Nauczyła się odkręcać i zakręcać kremy, słoiczki, wszelkiej maści pokrywki. W końcu zaczęła naśladować inne zwierzątka niż pies :) Pomimo tego, że oglądając książeczki od dawna naśladowaliśmy odgłosy pokazywanych dziecku zwierząt, to jakoś nie kręciło jej naśladowanie dorosłych i pokazywanie, że krówka robi 'muuuu...', a np. sowa 'huuu huuu huuu'.
A tu nagle oglądając ostatnio książeczkę o kotku psotku, który ucieka przez zagrodę z krówkami, świnkami itp itd Pola nagle wydała z siebie cichutkie 'miaaaaa', potem głośniejsze 'muuuuu', a potem jakiś dziwny dźwięk, który miał być odgłosem świnki :)
Do tego nagle stała się bardzo całuśna. Do tej pory na hasło 'Daj buziaka' dawała do pocałowania czoło albo zamykała oczy i lekko wychylała główkę do przodu. Czasem ten całus trafiał w jej nos, czasem w policzek, a czasem w usteczka. Teraz sama podchodzi do mnie, czy do M. i słodko wystawia dzióbek do całuska :)
Nagle też zachciała jeść sama łyżką. Widelcem już od jakiegoś czasu macha przy jedzeniu. Ma jeszcze problemy z nabijaniem na niego jedzenia, ale operuje widelcem już prawidłowo, tzn. trzyma go pewnie w rączce i pewnie trafia nim do buzi. No chyba, że ma ochotę zdjąć z niego to co nabite i dać psu :)
No więc parę dni temu wyrwała mi łyżeczkę z ręki jak karmiłam ją jogurtem i zaczęła sama wiosłować. Łyżkę złapała prawidłowo (wcześniej też ją czasem łapała, ale różnie - odwrotnie, nie tymi palcami co trzeba, krzywo itp itd.) i naprawdę ładnie nią wiosłowała. Troszkę jej pomogłam przy nabieraniu i podstawiałam pod łyżeczkę rękę, żeby podczas drogi do buzi jej zawartość nie wylądowała na stole i muszę powiedzieć, że ten 'pierwszy raz' zakończył się zjedzeniem całego jogurtu bez wylania ani kropelki na obrus czy podłogę :)
Pola też coraz więcej zaczyna mówić. Na razie powtarza po nas pierwsze sylaby wypowiadanych do niej słów, ale tych sylab z każdym dniem jest coraz więcej.
Poza tym od świąt wózek Poli jest na emeryturze! :) Pola wychodzi na spacery NA NOGACH :) Bez wózka! Spaceruje codziennie z nianią +/- godzinkę, w zależności od pogody. Na zakupy z nami jak jeździ to też wózka nie bierzemy. No generalnie mała ma chyba teraz lepszą kondycję od mamy, która wozi swoje 4 litery do pracy i z powrotem autem, a jej jedyny ruch to spacery z psem i bieganie w pracy to tu, to tam.
No i od drugiego podcinania włosków (na początku grudnia) w końcu coś zaczęło na jej głowie rosnąć! :) Jest więc szansa, że na wakacje jakąś spineczkę wepniemy, bo na kucyka to na pewno jeszcze sporo poczekamy...
A jak jesteśmy przy wózku, to mam do Was pytanie. Odkąd padł pomysł o otwarciu sklepu z akcesoriami dla dzieci, siedzę z nosem w necie i szukam różnych praktycznych i fajnych rzeczy.
