Od długiego już czasu jestem kobietą - kierowniczką, poruszającą się samochodem. Środkami komunikacji miejskiej w ciągu ostatnich 10 lat jeździłam naprawdę nie wiele. Czasem w ramach atrakcji (jak jest ciepło, a że ostatnia zima trwała pół roku więc ten ostatni mój raz był daaaawno) jedziemy z Polą do centrum autobusem. A że mieszkamy blisko, więc przejażdżka ta trwa max 15 minut i po drodze mamy aż 3 przystanki :) No i ważna rzecz - atrakcje takowe serwujemy dziecku głównie w weekendy, kiedy po pierwsze autobusy są raczej pustawe na tej trasie, po drugie - w godzinach około południowych jeździ nimi znikoma ilość uczniów/ studentów.
Jakiś czas temu odnowiła nam się usterka w aucie i musiałam je oddać do serwisu na kilka dni. W tym czasie poruszałam się do/z pracy autobusem. Już pierwszego dnia przeżyłam szok!
Na przystanku jak i w autobusie mnóstwo ludzi - w końcu jest godzina 17.. Podjeżdża autobus, wsiadam. W autobusie spory ścisk, dużo więcej osób wsiadło niż wysiadło. Wsiadam ja, wsiada kilka starszych osób. Przy drzwiach siedzi dziewczyna, czyta gazetę. Nie widzi, że starsi ludzie stoją. Za nią siedzi dwóch chłopaków. Rozmawiają dość głośno i w ogóle nie przejmują się, że są w autobusie.
"Wiesz, że Szymon zapierd..lił. gościowi od wuefu?" (aż mnie wyprostowało na te słowa!)
"No i dobrze! Należało mu się! Szkoda, że jeszcze dyrektorowi nie zapierd... li, jemu też się należy! Może by znormalniał?"
Ludzie w autobusie stali nieruchomo, na nikim ta rozmowa nie zrobiła wrażenia, chyba tylko na mnie!
Wróciłam do domu mając wciąż w głowie tę rozmowę. Zrelacjonowałam M., a on do mnie: "No i czemu się dziwisz? To już nie te czasy, gdy my byliśmy młodzi. I nauczyciele jacy byli tacy byli, ale miało się do nich szacunek i nikt im zębów nie wybijał."
Gdzie te czasy, kiedy w autobusie ustępowało się miejsca starszym i kobietom w ciąży? Gdzie te czasy, kiedy o nauczycielu źle mówiło się tylko za jego plecami, żeby nie słyszał, bo każdy się bał konsekwencji? Gdzie zwykłe, ludzkie mówienie w sklepie 'Dzień dobry" i "Przepraszam, gdy nadepnie się komuś w kolejce na nogi?"
W domu nie przeklinamy, staramy się naszą córkę wychować na kulturalną osobę. Uczymy ją, że po zjedzonym posiłku mówi się 'Dziękuję!", po wejściu do sklepu "Dzień dobry!", że zabawkami należy się dzielić, w piaskownicy nie sypać piaskiem itp. licząc, że w przyszłości tak właśnie będzie się zachowywać."Tak" - czyli kulturalnie.
I człowiek jakoś tak automatycznie myśli, że inni ludzie zachowują się i wychowują swoje dzieci podobnie. Bo przecież TAK POWINNO BYĆ! A potem idę z Polą na zajęcia dla maluchów. Kupuję jej wielką, kukurydzianą chrupę, którą sobie podgryza podczas, gdy druga jej rączka liczy na liczydle kolorowe kulki.
Po bawialni w koło biega chłopiec. Nagle podbiega do Poli, chwyta wystający jej z rączki chrupek, zgniata i odbiega. Stałam obok, ale jedyne co zdążyłam zrobić to otworzyć szeroko buzię, a jego już nie było. Mała podobnie - zrobiła wielkie oczy i pyta : "Mamo, co ten chłopiec zrobił???" i widzę rozpacz na końcu jej nosa. Wołam: "Ej, co zrobiłeś?" I słyszę obok głos matki chłopca: "Błażejku, co zrobiłeś? Przecież teraz musimy iść umyć ręce." i ledwo słyszalnie rzuca w moją stronę: "Przepraszam Panią" , po czym bierze chłopca pod rękę i zaprowadza do łazienki. Pola dalej stoi i nie wie co się dzieje. "Mamoo, on mi zgniótł chrupkę, a ja chciałam ja zjeść!" i zaczyna pociągać nosem.
No tak, przecież Błażejek sobie ubrudził rączki. Jak mógł. Nie ważne, że zgniótł chrupkę, ważne że ma teraz brudne ręce. Kiedyś zdemoluje pół sklepu, a mama powie "Ale bałagan! Jak my teraz przejdziemy dalej?"
I skąd Błażejek ma wiedzieć, że zrobił źle, skoro mama mu tego nie mówi? Skąd będzie wiedział,jakie zachowanie jest właściwe, a jakie nie?
Pola chodzi z nianią do biblioteki i co 2 tygodnie pożycza sobie nową książkę, którą potem czytamy jej na dobranoc albo niania czyta jej w ciągu dnia. Rozwiązało nam to problem kupowania lektur. Ulga dla kieszeni i dla półek w jej pokoju, które już i tak są pełne po brzegi! Od długiego już czasu Pola pożycza sobie różne historyjki z Kubusiem Puchatkiem w roli głównej. Ostatnio trafił jej się egzemplarz pt: "Dobre maniery". To z kolei zapoczątkowało falę rozmów na temat owych manier. Tłumaczyliśmy, podawaliśmy przykłady. I teraz zbieramy żniwo :)
Przykład:
Stoimy z Polą w sklepie. Czekamy w kolejce po szyneczkę. Tzn. ja stoję, a Pola w przejściu wywija piruety (w końcu taniec to jej hobby :) Idzie starsze małżeństwo, pchają przed sobą wózek z zakupami. Wołam więc małą, żeby się przesunęła, bo pani nie może przejechać. Pola szybciutko przysuwa się do mnie i mówi do pani: "Proszę!"
Pani na to: "Dziękuję!"
Pola: "Nie ma za co."
Pani: "O, jaka Ty jesteś miła!" i uśmiecha się szeroko.
Pola na to (z miną mówiącą, że to przecież jest OCZYWISTE i jak Pani może tego nie wiedzieć): "Przecież to są dobre maniery!"
Pani opada szczęka do ziemi, a jej mąż z uśmiechem pyta: "A skąd Ty znasz takie trudne słowo jak 'maniery'?"
Pola: "No przecież z Kubusia Puchatka!"
:)
A ja w tym momencie pękłam z dumy i w duchu pomyślałam, że jak taki ma być tego efekt, to mogę jej Kubusia Puchatka czytać codziennie, do znudzenia, nawet do północy! :)
I jak mówi stare przysłowie: "Czego się Jaś nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał!"