Pola ma już 2 lata i prawie 9 miesięcy. I jak każde dziecko przechodzi różne etapy. Etap buntu 2-latka na szczęście nas ominął. Zresztą Bączek - odpukać- nie jest jakimś super przekornym i złośliwym dzieckiem, wręcz przeciwnie. Dużo z nią rozmawiamy, tłumaczymy, bardzo dużo ją też uczy niania, która - z ręką na sercu mogę przyznać - trafiła nam się naprawdę najlepsza na świecie! Złota kobitka, z ogromnym sercem, morzem cierpliwości i miłości do dzieci. Tak sobie czasem myślę, że okropnie się bałam tego jak to będzie jak pójdę do pracy, czy opiekunka Poli nie będzie nam się wtrącać w życie, puszczać jej za często bajek w tv, czy będzie jej dobrze pilnować na placu zabaw, żeby sobie zębów nie ubiła, czy nie będzie przy niej palić papierosów, przeklinać w nerwowych momentach, czy nie przekaże jej jakiś złych nawyków, a potem my będziemy musieli prostować to, czy tamto w małej Polusiowej główce. I przyszła do nas pani, która nie dość, że uczy Polę dobrych manier (po jedzeniu trzeba powiedzieć 'Dziękuję", odłożyć śliniaczek na bok), że jak rodzice wychodzą do pracy to się im życzy 'Miłej pracy" i daje po wielkim buziaku i koniecznie 'ukochaniu', po zabawie zabawki trzeba posprzątać, jak się wejdzie w brudnych i mokrych od śniegu butach, to trzeba po sobie zmyć mopem podłogę itp itd. Nie to, że my małej tego nie uczymy, bo też staramy się ją dobrze wychować. Ale większą część dnia jednak spędza z Polą niania. My wtedy niestety musimy siedzieć w pracy, a na spędzenie z córką całego dnia mamy tylko weekend. I tak sobie czasem myślę, że mama chyba nade mną czuwa i może w taki właśnie sposób próbuje 'nadrobić' swoją nieobecność?...
Wiem, że każda matka idealizuje swoje dziecko. Każda twierdzi, że jej jest 'naj... - tu wpiszcie jakiekolwiek pozytywne skojarzenie :)'. Wyjątkiem jest chyba tylko moja szwagierka, która twierdzi że jej syn jest 'naj..- niegrzeczniejszy" ;) Ja w tym przypadku nie odbiegam od normy i też wychwalam moją córcię, że jest najwspanialszą dziewczynką pod słońcem! A ostatnio mogę do długiej listy 'naj'ów' dopisać, że jest największą pieszczochą :) Nie wiem, czy to z radości, że cały tydzień spędzała od rana do wieczora z rodzicami, czy to taki etap, ale na feriach i teraz w domu ciągle nas całuje, 'ukochuje', ładuje się na kolana, przytula i najlepiej to by z nami codziennie spała :) No i niestety, jak coś zmaluje, zepsuje, wyleje, to nie mam serca nawet się na nią gniewać. Bo jak tylko coś nabroi, to zanim zdążę otworzyć buzię i coś powiedzieć, to już jej małe rączki zaplatają się na moich nogach lub szyi (jeśli się da) i słyszę : "Mamusiu, kocham Cię! Ja jus tak więcej nie będę! Pseplasam!" :)
