przesiadając się kilka razy, są molestowani, gniotą się w 6 osób w 1 pokojowym mieszkaniu itp itd.
Zawsze o tym wiedziałam, ale dobrze jest raz na czas sobie przypomnieć - cieszmy się z tego co mamy :) Oczywiście - nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej, ale i zawsze może być gorzej ;)
Fakt- lepiej docenić to co się ma ;) Ja kiedyś byłam bardzo dobrą uczennicą, najgrzeczniejszą w klasie i co? Pierwsza odwiedziła porodówkę, założyłam obrączke a stawiali mnie za wzór ;p
OdpowiedzUsuńMargolkowa Mamo: Ale przecież nie ma nic złego w tym, że jako pierwsza wyszłaś za mąż, przecież nadal możesz być wzorem! Przecież dobra uczennica i młoda mama mogą iść razem w parze :) Poczekaj trochę i za jakieś 10 lat okaże się tak naprawdę komu życie jaki scenariusz napisało.. I wtedy się pewnie zdziwisz, tak jak i ja :)
OdpowiedzUsuń