Chcąc więc znaleźć złoty środek sięgnęłam do książek na temat 'wychowania dzieci'. I co? I na starcie się rozczarowałam! Pierwsze 2 pozycje jakie wpadły mi w ręce to "Nie z miłości" i "Między rodzicami a dziećmi".
Przeczytałam z każdej po kilkanaście stron, ale jakoś mnie nie wciągnęły i przekonały.. W każdej było kilka 'złotych myśli', ale było też kilka gniotów. A jak autor, który chce uczyć rodziców jak dobrze wychowywać dzieci strzela takie gafy, to znaczy, że nie do końca jego metody są dobre i chyba nie do końca zna temat. Przykład od J.Juul'a. Opisuje sytuację, w której nastolatka prosi rodziców o kupno jeansów marki X, bo wszystkie dzieci w klasie je mają. Rodziców nie stać na takie drogie spodnie, więc mama proponuje córce kupno innych, tańszych. Córka na to, że dzieci w szkole będą się z niej śmiać itp. W końcu zaprasza koleżanki do domu, a jej mama pyta się koleżanek, czy to prawda, że jeansy marki X są modne. Potwierdzają. Tłumaczy więc, że ich nie stać na te spodnie i czy jak kupią córce innej marki, tańsze, to czy nie będą się z niej śmiać i czy będą ją wspierać. Dziewczynki odpowiadają, że tak.
Na Boga! Dzieciaki są bezwzględne w takich sprawach! No przecież rodzice tą akcją narobili córce takiego obciachu, że teraz pewnie cała szkoła się będzie z niej nabijać i opowiadać, że jej rodziców 'nie stać na coś'. Mąż stwierdził, że od razu widać, że autorem książki nie jest Polak :)
Generalnie nie trafiłam na nic odkrywczego w tych książkach. Może po prostu nie dotarłam do właściwej strony? Cóż, wyszłam z założenia, że skoro na pierwszych kilkunastu kartkach nie przeczytałam nic co by mnie oświeciło jako matkę, to czytać dalej nie będę bo nie warto.
Sięgnęłam za to po pozycję, którą kupiliśmy sobie jak jeszcze byłam w ciąży. Taki 'poradnik' dla rodziców dzieci w wieku 0-6 lat. I wiecie co, nie znalazłam tam dosłownej odpowiedzi na swoje pytanie, bo i takiej historii z biciem nie było. Ale przeczytałam za to po raz kolejny coś, co zmieniło trochę moje podejście do dziecka i trochę mi rozjaśniło umysł :)
Na pewno nie raz miałyście wrażenie, że dziecko robi coś po prostu złośliwie. Sama wiele razy tak miałam. Mówię do Poli, że czegoś nie wolno, żeby nie dotykała, nie ruszała, a ona patrząc mi w oczy, rach ciach i robi to, czego miała nie robić. Wkłada palec do kubka z gorącą kawą, pomimo przestrogi, że się oparzy. Włazi na kanapę i skacze, pomimo zakazu. Itp. Itd.
I wiecie co?W książce przeczytałam, że dzieciaki w wieku 2 lat nie są złośliwe! Że dzieci po prostu są ciekawe naszej reakcji. Mogą nie rozumieć ostrzeżenia, że 'się oparzą'. Nie wiedzą, że jak pociągną za obrus, to z niego wszystko spadnie. Nie mają naszej wiedzy. Są za to strasznie ciekawe. Ciekawe tego co się stanie i ciekawe tego, jak zareagujemy.