Tyle się naprzytualałyśmy na tych feriach i nacałowałyśmy, że naprawdę ciężko mi się z nią rozstawało w poniedziałek.. Do pracy iść się nie chciało, zresztą nie tylko mi, bo i M. też. O dziwo, M. bez żadnego gadania i marudzenia zostawał co drugi dzień z Polą, tak żebym ja też mogła sobie poszaleć na śniegu. I ku mojemu zdziwieniu, gdy wracałam do pokoju Pola patrzyła na mnie krzywo obejmując tatusia i mówiąc, że 'Tatuś jest tylko jej!", że "Tatuś ma jej ubrać buty/ czapkę/ kurtkę/ poczytać". A to zawsze ja miałam ją ubierać, czytać, pomagać przy czynnościach łazienkowych itp. A wystarczyło tylko wspólne spędzenia połowy dnia, żeby Pola zmieniła zdanie. W pierwszej chwili zrobiło mi się smutno, ale w drugiej dotarło do mnie, że to BARDZO DOBRY znak! I że fajnie, że Pola w końcu zaczęła doceniać fakt, że nie tylko mama ma 2 ręce i umie ubrać jej spodnie, że tata też wiele potrafi :) Choć ostatnio naprawdę nie mam co narzekać. M. jest typem ojca, który zaczyna łapać kontakt z dzieckiem, gdy można się z nim już porozumieć. Odkąd nasz mały Bączek zaczął mówić i można z nią ustalić w co chce się bawić, co chce robić, co jej dolega itp M. o wiele częściej spędza z nią czas w jej pokoju budując zagrody dla zwierzątek z klocków Duplo, wieże, układając puzzle, czy tory. I jakoś tak przy tym wszystkim wciągnął się w domowe czynności. Nie wiem co się stało i kiedy, to wszystko jakoś tak stopniowo się odbywało. Wczoraj zawiozłam Polę do przedszkola (na 8 rano) i ledwo z niego wyszłam, dzwoni M. -
'Jak tam na froncie?"
"Ok, płaczu nie było, tylko smutna mina, ale Pola poszła do sali sama.Wracam do domu (na śniadanie, którego nie zdążyłam zjeść)"
"Ok, to robię jajecznicę. Jak dojedziesz powinna być gotowa".
Ha! Rok temu taka sytuacja wyglądałaby raczej tak:
"Ok, to ja robię herbatę, a Ty jak wrócisz to zrobisz jajecznicę i razem zjemy".
Ja dziecko do przedszkola, ja śniadanie, a on nie dość, że miał możliwość pospać dłużej, to jeszcze siedzi i czeka aż ja wrócę, zrobię śniadanie i jeszcze pewnie go podrzucę do pracy!
Dziś rano dzwoni mi budzik. M. mówi, "Nie wstawaj jeszcze, choć, przytul się na chwilę:
"Aj, ale potem nie zdążę ze wszystkim. A muszę jeszcze szybko poprasować rzeczy, bo wieczorem mi się nie chciało"
"To ja poprasuje, bo mam do pracy na popołudnie".
Ha! Mój mąż i prasowanie! Gdyby rok temu ktoś mi powiedział, że mój mąż będzie prasował, to bym roześmiała mu się w twarz! :)
Nie wiem co się stało, skąd ta zmiana, która trwa już naprawdę od dłuuugiego czasu. Ale niech trwa! W końcu naprawdę mogę powiedzieć, że nie wszystko w domu jest na mojej głowie, że mąż mi pomaga, dzielimy się obowiązkami i .. jest jakoś tak inaczej między nami. Cieplej. Ja się nie złoszczę, że siedzi cały dzień przy komputerze i nawet naczyń do zmywarki nie wstawi. On się nie złości, że ja się złoszczę o takie pierdoły i .. i jest fajnie :) I oby stare nie wróciło!
super.. niech to wszystko trwa i trwa do konca waszego zycia;);) mnie maz od poczatku pomagal, ale znam i wiem ze sa tacy faceci ktorzy mysla, ze do kobiet nalezy wiekszosc domowych obowiazkow.. my jestesmy podzieleni kto co robi w domu hehe;)) w sprzataniu rowniez;);) i jest fajnie.. mam nadzieje, ze Twojemu mezowi sie to nie znudzi ;)
OdpowiedzUsuńJak miło się czyta taka wpis:) Sielanka.. Oby trwała jak najdłużej! buziaki
OdpowiedzUsuń