Dziś był WIELKI DZIEŃ! Pół nocy nie przespane (to ja), pobudka pół godziny wcześniej niż zwykle (też ja), od rana do południa ściśnięty z nerwów żołądek (nie trudno zgadnąć - znowu chodzi o mnie). Pola dziś poszła pierwszy dzień do przedszkola. Przez cały weekend z nią o tym rozmawialiśmy, mówiliśmy, że będzie dużo dzieci, że będą panie, że będzie razem z dziećmi jadła śniadanko przy małym stoliku na małym krzesełku, że trzeba będzie pani słuchać, że może pani zagra na pianinie, a może będzie im czytać bajkę, a może wierszyk?, a może będą rysować, może tańczyć, może bawić się w 'Jedzie pociąg z daleka..." itp itd. Pola jakoś nie za bardzo była tym faktem zasmucona, raczej ciekawa - "A jak pani zagra na pianinie to jaką piosenkę?"
"A co będziemy rysować?"
"A o czym pani przeczyta bajkę? O bałwanku? A może o Puchatku?" itp. itd.
Nie spałam z nerwów pół nocy! A jak zacznie za mną płakać? A jak będzie chciała siku, to czy powie o tym pani, czy np. z braku mamy obok będzie stała jak ta sierotka i .. no właśnie, i co? A potem w miarę upływu dnia moje obawy zamiast się zmniejszać, to rosły lawinowo! A jak pójdą na spacer, to czy panie ją odpowiednio ubiorą? Znajdą sweterek? A jak nie daj Boże sobie popuści i będzie mieć mokre majteczki to czy ją przebiorą (kurcze, zapomniałam Poli powiedzieć, że ma w worku ubranko na zmianę na 'wszelki wypadek')? A czy nie płacze? Czy odnajdzie się w grupie dzieci, które już się dobrze znają? Taaa... przewrażliwiona ze mnie matka.. Jak pewnie większość będących w tej samej sytuacji ;)
Godzina południowa wybiła, popędziłam więc po męża i nianie (która też bardzo chciała odebrać Polcię z przedszkola) i ruszyliśmy po małą. A w przedszkolu, z sali wybiegła do nas w podskokach uśmiechnięta mała królewna, z uśmiechem od ucha do ucha, pełna radości i z pełnym brzuszkiem (bo było już po obiedzie). Panie zachwycone - bo nie płakała, wszystko zjadła (a nie to co syn siostry, który 2 lata temu kończył to przedszkole i nie jadł ŻADNYCH owoców - panie go dobrze zapamiętały :), że taka komunikatywna, jak coś chciała to się zapytała, że grzeczna, że fajnie się w grupie odnalazła... Ach, i cały mój stres opadł! Skurcz żołądka puścił jak już złapałam w swoje ramiona moją ukochaną żabkę :)
Co tu dużo mówić - dumna z niej jestem jak PAW!
Planowaliśmy chodzić z nią do przedszkola w poniedziałki, ale w czwartki mają rytmikę, więc będziemy chodzić w czwartki. No i zobaczymy, jak nam to dalej pójdzie..
pierwszy dzień zawsze jest stresujący ale pięknie sobie poradziła brawa dla super Bohaterki. A mama jak to mama niepotrzebnie się martwiła PAnie w przedszkolach są naprawdę wyszkolone nie trzeba się martwić
OdpowiedzUsuńgratulacje dla Poli:) Dzielna kobitka:) A Ciebie doskonale rozumiem, u nas z pewnością będzie tak samo. pozdrawiam
OdpowiedzUsuń