I wiecie, jak to przeczytałam, to jakoś nabrałam większej cierpliwości do Poli. Jakoś chyba lepiej ją zaczęłam rozumieć :) Do tego przeczytałam, aby spróbować się czasem postawić w sytuacji dziecka. Przykład: chcemy zabrać dziecko z placu zabaw do domu, aby coś zjeść/ bo czeka na nas stos do prasowania/ okna do umycia itp. Wkurzamy się, że dziecko nie chce iść. A wystarczy postawić się na jego miejscu. Kiedyś M. się złościł, bo Pola nie chciała wyjść z 'Kulkowa'. Pytam się go: "Czy jakbyś chciał iść na piwo z kumplami, a ja bym Ci powiedziała, że na piwo pójdziesz kiedy indziej, bo TERAZ trzeba w domu odkurzyć/ umyć gary, to jak byś się poczuł? " Mąż się uśmiechnął i nic nie powiedział. Często próbuję się postawić na miejscu małej. I tak sobie myślę, że fajnie jest być takim małym szkrabem :) Zero problemów, jedzonko ma podane, pupę umytą, jak się zmęczy to zawsze ją tata weźmie na barana albo może wskoczyć do wózka. Ech, same plusy :)
Ale są też momenty, kiedy pomimo tego, że stawiam się na jej miejscu, to i tak mam ochotę wyjść z siebie i stanąć obok. Spieszymy się gdzieś, a Pola nie chce ubrać butów, bo woli skakać na kanapie (co jest jej ulubionym zajęciem ostatnio) albo jesteśmy na zakupach w Supermarkecie, a ta ucieka między regały i woła goń mnie, a ja w jednej ręce wózek na zakupy, w drugiej pomidory do zważenia, które rzucam, żeby złapać małą zanim wpadnie na czyjś wózek, zrzuci z półki słoiki z konserwowymi ogórkami, czy wpadnie na jakąś starszą panią, która zrobi nam awanturę..
Ech. Chciałabym być super mamą. Wiedzącą co zrobić w każdej trudnej sytuacji. Mającą nieskończone pokłady cierpliwości. Umiejącą poradzić sobie zawsze i wszędzie. Ale chyba nie ma takiej mamy, która nie miałaby gorszego dnia, znalazła się w sytuacji, w której nie wiedziałaby co zrobić, miała momentami wszystkiego dość i chciała choć na jeden dzień uciec na księżyc...
:)
Polecam!
Bardzo często tak postępuję jak mam wątpliwości - stawiam się na miejscy Małego :)to bardzo dobra metoda :)
OdpowiedzUsuńKochana głowa do góry!Nikt nie jest idealny. A i cierpliwości człowiek uczy się całe życie! Ja mam dwie córy i nie nadążam czasami z tym wszystkim.Obowiązki, praca zawodowa i dzieci! Czasami trzeba sobie po prostu odpuścić żeby nie zwarjować!Czasami jak tysięczny raz coś powtarzam a Młodsza ma to w nosie to stwierdzam ,że jak będę więcznie chornić to nigdy się niczego nie nauczy.A jak raz czy dwa razy ja coś troszke zaboli to zapamięta.Wszystko oczywiscie w granicach rozsadku! Pola to i tak super grzeczne dziecko.Powinnas przyjechać do mnie do domu to dopiero bys zrozumiala jak to wyglada :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam xxxx
spokojnie na pewno znajdziesz jakiś zloty środek na swoje dziecko. ja jak chce gdzieś z synkiem się wybrać mowie że idziemy i się ubieramy jeśli sam nie chce to nie idziemy. Czasami trzeba to wtedy 30 min wcześniej się szykujemy by miał czas na chwile wygłupów...ja miałam taka metodę że jeśli mnie uderzył i nie pomagało tłumaczenie to go też uderzałam np. po rączce i wiedział że to boli wiec przestał. Tate i babcie bije bo uważa ze to zabawa a mnie już nie rusza od dawna. bo tez kiedy tak robił miałam poważna minę i mówiłam stanowczo ze nie wolno tak robić zobaczył że to naprawdę nie jest zabawne i przestał
OdpowiedzUsuńOlguska: U nas robienie poważnej miny i tłumaczenie, że tak nie wolno nic nie dawało i nie daje. Nie oddajemy jej, bo gdzieś czytałam, że to nie jest rozwiązaniem problemu - zresztą M. pare razy małej 'oddał' i faktycznie nic to nie dało.. Dlatego właśnie sięgnelam do 'poradnika', bo zadne znane nam sposoby nie pomagaly.
OdpowiedzUsuń