Znalazłam ostatnio coś takiego i zastanawiam się, czy to sprowadzać czy nie.. Dla mnie osobiście zbędny gadżet, ale jak się już przekonałam - innym może się to spodobać. Tak było z suszarką na butelki - dla mnie zupełnie zbędny przedmiot w kuchni, a sprzedaje nam się to to prawie jak świeże bułeczki! My nie mieliśmy nigdy więcej niż 2 butelek na raz w domu, bo Pola karmiona była naturalnie. Ale widocznie mamy-niekarmiące mają w domu więcej butelek i takie cuś jest im potrzebne? :)
Wracając do tematu, czy kupiłybyście sobie takie zabezpieczenie do wózka (cena ok. 50zł):
Znalazłam 2 różnych producentów, którzy to robią, więc chyba za granicą są na to chętni? :)
A tu nagle oglądając ostatnio książeczkę o kotku psotku, który ucieka przez zagrodę z krówkami, świnkami itp itd Pola nagle wydała z siebie cichutkie 'miaaaaa', potem głośniejsze 'muuuuu', a potem jakiś dziwny dźwięk, który miał być odgłosem świnki :)
Do tego nagle stała się bardzo całuśna. Do tej pory na hasło 'Daj buziaka' dawała do pocałowania czoło albo zamykała oczy i lekko wychylała główkę do przodu. Czasem ten całus trafiał w jej nos, czasem w policzek, a czasem w usteczka. Teraz sama podchodzi do mnie, czy do M. i słodko wystawia dzióbek do całuska :)
Nagle też zachciała jeść sama łyżką. Widelcem już od jakiegoś czasu macha przy jedzeniu. Ma jeszcze problemy z nabijaniem na niego jedzenia, ale operuje widelcem już prawidłowo, tzn. trzyma go pewnie w rączce i pewnie trafia nim do buzi. No chyba, że ma ochotę zdjąć z niego to co nabite i dać psu :)
No więc parę dni temu wyrwała mi łyżeczkę z ręki jak karmiłam ją jogurtem i zaczęła sama wiosłować. Łyżkę złapała prawidłowo (wcześniej też ją czasem łapała, ale różnie - odwrotnie, nie tymi palcami co trzeba, krzywo itp itd.) i naprawdę ładnie nią wiosłowała. Troszkę jej pomogłam przy nabieraniu i podstawiałam pod łyżeczkę rękę, żeby podczas drogi do buzi jej zawartość nie wylądowała na stole i muszę powiedzieć, że ten 'pierwszy raz' zakończył się zjedzeniem całego jogurtu bez wylania ani kropelki na obrus czy podłogę :)
Pola też coraz więcej zaczyna mówić. Na razie powtarza po nas pierwsze sylaby wypowiadanych do niej słów, ale tych sylab z każdym dniem jest coraz więcej.
Poza tym od świąt wózek Poli jest na emeryturze! :) Pola wychodzi na spacery NA NOGACH :) Bez wózka! Spaceruje codziennie z nianią +/- godzinkę, w zależności od pogody. Na zakupy z nami jak jeździ to też wózka nie bierzemy. No generalnie mała ma chyba teraz lepszą kondycję od mamy, która wozi swoje 4 litery do pracy i z powrotem autem, a jej jedyny ruch to spacery z psem i bieganie w pracy to tu, to tam.
No i od drugiego podcinania włosków (na początku grudnia) w końcu coś zaczęło na jej głowie rosnąć! :) Jest więc szansa, że na wakacje jakąś spineczkę wepniemy, bo na kucyka to na pewno jeszcze sporo poczekamy...
A jak jesteśmy przy wózku, to mam do Was pytanie. Odkąd padł pomysł o otwarciu sklepu z akcesoriami dla dzieci, siedzę z nosem w necie i szukam różnych praktycznych i fajnych rzeczy.
Znalazłam ostatnio coś takiego i zastanawiam się, czy to sprowadzać czy nie.. Dla mnie osobiście zbędny gadżet, ale jak się już przekonałam - innym może się to spodobać. Tak było z suszarką na butelki - dla mnie zupełnie zbędny przedmiot w kuchni, a sprzedaje nam się to to prawie jak świeże bułeczki! My nie mieliśmy nigdy więcej niż 2 butelek na raz w domu, bo Pola karmiona była naturalnie. Ale widocznie mamy-niekarmiące mają w domu więcej butelek i takie cuś jest im potrzebne? :)
Wracając do tematu, czy kupiłybyście sobie takie zabezpieczenie do wózka (cena ok. 50zł):
Znalazłam 2 różnych producentów, którzy to robią, więc chyba za granicą są na to chętni? :)
Eeee mi byłby nie potrzebny ;)Zwykle mam jedną taką ogromną że i 10 kg ziemniaków się pomieści :P
OdpowiedzUsuńteż nie kupiła bym takiego gadżeciku, ale ja raczej należe do tych co ograniczają się do minumum:)))
OdpowiedzUsuńJa to gadżeciara jestem i bardzo mi się ten wynalazek podoba:) A Pola szaleje:) buźka
OdpowiedzUsuńMi ten gadżet też nie potrzebny się wydaje (a można by wykorzystać do tego zwykły karabińczyk nie koniecznie do tego przeznaczony chyba ,
OdpowiedzUsuńA to u Twojej Poli podobnie jak mojej Oli tyle że spacer z nią np do sklepu (gdzie normalnie idę góra 10min) z Nią zajął mi 20 minut w jedną stronę, bo to jakiś piesek w bramie, albo Panowie coś wiercą itp. Kupiliśmy jej plecaczek z "smyczą" i fajnie się sprawdza... oprócz tego jej zatrzymywania po drodze to i tak fajnie bo na ręce nie chciała i szla całą drogę.
A co do książeczek.. moja w ogóle ich nie chciała czytać, oglądać itp, mogły sobie leżeć, ale od kilku dniu polubiła jedną (sama sobie wybrała z polki) i opowiadam jej co tam się dzieje (bo czytanie jej nie odpowiada) wiec teraz sama z nią przychodzi i Nam opowiada ;).
Wiec dziewczyny Nam super rosną
Pozdrawiam i całusy dla Poli
Ps. Ola kręci (tańczy) już w obu kierunkach ;)