Święta, święta i po świętach.. Nawet nie zdążyłam Wam złożyć życzeń - wstyd mi! Mam nadzieję, że wybaczycie? :)
Jak Wam minęło te kilka dni? U nas było całkiem fajnie :) Koszyczek święciliśmy u mojego taty w Kościele - jak co roku. A po święceniu pojechaliśmy do taty na kawkę i ciacho. Potem w pierwszy dzień świąt u nas robiliśmy śniadanko i mały obiadek - odwiedził nas mój tata z bratem i teściowie. Na szczęście obyło się bez scen i głupich kazań, za to było trochę nudnych tekstów i żalu teściowej że Pola nie chce się z nią bawić. A nasza Pola w te święta upodobała sobie mojego brata :) Kazała mu siąść obok siebie przy stole, jedli prawie z jednego talerza, potem poszli razem do jej pokoju - młody jej rysował auta, motory i zwierzątka i tak naprawdę świat przestał dla niej istnieć, istniał tylko mój brat! Teraz jak tylko zadzwoni telefon to biegnie w jego kierunku wykrzykując imię brata. A jak się okazuje, że to nie on dzwonił to jest wielce zawiedziona i jak tylko skończę gadać przez tel to musimy do młodego zadzwonić :) Cieszę się z tego bardzo, bo może w końcu uda się zostawić w któryś dzień/ wieczór Polcię z kimś z rodziny, a nie z nianią, która choć jest kochana i opiekuje się Polą wspaniale to jednak kosztuje..
Nie wiem, czy to taki etap rozwoju, że Pola 'otworzyła' się na innych? I już nie tylko mamę łapie za rączkę jak gdzieś chce iść, już nie tylko z mamą można robić wszystko, ale i z innymi też.. Ostatnio byłyśmy na naszych zajęciach dla dzieci i Pani prowadząca wprowadziła nową zabawę, podczas której trzeba było stanąć w kole i złapać się za ręce. Wszystkie maluchy złapały za rączki swoje mamy i za żadne skarby nie chciały złapać z drugiej strony innego dziecka albo czyjejś mamy. A Pola? A Pola złapała mnie i swoją koleżankę Zuzię i nie miała z tym żadnego problemu! Potem w kolejnej zabawie mama już była w ogóle nie potrzebna - złapała za rączkę Panią prowadzącą i Zuzię i nawet nie zainteresowała się tym gdzie jestem ;) Z jednej strony cieszyłam się, że tak sobie świetnie radzi, a z drugiej w serduszku trochę zabolało.. bo dziecko ewidentnie zaczyna się usamodzielniać.. :(
A dziś na zajęciach nasz Bączek od razu podleciał do swojej ulubionej koleżanki, złapał ją za rączkę i nie chciał puścić - chyba jej się to spodobało :) Co nie ukrywam, dobrze rokuje na przyszłość i chyba nie musimy się martwić tym, że Pola nie odnajdzie się w przedszkolu..
Poza tym widzę, że nasza córcia rozwija się 'smakowo'. Kiedyś dałam jej kiwi i pluła nim dalej niż widziała. Ostatnio skorzystałam z promocji i kupiłam ich cały koszyczek. Pamiętając, że mała ich nie lubi, nawet jej nie dałam. Ale jak tylko Pola zobaczyła, że jem - od razu zaczęła się domagać przydziału. I co? I zjadła 2 na raz :)
Kiedyś lubiła zieloną fasolkę. Ale potem przyszedł okres, że przestała ją jeść. Więc zrobiliśmy długą, fasolową przerwę. A w święta zrobiłam do indyka fasolkę w pomidorach i co? I mała wyjadała nam z talerza :) A jak jej dałam trochę na jej talerzyk, to rzuciła się na fasolkę jakby tydzień nie jadła! Odłożyła widelec, bo marnie jej szło nabijanie jej na widełki, za to o wiele szybciej jadło się rękami! :)
Za słodyczami na szczęście mała nie przepada. Ciast w ogóle nie lubi. Czekoladę spróbowała dopiero nie dawno i to w zasadzie przez przypadek. Poszliśmy kiedyś z M. na spacer. Wzięliśmy małą na rowerek i psa na smycz. Po drodze M. wszedł na chwilę na stację benzynową i niestety, ale sokoli wzrok Poli wypatrzył przy kasie jajko niespodziankę. A że za jajkiem przepada, więc nie dało się wyjść ze sklepu bez niego! A jak już dostała je do łapki, to nie świadoma tego co się zaraz stanie - ścisnęła je mocno i jak się można domyśleć, jajo się pokruszyło, sreberko gdzieniegdzie odpadło no i tak oto dostało się Poli kawałek czekoladki. Zabawne było to, że tak naprawdę więcej jej rozsmarowała sobie na policzkach niż zjadła :)
Poza tym mała cały czas poszerza swoje słownictwo. Teściowa była zaskoczona ile ona już potrafi powiedzieć, bo synek siostry z którym cały czas Pola jest porównywana (jest starszy o miesiąc) podobno woła tylko 'mama/tata/ baba' i coś tam po swojemu. Babcia stwierdziła, że 'gdyby przebywała więcej z Polą to na pewno by ją lepiej rozumiała.. Już nie chciałam dodawać, że 'To czemu babcia tak rzadko nas odwiedza?" , ale stwierdziłam, że to nic nie da, bo mówiłam to już przy kilku innych okazjach i teściowa zawsze na mnie wtedy wyskakiwała z hasłem: "Synowa, Ty mnie nie wkurzaj!" ... Bo według niej to my, jako młodsi powinniśmy non stop do nich jeździć. Oni są starsi, więc jeździć nie wiem czy nie mogą, czy nie powinni, czy o co chodzi? Generalnie oni są starsi i im trzeba usługiwać.. To co ja będę z nią dyskutować?... Poza tym w święta była naprawdę miła atmosfera i po co było to psuć?
Zresztą stwierdziłam, że teściowie i tak się zmienili od momentu naszego ślubu, kiedy to byli w 200% nastawieni na to, że oni są starsi, my młodsi, my się na niczym nie znamy, trzeba nam mówić co mamy robić, jak żyć, co jest dobre, a co złe, za to oni wiedzą wszystko! Naszym życiem się kompletnie nie interesowali, nie wiedzieli co u ich syna słychać, czy ma pracę, czy był na wakacjach, a jak tak to gdzie, czy na coś jest chory - no jednym słowem zero kontaktu przez kilka miesięcy. A jak do nich przyjeżdżaliśmy (przy okazji odwiedzenia znajomych) to nawet się nas nie pytali co u nas słychać, tylko non stop była nawijka co u nich. Teraz jest inaczej. Dzwonią do M. raz na jakiś czas, czasem jest to raz na tydzień, czasem raz na 2 tygodnie. Pytają co u nas, jak mała itp itd. Więc poprawa jest i to duża. Czy to przez fakt zostania dziadkami? Nie wiem.
Pamiętam jak teściowa nam kiedyś powiedziała bardzo podniesionym głosem, jak jeszcze byłam w ciąży, wielce podniesionym głosem, że ona nam dziecka bawić nie będzie! Zrobiliśmy je sobie, to sami się nim zajmujmy! Pamiętam, że tak mnie to zaskoczyło i tak mnie wgięło w fotel, że się nic nie odezwałam. Zwłaszcza, że kompletnie nie myślałam i w życiu bym nie chciała, aby moje dziecko było wychowywane przez teściową, zwłaszcza że mieszkają prawie 300 km od nas! Poza tym tyle było gadania na temat 'kiedy zostaną dziadkami?", że raczej spodziewałam się radości i euforii z ich strony! A tu proszę, dzieci jeszcze nie ma, a teściowa już się zapiera, że zajmować się nimi nie będzie. I co? Dzieci się urodziły i siostra M. non stop zostawia swojego syna u teściowej i jakoś nie zauważyłam, żeby teściowej było z tym źle. Wręcz przeciwnie! Teraz cały czas gada, że 'nie może się doczekać, kiedy będzie mogła wnuki wziąść na 2 tygodnie na wakacje". O maj gad! To na pewno nie nastąpi szybko! Może jestem dziwna, może zapatrzona w swoje dziecko, może mam jeszcze pępowinkę nie odciętą, ale nie wyobrażam sobie wysłania Poli na wakacje z babcią! Z babcią, która na synka siostry non stop krzyczy: bo podniósł papierek z ziemi, bo poszedł w lewo, a nie w prawo! itp itd. Ona wychowywała swoje dzieci zupełnie inaczej niż moi rodzice wychowywali mnie i moje rodzeństwo i teraz podobnie zachowuje się względem swoich wnuków. Czyli wojskowa musztra, mało ciepła i miłości, klapsy w pupę, podniesiony głos i dziecko nie może robić tego co chce samo, tylko to co chce babcia. My naszej małej dajemy dużo więcej swobody - jak chce wejść do kałuży i ma na nogach kaloszki, to niech sobie wejdzie. Jak chce podnieść kamyczek z trawy, dotknąć kwiatuszka, mrówki, śniegu - niech dotknie! Nie chce jeść - nie zmuszamy jej. Wychodzimy z założenia, że jak zgłodnieje to sama przyjdzie i poprosi. Jest przez nas całowana i przytulana, nie ma klapsów, a jak jest niegrzeczna to stawiamy ją do kąta i tam tłumaczymy co zrobiła źle, dlaczego jest w kącie i co należy zrobić, żeby z kąta wyjść (przeprosić / naprawić/ itp.). Dużo do niej mówimy, czytamy jej bajki (a nie jak babcia puszczamy w tv), no jednym słowem totalnie inny świat. Nie wyobrażam sobie w ogóle oddania Poli do nich nawet na weekend! Chyba, że będzie już duża i sama będzie chciała. Już wolę zapłacić naszej niani, żeby wzięła córcię do siebie na weekend! Bo wiem, że będzie w bardzo dobrych rękach, nikt nie będzie na nią krzyczał, a do tego będzie miała koleżankę do zabawy - starszą od siebie o 2 latka wnuczkę Polciowej opiekunki.
Ech, bo znowu rozpisałam się o teściach, a nie miałam takiego zamiaru..
No dobra, to tyle poświątecznych wieści. Mam nadzieję, że u Was święta też były miłe, rodzinne i słoneczne :)